wtorek, 26 sierpnia 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.18 Czarny smok.



 Castiel poczuł chłodny powiew wiatru na twarzy, gdy stał pod jednym z drzew na dziedzińcu. Widocznie krasnoludy nie miały w zwyczaju wcześnie się kłaść, bo w oknach ich domów widać było światło świec.
- Jeszcze nie śpisz? – Powoli zza drzewa wyłonił się białowłosy mężczyzna. Chłopak nie wyczuł go, więc trochę go to zaskoczyło.
- Nie. Znów nie mogę zasnąć.
- Byłeś w skarbcu?
- Nie.
- Więc to nic dziwnego, że nie możesz spać. To złoto nas usypia.
- Skoro złoto nas usypia to, co rozwściecza?
- Na szczęście nie ma takiej rzeczy. Czemu pytasz?
- Na wszelki wypadek. Po prostu jestem ciekawy swojej natury.
- W porządku. Możesz pytać, o co chcesz.
- „Głód krwi”. Co to takiego?
- Widzę, że Leila opowiedziała ci o wszystkim, co mówiłem.- powiedział z poważną miną król.
- Owszem. Dzięki temu dowiedziałem się bardzo dużo. Lecz chcę więcej. – Castiel mówiąc to patrzył ojcu w oczy. Miał równie poważną minę, co on. Król złapał go delikatnie, lecz stanowczo za ramię i poprowadził w stronę zamku. Puścił go dopiero, gdy znaleźli się w korytarzu pod zamkiem. Płomienie pochodni oświetlały każde z wielu drzwi. Stanieli przed tymi na samym końcu. Aeternus wszedł do środka a Castiel ostrożnie i powoli wszedł za nim. Zaraz za drzwiami poczuł woń krwi i lekko zakręciło mu się w głowie. Pomieszczenie nagle samo się oświetliło za pomocą pochodni. Było dość spore a na wprost nich znajdowało się pięć cel. Castiel zdziwił się widokiem, jaki tam zastał, pomimo że w głębi serca się tego spodziewał. Od dawna domyślał się, o co w tym wszystkim chodzi mimo to oparł się o zamknięte drzwi za sobą i patrzył na zakrwawione szczątki. Jak na dość spore pomieszczenie było ich tam dużo. Na ścianie były łańcuchy do przykuwania ofiar a na środku stał stół. Na jego rogach były sznury prawdopodobnie by kogoś przywiązać. Zdziwiło go zachowanie jego własnego ciała, gdy na widok krwi odczuł głód. Zaczął potrząsać głową próbując odtrącić od siebie chęć skosztowania ludzkiego mięsa. Aeternus obserwował bacznie jego reakcję. Castiel upadł na kolana i zaczął szybciej oddychać. Poczuł jak jego paznokcie zmieniają się w pazury a zęby w kły.
- Nie możesz nad sobą panować? Musisz być bardziej wygłodniały niż przypuszczałem. – powiedział ojciec i podszedł do jednej z cel. – Ta powinna być odpowiednia. – stwierdził i wyprowadził z celi młodą dziewczynę. Zapiął ją w kajdany, które były przykute do ściany łańcuchem. Dziewczyna wydawała się z początku nieobecna, ale po chwili zaczęła się śmiać jak opętana.
- Kim ona jest? – spytał a raczej wysyczał książę.
- Czy to ważne?
- Dla mnie tak.
- Mieszkała w wiosce u podnóża tej góry. Psychopatka. Nie wiedzą, czemu jej odbiło, ale zabiła swojego narzeczonego odprawiając przy tym jakiś mroczny rytuał. Tyle informacji ci wystarczy? – spojrzał na syna. – Musi. Już więcej nie wytrzymasz. – stwierdził i zaczął kierować się w stronę drzwi. Castiel wstał i nie do końca wiedząc, co robi zaczął kierować się w stronę wariatki. – Smacznego. – Powiedział ojciec wychodząc i nawet na niego nie spoglądając. Zaraz po tym usłyszał z za drzwi krzyk kobiety. To była tylko krótka chwila. Król wyszedł na dziedziniec i spojrzał na rozgwieżdżone niebo.
- Chłodno. – Stwierdziła Leila. Aeternus w pierwszej chwili nie zwrócił na nią uwagi, lecz gdy się odezwała spojrzał na nią i przytaknął. – Widziałeś może Castiela?  To nie w jego typie kłaść się spać o tej porze. Właściwie to zazwyczaj wcale nie śpi. – powiedziała rozglądając się.
- Widocznie tym razem zrobił wyjątek i położył się wcześniej. – dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. Wzruszyła ramionami i skierowała się do zamku. W tym samym czasie w lochu Castiel siedział na ziemi oparty o ścianę. Patrzył na swoją rękę, która była teraz cała we krwi. Nie czuł już głodu. Nie czuł też winy za to, co zrobił. Właściwie to nic już nie czół, lecz pomimo takiego stanu cały czas zadawał sobie mnóstwo pytań, na które nie znał odpowiedzi. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Poczuł jednak, że coś jest nie tak. Coś się zmieniło. Spojrzał szybko na swoją rękę a konkretniej na pazury. Zmieniały się one na przemian w ludzkie paznokcie i znów w pazury. Zrozumiał, że teraz potrafi to kontrolować. Wstał i zdjął zakrwawione ciuchy. Skupił się przez chwilę i zaowocowało to wyrośnięciem ogona i skrzydeł. Poruszał nimi chwilę by sprawdzić czy ma nad nimi pełną kontrolę. Tak jak podejrzewał mógł już kontrolować swoją przemianę. Zmienił się w człowieka i postanowił przemknąć do skarbca. Założył płaszcz i buty, po czym wyszedł z pomieszczenia. Wczesnym rankiem obudził go Aeternus.
- Wstawaj. Już się wyspałeś. – mówiąc to rzucił mu ciuchy. Castiel przetarł oczy i spojrzał na ubranie. Biała koszula i czarne spodnie.
- Dzięki. – powiedział zakładając czyste ubranie. Tamto zakrwawione zostało w lochach. – Chyba tym razem nie spałem tak długo jak wcześniej.
- Nie. Tym razem przespałeś tylko jedną noc. Rusz się. Dzisiaj nie będziesz mógł się tak obijać. – powiedział mężczyzna i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Chłopak nie do końca wiedział, o co może mu chodzić, lecz posłusznie podążył za nim. Król kierował się drogą, której Castiel jeszcze nie znał. Wyszli na tyły pałacu. Tam znajdowało się sporych rozmiarów pole, na którym trenowały młode krasnoludy. Castiel przyglądał się im przez chwilę. Jedni rzucali toporami w tarczę i jak na sporą odległość, jaka dzieliła ich od niej mieli bardzo dobrego cela. Inni toczyli potyczki i ćwiczyli ciosy.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – spytał książę. Nie zwracał się już tak oficjalnie do swojego ojca. Właściwie nie czuł się już do tego zobowiązany. Po tym, co się stało uznał, że Aeternus to po prostu bestia w ludzkim ciele… tak samo jak on.
- Pamiętasz jak mówiłem, że odziedziczyłeś talent do magii po swojej matce? Chcę zobaczyć, co umiesz. – gdy skończył mówić udał się do jednego z krasnoludów. Był on starszy od innych i przez cały ten czas ich obserwował. Gdy zobaczył króla natychmiast się ukłonił. Aeternus powiedział mu coś a ten natychmiast zawiadomił resztę krasnoludów o końcu treningu. Po chwili na polu treningowym nie było już nikogo oprócz króla i księcia. Białowłosy mężczyzna podszedł do syna i spytał.
- Potrafisz panować nad ogniem?
- Wychodzi mi to lepiej niż w przypadku pozostałych żywiołów.
- To naturalne. – wskazał na pięć tarcz przed nimi stojących w odległości około dwudziestu metrów. – Czy trafienie w nie sprawiłoby ci kłopot? – spojrzał na chłopaka, który w odpowiedzi po prostu je podpalił. Aeternus przyglądał się temu z lekkim zdziwieniem.
- Po co w nie trafiać skoro można po prostu spalić. – nim Castiel skończył to zdanie z drewnianych tarcz został tylko popiół. Król uśmiechnął się pod nosem.
- Widzę, że jest lepiej niż myślałem.
- Nim zniszczę więcej sprzętu treningowego by udowodnić ci swoje umiejętności wolę uprzedzić, że od małego byłem szkolony pod wieloma względami. Najpierw uczyłem się o świecie jak to dziecko. Później zaczął się trening fizyczny. Gilbert zadbał o to bym był szybki, zwinny i silny. Nauczył mnie także władania mieczem. A kilka lat temu mroczny elf imieniem Zander uczył mnie magii. Tak się złożyło, że magia ognia była jego specjalnością, więc nauczył mnie naprawdę wiele. Poza tym Anna pokazała mi jak strzelać z łuku i pod jej okiem ćwiczyłem celność. A od małego lubiłem się wymykać z zamku, więc skradanie też i nieźle wychodzi. Jeśli chcesz możesz dalej mnie sprawdzać lub uwierzyć mi na słowo. – mówił to wszystko beznamiętnym tonem. Mężczyzna wysłuchał go uważnie, po czym powiedział.
- Rozbieraj się.
- Co? – zdziwił się chłopak. Mężczyzna popatrzył się na niego nie rozumiejąc jego reakcji.
- Chyba mi nie powiesz, że się wstydzisz.
- Nie. Tylko… Po co? – chłopak zaczął zdejmować ciuchy. Białowłosy uniósł jedną brew i pochylając się lekko w stronę syna odpowiedział.
- By ich nie zniszczyć. – Castiel słysząc to pojął, o co chodzi ojcu. Gdy był już nagi zamyślił się na chwilę.
- Czy.. ty się denerwujesz? – spytał mężczyzna. Niepewna mina Castiela wskazywała na to, że chłopak nie jest do końca przekonany o tym czy to, co robi jest bezpieczne.
- Nie… no może mam lekką tremę. – stwierdził odwracając wzrok.
- Skup się. Jeśli nie będziesz pewny siebie i nie będziesz naprawdę tego chciał to ci się nigdy nie uda. – Chłopak przypomniał sobie wydarzenia, które miały miejsce w lochu. Spojrzał na swoją dłoń i po chwili przemienił się w połowie.
- No dalej. Chyba nie myślisz, że to już wszystko. Skup się na swojej smoczej formie.
- Nigdy nie byłem w smoczej formie. – król słysząc to westchnął.
- Ale widziałeś mnie. Wiesz już jak ma to wyglądać. – spojrzał na niego czerwonymi oczami. Castiel skupił się. Nie minęła sekunda a obok króla stanął wielki czarny smok. Smocza postać chłopaka była niewiele mniejsza od tej, którą widział u Aeternusa. Castiel zrobił kilka kroków w przód i rozpostarł skrzydła. Były one o wiele większe niż przed chwilą i bez problemu mogły unieść smoka. Książę nieświadomie machnął ogonem i przypadkowo skosił nim pobliskie drzewo. Obrócił szybko łbem by zobaczyć, co się stało. Po czym wysłał w kierunku króla przepraszające spojrzenie. Ten tylko zaśmiał się i sam również się rozebrał. Przybrał postać smoka i wzbił się w powietrze. Kiwnął głową by chłopak również spróbował wzlecieć. Czarny smok niepewnie spojrzał na swoje skrzydła i machnął nimi kilka razy jakby chciał sprawdzić czy to w ogóle możliwe. Westchnął i dołączył do ojca. Nie spodziewał się nawet, że przyjdzie mu to tak łatwo.
- Leć za mną. Może i jako człowiek jesteś zwinny, ale jako smok musisz się jeszcze wiele nauczyć. – Aeternus zaczął lecieć między skalnymi szczytami.
- Chwila.. Ja cię słyszę w swojej głowie? – zdziwił się młody smok.
- Tak. To telepatia.
- Ah tak. Leila coś o tym wspominała.
- Nigdy nie zdarzyło ci się jej użyć?
- Kilka razy usłyszałem czyjeś myśli. Ale jeszcze nigdy nie rozmawiałem z nikim w taki sposób.  – Castiel dobrze radził sobie z omijaniem skał niestety, gdy wlecieli do jaskini i zrobiło się ciemniej poczuł, że w coś uderzył i runął na skalne podłoże. Nic mu się nie stało, choć leżąc na plecach w ciemności nie mógł zorientować się gdzie właściwie jest. Ojciec zawrócił i wylądował obok niego bez najmniejszego problemu.
- Tak jak myślałem. Masz talent i nawet posiadasz podstawowe umiejętności, lecz z instynktem u ciebie kiepsko.
- Ty cokolwiek tu widzisz?
- Nie muszę. Instynkt podpowiada mi którędy mam lecieć i czy przede mną znajduje się przeszkoda. Ty swojego kompletnie nie słuchasz. Zdajesz się jedynie na podstawowe zmysły.
- Łatwo ci mówić. – Castiel uniósł się i rozprostował skrzydła.
- W porządku wrócimy tą samą drogą. Dasz radę?
- Myślę, że tak. – wznieśli się w powietrze i po krótkiej chwili wyłonili się z mroku panującego w jaskini.
- Sprawdzimy jeszcze twoją zwinność i wracamy do pałacu. – stwierdził mężczyzna i zaczął latać slalomem pomiędzy skałami. Z początku czarnemu smokowi nieźle wychodziło podążanie za białym, lecz po pewnym czasie został lekko z tyłu. Słońce zaczęło chować się za horyzontem, gdy wylądowali. Zmienili się na powrót w ludzi i ubrali. Castiel zmęczony trochę tym wszystkim zaczął kierować się w stronę drzwi do pałacu, lecz Ojciec zatrzymał go łapiąc za ramię.
- A ty, dokąd? To było tylko sprawdzenie, co potrafisz. Prawdziwy trening jeszcze się nie zaczął. Lekko zdziwiony chłopak spojrzał na ojca, który wyjął z kieszeni kawałek podłużnego materiału.
- Na czym będzie polegać mój trening?
- Musisz w końcu wsłuchać się w swój instynkt. – powiedział zawiązując mu materiał na oczach.

