piątek, 9 maja 2014

"Tenebris: Powrót smoków" cz.7 Tajemnicza księga.



Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie. Ulicą między straganami szedł zamyślony chłopak. Był wysoki, szczupły, dobrze zbudowany, miał krótkie czarne włosy i niezwykle jasną skórę. Był zamyślony, wzrok miał wbity w ziemię a ręce schowane w kieszeniach. Ludzie mijający go kłaniali mu się z uśmiechem i szeptali między sobą „Nasz książę tak wyrósł.”, „Odziedziczył mądrość i dobroć po swojej matce.”, „Będzie wspaniałym królem.”. Młode dziewczyny przyglądały się księciu zauroczone jego osobą. Ludzie dziwili się, że pomimo ukończenia osiemnastu wiosen przyszły król wciąż nie wybrał sobie narzeczonej. Przez ostatnie trzy lata jego panowania północne królestwo rozkwitło jak nigdy dotąd. Ludzie byli szczęśliwi już za panowania królowej Raven, lecz teraz, gdy królestwo stało się również potęgą militarną są spokojni o swoją przyszłość. Niepokoiły ich tylko zbyt częste zamachy na ich księcia. Co prawda wszystkie incydenty zawsze zostawały szybko udaremnione, lecz przypominało im to o wciąż trwającym konflikcie.
Mała dziewczynka podbiegła do chłopaka i wręczyła mu bukiecik z polnych kwiatków. Chłopak uśmiechną się wziął go i poczochrał ją po głowie mówiąc.
- Dziękuję. – Dziewczynka uśmiechnęła się.
- Dlaczego chodzisz sam książę? Wszyscy z zamku zawsze mają ochroniarzy.
- Nie potrzebuję ich.
- Jesteś taki silny, że sam sobie poradzisz książę?
- Nie zupełnie. Ale nie musisz się o mnie martwić. – Zaśmiał się.
- No już. Wracaj do mamy. – Dodał i pomachał dziewczynce na do widzenia. Mama dziecka ukłoniła się widząc, że książę patrzy w jej stronę, po czym nakazała córce wracać. Chłopak poczuł na swoich plecach czyjś wzrok. Ostrożnie się odwrócił i zauważył, że w oknie jednego z pobliskich jeszcze pustych nowych domów ktoś stoi. Osoba o kobiecej sylwetce była okryta płaszczem a twarz miała zasłoniętą przez cień kaptura. Gdy tylko zorientowała się, że książę na nią spojrzał natychmiast ukryła się wewnątrz budynku. Castiel nie wiedział, co o tym myśleć. Często zdarzało mu się być obserwowanym zwłaszcza przed zamacham. Teraz jednak poczuł coś dziwnego. W jego sercu smutek mieszał się ze szczęściem i nadzieją. Nie rozumiał tych uczuć, lecz wiedział, że zna tą osobę. Nie do końca pewien, co robi wszedł do pustego domu. Ostrożnie sprawdzał każde pomieszczenie, lecz budynek był całkowicie pusty. Lekko zawiedziony wyszedł. Wracając na zamek zastanawiał się, kto to mógł być. Gdy był już na zamkowym dziedzińcu usłyszał wołanie.
- Psst.. Castiel.. – Odwrócił się w stronę stajni, z której dochodziły dźwięki.
- Psst.. no podejdź bliżej.. – Rozpoznał głos przyjaciela i podszedł do stajni z lekkim uśmiechem.
- Coś się stało Faelern? – Spytał młodego elfa opierając się o ścianę. Faelern był leśnym elfem. Pomimo że był jeszcze bardzo młody był prawie tak wysoki jak Castiel. Miał długie blond włosy związane luźno w kucyk i zielone oczy. Pracował na zamku zajmując się zwierzętami.
- Ciszej.. Bo ktoś usłyszy. – Elf rozejrzał się na zewnątrz czy nikogo nie ma, po czym ciągnąc chłopaka za ciemną koszulę wciągną go głębiej i zmusiłby przykucnęli.
- Skąd taka ostrożność? – Zapytał szeptając książę.
- Mam dla ciebie zadanie. Musisz wkraść się niezauważenie do kuchni i zdobyć dla Lucy kilka marchewek. – Elf miał na myśli swoją ulubioną klacz. Lucy była niezwykle pięknym i szybkim koniem, dlatego została podarowana, Castielowi. Książę kazał się nią opiekować a elf przyjął to zadanie z radością.
- Dlaczego sam tego nie zrobisz?
