- Dokąd mnie zabierasz?! – Próbowała się wyrwać z uścisku,
ale po chwili byli już tak wysoko, że uznała to za zły pomysł.
- Castiel! – Daremnie próbowała wywołać jakąś reakcję u
chłopaka. Ten patrzył się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Nie zwracał na nią
uwagi tylko trzymał dziewczynę mocno by nie spadła ani co gorsze nie
wyszarpnęła się na takiej wysokości. Leila widziała całą okolicę oświetlaną
przez księżyc. Nieliczne rosnące drzewa z tej perspektywy wydawały jej się
śmiesznie małe. Zobaczyła, że zmierzają w kierunku wielkich gór
uniemożliwiających przejście na Wschód. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z jak
dużą szybkością się przemieszczają.
- Takim istotom świat musi wydawać się mały. – Dopiero po
chwili zdała sobie sprawę, że powiedziała te słowa na głos. Spojrzała na Castiela
by sprawdzić czy go to w jakiś sposób nie uraziło. Bądź, co bądź jej życie już
wisiało na włosku, więc nie chciała jeszcze pogarszać swojej sytuacji. Chłopak
nie słuchał jej. Wciąż patrzył przed siebie. Wyglądał jak w transie. Dziewczyna
spojrzała na to, co obrał za cel. Ku jej zdumieniu na skalnym zboczu dostrzegła
pałac. Był imponujących rozmiarów, lecz budową zlewał się z górą. Był wykonany
z takiego samego kamienia jak góra, więc i pod tym względem nie można było go
dostrzec. Pewnie właśnie przez jego nietypowy wygląd nie został odkryty. Zza
szczytu gór widać już było łunę wschodzącego słońca, gdy wylądowali przed owym
pałacem. Książę pozwolił stanąć jej o własnych siłach i wypuścił ją z rąk. Dziewczyna
nie wiedziała, co zrobić. Odsunęła się stawiając ostrożnie kilka kroków do
tyłu. Drżała ze strachu. Wygląd chłopaka nie był dla niej specjalnie
przerażający. To sposób, w jaki na nią patrzył wprowadził ją w taki stan. Jego
oczy zawsze były czerwone, ale teraz wręcz płonęły krwawym kolorem. Był spokojny,
lecz cały czas ją bacznie obserwował. Chciała rozejrzeć się, ale bała się
odwrócić od niego wzrok, choć na chwilę. Wiedziała, że to irracjonalne, bo i
tak nie miałaby szans się obronić. Członkowie sekty zabrali jej broń. Castiel
podszedł do niej powoli. Chciała się cofnąć, lecz za sobą miała już tylko mury
pałacu. Spięła się i zacisnęła powieki, gdy podszedł jeszcze bliżej. Oparł rękę
na murze koło jej głowy. Czuła na sobie jego wzrok, lecz bała się otworzyć
oczy. Jej oddech znacznie przyśpieszył. Po chwili poczuła jak książę wolną ręką
gładzi uspokajająco jej ramię. Otworzyła oczy i zobaczyła, że chłopak
delikatnie się do niej uśmiecha.
- Castiel? – Chciała sprawdzić czy książę, choć w połowie
jest sobą. Niestety nie odpowiedział jej za to spoważniał. Przybliżył swoją
głowę do jej szyi i zaczął wdychać jej zapach. Dziewczyna zareagowała na ten
gest odwracając głowę i ponownie zaciskając powieki. Odsunął się od niej, więc
niepewnie na niego spojrzała. Chłopak mierzył ją wzrokiem. Wyglądał jakby nie
mógł się na coś zdecydować. Wtedy zza sporych rozmiarów skały wyłonił się
troll. Zamachną się na Castiela, który widocznie nie zwrócił na niego uwagi
skupiając się na Leili.