Przepraszam wszystkich czytelników.

Wyszło że moja "przerwa" trwała dłużej niż zakładałam. ^^ Teraz już oczywiście będę dodawać posty.
Wybaczcie mi tą zwłokę ale co chwile miałam coś na głowie i nie zdążyłam na czas.
Dziś dodam kolejny odcinek lecz następne będą pojawiać się tak samo jak kiedyś (piątek lub sobota).

Jeszcze raz PRZEPRASZAM ;_;

sobota, 26 lipca 2014

Kilka informacji 3

1. PRZEPRASZAM.
Niestety w przeciągu trzech tygodni (łącznie z tym) nie będzie nowej notki.
Zapewniam że po tym czasie znów będą dodawane regularnie. (po prostu mam kilka ważnych spraw i nie mam czasu pisać).
Wybaczcie.

2. Planowałam dodanie drugiego opowiadania. Niestarty nie jestem pewna czy mi się to uda. Na razie pracuję nad wstępem (nadal ^^ ). O ile to zrobię to na pewno nie w tym roku. 
Sorry.

sobota, 19 lipca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.17 Dar.



 Słońce było już wysoko na niebie, gdy Anna stwierdziła, że przydałby się im odpoczynek. Konie piły wodę ze strumienia a rudowłosa dziewczyna obmyła sobie w nim twarz. Armin usiadł nieopodal na starym powalonym pniu drzewa. Elf rozejrzał się dookoła siadając na trawie koło pnia. Okolica wyglądała na spokojną. Kilka drzew rosło kawałek za strumieniem a te koło nich dawały miły cień. Łania delikatnie skubała trawę po drugiej stronie strumyka. Anna podeszła do kompanów i powiedziała.
- Armin idź po coś na rozpałkę a ty Zander przypilnuj koni. Ja idę skombinować coś do jedzenia. – Gdy to powiedziała jak na zawołanie zwierzę znajdujące się nieopodal uciekło by skryć się wśród drzew. Kobieta również skierowała się w tym kierunku. Armin niechętnie wstał otrzepał się i poszedł w stronę drzew. Anna była już dość głęboko, gdy zdała sobie sprawę, że ten las nie jest wcale tak mały, na jaki początkowo wyglądał. Zeskoczyła z niskiej skarpy i rozejrzała się. W odległości sześciu metrów od niej za niskimi krzakami dostrzegła łanię. Cicho podeszła bliżej i lekko przykucnęła. Zwierzę nie zauważyło jej. Napięła łuk i wypuściła strzałę, która trafiła stworzenie. Łania padła na ziemię wierzgając, lecz po krótkiej chwili znów nastała cisza. Kobieta podeszła bliżej, lecz gdy była koło niej poczuła ból i upadła na kolana łapiąc się za brzuch. Krzyknęła, po czym zacisnęła zęby. Ból po chwili minął. Anna oddychała głęboko. Nie miała pojęcia, co się właściwie stało. Gdy wróciła zaczęło się już ściemniać a ognisko płonęło dając przyjemne ciepło.
- Sama to przytaszczyłaś?! – Zdziwił się Armin widząc łanię przyniesioną przez kobietę.
- Jestem o wiele silniejsza niż ci się wydaje. – Odparła. Elf obserwujący całą sytuację uśmiechnął się tajemniczo natomiast na twarzy wojownika widać było szok połączony z niedowierzaniem. Anna przygotowała i usmażyła mięso z upolowanego stworzenia.
- W moich stronach nie ma takich kobiet. – stwierdził Armin i ruszył palenisko ze zdziwioną miną.
- To naturalne, że kobiety z miast nie mogą równać się z kobietami z mojego plemienia.
- Jakiego plemienia. Nie jesteś przypadkiem służącą Castiela?
- Owszem już długo służę na zamku, lecz pochodzę z dzikich lasów tropikalnych leżących na twoich ziemiach. – powiedziała uśmiechając się do niego. Armin wytrzeszczył oczy i otworzył usta ze zdziwienia.
- Ty.. Ty jesteś jedną z Amazonek?! – wykrzyczał wręcz przerażony i odsunął się od niej.
- Spokojnie. Nie gryzę.
- Mam wątpliwości. – powiedział patrząc na nią niepewnie.
- To, że zjadamy obcych to mit. - powiedziała z uśmiechem wywracając oczami, na co wojownik westchną z ulgą. - My ich tylko zabijamy a ich głowy nabijamy na pal. – Dodała z uśmiechem patrząc w jego kierunku a Armin znów spojrzał na nią przestraszonym wzrokiem.
- To żart. Tak? – spytał niepewnie.
- Nie. Tym razem mówię serio. – Uśmiechnęła się promiennie. - Dobranoc. – Pomachała im jeszcze na pożegnanie i położyła się spać. Armin spojrzał na elfa i powiedział.
- To ja potrzymam wartę. I Tak nie zasnę. – Elf skinął głową i również położył się spać. Następnego ranka wyruszyli w dalszą podróż. Minął już tydzień, gdy ujrzeli przed sobą góry. Zatrzymali się i spojrzeli na nie. Przed sobą mieli gęsty las. Musieli go przejść by dostać się do celu.
- Już niedaleko. – powiedziała z ulgą kobieta.
- Czy wciąż wszystko z nimi w porządku Zander? – zapytał elfa wojownik. Wolał upewnić się, że wciąż ma szansę przedostać się na drugą stronę gór.
- W jak najlepszym. – odpowiedział spokojnie. Anna już chciała ruszyć dalej, gdy z lasu wyszło kilku uzbrojonych mężczyzn. Po ich minach widać było, że nie mają dobrych zamiarów.
- Oddajcie nam wszystkie cenne przedmioty to nikomu nic się nie stanie. – powiedział z wrednym uśmieszkiem jeden z nich wymierzając ostrze miecza w stronę rudowłosej kobiety. Anna spojrzała na niego z pogardą. Zander i Armin popatrzyli po sobie i dobyli mieczy.
- A więc tak? W porządku. – Machną do swych towarzyszy. – Gińcie.
- W twoich snach. – powiedział wojownik i wraz z elfem ruszyli do walki. Anna odwiązała konie Castiela i Leili od swojego i również dołączyła do walki. Bez większego problemu rozprawiali się z wrogami do momentu, gdy kobieta znów poczuła znajomy ból. Upadła na kolana a ostrze miecza wroga spadało prosto na jej głowę. Na szczęście Zander w jednej chwili pojawił się obok niej i je zablokował. Elf wytrącił miecz mężczyźnie i wbił swoje ostrze w jego serce. Wróg padł na ziemię a Zander szybko obrócił się i poderżną gardło kolejnemu tym samym chroniąc ją przed kolejnym atakiem.
- Armin! Przestań się bawić! – krzyknął, po czym dodał ciszej zerkając na Annę.- Mamy problem. – Kobieta dalej klęczała trzymając się za brzuch. Tym razem ból nie minął tak szybko. Wojownik słysząc elfa zaczął szybciej wykańczać kolejnych przeciwników. Pokonywał kolejnych z nich pojedynczymi ciosami zmierzając w stronę kompanów. Krew wrogów ciekła po nim niczym woda. Elf wymierzył jeszcze kilka ciosów i zostali jedynymi żywymi osobami w okolicy.
- Co jej jest? – spytał z niepokojem Armin. Anna zaciskała zęby a po policzku spłynęły jej łzy. Przykucnął przy niej i spojrzał na elfa. Widać było, że Zander jest w lekkim szoku.
- To niemożliwe. – wyszeptał patrząc na nią.
- Co jest niemożliwe? – dopytywał wojownik. Anna poczuła, że ból mija i zaczęła głęboko oddychać.
- Jest w ciąży. – powiedział ze spokojem i przywołał konia. Wsiadł na niego.
- I mówisz to jakby to było najzwyklejszą rzeczą na świecie? Z tego, co wiem zazwyczaj TAK to nie wygląda. – Armin mówił podenerwowanym głosem.
- Owszem normalne to nie jest. Szczególnie, że Anna nie może mieć dzieci. – mówił spokojnie patrząc w jego stronę.
- Jeśli nie może to jakim cudem jest w ciąży?
- Nie odpowiadaj sobie na własne pytania. – Armin zrozumiał wypowiedź Elfa dopiero po chwili.
- I pomimo tego nie przejąłeś się tym, co się stało? – Wojownik był zdenerwowany ignorancją Zandera. Kobieta spojrzała na niego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Odpuść. To u niego normalne. – powiedziała, po czym wstała i przywiązała pozostałe dwa konie do swojego. Arminowi nie za bardzo podobała się ta sytuacja, ale odpuścił i wsiadł na swojego konia. Ruszyli dalej a elf, co chwile ukradkiem spoglądał na rudowłosą kobietę. Następny postój zrobili głęboko w lesie. Było już ciemno a ognisko dawało przyjemne ciepło. Armin wstał i poszedł po więcej drewna. Gdy tylko znikną z oczu Zandera elf usiadł koło kobiety.
- Jak to możliwe? – spytała po dłuższej chwili milczenia.
- Sam się zastanawiam. To powinno być całkowicie niemożliwe. Szczególnie w twoim przypadku.
- Dlaczego? Mówisz tak jakby oprócz tego, że nie mogę… - poprawiła się - nie mogłam mieć dzieci, było coś jeszcze.
- Elfy nie mogą mieć dzieci z ludzkimi kobietami. Wasze ciała nie są do tego przystosowane.
- Przecież jest wiele pół-elfów.
- Owszem, ale z elfiej matki. I dobrze wiesz, w jakich okolicznościach dochodzi do takich przypadków. – Anna dobrze wiedziała, co ma na myśli. Zagryzła wargi czując wstyd za to, co ludzie zrobili tej rasie.
- Skoro moje ciało jest za słabe to, dlaczego jestem w ciąży? I dlaczego w ogóle do tego doszło. Nie rozumiem. Od tak dawna chciałam mieć dziecko, ale to było niemożliwe. Z resztą sam o tym wiesz. Nie rozumiem, co się zmieniło. – Elf zmierzył ją wzrokiem i dotknął jej brzucha.
- Co robisz?
- Próbuję znaleźć odpowiedź. – Zamknął oczy i skupił się. Po dłuższej chwili spojrzał na nią zaskoczony i lekko przestraszony. To bardzo zaniepokoiło kobietę.
- Co się stało?
- Mam dobrą i złą wiadomość. – powiedział niepewnym głosem.
- Najpierw powiedź dobrą.
- Chciałaś dziecka i będziesz je mieć. – Uśmiechnął się nerwowo.
- A ta zła? – Widząc zachowanie elfa coraz bardziej obawiała się tego, co powie.
- To będzie boleć. I to coraz częściej i bardziej. Mówiłem, że ludzkie kobiety nie są w stanie urodzić takie dziecko. Twoje ciało powinno natychmiast się go pozbyć, lecz z jakiegoś powodu to się nie stało. Będziesz coraz słabsza. A za trzy miesiące przyjdzie ono na świat. Będziesz mamą… Jeśli przeżyjesz. – Kobieta patrzyła na niego z niedowierzaniem. Po chwili zastanowienia spytała.
- Co było niezwykłego w pełni która miała miejsce gdy porwali Castiela?
- Cóż taka noc zdarza się raz na cztery lata i … - Przerwał i spojrzał jej w oczy. – O, oł..
- „O, oł”? Jakie „O, oł”? – Spytała znów zaniepokojona.
- Nic, nic. To nic takiego. – Uśmiechał się do niej elf, co już samo w sobie było podejrzane.
- To wtedy. Prawda? To przez tą noc? – Spytała zrezygnowana i podenerwowana kobieta. – Powiesz mi, chociaż co jest takiego niezwykłego w tej nocy?
- Ingerencja bóstw. Tych dobrych oraz tych złych. Bardziej mnie zastanawia, co niezwykłego będzie w naszym dziecku. To, że zaszłaś w ciążę prawdopodobnie jest planem jakiegoś boga.
- Rozumiem. Czyli może być darem niebios lub przekleństwem z piekieł?
- Dokładnie. – Zrezygnowana kobieta położyła się na plecach. Miała tego wszystkiego dość. Wiedziała, że Zander zainteresował się tym tylko, dlatego, że ich dziecko będzie niezwykłe. Położyła rękę na brzuchu i wyszeptała.
- Proszę tylko nie bądź przeklęty.

