Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie. Ulicą między
straganami szedł zamyślony chłopak. Był wysoki, szczupły, dobrze zbudowany,
miał krótkie czarne włosy i niezwykle jasną skórę. Był zamyślony, wzrok miał
wbity w ziemię a ręce schowane w kieszeniach. Ludzie mijający go kłaniali mu
się z uśmiechem i szeptali między sobą „Nasz książę tak wyrósł.”, „Odziedziczył
mądrość i dobroć po swojej matce.”, „Będzie wspaniałym królem.”. Młode
dziewczyny przyglądały się księciu zauroczone jego osobą. Ludzie dziwili się,
że pomimo ukończenia osiemnastu wiosen przyszły król wciąż nie wybrał sobie
narzeczonej. Przez ostatnie trzy lata jego panowania północne królestwo
rozkwitło jak nigdy dotąd. Ludzie byli szczęśliwi już za panowania królowej Raven,
lecz teraz, gdy królestwo stało się również potęgą militarną są spokojni o
swoją przyszłość. Niepokoiły ich tylko zbyt częste zamachy na ich księcia. Co
prawda wszystkie incydenty zawsze zostawały szybko udaremnione, lecz
przypominało im to o wciąż trwającym konflikcie.
Mała dziewczynka podbiegła do chłopaka i wręczyła mu
bukiecik z polnych kwiatków. Chłopak uśmiechną się wziął go i poczochrał ją po
głowie mówiąc.
- Dziękuję. – Dziewczynka uśmiechnęła się.
- Dlaczego chodzisz sam książę? Wszyscy z zamku zawsze mają
ochroniarzy.
- Nie potrzebuję ich.
- Jesteś taki silny, że sam sobie poradzisz książę?
- Nie zupełnie. Ale nie musisz się o mnie martwić. – Zaśmiał
się.
- No już. Wracaj do mamy. – Dodał i pomachał dziewczynce na
do widzenia. Mama dziecka ukłoniła się widząc, że książę patrzy w jej stronę, po
czym nakazała córce wracać. Chłopak poczuł na swoich plecach czyjś wzrok.
Ostrożnie się odwrócił i zauważył, że w oknie jednego z pobliskich jeszcze
pustych nowych domów ktoś stoi. Osoba o kobiecej sylwetce była okryta płaszczem
a twarz miała zasłoniętą przez cień kaptura. Gdy tylko zorientowała się, że
książę na nią spojrzał natychmiast ukryła się wewnątrz budynku. Castiel nie wiedział,
co o tym myśleć. Często zdarzało mu się być obserwowanym zwłaszcza przed
zamacham. Teraz jednak poczuł coś dziwnego. W jego sercu smutek mieszał się ze
szczęściem i nadzieją. Nie rozumiał tych uczuć, lecz wiedział, że zna tą osobę.
Nie do końca pewien, co robi wszedł do pustego domu. Ostrożnie sprawdzał każde pomieszczenie,
lecz budynek był całkowicie pusty. Lekko zawiedziony wyszedł. Wracając na zamek
zastanawiał się, kto to mógł być. Gdy był już na zamkowym dziedzińcu usłyszał
wołanie.
- Psst.. Castiel.. – Odwrócił się w stronę stajni, z której
dochodziły dźwięki.
- Psst.. no podejdź bliżej.. – Rozpoznał głos przyjaciela i
podszedł do stajni z lekkim uśmiechem.
- Coś się stało Faelern? – Spytał młodego elfa opierając się
o ścianę. Faelern był leśnym elfem. Pomimo że był jeszcze bardzo młody był
prawie tak wysoki jak Castiel. Miał długie blond włosy związane luźno w kucyk i
zielone oczy. Pracował na zamku zajmując się zwierzętami.
- Ciszej.. Bo ktoś usłyszy. – Elf rozejrzał się na zewnątrz
czy nikogo nie ma, po czym ciągnąc chłopaka za ciemną koszulę wciągną go
głębiej i zmusiłby przykucnęli.