- Nie mogę. Stajenny, co chwilę się tu kręci a kazał mi się zająć końmi póki nie wydobrzeje. A wiesz, jaki on jest. – Elf przewrócił oczami. Stary stajenny Gerwazy niedawno złamał sobie nogę i nakazał elfowi zająć się wszystkim. Pomimo to ciągle kręci się w pobliżu by mieć elfa na oku.
- Ehh.. no dobra. Jak to dla Lucy to się poświęcę. – Stwierdził Castiel.
- Wiedziałem, że można na ciebie liczyć. – Powiedział elf szczerząc się.
- Tylko wróć szybko i pamiętaj żeby nikt cię nie widział. Jeśli kucharka cię przyłapie będę mieć kłopoty. Od razu domyśli się, że to ja cię do tego namówiłem. – Dodał ze zrezygnowaniem. Pamiętał jak ostatnio musiał przed nią uciekać. Udało mu się tylko, dlatego że na zamkowym dziedzińcu jest kilka drzew. Faelern z niezwykłą zwinnością potrafi się poruszać po ich gałęziach. Nikt nie ma szans go wtedy złapać. Czasem porusza się tak szybko, że nie można go nawet zauważyć.
- Za kogo ty mnie masz? Nie ma szans żeby ktokolwiek mnie zauważył. Zaraz wracam. – Powiedział książę i cicho wymkną się ze stajni. Elf najwyraźniej zadowolony z tego, co usłyszał uśmiechną się szeroko i poszedł do koni by Gerwazy niczego nie podejrzewał. Castiel uważnie rozglądał się, ale na szczęście na dziedzińcu nikogo nie było i przejście do zamku było niezwykle proste. Gdy znalazł się wewnątrz już nic nie było w stanie mu przeszkodzić. Cieni i mrocznych kątów, którymi można było przemknąć było pod dostatkiem. Chłopak niepostrzeżenie prześlizgną się obok strażników i ruszył w stronę tajnego przejścia prowadzącego do kuchni. „ I za co ja im płacę?” przeszło mu przez myśl widząc, że strażnicy go nie dostrzegli. Zamkowe mury wpuszczały mało światła, ale w przeciwieństwie do strażników Castiel świetnie widział w ciemnościach. Gdy tylko znalazł się w kuchni cicho przemkną tusz za plecami kucharki. Schował się za dużym stołem stojącym na środku kuchni. Ostrożnie zabrał z niego kilka marchewek. W drodze powrotnej idąc tajnym przejściem usłyszał jak kucharka wykrzykuje „ Czemu w tym zamku ciągle giną marchewki!?”. Zaśmiał się pod nosem i pomyślał „Faelern za bardzo rozpieszcza Lucy.”. Droga z powrotem do stajni również nie sprawiła księciu kłopotów. Gdy był już w stajni schował się w koncie za sianem i obserwował jak Elf próbuje zbyć upartego Gerwazego, który znów na coś narzekał. Gdy dziadek poszedł książę cicho zaczął wołać przyjaciela.
- pssst.. tutaj. – Elf lekko zdziwiony podszedł do niego.
- Od kiedy tu jesteś? Z tego, co wiem do tej stajni nie ma innego wejścia a Gerwazy był tam cały czas.
- W zakradaniu się jestem lepszy niż ci się wydaje. – Powiedział z lekkim uśmiechem chłopak. Podał elfowi marchewki i spokojnie wyszedł ze stajni po drodze witając się z klaczą. Elf patrzył za nim z podziwem. Wiedział, że Castiel jest dobry, ale nie wiedział ze aż tak.
Castiel wrócił do swojej komnaty, lecz nie miał zbyt wiele czasu na czytanie książki, ponieważ do drzwi komnaty ktoś zastukał.
- Proszę.
- Witaj panie.
- Och witaj Zander. Mówiłem żebyś nie zwracał się do mnie per pan. To takie dziwne słyszeć to od ciebie.
- Wybacz, lecz nie mogę. Niedługo staniesz się królem.
- To, chociaż gdy jesteśmy sami mów mi po imieniu. – Elf uśmiechną się prawie niedostrzegalnie i skinięciem ręki dał znać chłopakowi, że to już czas. Castiel z uśmiechem poszedł za nim. Zeszli do tajemnej komnaty. Odkąd książę wrócił elf uczy go sztuki magicznej. Chłopak był niezwykle szczęśliwy słysząc od nauczyciela, że jest już gotowy by opanować magię tak jak jego matka. Zander wiedział, że chłopak odziedziczy po matce talent, lecz nie spodziewał się, że uda mu się opanować magię ognia na poziomie prawie dorównującym jego umiejętnością. W ciągu trzech lat chłopak nauczył się tysięcy różnych zaklęć a połowę z nich opanował tak dobrze, że nie musiał ich wypowiadać. Było już późno, gdy skończyli lekcje.