niedziela, 13 lipca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.16 Wschód.



Na wstępie chciałam przeprosić za spóźnienie. Było spowodowane tym, że w piątek zapomniałam jaki jest dzień. Natomiast w sobotę już nie miałam jak wstawić notki gdyż w moim miejscowości odbywał się festiwal, na który chciałam pójść. PRZEPRASZAM! 

-------------------

Biały smok rozpostarł skrzydła. Leila załapała się mocno a bestia wzbiła się w powietrze. Po chwili byli już wyżej niż góry, na których przed momentem się znajdowali.
- Jak ci się podoba widok? – Leila usłyszała głos króla w swojej głowie.
- Jak ty to.. – Spytała dziewczyna w lekkim szoku.
- Telepatia. Smoki często się nią posługują szczególnie w swej naturalnej postaci. – Wyjaśnił. Dziewczyna rozejrzała się. Byli tak wysoko, że widziała stąd niemal całe Śródziemie. Morze pięknie mieniło się w blasku słońca. Gdy spojrzała dalej zobaczyła granice Północnego Królestwa i.. swoje miasto. Z tej odległości wydawało jej się śmiesznie małe. Chciała sprawdzić czy zobaczy też stolicę, lecz była za linią wzroku. Rozglądała się uważnie przy okazji starając się zapamiętać jak najwięcej, gdy znów usłyszała głos.
- Spójrz w drugą stronę. – Dziewczyna powoli odwróciła głowę, po czym jej oczom ukazał się niezwykły widok. Góry, lasy, rzeki i wodospady wszystko układało się w bajkową mozaikę.
- To ziemie Wschodu. – Powiedziała jakby sama do siebie. Po lewej widziała ogromny las z drzewami tak wysokimi, że prawie dorównywały górom odcinającym drogę do tej pięknej krainy. Zobaczyła też wielką rzekę odgradzającą las od pustyni za nim. Za pustynią znajdowała się wielka góra, na której można było dostrzec mieniący się w słońcu pałac. Po prawej, widać było bagna. Dziewczyna podziwiała góry i doliny, skalne i piaszczyste pustkowia, lecz gdy sięgnęła wzrokiem na horyzont coś ją zaniepokoiło. Dziwna mroczna aura rozciągała się nad tamtejszymi ziemiami. Leilę przeszły ciarki, gdy to zobaczyła. Ten widok szczególnie wyróżniał się na tle piękna Wschodnich ziem.
- Co to jest? – Wskazała palcem na horyzont.
- Thin-Londe. „Szara przystań”. To ziemia mrocznych elfów. Lepiej się tam nie zbliżać inaczej możesz zostać obiektem ich eksperymentów.  – Dziewczyna słysząc słowa króla przypomniała sobie Zandera. Nie wydawał się jej szczególnie groźny. Zastanawiała się czy to tylko pozory czy coś więcej. Ciekawość jednak wzięła górę nad rozmyślaniami.
- A ten gigantyczny las? Ma jakąś nazwę?
- Tak. To las Taur-Galadh. To Królestwo leśnych elfów. W ich języku znaczy to tyle, co „las wysokich drzew”. Ten rodzaj elfów niezwykle zwinnie porusza się miedzy drzewami, więc to dla nich idealne środowisko.
- A ta wielka góra za pustynią? Ta, na której widać wodospady i pałac.
- To góra Aikna. Zamieszkana przez elfy wysokiego rodu. W ich języku oznacza to po prostu „święta” góra. A pałac, który widzisz należy do ich władcy.
- Dlaczego nazwali ją świętą?
- Podobno wewnątrz góry znajduje się pradawne sanktuarium ich bóstwa.
- Właściwie to… czemu nazywane są elfami „wysokiego rodu”?
- Elfy te w porównaniu do leśnych i mrocznych są podobne do tych z przed wieków. Nie zmieniły za wiele w sposobie życia i kulturze. No może oprócz podejścia do obcych. Są raczej wrogo nastawione. No i w przeciwieństwie do swych przodków potrafią walczyć bronią.
- O tym, że walczą słyszałam. Mama wspominała mi kiedyś, że każdy z tych trzech rodzajów elfów walczy inaczej. Leśne posługują się łukami. Te wysokiego rodu mieczami a mroczne… Właściwie to jak walczą mroczne elfy? Czy przypadkiem też nie posługują się mieczem? – Dziewczyna była przekonana, że Zander posługiwał się mieczem podczas walki.
- Nie. Nie jest im potrzebny. Mroczne elfy posługują się głównie magią. Ale wiara w to, że użyją przypisanej im broni może być zgubna. Każda z trzech odmian ma wspólne korzenie, więc może posługiwać się dowolną bronią. Pod tym względem potrafią być nieprzewidywalni tak samo jak ludzie. – Dziewczyna słuchała go uważnie, lecz zauważyła, że coś czerwonego o sporych rozmiarach przefrunęło nieopodal lasu leśnych elfów.
- Czy na ziemiach Wschodu są jeszcze jakieś stworzenia, których nie ma u nas.
- Owszem. Jest ich wiele. Ale nie będą ci obce. Znasz je z legend. Tylko to po nich pozostało na ziemiach zamieszkanych przez ludzi.
- Czy są niebezpieczne?
- A czy dzikie zwierzęta mogą być niebezpieczne? To chyba oczywiste. Jest wiele różnych groźnych stworzeń. – Dziewczyna zastanowiła się chwilę, po czym zapytała.
- Jakie groźne stworzenia można napotkać w lesie Taur-Galadh?
- Jest ich wiele. O ile Fauny i Centaury potrafią zostawić cię w spokoju, tak Driady są niebezpieczne. Te leśne nimfy zabiją cię, gdy tylko cię zobaczą. W tym lesie są też stworzenia, które nazywacie leśnymi wróżkami.
- To te małe stworzenia podobne do elfów tylko, że ze skrzydełkami i słodsze? – Spytała uśmiechając się.
- Tak. Jak dla mnie są dość zabawne. Zachowują się jak dzieci, ale są sympatyczne.
- A w tej rzece też może znajdować się coś niebezpiecznego? – Wskazała na nią palcem.
- Rzeka, na którą patrzysz nie jest zwyczajna. Jest ona niezwykle szeroka i głęboka. Wystaje z niej wiele ostrych i ma silny nurt. Gdyby tego było mało ma ona swoje strażniczki. Syreny. Są to niezwykłe stworzenia, których śpiew może omamić słuchacza. Wciągają swoją ofiarę do wody i topią. Niewiele stworzeń dało radę przeżyć spotkanie z nimi.
- A na pustyni? O ile na takim terenie w ogóle może coś żyć…
- Pustynia sama w sobie jest niebezpieczna. Z tej perspektywy wydaje się mała, ale przejście jej jest dużym wyzwaniem. Mimo srogich warunków żyją tam plemiona Khajiitów. Posturę mają ludzką, ale wyglądają jak koty. Uwielbiają ciepłe piaski pustyni. To plemiona koczownicze i nigdy nie wiadomo Gdzie można ich spotkać. Są dość spokojne i łatwo można się z nimi dogadać. Szczególnie jak masz coś, co błyszczy. Mają na tym punkcie słabość. Oprócz nich są jeszcze Sfinksy. Lepiej będzie, jeśli ich nie spotkasz. Te dziwne stworzenia zadają ci zagadkę. Jeśli odpowiesz źle to zginiesz.
- Ok. Łapię. Omijać Sfinksy. A na tej świętej górze?
- Na górze Aikna jest bardzo dużo stworzeń. Większość jest łagodnych, jeśli jest się dla nich delikatnym. Można tam spotkać Pegazy, Jednorożce, Feniksy i Harpie. Co prawda te ostatnie mogą być agresywne. Dopóki będziesz opanowana i nie będziesz się zbliżać nic ci nie zrobią.
Lepiej wystrzegać się Chimer. Są bardzo agresywne i silne. Lecz kiepsko u nich z zwinnością. Ciekawym stworzeniem jest Satori. To stworzenie przypomina małpę, ale umie posługiwać się każdym językiem. Jej specyficzną cechą jest to, że potrafi odczytywać czyjeś myśli i bez zastanowienia wypowiada je na głos.
- Za tą górą są jeszcze inne tereny. Nie widać ich za dobrze, ale do Thin-Londe jeszcze daleko. Czy tam są stworzenia, które lepiej omijać?
- Tam też jest wiele stworzeń. Jednak szczególnie radzę omijać ci Cyklopów. Są bardzo nieprzewidywalne. Czasem można spotkać tam Gryfa. Jest dzikie i mięsożerne, więc lepiej zachować czujność. Jeśli chcesz schronić się w jaskini raczę uważać na Bazyliszka. Swoim wzrokiem może zmienić cię w kamień.  Można też napotkać Mantykorę. Dla zwykłego człowieka to oznacza śmierć. W ogonie tego zwierzęcia znajduje się silna trucizna. Poluje ono na każdą człekokształtną istotę.
- Skoro Tak to, jakie istoty podobne ludziom tam żyją?
- Nie wiadomo mi nic o takich stworzeniach a Mantykory zabijają zazwyczaj podróżnych.
- Bagna wydają się niebezpieczne. Co tam można spotkać?
- Na bagnach żyją głównie Argonianie. To rasa podobna posturą do ludzi, lecz z wyglądu do jaszczurki. Jest kilka wiosek tych stworzeń. Nigdy nie wiadomo jak się zachowają. Mówią w swoim własnym języku, który przypomina piski i powarkiwania, ale potrafią mówić też waszym języku.  Jak ma się pecha można też spotkać kappę. To samotnicy, więc nie ma ich wiele. Są strasznie złośliwi, silni i niebezpieczni. Lepiej omijać ich szerokim łukiem.
- A te mroczne ziemie na horyzoncie? Czy na tym terenie są jakieś stworzenia?
- Oprócz mrocznych elfów są tam też Dedry. To nietypowe i potężne stworzenia. Są prawie nieśmiertelne. Zaistniały w podobny sposób, co ja. Po prostu pojawiły się przed wiekami. Władają magią, ale też posługują się bronią. Zwykły człowiek nie ma z nimi szans. Na szczęście często zaszywają się w swoich ogromnych zamczyskach i nie obchodzi ich, co się dzieje poza nim. Mają swoich wyznawców i często są uważane za bóstwa. Poza nimi istnieją też Atronachy elfy nazywają je Żywiołakami a wy je nazywacie Chowańcami.
- Ach to te dziwne straszne stworzenia przyzywane przez magów? Ogromne wilki, Dziwne skalne twory, płonące lub zbudowane z wody duchy lub te metalowe świecące stworzenia. Są straszne.
- Tak. To o nie chodzi. Pochodzą właśnie z tych ziem i są z nich chwilowo ściągane przy pomocy czarów. Wtedy magia hipnotyzuje je i atakują tylko wrogów przyzywającego, lecz w naturalnym środowisku zabiją każdego, kogo spotkają. Najpotężniejsza jest jednak zawsze matka Atronachów. Zazwyczaj jest trzy razy większa i nigdy nie jest sama. W jej pobliżu jest mnóstwo jej dzieci, które bronią jej zacięcie usiłując cię zabić nawet, gdy jesteś jeszcze daleko.
- Wschód jest bardziej niebezpieczny nisze ziemie. – Stwierdziła Leila. Smok zrobił kiła kółek by dziewczyna jeszcze chwilę mogła pooglądać widoki i delikatnie opadł znów na swoje miejsce.
- No a co z Orkami? Gdzie one mają swoje ziemie? – Spytała zsiadając ze smoka.
- Orki żyją u podnóża gór. 
- A Krasnoludy?
- Zamieszkują wyższe tereny. Ich osady są prawie u szczytu gór a one same drążą w górach tunele wydobywając z nich surowce.
- Ach. To, dlatego orki tak często atakują krasnoludy. One walczą o teren tak?
- Nie zupełnie. Orki nie robią tego dla siebie. Chcą mnie osłabić na rozkaz Sanguisa.
- Co?! Dlaczego?
- Dopóki jestem słaby nie sprawię mu problemu. Nie mogę zrobić nic by odebrać swoją własność. – Leila zrozumiała, w jakiej sytuacji znalazł się król i poczuła, że chce mu pomóc. Postanowiła porozmawiać, z Castielem. W końcu skoro to jego syn na pewno też będzie chciał mu pomóc. Chłopak był w swojej komnacie. Jak zwykle czytaj książkę siedząc na fotelu, gdy do pomieszczenia weszła Leila. Dziewczyna wyła tak zaaferowana sytuacją, że nawet nie zapukała.
- Castiel nie uwierzysz, czego się dowiedziałam. – Stanęła przed nim. Chłopak spojrzał na nią lekko zaskoczony i odłożył książkę.
- No słucham. – Leila opowiedziała mu o wszystkim, co widziała i co powiedział jej Aeternus. Była przy tym bardzo podekscytowana. Wspomniała mu też o tym, co dowiedziała się od niego przed tym jak książę do nich dołączył w komnacie z kominkiem. Połączyła te wszystkie fakty i bardzo chciała pomóc królowi. Castiel słuchał jej uważnie w milczeniu. Gdy skończyła i patrzyła na niego oczekując odpowiedzi westchnął.
- Czy ty naprawdę musisz ignorować wszystkie negatywne informacje? Biednemu smokowi odebrano serce. Król musi zostać na górze i chronić poddanych. Tak? – Leila nie wiedziała, o co mu może chodzić. Przecież tak było. Smok bronił mieszkańców góry, przez co był za słaby by odebrać, co jego.
- A czy to nie jest przypadkiem tak, że smok w zamian za ochronę żąda krwi niewinnych młodych dziewczyn? Wykorzystuję młodą księżniczkę by ta ukryła klucz do władzy nad sercem z dala od Sanguisa, a ta przypłaca to życiem. I nie pomyślałaś o tym, że to dziwne, że mówi ci o wszystkim, choć ukrywał się w tym zamku od dawna i wie, że chcesz opuścić to miejsce? – Dziewczyna z wrażenia usiadła na łóżko, przy którym stała. Nie widziała tego w taki sposób. Jednak jedna część wypowiedzi księcia przykuła jej uwagę.
- Uważasz, że wykorzystał królową Raven?
- Oczywiście, że tak. Była silną kobietą i kochała go. Wiedział o tym i to wykorzystał. Gdyby księgi tam nie było Sanguis nie miałby, po co atakować zamku, a ona by żyła. – Dziewczyna nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Miała mętlik w głowie. Jeszcze chwilę temu myślała, że pomoc jest dobrym pomysłem, lecz teraz nie była tego taka pewna. Książę widząc, że się waha powiedział.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli mój ojciec odzyska swoje serce to nic go już nie powstrzyma? Nie będzie musiał się ukrywać. Czy pamiętasz jeszcze legendy o nim? To wróci… 
- Masz rację. To nie jest takie proste.  – Lecz po chwili dodała.
- Lecz Sanguis też nie powinien posiadać jego serca. – Spojrzała na Księcia z determinacją.
- Chcesz mu je odebrać?
- Tak. Dla dobra wszystkich.

