piątek, 27 czerwca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.14 Atak.



 Castiel otworzył powoli oczy. Nie miał pojęcia, co się stało. Miał przebłyski pamięci, które przypominały mu o przygotowaniach do jakiegoś rytuału. Teraz leżał na dużym łożu w niewielkim pokoju z oknem. Promienie zachodzącego słońca lekko go drażniły padając mu na oczy.  Podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał. W pomieszczeniu była komoda na ubrania, dwa fotele i stolik pomiędzy nimi. Koło łóżka był mały stolik, na którym znajdował się świecznik. Świeczki były zgaszone, ale widać było, że często go używano. Książę wstał i pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to niekompletny strój. Mianowicie miał na sobie tylko spodnie i naszyjnik, który dostał od Faelerna. Buty znajdowały się koło łóżka, lecz nie widział nigdzie płaszcza ani koszuli. Gdy się nad tym zastanawiał szybko sobie przypomniał o najcenniejszej rzeczy, jaką ze sobą miał.
- Księga! – Krzyknął sam do siebie i zaczął nerwowo rozglądać się po pokoju. Na szczęście jego torba z rzeczami znajdowała się koło stolika a w niej dalej spoczywała księga. Chłopak westchnął z ulgą. Gdy zakładał buty ktoś zapukał cicho do drzwi.
- Proszę. – Do pokoju weszła dość krępa kobieta niosąc w rękach czarny materiał. Miała ciemny blond włosy, piegi i niebieskie oczy. Ubrana była w białą koszulę z dekoltem, zieloną spódnicę do kostek i czarny gorset.
- Witaj. Cieszę się, że już nie śpisz. – Powiedziała z serdecznym uśmiechem.
- Dzień dobry. Mogłabyś mi powiedzieć gdzie jestem?
- Jesteś w skalnym pałacu. Na górze krasnoludów. A ja jestem Akre. – Powiedziała i położyła materiał na fotelu. Castiel rozpoznał go.
- Czy to moje rzeczy?
- Tak. Naprawiliśmy je. Były dość zniszczone, więc uznaliśmy ze tak będzie lepiej.
- Wy, czyli kto?
- Ja i reszta służby, która się tobą zajmuje. Król rozkazał byś był pod czujną opieką.
- Jaki król?
- Miłościwie nam panujący władca tego pałacu. Nasz wybawiciel! – Powiedziała a w jej głosie słychać było dumę.
- W porządku. A czy był ze mną ktoś jeszcze? Czy jestem tu sam?
- Och nie. Twoja towarzyszka rozmawia z królem. Chciał zostać z nią sam. Cóż… miło było ją poznać. Pewnie będziesz za nią tęsknić.
- Co takiego?! O czym ty mówisz?! – Castiel zerwał się z miejsca i chwycił kobietę za ramiona.
- Oh. Nasz król już dawno się nie żywił. Na pewno jest głodny, a ta dziewczyna jest dość młoda. Pewnie się nada.
- Gdzie ona jest?!
- Nierozważnie jest przeszkadzać królowi. – Powiedziała lekko przestraszona zachowaniem młodzieńca.
- Masz natychmiast mnie do nich zaprowadzić! – Oczy chłopaka zapłonęły czerwienią. Kobieta widząc to zaniemówiła.
- O.. oczywiście panie. – Powiedziała a w jej głosie słychać było coś dziwnego. Była przestraszona, ale nagle stała się niezwykle posłuszna. Zmierzając do celu chłopak cały czas ją popędzał. Kobieta niechętnie biegła wskazując drogę. Zaprowadziła go pod drzwi. Castiel wpadł tam bez pukania. Zobaczył jednak, że nic szczególnego się nie dzieje. Leila lekko zaskoczona patrzyła na niego w milczeniu. Na jej policzkach było widać rumieniec. Natomiast białowłosy mężczyzna odwrócił się by spojrzeć, kto wtargnął do komnaty, po czym uśmiechnął się i powiedział.
- O. Castiel. Cieszę się, że jesteś. Usiądź proszę. – Po czym widząc go niekompletnie ubranego dodał.
- Dziwne. Służba nie oddała ci twoich ubrań? – Chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie założył koszuli.