- Uważaj! - Dziewczyna szybko zareagowała rzucając się na
księcia i tym samym ratując go przed ciosem. Chłopak lekko zdziwiony spojrzał
na dziewczynę nad nim i uśmiechną się lekko. Delikatnie, lecz stanowczo zsuną
ją z siebie. Leila patrzyła na jego poczynania siedząc na ziemi. Ciągle była
bezbronna. Bestia zaryczała i znów zamachnęła się na chłopaka. Ten tylko machną
skrzydłami. Wywołany nimi podmuch wiatru był tak silny, że zmiótł stwora w
przepaść. Książę odwrócił się i spojrzał na najemniczkę. Była trochę
zdezorientowana. Uśmiechną się do niej, po czym przybierając ludzką postać
zemdlał. Dziewczyna westchnęła i spojrzała w stronę pałacu. Nie miała większego
wyboru jak tylko zajrzeć do środka. Przysunęła chłopaka pod wrota i zapukała.
Pałac nie wyglądał na opustoszały. Był zadbany i było słychać z niego dźwięki
rozmów ludzi. Zapukała do wrót. Nastała dziwna cisza. Wrota otworzył mały stary
mężczyzna. Miał na sobie białą koszulę, brązowe spodnie i czarne trzewiki.
Wyglądał na bardzo zaskoczonego i zmartwionego wizytą obcych ludzi. Jego szare
oczy wpatrywały się w Leilę z niepokojem. Twarz miał mocno pomarszczoną. Siwe
proste włosy opadały mu na ramiona. Miał też długą do pasa siwą brodę. Był
lekko przygarbiony, lecz prawdopodobnie było to wynikiem obawy przed zamiarami
nieznajomych.
- Cz.. czego chcecie? Kim jesteście? – Pytał drżącym głosem.
- Nie obawiaj się nas. Potrzebuję tylko pomocy dla mojego
towarzysza. Jak widzisz jesteśmy bez broni. Nie skrzywdzimy cię...- Leila zamilkła,
gdy zobaczyła, że starzec zaczął patrzeć na nią podejrzliwie.
- Nie. Nie. Nie. Obcy to kłopoty. – Już chciał zamknąć wrota,
gdy Leila zareagowała.
- Proszę! Jesteśmy bezbronni a tu jest niebezpiecznie. –
Starzec słysząc to zatrzymał się. Spojrzał na chłopaka i zrobił dziwną minę.
Wyglądał na trochę zaskoczonego.
Zaczął gładzić swoją
brodę i mierzić Leilę wzrokiem. Po chwili namysłu powiedział.
- Wchodźcie. Ale masz się mnie trzymać. Strażnicy pomogą ci
go nieść. – Jak na zawołanie zjawiło się dwóch uzbrojonych niskich krępych
mężczyzn. Oboje mieli przydługie włosy i gęste brody. Zabrali Castiela i
powlekli za starszym mężczyzną. Leila zaczęła rozglądać się, gdy wyszli z
krótkiego korytarza. Przed nią był ogromy dziedziniec. Wręcz nie mogła uwierzyć,
że to ciągle skalny pałac, który widziała z zewnątrz. W skalnych zboczach
wykute były domy. Zobaczyła kuźnię i kowala, który w niej pracował. Jakaś
kobieta obok wystawiła w oknie świeżo upieczone babeczki. Była tu nawet oberża.
Życie tętniło tu jakby nie znało świata poza murami pałacu. Zielona trawa kilka
drzew, które dawały przyjemny cień. Leili rzucał się w oczy jeden szczegół.
Mianowicie wszyscy ludzie byli tu niezwykle niscy i krępi. Brodaci mężczyźni
chodzili z kilofami u pasa, co również zdziwiło dziewczynę.
- Macie tu jakąś kopalnię tak? – Spytała.
- Owszem i to wielką. Prawie każdy w niej pracuje. Chodź przyznaję,
że sporo osób pracuje, jako służba króla.
- Wyglądacie na szczęśliwych.