piątek, 4 lipca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.15 Sen.



Zander, Anna i Armin odeskortowywali Charlotte do jej domu. Dziewczyna była niezwykle cicha i smutna. Gdy dotarli do Marelandu ich oczom w oddali ukazało się sporych rozmiarów miasto.
- A więc to twój dom Charlott? Całkiem tu ładnie. – Stwierdził Armin wioząc dziewczynę na swoim koniu. Ta jednak nie odezwała się. Wciąż była zamyślona i smutna. Gdy dotarli do miasta zapadał zmierzch. Pochodnie przy domach dawały wystarczająco dużo światła. Kamienne uliczki sprawiały, że stukot końskich kopyt był o wiele głośniejszy.
- To ten duży dom koło dziedzińca. – Charlott wskazała budynek palcem. Podjechali pod niego. Dziewczyna zapukała do drzwi. Po chwili gruby mężczyzna z łysinką otworzył im drzwi. Był już w nocnej koszuli z świecznikiem w ręku. Widząc dziewczynę uśmiechną się uradowany.
- Charlott! Skarbie gdzieś ty była tyle czasu?
Mój powóz został zaatakowany wujku. Ci ludzie pomogli mi wrócić do domu. Byli dla mnie bardzo mili. – Powiedziała wskazując na pozostałą trójkę. Mężczyzna przyjrzał się im uważnie.
- Oj tak. Należy im się nagroda. Zaczekajcie chwilę. A ty Charlott pożegnaj się i do domu. – Zniknął na chwilę za drzwiami.
- Do widzenia Charlott. – Powiedział Armin. Anna i Zander pomachali jej tylko.
- Dziękuję wam za wszystko. Podziękujcie też Castielowi i Leili. I koniecznie przekażcie jej pieniądze. Do widzenia. – Pożegnała się grzecznie i wróciła do domu. Mężczyzna wręczył Annie dość ciężką sakiewkę ze złotymi monetami.
- Dziękuję wam bardzo. – Powiedział i wrócił do domu. Armin odwrócił się przodem do Zandera i Anny a następnie wymijając ich powiedział z uśmiechem.
- No! To teraz idziemy po nasze zguby.
- A nie lepiej najpierw trochę odpocząć? I tak nie znajdziemy ich tak łatwo. – Powiedział Zander.
-NIE! – Krzyknęli na niego chórkiem towarzysze. Anna wyglądała na wręcz oburzona jego pomysłem.
- Musimy go znaleźć jak najszybciej. Nie wiem czy mu się coś nie stało. A jak jest w niebezpieczeństwie? – Kobieta mówiła ciągiem i na koniec spojrzała błagalnie na elfa.
- Dobrze już dobrze. Idziemy. Tylko przestań panikować. Twojemu dziecku nic nie grozi. – Ostatnie zdanie wypowiedział wywracając wzrokiem. Kobieta naburmuszyła się słysząc to. Zander trafił w sedno. Od śmierci Raven Anna traktowała chłopaka jakby był jej dzieckiem. Zawsze się o niego troszczyła, lecz gdy zabrakło jego matki ktoś musiał ją zastąpić. Przez te lata pokochała chłopca i teraz bardzo się o niego martwi. Zander też odczuwał niepokój o swojego podopiecznego, ale wiedział, co chłopak potrafi i jaki ma talent. Sam nauczył go zaklęć, które pomogą mu przeżyć. Wiedział, że księciu nic nie będzie. Mimo to wolał nie denerwować kobiety i skupił się na szukaniu chłopaka.
- Mam dobrą i złą wiadomość. Od której mam zacząć? – Spytał po chwili skupienia i ciszy elf.
- Od złej. – Powiedział Armin a Anna tylko zmarszczyła brwi z niepokojem.
- Castiel jest na górze krasnoludów. I w dodatku wyczuwam w jego pobliżu kogoś podobnego do niego.
- Czekaj.. czyli podobna bestia do tej, w jaką zmienił się książę jest razem z nim i to na górach graniczących ze Wschodem? No świetnie.. – Powiedział zrezygnowany wojownik.
- Nie zupełnie..
- To znaczy?
- To coś jest silniejsze od niego.
- To mnie miało pocieszyć?
- A ta dobra wiadomość? – Wtrąciła się rudowłosa kobieta.
- Wyczuwam też Leilę. Oboje żyją i nic im nie jest.
- Zawsze coś. – Stwierdziła Anna, po czym wsiadła na konia i pojechała w stronę gór. W ślad za nią wyruszyli mężczyźni.
Był już późny wieczór, gdy Castiel kręcił się na łóżku nie mogąc spać. W końcu poddał się i wstał. Postanowił przespacerować się po pałacu. Idąc długimi korytarzami, co chwilę mijał duże okna, przez które było widać część dziedzińca. Książę spoglądając przez jedno z nich zapatrzył się na wysoką wierzę pałacu stojącą nieopodal. W oknach tej wierzy tliło się jeszcze słabe światło świec. Zastanawiał go fakt, że wieża była jakby osobną budowlą a nie częścią pałacu. Z zamyśleń wyrwał go czyjś głos.
- Ładna noc. - Castiel nawet nie poczuł, kiedy jego ojciec znalazł się zaraz za nim. Chłopak odwrócił się lekko zaskoczony i odparł.
- Tak. Spokojna. – Przetarł oczy ręką. Jego ojciec oprócz zwykłego ubioru miał na sobie ciepły czarny płaszcz. Chłopak widząc to dodał.
- I trochę chłodna. – Król delikatnie się uśmiechną na te słowa.
- Nie możesz spać?
- Tak. Często tak mam. – Castiel oparł się o ścianę i potarł ramiona. Król zamyślił się na chwilę, po czym powiedział z lekkim uśmiechem.
- Chodź za mną. – Castiel posłuchał go i posłusznie podążył zanim podążył. Szli wzdłuż korytarza, po czym przechodząc przez jedne z drzwi na jego końcu zaczęli schodzić po krętych schodach. Byli już dość głęboko, gdy dotarli do sporych rozmiarów wrót. Po przejściu przez nie oczom chłopaka ukazała się gigantycznych rozmiarów jaskinia po brzegi wypełniona zlotem i cennymi klejnotami. Oświetlały ją pochodnie rozmieszczone w różnych miejscach a klejnoty rozpraszały ich blask rzucając różnokolorowe światło.
- Gdzie my jesteśmy? – Spytał i zaczął ziewać. Nagle poczuł, że ogarnia go silne zmęczenie.
- To skarbiec krasnoludów. I moja sypialnia. Złoto usypia smoki. – Powiedział podtrzymując ramieniem chłopaka, który trochę się zachwiał.
- Czas spać. Jesteś już bardzo zmęczony. – Powiedział i sprowadził chłopaka po schodkach na stos złotych monet. Ten jak w jednym momencie zasnął jak zaczarowany. Ojciec przykrył go swoim płaszczem, po czym sam przemienił się w smoka, ułożył koło niego i zasną.
Castiel ockną się dopiero trzy dni później. Nad sobą zobaczył trochę zaskoczoną Leilę.
- O! Jednak obudziłeś się wcześniej niż przewidywał twój ojciec. Wiedziałam! Haha. Wygrałam! – Powiedziała uradowana.
- Co wygrałaś? – Spytał z rozbawieniem chłopak.
- No zakład z twoim ojcem! – Wstała i pomogła wstać chłopakowi.
- Hej! Akre! Jednak obudził się wcześniej! – Wołała do kobiety stającej przy drzwiach. Ta z uśmiechem pokiwała głową potakująco i wyszła.
- Powiedział, że jak wygram to pozwoli mi zobaczyć jak to jest, gdy się lata. Niby już dzięki tobie trochę wiem. Ale zobaczyć świat ze grzbietu smoka to dopiero coś! – Mówiła jak najęta.
- Chwila. Jak to dzięki mnie już trochę wiesz?
- A no tak. Ty nic jak zwykle nie pamiętasz. Wtedy po porwaniu przez tych dziwnych ludzi znów się przemieniłeś. Porwałeś mnie na tą górę. W sumie to się z tego cieszę. Dzięki tobie żyjemy.
- Domyślałem się, że tak było.
- W sumie jak tak teraz o tym mówimy…
- Tak?
- Czemu nigdy nie przemieniłeś się zupełnie w smoka?
- Nie wiem. Do spotkania z ojcem nawet nie wiedziałem, czym właściwie jestem. Nie panuję nad tym tak jak on.
- Może musisz się tego nauczyć?
- Skoro to moja natura to nie powinienem mieć takiej potrzeby.
- Hmm.. Widocznie tego nie chcesz.
- Co masz na myśli?
- No, bo przemieniłeś się w pewnym stopniu tylko dwa razy. W obu przypadkach miałeś konkretny powód by to zrobić.
- Możesz mieć rację. – Castiel już zaczął się nad tym zastanawiać, lecz Leila pociągnęła go za sobą na zewnątrz. Dzienne światło trochę go raziło. Półmrok jaskini bardziej mu odpowiadał.
Dziewczyna zaprowadziła go do sporej Sali bankietowej, w której znajdował się wielki podłużny stół wypełniony jedzeniem.
- Smoki chyba mają wilczy apetyt. – Powiedziała kierując wzrok na zdezorientowanego księcia.
- To wszystko dla ciebie. Akre powiedziała, że smoki muszą dużo jeść żeby być spokojne.
- Nie przypominam sobie bym dużo jadł a mimo to nigdy nie byłem agresywny.
- A! Tak. Twój ojciec wspominał mi, że byłeś niezwykle zmęczony i to, dlatego zawsze byłeś tak spokojny. Ale teraz, gdy już się wyspałeś i nabrałeś sił to się może zmienić. Powiedział też coś o głodzie krwi, ale nie wiedziałam, o co mu może chodzić. Niestety, gdy spytałam nie wytłumaczył mi nic tylko zmienił temat.
- Głodzie krwi.. hm? – Castielowi przypomniała się rozmowa z Akre. I szybko dodał.
- Lepiej będzie jak nie będziesz dopytywać. Skoro ci tego nie wytłumaczył to widocznie ma powód. – Usiedli przy stole. Castiel zaczął jeść i musiał przyznać, że w życiu jeszcze nie czół takiego głodu.
- Wiesz zastanawiam się.. – Dziewczyna wyglądała jakby wahała się czy mu o czymś powiedzieć.
- Tak? – Spytał.
- Podczas gdy spałeś. Drugiej nocy. Widziałam coś dziwnego. – Dziewczyna mówiła szeptem, ale tak by ją usłyszał.
- Krasnoludy prowadziły jakąś młodą kobietę. Wyglądało to tak jakby była ich więźniem. Tylko, że ta kobieta była człowiekiem. Zdziwiło mnie to, bo oprócz nas nie widziałam tu innych ludzi. A skoro była więźniem to, czemu nie stanęła przed królem? I czemu robili to w nocy? Nic z tego nie rozumiem. – Castiel niepewnie przełknął. Nie wiedział, co ma jej odpowiedzieć. Lepiej było by nie wiedziała o tym, co dowiedział się do Akre, ale z drugiej strony wiedziała już za dużo i nie chciał żeby się w coś wpakowała. Po dłuższym zastanowieniu odpowiedział jej.
- To ofiara.
- Ofiara?
- Tak.
- Dla kogo? – Dziewczyna patrzyła na niego zdziwiona i zaniepokojona. Widać było, że już się domyśliła, o co w tym wszystkim chodzi i nie podoba jej się to. Castiel przerwał posiłek i spojrzał na nią z uwaga.
- Dla smoka.
- Twój ojciec pożera ludzi? A ja byłam z nim tyle razy sam na sam. O bogowie. Cud, że w ogóle żyję.– Jak widać trudno było jej to zaakceptować.
- Nie zwykłych ludzi. Dziewicę.
- Dzięki. Poczułam się lepiej.– Powiedziała sarkastycznie wywracając oczami.
- Spokojnie. Tobie nie zrobi krzywdy.
- Skąd ta pewność?
- Bo wtedy ja.. – Przerwał. I zamyślił się.
- Bo wtedy ty co?
- Nic. Zapomnij o tym.
- Castiel!
- Co?
- Mówisz mi coś takiego a później zostawiasz mnie w niepewności? – Dziewczyna była trochę poirytowana jego zachowaniem. Ten uśmiechną się lekko i powiedział.
- Tak. Dokładnie tak. – Już chciała mu coś powiedzieć, lecz do Sali wszedł król.
- Witajcie. – Uśmiechną się do nich. Oboje od razu skupili na nim swoją uwagę.
- Nie spodziewałem się, że obudzisz się tak szybko. – Skierował swoje słowa do syna. Ten tylko się uśmiechnął. Chciał coś powiedzieć, lecz Leila była szybsza.
- Wygrałam! Teraz czekam na nagrodę. – Dziewczyna wyglądała na bardzo zadowoloną. Król uśmiechną się.
- Dajmy mu trochę spokoju. - Kiwną do dziewczyny by poszła za nim. Ta od razu wstała i pobiegła w jego stronę z uśmiechem. Castiel stwierdził w myślach, że dziewczyna niezwykle szybko akceptuje sytuację, w jakiej się znajduje.