- Jestem pod wrażeniem. Masz niezwykły dar. Nigdy nie widziałem by ktoś tak szybko opanował magię ognia a w dodatku widzę, że coraz lepiej idzie ci władanie wodą i błyskawicami. Muszę poważnie zastanowić się czy nie wysłać cię do Akademii Magów.
- Akademia Magów? Nigdy o tym nie słyszałem.
- Nic dziwnego. Mieści się ona w mym rodzinnym mieście. Ludzka stopa chyba nigdy nie przekroczyła progu krainy mrocznych elfów. To jak proszenie się o śmierć.
- Och.. więc chyba nigdy nie będzie mi to dane.
- Kto wie. Jeśli będziesz tam ze mną nic złego cię nie spotka.
- Właściwie zastanawiałem się często, czemu opuściłeś swój dom. Powiesz mi?
- Cóż.. byłem ciekawy, co jest dalej. Czytałem książki opisujące różne stworzenia i zapragnąłem je zobaczyć.
- Więc po prostu jesteś tu w celach turystycznych? – Zaśmiał się chłopak.
- Nie zupełnie. – Powiedział elf z tajemniczym uśmiechem.
- Jak to? – Castiel przyjrzał mu się uważnie.
- Mam zamiar zmierzyć się z najpotężniejszymi z tych stworzeń.
- Chcesz.. po prostu je zabić? – Chłopak nie widział sensu w takim działaniu.
- Owszem. Chce sprawdzić jak silna jest ma magia i ile jeszcze muszę osiągnąć. – Chłopak zastanowił się. Potrafił zrozumieć polowanie dla pozyskania jedzenia, lecz nie rozumiał, czemu atakować kogoś lub coś bez istotnego powodu.
Następnego dnia Castiel wyruszył na przejażdżkę. Chciałby Lucy miała trochę ruchu. Biegł galopem dość daleko od miasta. Zatrzymał się przy małym strumyku nieopodal lasu by klacz mogła się napić. Czarny koń pił spokojnie machając ogonem.  Castiel rozejrzał się dookoła. Było bardzo cicho. Zdecydowanie za cicho jak na miejsce Gdzie powinno być mnóstwo zwierząt. Przyjrzał się drzewom nieopodal. Czuł niepokój, lecz nie wiedział, czemu. Klacz podniosła głowę i również spojrzała w stronę drzew. Widać było, że była podenerwowana. Castiel spojrzał na nią i pogłaskał ją uspokajająco. Już chciał wracać, lecz nagle strzała przeszyła mu ramię na wylot. Z lasu wyszło pięciu najemników. Byli dobrze uzbrojeni. Ruszyli na niego z zamiarem pochwycenia go. Castiel spojrzał na nich bez emocji i nagle mężczyźni stanęli w płomieniach. Ogień był niezwykle silny. To trwało moment. Gdy upadli martwi na ziemię płomienie natychmiast zgasły. Castiel spojrzał na swoje ramię i wyciągną strzałę sycząc przy tym z bólu. Wsiadł na klacz i ruszył do zamku. Klacz widocznie przeczuwając, że jej właściciel jest w złym stanie pędziła niezwykle szybko. Gdy dotarł na dziedziniec Faelern natychmiast zauważył, że coś się stało i pobiegł mu pomóc.
- Castiel! Jesteś cały? Co się stało? – Chciał pomóc mu zejść, lecz książę poradził sobie sam i oddał mu lejce.
- Nic mi nie jest. Zajmij się Lucy.
-Ale.. Ty krwawisz! – Powiedział przestraszony elf.
- Wiem. Spokojnie nic mi nie będzie. Zaraz się mną zajmą. – Powiedział i poszedł w stronę zamku. Zander prawie na niego wpadł.
- Castiel! Co się stało? Poczułem, że jest coś nie tak.
- Zander chodźmy gdzieś Gdzie nas nie zobaczą. – Nauczyciel przytakną i szybko zabrał chłopaka do tajemnej komnaty. Gdy byli na miejscu nakazał mu usiąść na kanapie. Delikatnie zsuną z niego ubrania rozbierając go do pasa. Obejrzał jego ranę i już chciał przyłożyć do niej rękę, lecz rana zasklepiła się.
- Nie wiedziałem, że twoje umiejętności leczenia są aż tak dobre.
- Bo nie są. – Powiedział elf przyglądając się krwawemu śladowi na ciele chłopaka.
- Jak to?
- Twoja rana... sama się zagoiła. – Powiedział patrząc uważnie na chłopaka.
- Przecież to niemożliwe. – Zaśmiał się.