- Skąd taka ostrożność? – Zapytał szeptając książę.
- Mam dla ciebie zadanie. Musisz wkraść się niezauważenie do
kuchni i zdobyć dla Lucy kilka marchewek. – Elf miał na myśli swoją ulubioną
klacz. Lucy była niezwykle pięknym i szybkim koniem, dlatego została podarowana,
Castielowi. Książę kazał się nią opiekować a elf przyjął to zadanie z radością.
- Dlaczego sam tego nie zrobisz?
- Nie mogę. Stajenny, co chwilę się tu kręci a kazał mi się
zająć końmi póki nie wydobrzeje. A wiesz, jaki on jest. – Elf przewrócił
oczami. Stary stajenny Gerwazy niedawno złamał sobie nogę i nakazał elfowi
zająć się wszystkim. Pomimo to ciągle kręci się w pobliżu by mieć elfa na oku.
- Ehh.. no dobra. Jak to dla Lucy to się poświęcę. –
Stwierdził Castiel.
- Wiedziałem, że można na ciebie liczyć. – Powiedział elf
szczerząc się.
- Tylko wróć szybko i pamiętaj żeby nikt cię nie widział.
Jeśli kucharka cię przyłapie będę mieć kłopoty. Od razu domyśli się, że to ja
cię do tego namówiłem. – Dodał ze zrezygnowaniem. Pamiętał jak ostatnio musiał
przed nią uciekać. Udało mu się tylko, dlatego że na zamkowym dziedzińcu jest
kilka drzew. Faelern z niezwykłą zwinnością potrafi się poruszać po ich
gałęziach. Nikt nie ma szans go wtedy złapać. Czasem porusza się tak szybko, że
nie można go nawet zauważyć.
- Za kogo ty mnie masz? Nie ma szans żeby ktokolwiek mnie
zauważył. Zaraz wracam. – Powiedział książę i cicho wymkną się ze stajni. Elf
najwyraźniej zadowolony z tego, co usłyszał uśmiechną się szeroko i poszedł do
koni by Gerwazy niczego nie podejrzewał. Castiel uważnie rozglądał się, ale na
szczęście na dziedzińcu nikogo nie było i przejście do zamku było niezwykle
proste. Gdy znalazł się wewnątrz już nic nie było w stanie mu przeszkodzić.
Cieni i mrocznych kątów, którymi można było przemknąć było pod dostatkiem.
Chłopak niepostrzeżenie prześlizgną się obok strażników i ruszył w stronę
tajnego przejścia prowadzącego do kuchni. „ I za co ja im płacę?” przeszło mu
przez myśl widząc, że strażnicy go nie dostrzegli. Zamkowe mury wpuszczały mało
światła, ale w przeciwieństwie do strażników Castiel świetnie widział w
ciemnościach. Gdy tylko znalazł się w kuchni cicho przemkną tusz za plecami
kucharki. Schował się za dużym stołem stojącym na środku kuchni. Ostrożnie
zabrał z niego kilka marchewek. W drodze powrotnej idąc tajnym przejściem
usłyszał jak kucharka wykrzykuje „ Czemu w tym zamku ciągle giną marchewki!?”.
Zaśmiał się pod nosem i pomyślał „Faelern za bardzo rozpieszcza Lucy.”. Droga z
powrotem do stajni również nie sprawiła księciu kłopotów. Gdy był już w stajni
schował się w koncie za sianem i obserwował jak Elf próbuje zbyć upartego Gerwazego,
który znów na coś narzekał. Gdy dziadek poszedł książę cicho zaczął wołać
przyjaciela.
- pssst.. tutaj. – Elf lekko zdziwiony podszedł do niego.
- Od kiedy tu jesteś? Z tego, co wiem do tej stajni nie ma
innego wejścia a Gerwazy był tam cały czas.