piątek, 27 czerwca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.14 Atak.



 Castiel otworzył powoli oczy. Nie miał pojęcia, co się stało. Miał przebłyski pamięci, które przypominały mu o przygotowaniach do jakiegoś rytuału. Teraz leżał na dużym łożu w niewielkim pokoju z oknem. Promienie zachodzącego słońca lekko go drażniły padając mu na oczy.  Podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał. W pomieszczeniu była komoda na ubrania, dwa fotele i stolik pomiędzy nimi. Koło łóżka był mały stolik, na którym znajdował się świecznik. Świeczki były zgaszone, ale widać było, że często go używano. Książę wstał i pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to niekompletny strój. Mianowicie miał na sobie tylko spodnie i naszyjnik, który dostał od Faelerna. Buty znajdowały się koło łóżka, lecz nie widział nigdzie płaszcza ani koszuli. Gdy się nad tym zastanawiał szybko sobie przypomniał o najcenniejszej rzeczy, jaką ze sobą miał.
- Księga! – Krzyknął sam do siebie i zaczął nerwowo rozglądać się po pokoju. Na szczęście jego torba z rzeczami znajdowała się koło stolika a w niej dalej spoczywała księga. Chłopak westchnął z ulgą. Gdy zakładał buty ktoś zapukał cicho do drzwi.
- Proszę. – Do pokoju weszła dość krępa kobieta niosąc w rękach czarny materiał. Miała ciemny blond włosy, piegi i niebieskie oczy. Ubrana była w białą koszulę z dekoltem, zieloną spódnicę do kostek i czarny gorset.
- Witaj. Cieszę się, że już nie śpisz. – Powiedziała z serdecznym uśmiechem.
- Dzień dobry. Mogłabyś mi powiedzieć gdzie jestem?
- Jesteś w skalnym pałacu. Na górze krasnoludów. A ja jestem Akre. – Powiedziała i położyła materiał na fotelu. Castiel rozpoznał go.
- Czy to moje rzeczy?
- Tak. Naprawiliśmy je. Były dość zniszczone, więc uznaliśmy ze tak będzie lepiej.
- Wy, czyli kto?
- Ja i reszta służby, która się tobą zajmuje. Król rozkazał byś był pod czujną opieką.
- Jaki król?
- Miłościwie nam panujący władca tego pałacu. Nasz wybawiciel! – Powiedziała a w jej głosie słychać było dumę.
- W porządku. A czy był ze mną ktoś jeszcze? Czy jestem tu sam?
- Och nie. Twoja towarzyszka rozmawia z królem. Chciał zostać z nią sam. Cóż… miło było ją poznać. Pewnie będziesz za nią tęsknić.
- Co takiego?! O czym ty mówisz?! – Castiel zerwał się z miejsca i chwycił kobietę za ramiona.
- Oh. Nasz król już dawno się nie żywił. Na pewno jest głodny, a ta dziewczyna jest dość młoda. Pewnie się nada.
- Gdzie ona jest?!
- Nierozważnie jest przeszkadzać królowi. – Powiedziała lekko przestraszona zachowaniem młodzieńca.
- Masz natychmiast mnie do nich zaprowadzić! – Oczy chłopaka zapłonęły czerwienią. Kobieta widząc to zaniemówiła.
- O.. oczywiście panie. – Powiedziała a w jej głosie słychać było coś dziwnego. Była przestraszona, ale nagle stała się niezwykle posłuszna. Zmierzając do celu chłopak cały czas ją popędzał. Kobieta niechętnie biegła wskazując drogę. Zaprowadziła go pod drzwi. Castiel wpadł tam bez pukania. Zobaczył jednak, że nic szczególnego się nie dzieje. Leila lekko zaskoczona patrzyła na niego w milczeniu. Na jej policzkach było widać rumieniec. Natomiast białowłosy mężczyzna odwrócił się by spojrzeć, kto wtargnął do komnaty, po czym uśmiechnął się i powiedział.
- O. Castiel. Cieszę się, że jesteś. Usiądź proszę. – Po czym widząc go niekompletnie ubranego dodał.
- Dziwne. Służba nie oddała ci twoich ubrań? – Chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie założył koszuli.
- Ehh.. ja.. – Nie wiedział, co odpowiedzieć. Spojrzał zakłopotany na Akre.
- To ja je przyniosę. - Kobieta ze stoickim spokojem ukłoniła się przed królem, po czym odwróciła się i poszła w stronę komnaty, z której przybiegli. Castiel usiadł koło Leili, która była lekko tym faktem onieśmielona. Przyglądał się królowi, który ciepło się do niego uśmiechał. Widział w nim podobieństwo do siebie. Domyślał się, więc kim może być. W głębi serca miał nadzieję, że to prawda i dowie się czegoś o sobie. Mimo to ogarniał go dziwny niepokój.
- Odzyskałeś już siły? – Spytał mężczyzna.
- Tak. Dziękuję, panie. Przepraszam za mą śmiałość, ale muszę spytać. Kim jesteś panie? Z tego, co mówiła Akrea nie jesteś człowiekiem.
- Eh.. Zawsze za dużo mówi. – Zaśmiał się, po czym dodał.
- Jestem taki jak ty.
- Jak ja? Co masz na myśli panie?
- Widzę, że nie do końca pojąłeś, kim jesteś. Pozwól, że ci to wyjaśnię. Jestem pradawną istotą. Starszą od wszystkich znanych ci ras. A ty jesteś moim synem. I tak samo jak ja jesteś smokiem.
- Chwila. Smokiem? Jak to? Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek ział ogniem.
- Po prostu jeszcze nad tym nie panujesz. Nasza prawdziwa forma jest potężna i niebezpieczna. W tej łatwiej jest odnaleźć spokój. Lecz smok to smok i w obu jest niebezpieczny.
- Skoro jesteś potężnym smokiem to, czemu jej nie pomogłeś?
- Masz na myśli twoją matkę? Niestety nie mogłem tego zrobić. Nie teraz, gdy jestem osłabiony. Sanguis dobrze wiedział, co zrobić bym nie mógł wam pomóc. Najpierw zaatakował pałac by mnie osłabić a dopiero później północne królestwo. – Mężczyzna posmutniał. Dmuchnął i ogniem ze swojego oddechu rozpalił w kominku. W tym momencie wróciła Akre z ubraniem dla Castiela. Zostawiła rzeczy koło chłopaka, pokłoniła się i wyszła. Castiel ubrał się i zwrócił się do ojca.
- Dlaczego nigdy wcześniej cię nie widziałem? Dlaczego nie mogłem cię poznać?
- Twoja matka była królową. To bardzo skomplikowałoby sprawę. Musiałbym zostać przy niej a to niemożliwe. Ta góra utrzymuje mnie przy życiu. Muszę tu zostać tak długo aż odzyskam to, co mi skradziono. – Castiel chciał zadać kolejne pytania, lecz nagle rozległ się alarm. Ktoś dął w róg.
- Orkowie. Wybaczcie, ale muszę was zostawić. Zostaliśmy zaatakowani.
- Zaatakowani? Jak to? – Spytała z niepokojem dziewczyna.
- Spokojnie. Zajmę się wszystkim.
Król wstał i skierował się do sali tronowej. Leila niepewnie spojrzała na Castiela.
- Mimo wszystko powinniśmy mu pomóc. Wyglądał na spokojnego, ale nie jestem pewna jak wygląda sytuacja.
- Leila. Jesteśmy bez broni. Pamiętasz o tym jeszcze?
- Tak, ale jestem pewna, że i bez tego da się im pomóc.
- Dobrze, ale zachowaj ostrożność.
- Lepiej martw się o siebie. – Powiedziała wstając i ruszyła w stronę sali tronowej.
- Nie mam powodu. – Wypowiedział niemal szeptem i poszedł za nią z tajemniczym uśmiechem. Gdy tylko dotarli do sali ich oczom ukazał się niezwykły widok. Nagi król w jednej chwili zmienił się w ogromnego białego smoka. Miał szesnaście metrów wysokości, pięćdziesiąt sześć metrów długości z ogonem, który wił się niebezpiecznie. Para oczu płonęła czerwienią a pazury u łap były tak ostre i silne, że wbiły się w posadzkę. Ryknął ukazując szereg wielkich ostrych kłów. Dźwięk był tak głośny, że Leila musiała zatkać uszy. Zdziwiło ją trochę, że Castiel nie zareagował w żaden sposób. Chłopak był tylko lekko podenerwowany lub podekscytowany. Dziewczyna nie potrafiła do końca określić jego uczuć. Wielkie wrota otworzyły się jak na komendę. Teraz już wiedziała, czemu sala tronowa oraz wejście są tak ogromne. Smok wyszedł na dziedziniec i rozpostarł parę gigantycznych skrzydeł. Wzbił się w powietrze i skierował za mury. Dopiero teraz Leila widziała, co się dzieje. Katapulty wrogów rzucały ognistymi pociskami, płonęły domy i drzewa. Orków było około dwa tysiące. Mimo sytuacji mieszkańcy wyglądali na opanowanych i dobrze zorganizowanych. Szybko gasili nowo powstające pożary a łucznicy na murach nie pozwalali wrogom podejść bliżej. Dziewczyna widząc to wszystko pobiegła pomóc w gaszeniu pożarów. Castiel wyszedł, rozejrzał się i wypowiadając zaklęcie skierował wzrok ku niebu. Natychmiast zebrały się chmury i zaczął padać ulewny deszcz. Woda z nieba ugasiła ogień. Leila widząc to spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem. Ten tylko uśmiechnął się do niej i przeniósł wzrok na smoka. Wielka jaszczuropodobna bestia ziała ogniem, który nie gasł tak łatwo jak ten wzniecony pociskami orków. Wróg był wręcz bezradny wobec smoka. Nie działały strzały, miecze ani żadna inna broń. Pancerz z łusek był zbyt silny. Leila przeraziła się, gdy zobaczyła, że bestia oprócz ziania piekielnym ogniem w orków również pożera ich żywcem. Smok opadł na ziemię i ogonem zniszczył ich katapulty oraz zepchną wielu z nich w przepaść. Resztki oddziału uciekła w popłochu. Z niemal dwutysięcznej armii został niespełna tuzin. Smok rozejrzał się by upewnić się, że to już koniec, wzleciał, po czym opadł na dziedzińcu i wszedł do pałacu. Wrota zamknęły się za nim. Król przybrał ludzką postać i ubrał się. Castiel i Leila weszli chwilę później.
- To była najszybsza bitwa, jaką widziałam.
- Cóż.. Smoka pewnie też widziałaś po raz pierwszy, więc nic dziwnego. My takie sprawy załatwiamy szybko. – Odpowiedział król zszokowanej dziewczynie.
- Zastanawia mnie tylko ten deszcz. – Tu spojrzał na syna z lekkim uśmiechem. Castiel nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Zander kazał mu nikomu nie wspominać o magicznych umiejętnościach, lecz teraz pytał go o to ojciec.
- Cóż.. To tylko taka niewinna sztuczka.
- Odziedziczyłeś talent po matce. – Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie do księcia. Ten lekko posmutniał.
- Czego on chciał? Czego Sanguis mógł chcieć od mojej matki?
- Od Raven nic. Zależało mu na tym, czego strzegła. Nie wiedział gdzie to jest. I na szczęście nie wiedział też, kim jesteś. Inaczej najpewniej zabrałby cię ze sobą i już byś nie żył.
- Chwila.. Co właściwie ci skradziono? Czego strzegła moja matka? I czego mógłby chcieć ode mnie? – Castiel miał bardzo złe przeczucia. Chwycił ręką swoją torbę.
- Skradziono mi moje serce. Skrywa ono potężną moc, którą obdarza właściciela. To samo chciałby pewnie odebrać tobie. Niestety młode smoki nie mają szans na przeżycie czegoś takiego. Zginąłbyś i to na darmo. By serce smoka zadziałało smok musi żyć. Poza tym by w pełni wykorzystać jego moc potrzebna jest księga. Tejże księgi strzegła Raven. Jest w niej zawarta cała wiedza o smokach. Jest ona w pradawnym języku, którego nie odczyta zwykła osoba w zwykłych warunkach. Sanguis tego nie wie, więc i tak uparcie jej szuka. – Król mówił spokojnym tonem. Castiel z każdym słowem coraz bardziej ściskał materiał. Teraz już wiedział, w jakiej sytuacji się znalazł.