- Prawda? – Dodał niepewnie. Elf nie odpowiedział wstał i wyszedł na chwilę. Wrócił z miską z wodą, ręcznikiem i czymś do ubrania dla chłopaka. Pomógł mu się obmyć z krwi. Milczeli przez ten cały czas. Książę nie wiedział, co o tym myśleć. Cały czas domyślał się, że nie jest człowiekiem, ale teraz był już o tym całkiem przekonany. Wrócił do swojej komnaty. Myślał o tym patrząc na widok z balkonu w swojej komnacie. Nagle spostrzegł, że jedna z wież, na które patrzy nie ma wejścia. Była trochę inna od pozostałych. Miała o wiele mniej okien a te, które posiadała były znacznie mniejsze od innych. Postanowiła to zbadać. Szukanie wejścia na nic się nie zdało, więc zaczął szukać tajemnego przejścia. Zajęło mu to chwilę, ale znalazł obluzowany kamień za portretem swojej matki. Gdy go wcisną głębiej kawałek ściany za schodami nieopodal odsunęło się a kamień wrócił na swoje miejsce. Castiel szedł po schodach w górę wierzy. Na szczycie wieży znalazł komnatę. Była dość przestronna, ale bardzo zakurzona. Wiedział, że nikt nie zaglądał tam od bardzo dawna. Było tam mnóstwo zakazanych ksiąg. Na piedestale pod ścianą leżała jedna. Castiel zastanawiał się, co w niej może być takiego wyjątkowego. Otworzył ją, lecz była w języku, jakiego jeszcze nie widział. Zabrał ją ze sobą i postanowił nie mówić nikomu o tym miejscu dopóki nie sprawdzi tych wszystkich ksiąg. Tak jak postanowił tak zrobił. Trzy miesiące później, gdy przeczytał je wszystkie postanowił powiedzieć nauczycielowi o znalezisku. Gdy skończyli lekcje zaczął nieśmiało.
- Wiesz.. chciałbym ci o czymś powiedzieć.
- Coś się stało Castiel?
- Ja.. znalazłem coś dziwnego w zamku.
- To znaczy?
- Chyba znalazłem komnatę, w której moja matka praktykowała magię. Jest tam pełno ksiąg z zaklęciami. Niektóre były dość proste inne już trudniejsze. Jedne były dobre, ale inne cóż… nie wiem, do czego mogły służyć jej zaklęcia torturujące, ale chyba nawet nie chcę wiedzieć. W każdym razie znalazłem też księgi z różnymi informacjami. Wszystkie zawierały szczątkowe informacje o jakiejś starożytnej rasie. Zwróciłem na to uwagę, bo były podkreślone. Podejrzewam, że to w języku tej rasy jest spisana ta księga. – Chłopak pokazał elfowi tajemniczą księgę. Zander przejrzał ją i zmarszczył brwi.
- Coś cię stało? – Spytał książę.
- Niestety nie jestem wyspecjalizowany w tłumaczeniu takich starych tekstów, lecz prawdopodobnie mój ród oraz elfy wysokiego rodu mogłyby to odczytać.
- Więc jednak zobaczę twoją krainę. – Powiedział z uśmiecham chłopak.
- Bezpieczniej byłoby spytać moich kuzynów z diamentowego pałacu niż moich krajan. Nie są skorzy do pomocy obcym.
- Diamentowy pałac.. czytałem o tym. Podobno Elfy wysokiego rodu cenią sobie piękno.
- Owszem. Cenią piękno i gardzą wszystkim, co nie jest związane z nimi samymi. – Powiedział lekko podenerwowany.
- Mimo to są bardziej przyjazne niż mój ród.
- Wychodzi na to, że chyba tylko leśne elfy przyjęłyby kogoś z otwartymi ramionami.
- O ile najpierw nie dostałbyś strzałą w głowę to pewnie tak. – Powiedział Zander ze stoickim spokojem.
- Wszystkie elfy są takie agresywne?
- Agresywne? Nie. W sumie tylko mroczne elfy mogą zabić cię bez konkretnej przyczyny. Elfy wysokiego rodu są tylko zarozumiałe i gardzą każdą inną rasą oprócz swojej. Muszą mieć konkretny powód by cię zaatakować, lecz łatwo je znieważyć a to im wystarczy, jako pretekst. Leśne elfy są wręcz przyjazne, lecz są podejrzliwe i bardzo cenią sobie to, co do nich należy. Mam tu namyśli nie tylko rzeczy i ich ziemię, ale również inne osoby. Lepiej nigdy nie podchodź do partnerki leśnego elfa, bo jej wybranek może potraktować cię jak wroga i zabić na miejscu nie ważne gdzie się aktualnie znajdziesz.
