poniedziałek, 8 czerwca 2015

"Tenebris: Powrót smoków" cz.22 Obserwowani.

Przepiękny pałac zbudowany z marmuru i złota połyskiwał w promieniach zachodzącego słońca. Do komnaty wpadały kolorowe światła przez różnokolorowe klejnoty, które były umieszczone w oknach zamiast szyb. Przepiękna elfka o blado fioletowej skórze, jasny blond włosach i szafirowych oczach wyszła na balkon. Oparła się o poręcz o finezyjnych ozdobach i spojrzała w dal. Diadem na jej czole połyskiwał w świetle słońca, a piękna, zwiewna, biała sukienka targana była delikatnymi powiewami wiatru. Dziewczyna była pierworodną władcy elfów wysokiego rodu. Przepiękny strzelisty pałac był prawie na samym szczycie góry Aikna. Dziewczyna widziała jak w pobliżu przelatuje stado niezwykle barwnych ptaków z długimi piórami i ostrymi dziobami. Patrzyła na tęczę, która pojawiła się po niedawno zakończonej burzy. Widziała jak w jeziorze znajdującym się w niewielkiej górskiej dolinie pływają łabędzie. Zaraz koło niej przeleciał tęczowy motyl. Lecz mimo piękna, jakie otaczało dziewczynę była ona smutna. Mimo pięknych widoków i cudownych stworzeń, jakie widziała, na co dzień czuła się niesamowicie samotna. Jej długie do pasa proste włosy potargane zostały silnym powiewem wiatru z południa. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła coś, czego się nie spodziewała. Coś, czego nie widziała odkąd była małą dziewczynką. Użyła zaklęcia by mogła przyjrzeć się bliżej. Teraz była pewna. To był smok. Wielki biały smok. Lecz po chwili zobaczyła drugiego, czarnego i trochę mniejszego. Czarny smok zaczął gonić białego. Ta gonitwa trwała dość długo. W jej trakcie przez chwilę straciła je z oczu. Całkiem zniknęły dopiero, gdy już było prawie całkiem ciemno. Elfka nie wiedziała, co o tym myśleć. Biały smok pokazywał się bardzo dawno temu. Kilku krotnie, lecz nigdy nie oddalał się od góry. Czarnego smoka widziała po raz pierwszy. Nawet w legendach nie słyszała o takim. Wiedziała o istnieniu zielonych, które można było napotkać w lesie, żółtych, które często czaiły się w górskich pieczarach oraz niebieskich zamieszkujących podwodne głębie. One wszystkie od dawna są w letargu. Nikt nie jest oczywiście tak głupi by próbować je tknąć gdyż mogą się ocknąć i sprawić dużo kłopotu. Wiedziała, że biały smok to Aeternus. Jest pierwszym smokiem i sprawuje on władzę nad innymi. Gdy Aeternus osłabł - smoki zasnęły. Tylko on jest w stanie je wyrwać z tego stanu. Lecz o czarnym nigdy nie słyszano a księgi elfów mówią nawet o początkach istnienia świata. Jej serce zadrżało. „Czyżby stwórczyni wydała na świat kolejną bestię?” pytała sama siebie. Ruszyła w stronę Sali tronowej by poinformować o tym, co zobaczyła swojego ojca. Nie było to jej jednak dane.
Gdy wróciła do swojej komnaty zobaczyła, że na fotelu koło kominka siedzi jej młodszy brat.
- Wyglądasz na zaniepokojoną. Co się stało Miriel?
- Och to ty Elandiel. Cóż… Nie jestem pewna. – dziewczyna przeczesała włosy i zastanowiła się chwilę. – Widziałam smoki.
- Co widziałaś?
- A… no tak… nie było cię na świecie, gdy to się stało. Widzisz. Kiedyś smoki normalnie żyły i latały. Był to normalny widok. Ale od już dość dawna ich nie ma i myśleliśmy, że wyginęły. Nie wiedzieliśmy jednak, co stało się z Aeternusem. To ktoś w rodzaju władcy smoków. Jest nieśmiertelnym, potężnym, wielkim, białym smokiem. Nie wiem, dlaczego ale widziałam go przed momentem. – usiadła na skraju łóżka. – Widziałam jego i jeszcze jednego. Czarnego smoka. Nie ma o nim żadnej wzmianki w księgach. Albo przebudził się pierwszy raz odkąd zaczęto spisywać księgi albo…. – jej głos był roztrzęsiony. Tak jakby się czegoś bała.