piątek, 20 czerwca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.13 Aeternus.





Podczas gdy Armin, Zander i Anna ratowali Charlott, Leila miała inne zmartwienia.
- Dokąd mnie zabierasz?! – Próbowała się wyrwać z uścisku, ale po chwili byli już tak wysoko, że uznała to za zły pomysł.
- Castiel! – Daremnie próbowała wywołać jakąś reakcję u chłopaka. Ten patrzył się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Nie zwracał na nią uwagi tylko trzymał dziewczynę mocno by nie spadła ani co gorsze nie wyszarpnęła się na takiej wysokości. Leila widziała całą okolicę oświetlaną przez księżyc. Nieliczne rosnące drzewa z tej perspektywy wydawały jej się śmiesznie małe. Zobaczyła, że zmierzają w kierunku wielkich gór uniemożliwiających przejście na Wschód. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z jak dużą szybkością się przemieszczają.
- Takim istotom świat musi wydawać się mały. – Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że powiedziała te słowa na głos. Spojrzała na Castiela by sprawdzić czy go to w jakiś sposób nie uraziło. Bądź, co bądź jej życie już wisiało na włosku, więc nie chciała jeszcze pogarszać swojej sytuacji. Chłopak nie słuchał jej. Wciąż patrzył przed siebie. Wyglądał jak w transie. Dziewczyna spojrzała na to, co obrał za cel. Ku jej zdumieniu na skalnym zboczu dostrzegła pałac. Był imponujących rozmiarów, lecz budową zlewał się z górą. Był wykonany z takiego samego kamienia jak góra, więc i pod tym względem nie można było go dostrzec. Pewnie właśnie przez jego nietypowy wygląd nie został odkryty. Zza szczytu gór widać już było łunę wschodzącego słońca, gdy wylądowali przed owym pałacem. Książę pozwolił stanąć jej o własnych siłach i wypuścił ją z rąk. Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić. Odsunęła się stawiając ostrożnie kilka kroków do tyłu. Drżała ze strachu. Wygląd chłopaka nie był dla niej specjalnie przerażający. To sposób, w jaki na nią patrzył wprowadził ją w taki stan. Jego oczy zawsze były czerwone, ale teraz wręcz płonęły krwawym kolorem. Był spokojny, lecz cały czas ją bacznie obserwował. Chciała rozejrzeć się, ale bała się odwrócić od niego wzrok, choć na chwilę. Wiedziała, że to irracjonalne, bo i tak nie miałaby szans się obronić. Członkowie sekty zabrali jej broń. Castiel podszedł do niej powoli. Chciała się cofnąć, lecz za sobą miała już tylko mury pałacu. Spięła się i zacisnęła powieki, gdy podszedł jeszcze bliżej. Oparł rękę na murze koło jej głowy. Czuła na sobie jego wzrok, lecz bała się otworzyć oczy. Jej oddech znacznie przyśpieszył. Po chwili poczuła jak książę wolną ręką gładzi uspokajająco jej ramię. Otworzyła oczy i zobaczyła, że chłopak delikatnie się do niej uśmiecha.
- Castiel? – Chciała sprawdzić czy książę, choć w połowie jest sobą. Niestety nie odpowiedział jej za to spoważniał. Przybliżył swoją głowę do jej szyi i zaczął wdychać jej zapach. Dziewczyna zareagowała na ten gest odwracając głowę i ponownie zaciskając powieki. Odsunął się od niej, więc niepewnie na niego spojrzała. Chłopak mierzył ją wzrokiem. Wyglądał jakby nie mógł się na coś zdecydować. Wtedy zza sporych rozmiarów skały wyłonił się troll. Zamachną się na Castiela, który widocznie nie zwrócił na niego uwagi skupiając się na Leili.
- Uważaj! - Dziewczyna szybko zareagowała rzucając się na księcia i tym samym ratując go przed ciosem. Chłopak lekko zdziwiony spojrzał na dziewczynę nad nim i uśmiechną się lekko. Delikatnie, lecz stanowczo zsuną ją z siebie. Leila patrzyła na jego poczynania siedząc na ziemi. Ciągle była bezbronna. Bestia zaryczała i znów zamachnęła się na chłopaka. Ten tylko machną skrzydłami. Wywołany nimi podmuch wiatru był tak silny, że zmiótł stwora w przepaść. Książę odwrócił się i spojrzał na najemniczkę. Była trochę zdezorientowana. Uśmiechną się do niej, po czym przybierając ludzką postać zemdlał. Dziewczyna westchnęła i spojrzała w stronę pałacu. Nie miała większego wyboru jak tylko zajrzeć do środka. Przysunęła chłopaka pod wrota i zapukała. Pałac nie wyglądał na opustoszały. Był zadbany i było słychać z niego dźwięki rozmów ludzi. Zapukała do wrót. Nastała dziwna cisza. Wrota otworzył mały stary mężczyzna. Miał na sobie białą koszulę, brązowe spodnie i czarne trzewiki. Wyglądał na bardzo zaskoczonego i zmartwionego wizytą obcych ludzi. Jego szare oczy wpatrywały się w Leilę z niepokojem. Twarz miał mocno pomarszczoną. Siwe proste włosy opadały mu na ramiona. Miał też długą do pasa siwą brodę. Był lekko przygarbiony, lecz prawdopodobnie było to wynikiem obawy przed zamiarami nieznajomych.
- Cz.. czego chcecie? Kim jesteście? – Pytał drżącym głosem.
- Nie obawiaj się nas. Potrzebuję tylko pomocy dla mojego towarzysza. Jak widzisz jesteśmy bez broni. Nie skrzywdzimy cię...- Leila zamilkła, gdy zobaczyła, że starzec zaczął patrzeć na nią podejrzliwie.
- Nie. Nie. Nie. Obcy to kłopoty. – Już chciał zamknąć wrota, gdy Leila zareagowała.
- Proszę! Jesteśmy bezbronni a tu jest niebezpiecznie. – Starzec słysząc to zatrzymał się. Spojrzał na chłopaka i zrobił dziwną minę. Wyglądał na trochę zaskoczonego.
 Zaczął gładzić swoją brodę i mierzić Leilę wzrokiem. Po chwili namysłu powiedział.
- Wchodźcie. Ale masz się mnie trzymać. Strażnicy pomogą ci go nieść. – Jak na zawołanie zjawiło się dwóch uzbrojonych niskich krępych mężczyzn. Oboje mieli przydługie włosy i gęste brody. Zabrali Castiela i powlekli za starszym mężczyzną. Leila zaczęła rozglądać się, gdy wyszli z krótkiego korytarza. Przed nią był ogromy dziedziniec. Wręcz nie mogła uwierzyć, że to ciągle skalny pałac, który widziała z zewnątrz. W skalnych zboczach wykute były domy. Zobaczyła kuźnię i kowala, który w niej pracował. Jakaś kobieta obok wystawiła w oknie świeżo upieczone babeczki. Była tu nawet oberża. Życie tętniło tu jakby nie znało świata poza murami pałacu. Zielona trawa kilka drzew, które dawały przyjemny cień. Leili rzucał się w oczy jeden szczegół. Mianowicie wszyscy ludzie byli tu niezwykle niscy i krępi. Brodaci mężczyźni chodzili z kilofami u pasa, co również zdziwiło dziewczynę.
- Macie tu jakąś kopalnię tak? – Spytała.
- Owszem i to wielką. Prawie każdy w niej pracuje. Chodź przyznaję, że sporo osób pracuje, jako służba króla.
- Wyglądacie na szczęśliwych.
- Bo jesteśmy. Nie lubimy tu obcych. Oni oznaczają nieszczęście. Ale jak już zdarzą się kłopoty to król nas uratuje. On zawsze nas ratuje. – Kiwał głową staruszek.
- Musicie bardzo cenić swojego króla.
- Och tak. To bardzo dobry i mądry król. Nie będzie zadowolony z waszego przybycia. Oj nie. On nie lubi obcych. Obcy to kłopoty. Król nie lubi kłopotów. My nie lubimy kłopotów. – Mówił starzec a Leila miała coraz większe wątpliwości czy dobrze postąpiła. Dotarli do gigantycznych wrót. Dziewczyna była zdziwiona, że są takich rozmiarów. Weszli do środka i jej oczom ukazała się przepiękna sala tronowa. Białe marmurowe kolumny ozdabiane złotem podtrzymywały łukowe sklepienie. Było ono niezwykle wysoko. Ściany były jasne jak śnieg a sięgające prawie do sklepienia okna strzeliste. Szli po czerwonym dywanie rozłożonym na czarnej posadzce z obsydianu. Prowadził ku złotemu tronowi. On również miał strzelistą budowę i finezyjne wzory. Całość przypominała elfią architekturę. Na tronie siedział dość młody mężczyzna. Po jego sylwetce było widać, że jest silny. Ubrany był w czarną szatę, szare spodnie i czarne kozaki. Był szczupły i wysoki. Miał białe krótkie włosy, jasną cerę, delikatne rysy twarzy i.. czerwone oczy. Były tak czerwone jak oczy Castiela. Głowę miał podpartą na ręce. Wyglądał na zamyślonego. Gdy zobaczył sługę skupił na nim swoją uwagę.