- Bo jesteśmy. Nie lubimy tu obcych. Oni oznaczają
nieszczęście. Ale jak już zdarzą się kłopoty to król nas uratuje. On zawsze nas
ratuje. – Kiwał głową staruszek.
- Musicie bardzo cenić swojego króla.
- Och tak. To bardzo dobry i mądry król. Nie będzie
zadowolony z waszego przybycia. Oj nie. On nie lubi obcych. Obcy to kłopoty.
Król nie lubi kłopotów. My nie lubimy kłopotów. – Mówił starzec a Leila miała
coraz większe wątpliwości czy dobrze postąpiła. Dotarli do gigantycznych wrót.
Dziewczyna była zdziwiona, że są takich rozmiarów. Weszli do środka i jej oczom
ukazała się przepiękna sala tronowa. Białe marmurowe kolumny ozdabiane złotem
podtrzymywały łukowe sklepienie. Było ono niezwykle wysoko. Ściany były jasne
jak śnieg a sięgające prawie do sklepienia okna strzeliste. Szli po czerwonym
dywanie rozłożonym na czarnej posadzce z obsydianu. Prowadził ku złotemu
tronowi. On również miał strzelistą budowę i finezyjne wzory. Całość
przypominała elfią architekturę. Na tronie siedział dość młody mężczyzna. Po
jego sylwetce było widać, że jest silny. Ubrany był w czarną szatę, szare
spodnie i czarne kozaki. Był szczupły i wysoki. Miał białe krótkie włosy, jasną
cerę, delikatne rysy twarzy i.. czerwone oczy. Były tak czerwone jak oczy
Castiela. Głowę miał podpartą na ręce. Wyglądał na zamyślonego. Gdy zobaczył
sługę skupił na nim swoją uwagę.
- Wybacz o panie. Lecz ci ludzie potrzebują pomocy. Prosili
o zgodę na wejście. – Starzec klęczał przed nim i pokornie się kłaniał. Leila
zrobiła to samo by go nie obrazić. Król poderwał się z miejsca i podszedł w
stronę Castiela. Jego wzrok wyrażał zaskoczenie i zaniepokojenie.
- Co mu jest?
- Tylko zemdlał panie. – Odpowiedziała dziewczyna. Mężczyzna
spojrzał na nią. Leila odczuła podobny strach jak wtedy, gdy patrzył na nią
książę. Nie mogła uwierzyć jak bardzo oczy króla przypominały te Castiela. Pomyślała,
że to on może być jego ojcem. Tylko nie zgadzał jej się wiek. Ojciec księcia
powinien być dużo starszy.
- Połóżcie go w komnacie dla gości. Musi odpoczywać. –
Rozkazał sługą król. Ci natychmiast wykonali polecenie. Kazał odejść również
starcowi. Leila została całkiem sama.
- Chodź za mną. – Pokierowali się do komnaty, w której
pozwolił jej usiąść. Komnata była dość spora i wygodna. Pomiędzy dwiema dużymi
kanapami stojącymi naprzeciw siebie znajdował się niski stolik. Dwa spore okna
dawały dużo światła. Naprzeciwko okien prostopadle do kanap znajdował się
kominek. Król usiadł naprzeciwko dziewczyny. Czerwone oczy przeszywały ją na wskroś.
- Co tu robicie? Jesteście bez broni tak daleko od ludzkich
osad. – Spytał ją po chwili mężczyzna.
- Nie wiem jak to wyjaśnić panie. Jesteśmy tu przypadkiem.
- Jak się nazywasz?
- Leila. A ten chłopak to Castiel.
- Wiem.
- Znasz go panie?
- W pewnym sensie.
- A ciebie panie jak zwą? – Król uśmiechną się na to pytanie
zadziornie i odpowiedział po chwili.
- Aeternus. – Dziewczyna słysząc to
oniemiała. Teraz wszystko układało jej się w całość.