- Albo, co?... – dopytywał chłopiec.
- Albo urodził się niedawno i jest to całkiem nowy rodzaj smoka.
- Po twoim głosie wnioskuję, że to źle.
- Dzięki księgą wiemy jak zabijać smoki. Jak się obronić przed nimi. Ale nie wiemy nic o nowym. Nie wiemy, co potrafi. To może być poważne zagrożenie. – wstała i wyszła mówiąc.
- Muszę o wszystkim powiedzieć ojcu.

Mroczny korytarz ciągnął się nieubłaganie. Zakapturzone postacie w długich czerwonych płaszczach szły zwartym szykiem przed siebie. Tylko jeden z pośród nich, młody chłopak, co chwilę zerkał na rówieśnika idącego obok. Rozkojarzony chłopak miał na imię Alex. Był dość niski. Miał opalone ciało i krótkie blond włosy z przydługą grzywką, którą notorycznie odgarniał z twarzy. Jego zielone oczy wpatrywały się w bladą twarz kolegi. Fioletowe oczy wyższego chłopaka spotkały się z przestraszonymi teraz oczami blondyna. Niższy chłopak szybko odwrócił wzrok. Dotarli do wielkiej okrągłej podziemnej Sali. Utworzyli krąg i każdy zaczął wypowiadać szeptem zaklęcie. Na środku Sali była przykuta do kamiennego ołtarza młoda dziewczyna. Miała skrępowane usta, ale to nie miało za dużego znaczenia gdyż była nieprzytomna. Z pieczary naprzeciwko wejścia Sali wyłonił się smok z krwawoczerwonymi łuskami i czarnymi jak noc oczami. Zadzwonił łańcuchami, którymi był przykuty, gdy pełzł w stronę ofiary. Rytuał był krótki a smok nie sprawiał kłopotów. Gdy wyszli z Sali Alex odetchnął z ulgą. Wysoki chłopak o białej skórze czarnych długich włosach związanych w kucyk miał na imię Ventus. Nie spojrzał on na swojego kolegę dopóki wszyscy nie rozeszli się do swych komnat.
- Chodź. – powiedział krótko nawet nie spoglądając na młodszego.
- Zobaczysz. W końcu nas przyłapią. – ostrzegał go Alex, lecz pomimo tego na jego twarzy zagościł wielki uśmiech. Tajnym przejściem w ścianie wymknęli się z podziemnego zamczyska.
- Uwielbiam, gdy mnie tu zabierasz. – stwierdził zielonooki i przeciągnął się. Ventus w końcu spojrzał na kompana.
- Ściągaj te okropne łachy. Idziemy do miasta. – uśmiechnął się delikatnie.
- Łachy? Co by powiedziała twoja matka gdyby usłyszała, że tak nazywasz szaty Doloris.
- Pewnie nic. Jak zawsze. Tylko wpatrywałaby się we mnie tym dziwnym wzrokiem.
- O czym ty mówisz?
- Nie. Nic.. nie ważne. Ściągaj to i chodź. – powiedział sam się przebierając. Alex wykonał polecenie i szybko się przebrał. Dołączył do kolegi i po paru godzinach byli w małym miasteczku u podnóża gór granicznych. Weszli do tawerny i przywitali grzecznie ze starym zielarzem.
- Witaj panie. Jak się czujesz? – powiedział Alex a Ventus tylko skinął głową.
- Och w porządku. Dziękuję.
- Gdzie Jack? – spytał wyższy chłopak rozglądając się.
- Jakiś czas temu wyruszył z przybyszami w stronę góry krasnoludów. Raczej nieprędko wróci.
- Oh. Więc robi za przewodnika. Cóż. Przyjdziemy innym razem.
- Wątpię by była okazja. – powiedział starzec z tajemniczym uśmiechem.
- To znaczy? – odezwał się Alex.
- Ta jego młódka. Jak jej tam… Lisa. Pobiegła za nim. Wiecie, co ludzie o niej myślą. Pewnie będzie chciała z nim uciec. Znam go. Zrobi dla niej wszystko.
- W takim razie wyruszamy na górę krasnoludów. – stwierdził Ventus. Alexy tylko spojrzał na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Coś się stało?
