Leila usiadła przy ognisku
i spojrzała na leżącego obok chłopaka. Castiel dalej był nieprzytomny. Charlott
zaczęło się nudzić. Rozglądała się dookoła ze znudzoną miną widocznie próbując
znaleźć sobie zajęcie. Po dłuższej chwili zaczęła wpatrywać się w morze i na
jej twarzy pojawił się uśmiech. Poszła w stronę plaży ciągnąc za sobą Armina i
krzycząc.
- Chodź pozbieramy muszelki!
- Charlott, zapadła już noc. Nic nie znajdziesz po ciemku.
- Nie widzisz jak ten wielki księżyc jasno świeci? Wszystko
widać. - Nie słuchając dalszych sprzeciwów zaczęła przyśpieszać kroku. Leila
została sama z księciem. Była lekko podenerwowana tym faktem, lecz uspokajała
ją myśl, że on wciąż jest nieprzytomny. Kiedy powtarzała sobie w duchu, że nic
się nie może stać, jak na złość Castiel otworzył oczy. Spojrzał na nią
pytającym wzrokiem. Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić i znieruchomiała z
lekko uchylonymi ustami jakby już chciała coś powiedzieć.
- Jak się tu znalazłem?.. Jakim cudem żyjemy? – Zadawał
pytania książę i ustawił się w pozycji siedzącej. Był zdezorientowany i trochę
zaspany.
- Emm.. Ja.. Nie wiem. – Spanikowała Leila i słysząc własną
odpowiedź uderzyła się w czoło otwartą dłonią. Chłopak spojrzał na nią lekko
zdziwiony.
- No dobra… To.. Gdzie jest reszta?
- Anna i Zander poszli gdzieś wzdłuż plaży. A Charlott
wyciągnęła Armina na zbieranie muszelek. – Dziewczyna patrzyła wszędzie tylko
nie na księcia. Siedziała po turecku a ręce kurczowo zaciskała na swoich
kolanach.
- Dlaczego jesteś taka zdenerwowana? Coś się stało?
- Nie! – Krzyknęła i spojrzała na niego. Po chwili
uświadomiła sobie jak dziwnie to wyglądało i dodała spokojnie znów odwracając
wzrok.
- Nie. Nic się nie stało. Tylko ci się wydaje.
- Taaa.. wydaje. – Chłopak popatrzył na nią z politowaniem.
- Po prostu powiedz mi, co się stało. Nikogo tu nie ma. –
Dodał po chwili ciszy. Leila zastanowiła się chwilę. Objęła ramionami kolana,
które przysunęła do klatki piersiowej, po czym zaczęła.
- Masz rację. Powinnam ci powiedzieć. W końcu to dotyczy
również ciebie… Widzę, że nic nie pamiętasz… Gdy spadaliśmy w przepaść stało
się coś dziwnego. Obiłeś mnie tak mocno a po chwili poczułam, że się wznosimy.
Gdy otworzyłam oczy byliśmy powrotem na górze… Tylko, że zobaczyłam też,
dlaczego. Nie byłeś człowiekiem. Przypominałeś bardziej jakiegoś demona. Nie wiem,
czym jesteś Castiel. Ale wiem, że to uratowało nam życie. – Dziewczyna
spojrzała na niego. Był zamyślony. Po dłuższej chwili spojrzał na nią i
powiedział.
- Nie mów o tym nikomu. Dobrze?
- Wiesz tylko ty i Zander.
- Zander? Czemu mu powiedziałaś?
- On coś wie. Tym mnie przekonał. I domyślił się, że coś
widziałam.
- To akurat nie jest zbyt trudne. – Zakpił chłopak.
- Ej! To nie jest takie proste wiesz?
- Spokojnie. Przypilnuję cię. – Castiel uśmiechną się do
niej delikatnie. Dziewczyna dalej czuła się niepewnie w jego towarzystwie, ale
widziała, że już jest sobą.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co masz na myśli?
- Czemu za mną skoczyłeś?
-Ja.. Nie wiem. To był odruch. – Zarumienił się lekko chłopak. Leila spojrzała w ogień i zamyśliła się. Chłopak
przypatrywał się jej. Po pewnym czasie zobaczył, że dziewczyna lekko drży.