- Ale… To imię pradawnej bestii. Wieczny,
nieśmiertelny. Tak nazywał się smok, który przed wiekami grasował na wszystkich
znanych nam ziemiach. Czemu cię tak nazwano panie? – Spytała by potwierdzić
swoje domysły.
- Jestem nim. Myślałaś, że smok może tak
po prostu zginąć? Imię chyba mówi samo za siebie. – Dziewczyna słysząc to
potwierdziła swoje przypuszczenia. Postanowiła odważyć się zadać królowi
nurtujące ją pytanie.
- Jesteś ojcem Castiela panie? – Głos jej zadrżał. Ledwo
mogła to wszystko pojąć.
- Tak. Jak się tego domyśliłaś?
- On.. nie wiem jak to ująć. Prawie się przemienił. Myślałam,
że jest jakimś demonem, ale teraz.. wszystko stało się jasne. – Mężczyzna nie
zareagował szczególnie na jej słowa. Mimo to spytał.
- Jak wyglądał?
- Jego oczy były przerażająco czerwone. Źrenice miał jak u
kota. Ostre pazury zamiast paznokci, kły i para tych wielkich czarnych
skrzydeł. Wyglądał jak demon z piekła rodem.
- Boisz się go?
- Kto o zdrowych zmysłach by się nie bał? – Król zaśmiał
się. Widocznie strach kobiety wydawał mu się czymś błahym, wręcz zabawnym.
- Rozumiem, że dla ciebie panie jest to naturalne, lecz
ludzie nie przywykli do takich widoków.
- Ludzie boją się wszystkiego, co nie jest nimi. I wszystko
to chcą unicestwić. Gdy nie ma już, czego zabijać zaczynają mordować się
nawzajem. – Powiedział jakby było to czymś zupełnie oczywistym. Dziewczyna nie wiedziała,
co powiedzieć. Musiała przyznać, że ma rację. Gdy elfy, smoki, krasnoludy i
inne stworzenia zniknęły rozpoczęły się wojny między ludzkimi rodami.
- Dlaczego zniknąłeś panie? – Spytała po chwili ciszy.
- Nie zniknąłem. Zostałem uwięziony.
- Przez kogo? Kto mógłby uwięzić smoka?
- Ktoś, kogo miało się za przyjaciela. – Mężczyzna
posmutniał. Leila zaczęła mu współczuć.
- W jaki sposób panie?
- Zabierając mi najcenniejszą rzecz, jaką miałem. Moje
serce.
- Serce?! Przecież to niemożliwe. – Dziewczyna była w szoku.
Nie rozumiała jak to możliwe.
- Nie jestem zwykłą istotą. Mogę żyć bez niego. Lecz jest
ono źródłem mojej potęgi. Bez niego nie zdziałam zbyt wiele.
- Więc to cię osłabiło.. lecz nie zabiło.
- Taki był jego cel. By serce dawało moc smok musi żyć. Ten,
kto ma serce staje się potężny… i nieśmiertelny.
- Jak się nazywa ten, który ci je odebrał panie?
- Sanguis. – Dziewczyna zamarła. Dobrze pamiętała, że to
właśnie on najechał północne królestwo. Teraz już wiedziała, dlaczego był w
stanie to zrobić.
- Musisz go szczerze nienawidzić panie. Nie dość, że zabrał
ci serce to zabił ukochaną. – Dziewczyna słyszała o śmierci królowej. Mężczyzna
zmarszczył brwi słysząc jej słowa.
- Owszem. Nienawidzę go najbardziej z wszystkich istot,
jakie skrzywdził. – Leila opuściła wzrok na podłogę.
- Ale to nie koniec. Sanguis nie może w całości wykorzystać mocy,
jaką skrywa serce. Bez pradawnej księgi nic nie wskóra. Na szczęście tylko
Raven wie gdzie ona jest. – Dodał po chwili król. Dziewczyna na powrót na niego
spojrzała i uśmiechnęła się delikatnie.
- Więc jest nadzieja. – Stwierdziła.