- TY?! Chcesz iść bez pozwolenia ojca. Sam. Za jakimś kolesiem, który może cię zabić. Aż na górę krasnoludów. Które też notabene mogą cię pozbawić żywota?
- Po pierwsze. Dużo się zmieniło. Nie potrzebuję jego zgody… - Alex już chciał mu przerwać, więc ten szybko dodał – Nawet fakt, że jest przywódcą Doloris tego nie zmienia. – Alex zamknął usta a Ventus kontynuował. – Po drugie nie będę sam. Idziesz ze mną. Po trzecie i najważniejsze… Tylko smok jest w stanie mnie zabić. Pamiętasz jeszcze?
- No dobra. Może i masz rację. Ale na kiego ja ci tam potrzebny? – powiedział z miną jakby miał się zaraz rozpłakać. Nie było mu prędko do opuszczania tego świata.
- Dla towarzystwa. – powiedział z uśmiechem, lecz jednocześnie była to mina, dzięki której Alex wiedział, że nie może się sprzeciwiać. Wyruszyli w ślad za wędrowcami.
- Mówię ci. Jak wrócimy to nas zabiją. Dosłownie. W co ty mnie pakujesz? Znaczy ja wiem, że jesteś synem przywódcy to ci nic nie zrobią. Ale ja? Czemu mnie w to mieszasz? – dalej biadolił nad swym losem blondyn.
- Eh. Nie jestem jego synem. Nawet nie jestem synem Kiry.
- CO?!
- Dowiedziałem się niedawno, że nie są moimi rodzicami. Znaczy w pewnym sensie są ale mam świadomość innej istoty. Tak wynika z ich rozmowy. Wiem tylko, że jestem im z jakiegoś powodu potrzebny.
- Ale moja matka odbierała twój poród. To niemożliwe…
- Kira mnie urodziła, ale nie jestem jej dzieckiem. Była tylko narzędziem.
- …. W co ty mnie pakujesz… - powiedział prawie szeptem zielonooki, który zaczął pojmować powagę sytuacji.
- Teraz to mnie na bank zabiją. – po chwili dodał. - Może i lepiej. Dołączę do rodziców.
- Bzdury gadasz. Ze mną nic ci nie grozi. A teraz nie marudź tylko pośpiesz się. Muszę odnaleźć brata. – przyśpieszył kroku.
- BRATA?! Czego ja jeszcze nie wiem?!
- Eh. No dobra. Jack to mój brat. Nie urodziła go Kira. Kobieta, która wydała go na świat zmarła przy porodzie. Jej organizm nie wytrzymał. Jack jest za silny. Ja też, ale Kira miała magię do dyspozycji. Oboje jesteśmy dziećmi tego samego bóstwa.
- To znaczy, kogo? Bo jakieś mam wrażenie, że raczej nie stwórczyni.
- Nie. Pochodzimy od stwórcy.
- Świetnie. Czyli jesteś częścią apokalipsy?!
- Tak. Ja, Jack, Aeternus, Sanguis. Jest jeszcze kilka innych osób, ale nie wiem jak na razie, kim oni są.
- Oh. Jak fajnie jest się dowiedzieć od kumpla, że świat się kończy i to z jego pomocą. – parsknął Alex.
- Źle to interpretujecie. Koniec świata nie oznacza totalnej zagłady. To po prostu koniec jednego i początek następnego. – w trakcie rozmowy przyśpieszali coraz bardziej do tego stopnia, że aż zaczęli biec. Zauważyli przed sobą kilka osób. Schowali się za drzewo i obserwowali. Widzieli dziwną scenę, w której wilki zaczęły uciekać przed chłopakiem, który robił za przewodnika wędrowców. Gdy nieznajomi ruszyli dalej, Ventus i Alex ruszyli w ślad za nimi. Tamci mieli konie, co bardzo utrudniło pościg. Jednak chłopcy od małego byli szkoleni w zamczysku Doloris. Byli niezwykle szybcy i udało im się śledzić nieznajomych całą noc aż do momentu, gdy zatrzymali się przed wejściem do pałacu na górze krasnoludów.
- Nie ma szans. To jakaś twierdza. Nie dostaniemy się tam. – powiedział zmęczonym głosem Alex.
- Przez frontowe wrota na pewno. Ale my wejdziemy od góry.
- Widzisz te mury? To gigantyczna skalna ściana. Jak chcesz się na nią wdrapać?