Okrył ją swoim kocem i przysuną się bliżej. Była spięta, ale nie zareagowała w
żaden sposób. Już chciał coś powiedzieć, gdy nagle stanęła przed nimi postać w
czerwonym płaszczu. Oddzielało ich tylko ognisko. Castiel i Leila zaskoczeni
nagłym pojawieniem się tajemniczej osoby zaniemówili, lecz po chwili
zaskoczenia zerwali się z miejsca. Niestety nie zdążyli nic zrobić, bo dwie
postacie podobne do stojącej przed nimi pochwyciły ich i ogłuszyły.
- Popatrzcie ile znalazłam muszelek! – Zawołała wracająca do
ogniska Charlott. Nieświadoma sytuacji dziewczyna biegła w ich stronę a Armina zostawiła
daleko w tyle. Za późno zauważyła, co się dzieje. Natychmiast została
schwytana.
- Hej! Zostawcie ich! - Armin widząc zamieszanie biegł w ich
stronę, lecz postacie tak nagle jak się pojawiły tak też zniknęły zabierając ze
sobą jego towarzyszy. Gdy dobiegł do ogniska zaczął rozglądać się nerwowo. Nie
było po nich ani śladu. Wojownik upadł na kolana bezradny wobec sytuacji. Nie
mógł zrozumieć, co dokładnie zaszło i jak się to stało. Po dłuższej chwili
pojawili się Zander i Anna. Zaniepokojeni widokiem pobladłego Armina klęczącego
przed ogniskiem i brakiem pozostałych towarzyszy od razu zaczęli wypytywać
wojownika.
- Armin! Co się stało? – Zander podbiegł do niego i upadłszy
na kolana chwycił go za ramiona.
- Gdzie jest reszta? – Zapytała zaniepokojona Anna. Armin
zaczął machać głową na boki i powtarzać.
- Nie wiem. Nie wiem… - Zander próbował go uspokoić. Nie
wiele to jednak dawało, więc Anna już dość zdenerwowana uderzyła wojownika w
twarz.
- Spójrz na mnie! – Krzyknęła na niego. Armin patrzył na nią
zdziwiony i wciąż zdezorientowany.
- Gdzie oni do jasnej cholery są?! – Zapytała już wściekła
wojowniczka.
- Porwali ich. – Odpowiedział załamującym się głosem.
- Kto? Jak?
- Nie mam pojęcia jak. Przepraszam. – Złapał się za głowę.
Dalej nie potrafił zrozumieć jak to się stało.
- Armin. Proszę. Powiedz nam, co widziałeś. – Powiedział
spokojnym tonem Zander. On, jako jedyny był opanowany.
- Jacyś ludzie w czerwonych płaszczach. Mieli kaptury
zasłaniające twarze. Nie wiem, kto to. Porwali ich. Nie zdołałem nic zrobić. Po
prostu zniknęli. – Armin pierwszy raz był w sytuacji, na którą nie mógł nic
zaradzić i najwyraźniej źle to znosił. Zander zamyślił się chwilę, po czym
szybko popatrzył na pełnię księżyca z przerażeniem.
- Nie. To niemożliwe. – Powiedział i zakrył usta dłonią.
- Zander? Co jest niemożliwe? – Spytała Anna z widocznym
niepokojem.
- Wiesz, kto to był? – Spytał Armin.
- To przecież niemożliwe. Ona nie mogła zrobić czegoś
takiego. – Mówił jakby do siebie elf.
- Kto? – Dopytywał na nowo zdezorientowany wojownik.
- Jaka ona? – Spytała już przerażona kobieta. Domyślała się już,
o kogo chodzi i nie podobało jej się to.
- Ludzie w czerwonych płaszczach to członkowie pradawnej
sekty zwanej Doloris. Próbowali opanować smoki by im służyły w imię ich bóstwa. Składali
ofiary z ludzi, gdy księżyc w pełni oblewał się szkarłatem. Do rytuału
potrzebowali krwi nieskalanej. Krwi dziewicy.
- Chcą złożyć w ofierze Charlott lub Leilę? – Spytał
zszokowany chłopak.
- Ale w takim razie po co im Castiel? – Dodał po chwili.