- W zakradaniu się jestem lepszy niż ci się wydaje. –
Powiedział z lekkim uśmiechem chłopak. Podał elfowi marchewki i spokojnie
wyszedł ze stajni po drodze witając się z klaczą. Elf patrzył za nim z
podziwem. Wiedział, że Castiel jest dobry, ale nie wiedział ze aż tak.
Castiel wrócił do swojej komnaty, lecz nie miał zbyt wiele
czasu na czytanie książki, ponieważ do drzwi komnaty ktoś zastukał.
- Proszę.
- Witaj panie.
- Och witaj Zander. Mówiłem żebyś nie zwracał się do mnie
per pan. To takie dziwne słyszeć to od ciebie.
- Wybacz, lecz nie mogę. Niedługo staniesz się królem.
- To, chociaż gdy jesteśmy sami mów mi po imieniu. – Elf
uśmiechną się prawie niedostrzegalnie i skinięciem ręki dał znać chłopakowi, że
to już czas. Castiel z uśmiechem poszedł za nim. Zeszli do tajemnej komnaty.
Odkąd książę wrócił elf uczy go sztuki magicznej. Chłopak był niezwykle
szczęśliwy słysząc od nauczyciela, że jest już gotowy by opanować magię tak jak
jego matka. Zander wiedział, że chłopak odziedziczy po matce talent, lecz nie
spodziewał się, że uda mu się opanować magię ognia na poziomie prawie dorównującym
jego umiejętnością. W ciągu trzech lat chłopak nauczył się tysięcy różnych
zaklęć a połowę z nich opanował tak dobrze, że nie musiał ich wypowiadać. Było
już późno, gdy skończyli lekcje.
- Jestem pod wrażeniem. Masz niezwykły dar. Nigdy nie
widziałem by ktoś tak szybko opanował magię ognia a w dodatku widzę, że coraz
lepiej idzie ci władanie wodą i błyskawicami. Muszę poważnie zastanowić się czy
nie wysłać cię do Akademii Magów.
- Akademia Magów? Nigdy o tym nie słyszałem.
- Nic dziwnego. Mieści się ona w mym rodzinnym mieście.
Ludzka stopa chyba nigdy nie przekroczyła progu krainy mrocznych elfów. To jak
proszenie się o śmierć.
- Och.. więc chyba nigdy nie będzie mi to dane.
- Kto wie. Jeśli będziesz tam ze mną nic złego cię nie
spotka.
- Właściwie zastanawiałem się często, czemu opuściłeś swój
dom. Powiesz mi?
- Cóż.. byłem ciekawy, co jest dalej. Czytałem książki
opisujące różne stworzenia i zapragnąłem je zobaczyć.
- Więc po prostu jesteś tu w celach turystycznych? – Zaśmiał
się chłopak.
- Nie zupełnie. – Powiedział elf z tajemniczym uśmiechem.
- Jak to? – Castiel przyjrzał mu się uważnie.
- Mam zamiar zmierzyć się z najpotężniejszymi z tych
stworzeń.
- Chcesz.. po prostu je zabić? – Chłopak nie widział sensu w
takim działaniu.
- Owszem. Chce sprawdzić jak silna jest ma magia i ile
jeszcze muszę osiągnąć. – Chłopak zastanowił się. Potrafił zrozumieć polowanie
dla pozyskania jedzenia, lecz nie rozumiał, czemu atakować kogoś lub coś bez
istotnego powodu.
Następnego dnia Castiel wyruszył na przejażdżkę. Chciałby
Lucy miała trochę ruchu. Biegł galopem dość daleko od miasta. Zatrzymał się
przy małym strumyku nieopodal lasu by klacz mogła się napić. Czarny koń pił
spokojnie machając ogonem. Castiel
rozejrzał się dookoła. Było bardzo cicho. Zdecydowanie za cicho jak na miejsce
Gdzie powinno być mnóstwo zwierząt. Przyjrzał się drzewom nieopodal. Czuł niepokój,
lecz nie wiedział, czemu. Klacz podniosła głowę i również spojrzała w stronę
drzew. Widać było, że była podenerwowana. Castiel spojrzał na nią i pogłaskał
ją uspokajająco. Już chciał wracać, lecz nagle strzała przeszyła mu ramię na
wylot. Z lasu wyszło pięciu najemników. Byli dobrze uzbrojeni. Ruszyli na niego
z zamiarem pochwycenia go. Castiel spojrzał na nich bez emocji i nagle
mężczyźni stanęli w płomieniach. Ogień był niezwykle silny. To trwało moment.