- Są aż tak zazdrosne?
- Wyjątkowo bardzo. – Powiedział elf uśmiechając się.
- Tak na wszelki wypadek spytam. Czy leśne elfy wiążą się tylko z przedstawicielami swojej rasy?
- Nie. Ale nie musisz się tym martwić. Nie zostawiają oni swoich partnerek. Zawsze są w pobliżu, więc łatwo zauważyć, z kim są. W sumie tylko elfy wysokiego rodu tak bardzo przywiązują wagę do czystości krwi. Uważają się za najlepszych przez to ze są pierwsi z naszej rasy. To trochę jak u ludzi w rodach królewskich. Książę nie ożeni się z prostą dziewczyną ze wsi.
- Rozumiem. – Chłopak zamyślił się chwilę. Elf przyglądał mu się.
- Skoro już o tym mowa.
- Tak?
- Czy zwróciłeś uwagę na którąś z dam? Masz już za sobą osiemnaście wiosen i wciąż nie szukasz żadnej partnerki. To nietypowe u chłopaka w twoim wieku.
- Nie. Jeszcze o tym nie myślałem. Nie chcę spędzić życia u boku kogoś, kto się dla mnie nie liczy. Jeśli miałbym ochotę tylko podziwiać piękno kobiety zgodziłbym się na ślub z Lilian. Jeśli jakaś kobieta ma zostać królową tego kraju i matką moich dzieci wolę żeby była tego warta.
- Heh. Więc czego oczekujesz?
- Siły… Siły woli. Stanowczości. Rozsądku. Odpowiedzialności. Przyszła królowa musi liczyć się z tym, że będzie odpowiedzialna za swój kraj i za swój lud.
- Kogoś takiego jak twoja matka?
- Heh. – Zaśmiał się książę.
- Owszem. Kogoś takiego. – Odpowiedział. Wyszli z komnaty. Zander postanowił odprowadzić podopiecznego do komnaty. Po drodze rozmawiali.
-Jeśli chcesz dowiedzieć się, co jest w księdze nie masz wyjścia. Musisz wyruszyć w podróż. Lecz masz też obowiązki. Kraj nie może zostać bez władcy.
- Myślałem o tym. Laura może zająć się wszystkim pod moją nieobecność. Wraz z radą na pewno sobie poradzą.
- Zrzucanie na kobietę takiego obowiązku..
- Moja matka też była kobietą i jakoś sobie radziła. – Przerwał mu książę.
- Tak, lecz Laura nią nie jest. Gdy kraj był w chaosie to ja pomagałem jej z tym wszystkim. Teraz nie mogę tego uczynić. Nie puszczę cię samego w taką podróż.
- Jaką podróż? – Do rozmowy wtrąciła się Anna, która usłyszała ich rozmowę przechodząc nieopodal.
- O! Anno dobrze, że cię spotykam. Pamiętasz jak mówiłaś, że moja matka często uciekała z zamku i wyruszała w podróż? Cóż.. teraz ja też muszę to uczynić. W przeciwieństwie do niej ja dobrze znam cel podróży. Muszę dostać się do diamentowego pałacu. Czy będziesz towarzyszyć mi w tej podróży?  - Chłopak był wyraźnie podekscytowany. Swe pytanie zadał z uśmiechem i proszącym spojrzeniem.
- Do diamentowego pałacu?! Oszalałeś? Elfy cię zabiją. To ich święte miejsce. – Wystraszyła się kobieta.
- Ależ Anno, zdaję sobie z tego sprawę. Wiem podróż jest niebezpieczna i owszem elfy wysokiego rodu nie są przyjazne, ale zapewniam cię, że się z nimi dogadam. – Przekonywał książę i widocznie nie miał zamiaru odpuścić gdyż złapał kobietę za ramię i mocno ścisną dodając. – Proszę Anno towarzysz mi w mej podróży. – Uśmiechną się przyjaźnie. Kobieta wciąż czując silny uścisk dłoni na ramieniu zrozumiała, że książę nie życzy sobie odmowy. Westchnęła i skinęła głową zgadzając się a chłopak puścił jej ramię i ruszył w stronę swej komnaty. Elf zaśmiał się cicho pod nosem patrząc na zrezygnowaną minę kobiety. Ta spojrzała na niego morderczym wzrokiem i powiedziała.
- Zgaduję, że to ty go do tego namówiłeś. – Elf słysząc to natychmiast spoważniał.
- Później się policzymy. – Dodała kobieta a elf przygryzł wargi. Widocznie wiedział, co miała na myśli.