Anna spojrzała Zanderowi w oczy z powagą. Wszystko układało jej się w całość. Elf,
który chwilę wcześniej zrozumiał, co ma się zaraz wydarzyć widział, że kobieta
się domyśla.
- Zander. Potrafisz wyczuć aurę Castiela. Znajdź go. Musimy
ich ocalić. Nie dopuścimy by TO się stało.
- Jakie TO? – Spytał wojownik, który kompletnie nie wiedział,
co się dzieje. Elf wstał, zamkną oczy i
skupił się. Po dłuższej chwili oczekiwania spojrzał na Annę i powiedział.
- Na wschód od nas jest nieaktywny wulkan. Tam go zabrali.
- Ruszamy. – Rozkazała zdenerwowana, lecz pewna siebie
kobieta. Jechali szybko na koniach ciągle popędzając zwierzęta. Samotna góra
wręcz nie pasowała do równego terenu, jaki przemierzali. Niedługo później
dotarli na miejsce.
- Księżyc niedługo będzie w odpowiednim położeniu. Musimy się
śpieszyć. – Powiedział elf.
- Skąd tak dokładnie wszystko wiesz? – Spytał wojownik.
Zander zagryzł wargi i odwrócił głowę.
- Mniej zbędnych pytań więcej działania. – Warknęła na
chłopaka wojowniczka. Zeszła z konia i skierowała się w stronę otworu wulkanu.
Armin lekko zdziwiony taką sytuacją zszedł z konia i poszedł za kobietą. Elf
dołączył do nich i siedzieli tak zachowani za skałami obserwując poczynania
wroga. Źródło światła stanowiły pochodnie porozstawiane przy skalnych ścianach.
Widać też było otwór podobny do jaskini prawdopodobnie prowadzący w głąb góry. Zobaczyli
Leilę przykutą łańcuchami do dwóch wielkich bel. Naprzeciwko niej, na samym
środku wygasłego wulkanu w podobny sposób był przykuty Castiel. Chłopak, w
przeciwieństwie do przytomnej i przerażonej dziewczyny, zwisał bezwładnie.
- Po co im on? – Spytał Armin z zaciekawieniem. Natychmiast
został uciszony przez Annę. Pięć postaci w czerwonych płaszczach utworzyło krąg
wokół księcia. Twarze wciąż mieli zasłonięte kapturami. Wznieśli ręce ku górze
i zaczęli wypowiadać słowa w tajemniczym języku. Brzmiało to jak zaklęcie, lecz
budziło strach. W ziemi samoistnie wyrył się krąg, w którym wpisana była
pięcioramienna gwiazda. Na każdym z jej ramieni stała jedna z postaci. Mroczna
pieczęć rozbłysła jasną czerwienią.
- Jest ich pięciu. Damy radę. – Armin bez namysłu ani
żadnego konkretnego planu rzucił się na ratunek zanim Anna zdążyła zareagować.
Kobieta pobiegła za nim krzycząc, że jest idiotą. Zander natomiast patrzył na
to i podsumował sytuację.
- No teraz to już na pewno wszyscy zginiemy. – Lecz dołączył
do pozostałych. Niestety postacie zdążyły wypowiedzieć zaklęcie. Księżyc oblał
się czerwienią i świecił prosto nad Castielem. Chłopak ockną się. A
przynajmniej mogło to tak wyglądać. Jego ciało zaczęło się zmieniać. Oczy
zaświeciły purpurą. Wyrosły mu skrzydła a zamiast paznokci miał ostre pazury.
Bez większego wysiłku zerwał łańcuchy. Postacie chciały wypowiedzieć kolejne zaklęcie,
lecz nie udało im się to. Armin Przebił jednego z nich ostrzem swego miecza na
wylot. Wojowniczka w ostatniej chwili zdążyła go zepchnąć z linii ognia gdyż
wielka kula ognia już zmierzała w ich stronę. Postacie zareagowały
natychmiastowo i to z ich strony wyprowadzony został ognisty atak. Zander nie
przejmując się już najwyraźniej konsekwencjami utworzył ognisty krąg i zaczął
miotać w wrogów piorunami. Postacie nie zostawały mu dłużne, lecz elf dobrze
odbijał ich ataki. Korzystając z sytuacji Anna zakradając się od tyłu odcięła
kolejnej postaci głowę swymi mieczami. Armin również widział jak zajęci byli
elfem i w tym samym czasie wykończył kolejnego. W tym momencie Castiel
podleciał do Leili. Bez problemu zerwał jej łańcuch i objął ją przyciskając
mocno do siebie. Dziewczyna krzyczała i wyrywała się, lecz nie potrafiła stawić
mu skutecznego oporu. Chłopak wzleciał w powietrze porywając ją ze sobą.