Gdy upadli martwi na ziemię płomienie natychmiast zgasły. Castiel spojrzał na
swoje ramię i wyciągną strzałę sycząc przy tym z bólu. Wsiadł na klacz i ruszył
do zamku. Klacz widocznie przeczuwając, że jej właściciel jest w złym stanie
pędziła niezwykle szybko. Gdy dotarł na dziedziniec Faelern natychmiast zauważył,
że coś się stało i pobiegł mu pomóc.
- Castiel! Jesteś cały? Co się stało? – Chciał pomóc mu zejść,
lecz książę poradził sobie sam i oddał mu lejce.
- Nic mi nie jest. Zajmij się Lucy.
-Ale.. Ty krwawisz! – Powiedział przestraszony elf.
- Wiem. Spokojnie nic mi nie będzie. Zaraz się mną zajmą. –
Powiedział i poszedł w stronę zamku. Zander prawie na niego wpadł.
- Castiel! Co się stało? Poczułem, że jest coś nie tak.
- Zander chodźmy gdzieś Gdzie nas nie zobaczą. – Nauczyciel
przytakną i szybko zabrał chłopaka do tajemnej komnaty. Gdy byli na miejscu
nakazał mu usiąść na kanapie. Delikatnie zsuną z niego ubrania rozbierając go
do pasa. Obejrzał jego ranę i już chciał przyłożyć do niej rękę, lecz rana
zasklepiła się.
- Nie wiedziałem, że twoje umiejętności leczenia są aż tak
dobre.
- Bo nie są. – Powiedział elf przyglądając się krwawemu
śladowi na ciele chłopaka.
- Jak to?
- Twoja rana... sama się zagoiła. – Powiedział patrząc
uważnie na chłopaka.
- Przecież to niemożliwe. – Zaśmiał się.
- Prawda? – Dodał niepewnie. Elf nie odpowiedział wstał i
wyszedł na chwilę. Wrócił z miską z wodą, ręcznikiem i czymś do ubrania dla
chłopaka. Pomógł mu się obmyć z krwi. Milczeli przez ten cały czas. Książę nie wiedział,
co o tym myśleć. Cały czas domyślał się, że nie jest człowiekiem, ale teraz był
już o tym całkiem przekonany. Wrócił do swojej komnaty. Myślał o tym patrząc na
widok z balkonu w swojej komnacie. Nagle spostrzegł, że jedna z wież, na które
patrzy nie ma wejścia. Była trochę inna od pozostałych. Miała o wiele mniej
okien a te, które posiadała były znacznie mniejsze od innych. Postanowiła to
zbadać. Szukanie wejścia na nic się nie zdało, więc zaczął szukać tajemnego
przejścia. Zajęło mu to chwilę, ale znalazł obluzowany kamień za portretem
swojej matki. Gdy go wcisną głębiej kawałek ściany za schodami nieopodal
odsunęło się a kamień wrócił na swoje miejsce. Castiel szedł po schodach w górę
wierzy. Na szczycie wieży znalazł komnatę. Była dość przestronna, ale bardzo
zakurzona. Wiedział, że nikt nie zaglądał tam od bardzo dawna. Było tam mnóstwo
zakazanych ksiąg. Na piedestale pod ścianą leżała jedna. Castiel zastanawiał się,
co w niej może być takiego wyjątkowego. Otworzył ją, lecz była w języku,
jakiego jeszcze nie widział. Zabrał ją ze sobą i postanowił nie mówić nikomu o
tym miejscu dopóki nie sprawdzi tych wszystkich ksiąg. Tak jak postanowił tak
zrobił. Trzy miesiące później, gdy przeczytał je wszystkie postanowił
powiedzieć nauczycielowi o znalezisku. Gdy skończyli lekcje zaczął nieśmiało.