- Wybacz o panie. Lecz ci ludzie potrzebują pomocy. Prosili o zgodę na wejście. – Starzec klęczał przed nim i pokornie się kłaniał. Leila zrobiła to samo by go nie obrazić. Król poderwał się z miejsca i podszedł w stronę Castiela. Jego wzrok wyrażał zaskoczenie i zaniepokojenie.
- Co mu jest?
- Tylko zemdlał panie. – Odpowiedziała dziewczyna. Mężczyzna spojrzał na nią. Leila odczuła podobny strach jak wtedy, gdy patrzył na nią książę. Nie mogła uwierzyć jak bardzo oczy króla przypominały te Castiela. Pomyślała, że to on może być jego ojcem. Tylko nie zgadzał jej się wiek. Ojciec księcia powinien być dużo starszy.
- Połóżcie go w komnacie dla gości. Musi odpoczywać. – Rozkazał sługą król. Ci natychmiast wykonali polecenie. Kazał odejść również starcowi. Leila została całkiem sama.
- Chodź za mną. – Pokierowali się do komnaty, w której pozwolił jej usiąść. Komnata była dość spora i wygodna. Pomiędzy dwiema dużymi kanapami stojącymi naprzeciw siebie znajdował się niski stolik. Dwa spore okna dawały dużo światła. Naprzeciwko okien prostopadle do kanap znajdował się kominek. Król usiadł naprzeciwko dziewczyny.  Czerwone oczy przeszywały ją na wskroś.
- Co tu robicie? Jesteście bez broni tak daleko od ludzkich osad. – Spytał ją po chwili mężczyzna.
- Nie wiem jak to wyjaśnić panie. Jesteśmy tu przypadkiem.
- Jak się nazywasz?
- Leila. A ten chłopak to Castiel.
- Wiem.
- Znasz go panie?
- W pewnym sensie.
- A ciebie panie jak zwą? – Król uśmiechną się na to pytanie zadziornie i odpowiedział po chwili.
- Aeternus. – Dziewczyna słysząc to oniemiała. Teraz wszystko układało jej się w całość.
- Ale… To imię pradawnej bestii. Wieczny, nieśmiertelny. Tak nazywał się smok, który przed wiekami grasował na wszystkich znanych nam ziemiach. Czemu cię tak nazwano panie? – Spytała by potwierdzić swoje domysły.
- Jestem nim. Myślałaś, że smok może tak po prostu zginąć? Imię chyba mówi samo za siebie. – Dziewczyna słysząc to potwierdziła swoje przypuszczenia. Postanowiła odważyć się zadać królowi nurtujące ją pytanie.
- Jesteś ojcem Castiela panie? – Głos jej zadrżał. Ledwo mogła to wszystko pojąć.
- Tak. Jak się tego domyśliłaś?
- On.. nie wiem jak to ująć. Prawie się przemienił. Myślałam, że jest jakimś demonem, ale teraz.. wszystko stało się jasne. – Mężczyzna nie zareagował szczególnie na jej słowa. Mimo to spytał.
- Jak wyglądał?
- Jego oczy były przerażająco czerwone. Źrenice miał jak u kota. Ostre pazury zamiast paznokci, kły i para tych wielkich czarnych skrzydeł. Wyglądał jak demon z piekła rodem.
- Boisz się go?
- Kto o zdrowych zmysłach by się nie bał? – Król zaśmiał się. Widocznie strach kobiety wydawał mu się czymś błahym, wręcz zabawnym.
- Rozumiem, że dla ciebie panie jest to naturalne, lecz ludzie nie przywykli do takich widoków.
- Ludzie boją się wszystkiego, co nie jest nimi. I wszystko to chcą unicestwić. Gdy nie ma już, czego zabijać zaczynają mordować się nawzajem. – Powiedział jakby było to czymś zupełnie oczywistym. Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Musiała przyznać, że ma rację. Gdy elfy, smoki, krasnoludy i inne stworzenia zniknęły rozpoczęły się wojny między ludzkimi rodami.
- Dlaczego zniknąłeś panie? – Spytała po chwili ciszy.
- Nie zniknąłem. Zostałem uwięziony.
- Przez kogo? Kto mógłby uwięzić smoka?
- Ktoś, kogo miało się za przyjaciela. – Mężczyzna posmutniał. Leila zaczęła mu współczuć.
- W jaki sposób panie?
- Zabierając mi najcenniejszą rzecz, jaką miałem. Moje serce.
- Serce?! Przecież to niemożliwe. – Dziewczyna była w szoku. Nie rozumiała jak to możliwe.
- Nie jestem zwykłą istotą. Mogę żyć bez niego. Lecz jest ono źródłem mojej potęgi. Bez niego nie zdziałam zbyt wiele.
- Więc to cię osłabiło.. lecz nie zabiło.
- Taki był jego cel. By serce dawało moc smok musi żyć. Ten, kto ma serce staje się potężny… i nieśmiertelny.
- Jak się nazywa ten, który ci je odebrał panie?
- Sanguis. – Dziewczyna zamarła. Dobrze pamiętała, że to właśnie on najechał północne królestwo. Teraz już wiedziała, dlaczego był w stanie to zrobić.
- Musisz go szczerze nienawidzić panie. Nie dość, że zabrał ci serce to zabił ukochaną. – Dziewczyna słyszała o śmierci królowej. Mężczyzna zmarszczył brwi słysząc jej słowa.
- Owszem. Nienawidzę go najbardziej z wszystkich istot, jakie skrzywdził. – Leila opuściła wzrok na podłogę.  
- Ale to nie koniec. Sanguis nie może w całości wykorzystać mocy, jaką skrywa serce. Bez pradawnej księgi nic nie wskóra. Na szczęście tylko Raven wie gdzie ona jest. – Dodał po chwili król. Dziewczyna na powrót na niego spojrzała i uśmiechnęła się delikatnie.
- Więc jest nadzieja. – Stwierdziła.

piątek, 13 czerwca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.12 Doloris.



  Leila usiadła przy ognisku i spojrzała na leżącego obok chłopaka. Castiel dalej był nieprzytomny. Charlott zaczęło się nudzić. Rozglądała się dookoła ze znudzoną miną widocznie próbując znaleźć sobie zajęcie. Po dłuższej chwili zaczęła wpatrywać się w morze i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Poszła w stronę plaży ciągnąc za sobą Armina i krzycząc.
- Chodź pozbieramy muszelki!
- Charlott, zapadła już noc. Nic nie znajdziesz po ciemku.
- Nie widzisz jak ten wielki księżyc jasno świeci? Wszystko widać. - Nie słuchając dalszych sprzeciwów zaczęła przyśpieszać kroku. Leila została sama z księciem. Była lekko podenerwowana tym faktem, lecz uspokajała ją myśl, że on wciąż jest nieprzytomny. Kiedy powtarzała sobie w duchu, że nic się nie może stać, jak na złość Castiel otworzył oczy. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić i znieruchomiała z lekko uchylonymi ustami jakby już chciała coś powiedzieć.
- Jak się tu znalazłem?.. Jakim cudem żyjemy? – Zadawał pytania książę i ustawił się w pozycji siedzącej. Był zdezorientowany i trochę zaspany.
- Emm.. Ja.. Nie wiem. – Spanikowała Leila i słysząc własną odpowiedź uderzyła się w czoło otwartą dłonią. Chłopak spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- No dobra… To.. Gdzie jest reszta?
- Anna i Zander poszli gdzieś wzdłuż plaży. A Charlott wyciągnęła Armina na zbieranie muszelek. – Dziewczyna patrzyła wszędzie tylko nie na księcia. Siedziała po turecku a ręce kurczowo zaciskała na swoich kolanach.
- Dlaczego jesteś taka zdenerwowana? Coś się stało?
- Nie! – Krzyknęła i spojrzała na niego. Po chwili uświadomiła sobie jak dziwnie to wyglądało i dodała spokojnie znów odwracając wzrok.
- Nie. Nic się nie stało. Tylko ci się wydaje.
- Taaa.. wydaje. – Chłopak popatrzył na nią z politowaniem.
- Po prostu powiedz mi, co się stało. Nikogo tu nie ma. – Dodał po chwili ciszy. Leila zastanowiła się chwilę. Objęła ramionami kolana, które przysunęła do klatki piersiowej, po czym zaczęła.
- Masz rację. Powinnam ci powiedzieć. W końcu to dotyczy również ciebie… Widzę, że nic nie pamiętasz… Gdy spadaliśmy w przepaść stało się coś dziwnego. Obiłeś mnie tak mocno a po chwili poczułam, że się wznosimy. Gdy otworzyłam oczy byliśmy powrotem na górze… Tylko, że zobaczyłam też, dlaczego. Nie byłeś człowiekiem. Przypominałeś bardziej jakiegoś demona. Nie wiem, czym jesteś Castiel. Ale wiem, że to uratowało nam życie. – Dziewczyna spojrzała na niego. Był zamyślony. Po dłuższej chwili spojrzał na nią i powiedział.
- Nie mów o tym nikomu. Dobrze?
- Wiesz tylko ty i Zander.
- Zander? Czemu mu powiedziałaś?
- On coś wie. Tym mnie przekonał. I domyślił się, że coś widziałam.
- To akurat nie jest zbyt trudne. – Zakpił chłopak.
- Ej! To nie jest takie proste wiesz?
- Spokojnie. Przypilnuję cię. – Castiel uśmiechną się do niej delikatnie. Dziewczyna dalej czuła się niepewnie w jego towarzystwie, ale widziała, że już jest sobą.

- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co masz na myśli?
- Czemu za mną skoczyłeś?
-Ja.. Nie wiem. To był odruch. – Zarumienił się lekko chłopak. Leila spojrzała w ogień i zamyśliła się. Chłopak przypatrywał się jej. Po pewnym czasie zobaczył, że dziewczyna lekko drży. Okrył ją swoim kocem i przysuną się bliżej. Była spięta, ale nie zareagowała w żaden sposób. Już chciał coś powiedzieć, gdy nagle stanęła przed nimi postać w czerwonym płaszczu. Oddzielało ich tylko ognisko. Castiel i Leila zaskoczeni nagłym pojawieniem się tajemniczej osoby zaniemówili, lecz po chwili zaskoczenia zerwali się z miejsca. Niestety nie zdążyli nic zrobić, bo dwie postacie podobne do stojącej przed nimi pochwyciły ich i ogłuszyły.

- Popatrzcie ile znalazłam muszelek! – Zawołała wracająca do ogniska Charlott. Nieświadoma sytuacji dziewczyna biegła w ich stronę a Armina zostawiła daleko w tyle. Za późno zauważyła, co się dzieje. Natychmiast została schwytana.
- Hej! Zostawcie ich! - Armin widząc zamieszanie biegł w ich stronę, lecz postacie tak nagle jak się pojawiły tak też zniknęły zabierając ze sobą jego towarzyszy. Gdy dobiegł do ogniska zaczął rozglądać się nerwowo. Nie było po nich ani śladu. Wojownik upadł na kolana bezradny wobec sytuacji. Nie mógł zrozumieć, co dokładnie zaszło i jak się to stało. Po dłuższej chwili pojawili się Zander i Anna. Zaniepokojeni widokiem pobladłego Armina klęczącego przed ogniskiem i brakiem pozostałych towarzyszy od razu zaczęli wypytywać wojownika.
- Armin! Co się stało? – Zander podbiegł do niego i upadłszy na kolana chwycił go za ramiona.
- Gdzie jest reszta? – Zapytała zaniepokojona Anna. Armin zaczął machać głową na boki i powtarzać.
- Nie wiem. Nie wiem… - Zander próbował go uspokoić. Nie wiele to jednak dawało, więc Anna już dość zdenerwowana uderzyła wojownika w twarz.
- Spójrz na mnie! – Krzyknęła na niego. Armin patrzył na nią zdziwiony i wciąż zdezorientowany.
- Gdzie oni do jasnej cholery są?! – Zapytała już wściekła wojowniczka.
- Porwali ich. – Odpowiedział załamującym się głosem.
- Kto? Jak?
- Nie mam pojęcia jak. Przepraszam. – Złapał się za głowę. Dalej nie potrafił zrozumieć jak to się stało.
- Armin. Proszę. Powiedz nam, co widziałeś. – Powiedział spokojnym tonem Zander. On, jako jedyny był opanowany.
- Jacyś ludzie w czerwonych płaszczach. Mieli kaptury zasłaniające twarze. Nie wiem, kto to. Porwali ich. Nie zdołałem nic zrobić. Po prostu zniknęli. – Armin pierwszy raz był w sytuacji, na którą nie mógł nic zaradzić i najwyraźniej źle to znosił. Zander zamyślił się chwilę, po czym szybko popatrzył na pełnię księżyca z przerażeniem.
- Nie. To niemożliwe. – Powiedział i zakrył usta dłonią.
- Zander? Co jest niemożliwe? – Spytała Anna z widocznym niepokojem.
- Wiesz, kto to był? – Spytał Armin.
- To przecież niemożliwe. Ona nie mogła zrobić czegoś takiego. – Mówił jakby do siebie elf.
- Kto? – Dopytywał na nowo zdezorientowany wojownik.
- Jaka ona? – Spytała już przerażona kobieta. Domyślała się już, o kogo chodzi i nie podobało jej się to.
- Ludzie w czerwonych płaszczach to członkowie pradawnej sekty zwanej Doloris. Próbowali opanować smoki by im służyły w imię ich bóstwa. Składali ofiary z ludzi, gdy księżyc w pełni oblewał się szkarłatem. Do rytuału potrzebowali krwi nieskalanej. Krwi dziewicy.


- Chcą złożyć w ofierze Charlott lub Leilę? – Spytał zszokowany chłopak.
- Ale w takim razie po co im Castiel? – Dodał po chwili. Anna spojrzała Zanderowi w oczy z powagą. Wszystko układało jej się w całość. Elf, który chwilę wcześniej zrozumiał, co ma się zaraz wydarzyć widział, że kobieta się domyśla.
- Zander. Potrafisz wyczuć aurę Castiela. Znajdź go. Musimy ich ocalić. Nie dopuścimy by TO się stało.
- Jakie TO? – Spytał wojownik, który kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Elf  wstał, zamkną oczy i skupił się. Po dłuższej chwili oczekiwania spojrzał na Annę i powiedział.
- Na wschód od nas jest nieaktywny wulkan. Tam go zabrali.
- Ruszamy. – Rozkazała zdenerwowana, lecz pewna siebie kobieta. Jechali szybko na koniach ciągle popędzając zwierzęta. Samotna góra wręcz nie pasowała do równego terenu, jaki przemierzali. Niedługo później dotarli na miejsce.
- Księżyc niedługo będzie w odpowiednim położeniu. Musimy się śpieszyć. – Powiedział elf.
- Skąd tak dokładnie wszystko wiesz? – Spytał wojownik. Zander zagryzł wargi i odwrócił głowę.
- Mniej zbędnych pytań więcej działania. – Warknęła na chłopaka wojowniczka. Zeszła z konia i skierowała się w stronę otworu wulkanu. Armin lekko zdziwiony taką sytuacją zszedł z konia i poszedł za kobietą. Elf dołączył do nich i siedzieli tak zachowani za skałami obserwując poczynania wroga. Źródło światła stanowiły pochodnie porozstawiane przy skalnych ścianach. Widać też było otwór podobny do jaskini prawdopodobnie prowadzący w głąb góry. Zobaczyli Leilę przykutą łańcuchami do dwóch wielkich bel. Naprzeciwko niej, na samym środku wygasłego wulkanu w podobny sposób był przykuty Castiel. Chłopak, w przeciwieństwie do przytomnej i przerażonej dziewczyny, zwisał bezwładnie.
- Po co im on? – Spytał Armin z zaciekawieniem. Natychmiast został uciszony przez Annę. Pięć postaci w czerwonych płaszczach utworzyło krąg wokół księcia. Twarze wciąż mieli zasłonięte kapturami. Wznieśli ręce ku górze i zaczęli wypowiadać słowa w tajemniczym języku. Brzmiało to jak zaklęcie, lecz budziło strach. W ziemi samoistnie wyrył się krąg, w którym wpisana była pięcioramienna gwiazda. Na każdym z jej ramieni stała jedna z postaci. Mroczna pieczęć rozbłysła jasną czerwienią.
- Jest ich pięciu. Damy radę. – Armin bez namysłu ani żadnego konkretnego planu rzucił się na ratunek zanim Anna zdążyła zareagować. Kobieta pobiegła za nim krzycząc, że jest idiotą. Zander natomiast patrzył na to i podsumował sytuację.
- No teraz to już na pewno wszyscy zginiemy. – Lecz dołączył do pozostałych. Niestety postacie zdążyły wypowiedzieć zaklęcie. Księżyc oblał się czerwienią i świecił prosto nad Castielem. Chłopak ockną się. A przynajmniej mogło to tak wyglądać. Jego ciało zaczęło się zmieniać. Oczy zaświeciły purpurą. Wyrosły mu skrzydła a zamiast paznokci miał ostre pazury. Bez większego wysiłku zerwał łańcuchy. Postacie chciały wypowiedzieć kolejne zaklęcie, lecz nie udało im się to. Armin Przebił jednego z nich ostrzem swego miecza na wylot. Wojowniczka w ostatniej chwili zdążyła go zepchnąć z linii ognia gdyż wielka kula ognia już zmierzała w ich stronę. Postacie zareagowały natychmiastowo i to z ich strony wyprowadzony został ognisty atak. Zander nie przejmując się już najwyraźniej konsekwencjami utworzył ognisty krąg i zaczął miotać w wrogów piorunami. Postacie nie zostawały mu dłużne, lecz elf dobrze odbijał ich ataki. Korzystając z sytuacji Anna zakradając się od tyłu odcięła kolejnej postaci głowę swymi mieczami. Armin również widział jak zajęci byli elfem i w tym samym czasie wykończył kolejnego. W tym momencie Castiel podleciał do Leili. Bez problemu zerwał jej łańcuch i objął ją przyciskając mocno do siebie. Dziewczyna krzyczała i wyrywała się, lecz nie potrafiła stawić mu skutecznego oporu. Chłopak wzleciał w powietrze porywając ją ze sobą. Pozostałe dwie postacie widząc, co się dzieje wypowiedziały zaklęcie i zniknęły. Zander uspokoił płomienie.
- Cholera! – Zaklął.
- Co teraz? – Spytał Armin.
- Ciesz się, że w ogóle żyjemy. Przez twoją lekkomyślność mogliśmy wszyscy zginąć. – Powiedział ze złością elf.
- Od kiedy boisz się śmierci? – Spytała go Anna z lekkim zdziwieniem.
- Odkąd nie jestem sam. Nie mogę cię narażać.. – Powiedział, lecz szybko się poprawił.
- Znaczy was. Was narażać. – Anna spojrzała na niego a Zander zarumienił się i odwrócił głowę tak by tego nie zauważyła.
- Castiel i Leila zniknęli. Ale Gdzie jest Charlott? – Spytał po dłuższym namyśle wojownik.
- Sprawdźmy głębiej. – Stwierdziła kobieta i ruszyła w stronę jaskini. A raczej tunelu jak okazało się chwilę później.
- Musimy być ostrożni. Wewnątrz może być ich więcej. – Stwierdził elf i oświetlał im drogę małymi lewitującymi płomykami. Armin nie przejął się za bardzo tym widokiem. Domyślał się, że elf ma zdolności magiczne. Mijali różne formy skalne aż doszli do kamiennych schodów prowadzących w dół. Były one wykute w ścianie gigantycznej jaskini. Zeszli po nich, po czym natrafili na cele. Były to otwory w skalnych ścianach. Kraty bez problemu odsłaniały zawartość każdej z nich. W większości były ludzkie szczątki. Lecz po przejściu paru kroków usłyszeli wołanie.
- Hej tutaj! Pomóżcie mi! – Był to głos Charlott.
- Nic ci nie jest?! – Armin podbiegł do jej celi. Dziewczyna była cała i zdrowa, lecz bardzo przestraszona.
- Myślałam, że tu zginę.
- Dlaczego cię tu zostawili? – Spytał wojownik zaciekawiony wyborem ofiary dla Castiela.
-Ja.. Ja nie wiem. – Widać było po niej, że kłamie. W tym momencie odezwał się inny głos z celi obok.
- Boś nie dziewicą. Ha ha. Na co im bezużyteczna dziwka? – Mężczyzna kpił sobie z niej. Charlott zacisnęła wargi a do oczu napłynęły jej łzy.
- Zamknij się albo cię nie zabierzemy. – Warknęła Anna do więźnia, który swoją złośliwą uwagą nie wkupił się w jej łaski. Mężczyzna ucichł i podszedł do krat. Był to staruszek w poszarpanych brudnych szmatach. Był garbaty i blady niczym trup.
- Siedzę już tu z dwadzieścia lat. Nie wiem ile dokładnie. Słońca tu nie ma. Czasu nie da się liczyć. Szczurami się żywię tylko to pozwoliło mi przeżyć. Nawet jak mnie stąd zabierzecie nie mam jak się odwdzięczyć.
- Znaj mą łaskę. – Powiedziała wojowniczka i otworzyła celę. Klucze od niej wisiały między celami tak by nie było sposobu ich dosięgnąć przez więźniów. Mężczyzna zaczął całować ją po stopach.
- Dzięki ci łaskawa pani! Niech Boska para nad wami czuwa! – Wykrzyczał i pobiegł w stronę wyjścia, czym prędzej. Kobieta skrzywiła się lekko na ten gest. Gdy staruszek uciekał wypuściła Charlott. Dziewczyna lekko roztrzęsiona zaczęła kierować się ku wyjściu. Nikt nie poruszał tematu, który doprowadził ją do tego stanu.