- Ehh.. ja.. – Nie wiedział, co odpowiedzieć. Spojrzał zakłopotany na Akre.
- To ja je przyniosę. - Kobieta ze stoickim spokojem ukłoniła się przed królem, po czym odwróciła się i poszła w stronę komnaty, z której przybiegli. Castiel usiadł koło Leili, która była lekko tym faktem onieśmielona. Przyglądał się królowi, który ciepło się do niego uśmiechał. Widział w nim podobieństwo do siebie. Domyślał się, więc kim może być. W głębi serca miał nadzieję, że to prawda i dowie się czegoś o sobie. Mimo to ogarniał go dziwny niepokój.
- Odzyskałeś już siły? – Spytał mężczyzna.
- Tak. Dziękuję, panie. Przepraszam za mą śmiałość, ale muszę spytać. Kim jesteś panie? Z tego, co mówiła Akrea nie jesteś człowiekiem.
- Eh.. Zawsze za dużo mówi. – Zaśmiał się, po czym dodał.
- Jestem taki jak ty.
- Jak ja? Co masz na myśli panie?
- Widzę, że nie do końca pojąłeś, kim jesteś. Pozwól, że ci to wyjaśnię. Jestem pradawną istotą. Starszą od wszystkich znanych ci ras. A ty jesteś moim synem. I tak samo jak ja jesteś smokiem.
- Chwila. Smokiem? Jak to? Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek ział ogniem.
- Po prostu jeszcze nad tym nie panujesz. Nasza prawdziwa forma jest potężna i niebezpieczna. W tej łatwiej jest odnaleźć spokój. Lecz smok to smok i w obu jest niebezpieczny.
- Skoro jesteś potężnym smokiem to, czemu jej nie pomogłeś?
- Masz na myśli twoją matkę? Niestety nie mogłem tego zrobić. Nie teraz, gdy jestem osłabiony. Sanguis dobrze wiedział, co zrobić bym nie mógł wam pomóc. Najpierw zaatakował pałac by mnie osłabić a dopiero później północne królestwo. – Mężczyzna posmutniał. Dmuchnął i ogniem ze swojego oddechu rozpalił w kominku. W tym momencie wróciła Akre z ubraniem dla Castiela. Zostawiła rzeczy koło chłopaka, pokłoniła się i wyszła. Castiel ubrał się i zwrócił się do ojca.
- Dlaczego nigdy wcześniej cię nie widziałem? Dlaczego nie mogłem cię poznać?
- Twoja matka była królową. To bardzo skomplikowałoby sprawę. Musiałbym zostać przy niej a to niemożliwe. Ta góra utrzymuje mnie przy życiu. Muszę tu zostać tak długo aż odzyskam to, co mi skradziono. – Castiel chciał zadać kolejne pytania, lecz nagle rozległ się alarm. Ktoś dął w róg.
- Orkowie. Wybaczcie, ale muszę was zostawić. Zostaliśmy zaatakowani.
- Zaatakowani? Jak to? – Spytała z niepokojem dziewczyna.
- Spokojnie. Zajmę się wszystkim.
Król wstał i skierował się do sali tronowej. Leila niepewnie spojrzała na Castiela.
- Mimo wszystko powinniśmy mu pomóc. Wyglądał na spokojnego, ale nie jestem pewna jak wygląda sytuacja.
- Leila. Jesteśmy bez broni. Pamiętasz o tym jeszcze?
- Tak, ale jestem pewna, że i bez tego da się im pomóc.
- Dobrze, ale zachowaj ostrożność.
- Lepiej martw się o siebie. – Powiedziała wstając i ruszyła w stronę sali tronowej.