Pozostałe dwie postacie widząc, co się dzieje wypowiedziały zaklęcie i
zniknęły. Zander uspokoił płomienie.
- Cholera! – Zaklął.
- Co teraz? – Spytał Armin.
- Ciesz się, że w ogóle żyjemy. Przez twoją lekkomyślność
mogliśmy wszyscy zginąć. – Powiedział ze złością elf.
- Od kiedy boisz się śmierci? – Spytała go Anna z lekkim
zdziwieniem.
- Odkąd nie jestem sam. Nie mogę cię narażać.. – Powiedział,
lecz szybko się poprawił.
- Znaczy was. Was narażać. – Anna spojrzała na niego a
Zander zarumienił się i odwrócił głowę tak by tego nie zauważyła.
- Castiel i Leila zniknęli. Ale Gdzie jest Charlott? –
Spytał po dłuższym namyśle wojownik.
- Sprawdźmy głębiej. – Stwierdziła kobieta i ruszyła w
stronę jaskini. A raczej tunelu jak okazało się chwilę później.
- Musimy być ostrożni. Wewnątrz może być ich więcej. –
Stwierdził elf i oświetlał im drogę małymi lewitującymi płomykami. Armin nie
przejął się za bardzo tym widokiem. Domyślał się, że elf ma zdolności magiczne.
Mijali różne formy skalne aż doszli do kamiennych schodów prowadzących w dół.
Były one wykute w ścianie gigantycznej jaskini. Zeszli po nich, po czym
natrafili na cele. Były to otwory w skalnych ścianach. Kraty bez problemu
odsłaniały zawartość każdej z nich. W większości były ludzkie szczątki. Lecz po
przejściu paru kroków usłyszeli wołanie.
- Hej tutaj! Pomóżcie mi! – Był to głos Charlott.
- Nic ci nie jest?! – Armin podbiegł do jej celi. Dziewczyna
była cała i zdrowa, lecz bardzo przestraszona.
- Myślałam, że tu zginę.
- Dlaczego cię tu zostawili? – Spytał wojownik zaciekawiony
wyborem ofiary dla Castiela.
-Ja.. Ja nie wiem. – Widać było po niej, że kłamie. W tym
momencie odezwał się inny głos z celi obok.
- Boś nie dziewicą. Ha ha. Na co im bezużyteczna dziwka? –
Mężczyzna kpił sobie z niej. Charlott zacisnęła wargi a do oczu napłynęły jej
łzy.
- Zamknij się albo cię nie zabierzemy. – Warknęła Anna do więźnia,
który swoją złośliwą uwagą nie wkupił się w jej łaski. Mężczyzna ucichł i
podszedł do krat. Był to staruszek w poszarpanych brudnych szmatach. Był
garbaty i blady niczym trup.
- Siedzę już tu z dwadzieścia lat. Nie wiem ile dokładnie.
Słońca tu nie ma. Czasu nie da się liczyć. Szczurami się żywię tylko to
pozwoliło mi przeżyć. Nawet jak mnie stąd zabierzecie nie mam jak się
odwdzięczyć.
- Znaj mą łaskę. – Powiedziała wojowniczka i otworzyła celę.
Klucze od niej wisiały między celami tak by nie było sposobu ich dosięgnąć
przez więźniów. Mężczyzna zaczął całować ją po stopach.
- Dzięki ci łaskawa pani! Niech Boska para nad wami czuwa! –
Wykrzyczał i pobiegł w stronę wyjścia, czym prędzej. Kobieta skrzywiła się
lekko na ten gest. Gdy staruszek uciekał wypuściła Charlott. Dziewczyna lekko
roztrzęsiona zaczęła kierować się ku wyjściu. Nikt nie poruszał tematu, który
doprowadził ją do tego stanu.