- Wiesz.. chciałbym ci o czymś powiedzieć.
- Coś się stało Castiel?
- Ja.. znalazłem coś dziwnego w zamku.
- To znaczy?
- Chyba znalazłem komnatę, w której moja matka praktykowała
magię. Jest tam pełno ksiąg z zaklęciami. Niektóre były dość proste inne już
trudniejsze. Jedne były dobre, ale inne cóż… nie wiem, do czego mogły służyć
jej zaklęcia torturujące, ale chyba nawet nie chcę wiedzieć. W każdym razie
znalazłem też księgi z różnymi informacjami. Wszystkie zawierały szczątkowe
informacje o jakiejś starożytnej rasie. Zwróciłem na to uwagę, bo były
podkreślone. Podejrzewam, że to w języku tej rasy jest spisana ta księga. –
Chłopak pokazał elfowi tajemniczą księgę. Zander przejrzał ją i zmarszczył
brwi.
- Coś cię stało? – Spytał książę.
- Niestety nie jestem wyspecjalizowany w tłumaczeniu takich
starych tekstów, lecz prawdopodobnie mój ród oraz elfy wysokiego rodu mogłyby
to odczytać.
- Więc jednak zobaczę twoją krainę. – Powiedział z uśmiecham
chłopak.
- Bezpieczniej byłoby spytać moich kuzynów z diamentowego
pałacu niż moich krajan. Nie są skorzy do pomocy obcym.
- Diamentowy pałac.. czytałem o tym. Podobno Elfy wysokiego
rodu cenią sobie piękno.
- Owszem. Cenią piękno i gardzą wszystkim, co nie jest
związane z nimi samymi. – Powiedział lekko podenerwowany.
- Mimo to są bardziej przyjazne niż mój ród.
- Wychodzi na to, że chyba tylko leśne elfy przyjęłyby kogoś
z otwartymi ramionami.
- O ile najpierw nie dostałbyś strzałą w głowę to pewnie
tak. – Powiedział Zander ze stoickim spokojem.
- Wszystkie elfy są takie agresywne?
- Agresywne? Nie. W sumie tylko mroczne elfy mogą zabić cię
bez konkretnej przyczyny. Elfy wysokiego rodu są tylko zarozumiałe i gardzą każdą
inną rasą oprócz swojej. Muszą mieć konkretny powód by cię zaatakować, lecz
łatwo je znieważyć a to im wystarczy, jako pretekst. Leśne elfy są wręcz przyjazne,
lecz są podejrzliwe i bardzo cenią sobie to, co do nich należy. Mam tu namyśli
nie tylko rzeczy i ich ziemię, ale również inne osoby. Lepiej nigdy nie
podchodź do partnerki leśnego elfa, bo jej wybranek może potraktować cię jak
wroga i zabić na miejscu nie ważne gdzie się aktualnie znajdziesz.
- Są aż tak zazdrosne?
- Wyjątkowo bardzo. – Powiedział elf uśmiechając się.
- Tak na wszelki wypadek spytam. Czy leśne elfy wiążą się
tylko z przedstawicielami swojej rasy?
- Nie. Ale nie musisz się tym martwić. Nie zostawiają oni
swoich partnerek. Zawsze są w pobliżu, więc łatwo zauważyć, z kim są. W sumie
tylko elfy wysokiego rodu tak bardzo przywiązują wagę do czystości krwi.
Uważają się za najlepszych przez to ze są pierwsi z naszej rasy. To trochę jak
u ludzi w rodach królewskich. Książę nie ożeni się z prostą dziewczyną ze wsi.