- Nie mam powodu. – Wypowiedział niemal szeptem i poszedł za nią z tajemniczym uśmiechem. Gdy tylko dotarli do sali ich oczom ukazał się niezwykły widok. Nagi król w jednej chwili zmienił się w ogromnego białego smoka. Miał szesnaście metrów wysokości, pięćdziesiąt sześć metrów długości z ogonem, który wił się niebezpiecznie. Para oczu płonęła czerwienią a pazury u łap były tak ostre i silne, że wbiły się w posadzkę. Ryknął ukazując szereg wielkich ostrych kłów. Dźwięk był tak głośny, że Leila musiała zatkać uszy. Zdziwiło ją trochę, że Castiel nie zareagował w żaden sposób. Chłopak był tylko lekko podenerwowany lub podekscytowany. Dziewczyna nie potrafiła do końca określić jego uczuć. Wielkie wrota otworzyły się jak na komendę. Teraz już wiedziała, czemu sala tronowa oraz wejście są tak ogromne. Smok wyszedł na dziedziniec i rozpostarł parę gigantycznych skrzydeł. Wzbił się w powietrze i skierował za mury. Dopiero teraz Leila widziała, co się dzieje. Katapulty wrogów rzucały ognistymi pociskami, płonęły domy i drzewa. Orków było około dwa tysiące. Mimo sytuacji mieszkańcy wyglądali na opanowanych i dobrze zorganizowanych. Szybko gasili nowo powstające pożary a łucznicy na murach nie pozwalali wrogom podejść bliżej. Dziewczyna widząc to wszystko pobiegła pomóc w gaszeniu pożarów. Castiel wyszedł, rozejrzał się i wypowiadając zaklęcie skierował wzrok ku niebu. Natychmiast zebrały się chmury i zaczął padać ulewny deszcz. Woda z nieba ugasiła ogień. Leila widząc to spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem. Ten tylko uśmiechnął się do niej i przeniósł wzrok na smoka. Wielka jaszczuropodobna bestia ziała ogniem, który nie gasł tak łatwo jak ten wzniecony pociskami orków. Wróg był wręcz bezradny wobec smoka. Nie działały strzały, miecze ani żadna inna broń. Pancerz z łusek był zbyt silny. Leila przeraziła się, gdy zobaczyła, że bestia oprócz ziania piekielnym ogniem w orków również pożera ich żywcem. Smok opadł na ziemię i ogonem zniszczył ich katapulty oraz zepchną wielu z nich w przepaść. Resztki oddziału uciekła w popłochu. Z niemal dwutysięcznej armii został niespełna tuzin. Smok rozejrzał się by upewnić się, że to już koniec, wzleciał, po czym opadł na dziedzińcu i wszedł do pałacu. Wrota zamknęły się za nim. Król przybrał ludzką postać i ubrał się. Castiel i Leila weszli chwilę później.
- To była najszybsza bitwa, jaką widziałam.
- Cóż.. Smoka pewnie też widziałaś po raz pierwszy, więc nic dziwnego. My takie sprawy załatwiamy szybko. – Odpowiedział król zszokowanej dziewczynie.
- Zastanawia mnie tylko ten deszcz. – Tu spojrzał na syna z lekkim uśmiechem. Castiel nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Zander kazał mu nikomu nie wspominać o magicznych umiejętnościach, lecz teraz pytał go o to ojciec.
- Cóż.. To tylko taka niewinna sztuczka.
- Odziedziczyłeś talent po matce. – Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie do księcia. Ten lekko posmutniał.
- Czego on chciał? Czego Sanguis mógł chcieć od mojej matki?
- Od Raven nic. Zależało mu na tym, czego strzegła. Nie wiedział gdzie to jest. I na szczęście nie wiedział też, kim jesteś. Inaczej najpewniej zabrałby cię ze sobą i już byś nie żył.
- Chwila.. Co właściwie ci skradziono? Czego strzegła moja matka? I czego mógłby chcieć ode mnie? – Castiel miał bardzo złe przeczucia. Chwycił ręką swoją torbę.
- Skradziono mi moje serce. Skrywa ono potężną moc, którą obdarza właściciela. To samo chciałby pewnie odebrać tobie. Niestety młode smoki nie mają szans na przeżycie czegoś takiego. Zginąłbyś i to na darmo. By serce smoka zadziałało smok musi żyć. Poza tym by w pełni wykorzystać jego moc potrzebna jest księga. Tejże księgi strzegła Raven. Jest w niej zawarta cała wiedza o smokach. Jest ona w pradawnym języku, którego nie odczyta zwykła osoba w zwykłych warunkach. Sanguis tego nie wie, więc i tak uparcie jej szuka. – Król mówił spokojnym tonem. Castiel z każdym słowem coraz bardziej ściskał materiał. Teraz już wiedział, w jakiej sytuacji się znalazł.