- Rozumiem. – Chłopak zamyślił się chwilę. Elf przyglądał mu
się.
- Skoro już o tym mowa.
- Tak?
- Czy zwróciłeś uwagę na którąś z dam? Masz już za sobą
osiemnaście wiosen i wciąż nie szukasz żadnej partnerki. To nietypowe u chłopaka
w twoim wieku.
- Nie. Jeszcze o tym nie myślałem. Nie chcę spędzić życia u
boku kogoś, kto się dla mnie nie liczy. Jeśli miałbym ochotę tylko podziwiać
piękno kobiety zgodziłbym się na ślub z Lilian. Jeśli jakaś kobieta ma zostać
królową tego kraju i matką moich dzieci wolę żeby była tego warta.
- Heh. Więc czego oczekujesz?
- Siły… Siły woli. Stanowczości. Rozsądku.
Odpowiedzialności. Przyszła królowa musi liczyć się z tym, że będzie
odpowiedzialna za swój kraj i za swój lud.
- Kogoś takiego jak twoja matka?
- Heh. – Zaśmiał się książę.
- Owszem. Kogoś takiego. – Odpowiedział. Wyszli z komnaty.
Zander postanowił odprowadzić podopiecznego do komnaty. Po drodze rozmawiali.
-Jeśli chcesz dowiedzieć się, co jest w księdze nie masz
wyjścia. Musisz wyruszyć w podróż. Lecz masz też obowiązki. Kraj nie może
zostać bez władcy.
- Myślałem o tym. Laura może zająć się wszystkim pod moją
nieobecność. Wraz z radą na pewno sobie poradzą.
- Zrzucanie na kobietę takiego obowiązku..
- Moja matka też była kobietą i jakoś sobie radziła. –
Przerwał mu książę.
- Tak, lecz Laura nią nie jest. Gdy kraj był w chaosie to ja
pomagałem jej z tym wszystkim. Teraz nie mogę tego uczynić. Nie puszczę cię
samego w taką podróż.
- Jaką podróż? – Do rozmowy wtrąciła się Anna, która usłyszała
ich rozmowę przechodząc nieopodal.
- O! Anno dobrze, że cię spotykam. Pamiętasz jak mówiłaś, że
moja matka często uciekała z zamku i wyruszała w podróż? Cóż.. teraz ja też
muszę to uczynić. W przeciwieństwie do niej ja dobrze znam cel podróży. Muszę dostać
się do diamentowego pałacu. Czy będziesz towarzyszyć mi w tej podróży? - Chłopak był wyraźnie podekscytowany. Swe
pytanie zadał z uśmiechem i proszącym spojrzeniem.
- Do diamentowego pałacu?! Oszalałeś? Elfy cię zabiją. To
ich święte miejsce. – Wystraszyła się kobieta.
- Ależ Anno, zdaję sobie z tego sprawę. Wiem podróż jest
niebezpieczna i owszem elfy wysokiego rodu nie są przyjazne, ale zapewniam cię,
że się z nimi dogadam. – Przekonywał książę i widocznie nie miał zamiaru
odpuścić gdyż złapał kobietę za ramię i mocno ścisną dodając. – Proszę Anno
towarzysz mi w mej podróży. – Uśmiechną się przyjaźnie. Kobieta wciąż czując
silny uścisk dłoni na ramieniu zrozumiała, że książę nie życzy sobie odmowy. Westchnęła
i skinęła głową zgadzając się a chłopak puścił jej ramię i ruszył w stronę swej
komnaty. Elf zaśmiał się cicho pod nosem patrząc na zrezygnowaną minę kobiety.
Ta spojrzała na niego morderczym wzrokiem i powiedziała.
- Zgaduję, że to ty go do tego namówiłeś. – Elf słysząc to
natychmiast spoważniał.
- Później się policzymy. – Dodała kobieta a elf przygryzł
wargi. Widocznie wiedział, co miała na myśli.