- Nie będziemy się wdrapywać. – powiedział, po czym złapał swojego towarzysza w pasie i po chwili pojawili się na szczycie skalnej ściany służącej krasnoludom za mur obronny.
- Jak ty to…
- Czar teleportacji. – odpowiedział Ventus z uśmiechem. – jest wyczerpujący i działa na niewielkich odległościach, ale przydaje się. – dodał, lecz musiał na chwilę klęknąć by nie stracić równowagi. Był już bardzo zmęczony. Alex spojrzał w dół. Z muru widać było wędrowców. Skierowali się do pałacu.
- W porządku. Mam tu znajomego. Dowiemy się, czego oni tu szukają i odpoczniemy trochę. – powiedział wyższy chłopak.
- Znajomego? Tutaj? Czym ty jeszcze mnie zaskoczysz? – zaśmiał się Alex. Cieszył się z wizji odpoczynku.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.21 Ostateczna decyzja.



 Gdy udało im się dotrzeć do wrót było już widno. Anna nie zatrzymywała się przez całą noc więc Lisa zasnęła jej w ramionach podczas podróży. Gdy się zatrzymali dziewczyna przetarła błękitne oczy i spojrzała po wszystkich. Przez chwilę nie pamiętała co tu robi, ale gdy dotarło do niej gdzie jest natychmiast przybrała poważną minę i skupiła się. Anna zaśmiała się cicho pod nosem widząc to. Zsiedli z dość zmęczonych już koni. Kobieta podeszła do wrót i zastukała. Otworzył je sędziwy krasnolud.
- Nie, nie, nie, nie. Za dużo kłopotów. – już chciał zamknąć wrota lecz Anna mu na to nie pozwoliła. Przytrzymała drzwi ręką. Szare dotąd oczy starca zrobiły się zielonkawe a za nim pojawiły się dwa golemy stworzone z lodu. Były wysokie na trzy metry, nie posiadały głowy a zamiast rąk miały lodowe szpikulce. – Powiedziałem. Za dużo kłopotów. Wynoście się stąd. Kimkolwiek jesteście. – Anna wyglądała na zmęczoną tą sytuacją.
- Słuchaj. Szliśmy tu od paru dni. Nie spałam całą noc. Jestem w ciąży i czuję jakby coś co jakiś czas rozrywało mi wnętrzności. Szukam chłopaka który prawdopodobnie znajduje się gdzieś w tej okolicy. Powiesz nam czy coś widziałeś to nie rozwalę ci łba. – powiedziała to prawie szeptem lecz w taki sposób że Lisę, Armina i starca przeszedł zimny dreszcz. Zander był już przyzwyczajony do takiego tonu kobiety a Jack tylko przyglądał się golemom jak zahipnotyzowany.
- Chłopaka? – wyszeptał starzec. – Jakiego chłopaka?
- Lub bestię z czarnymi skrzydłami. – dodała Anna. Starzec zamarł a jego oczy tak się rozszerzyły, że przypominały dwie wielkie monety.
- Jak ów chłopak ma na imię? – spytał z lekkim niepokojem.
- Castiel. A ja jestem Anna. Jego opiekunka. – starzec zmierzył ją wzrokiem. Kobieta w żadnym calu na opiekunkę nie wyglądała. Raczej na wojowniczkę. Aktualnie wkurzoną wojowniczkę.
- Wchodźcie. Ale macie się mnie trzymać. – wymamrotał a golemy zniknęły.
- Nie wyglądają na krwiożercze. – wymamrotał Armin patrząc na mijane krasnoludy.
- Bo nie są. – powiedział Zander. – krasnoludy nie jedzą ludzi. Dlatego zastanawiam się czym jest to co zastaniemy na tronie. – powiedział widząc gigantyczne wrota przed sobą. Łatwo było domyślić się gdzie zmierzają. Sala tronowa. Gdy już znaleźli się przed tronem władcy, starzec pokłonił się. Na tronie siedział Aeternus.
- Witajcie. – powiedział z delikatnym uśmiechem. – Wyrosłaś na piękną kobietę Anno. – rudowłosa wyglądała na zdezorientowaną. – Za to ty, Zander, nic się nie zmieniłeś. – dokończył król. Elf delikatnie przekrzywił głowę.
- Zapamiętałbym takiego stwora jak ty… Skąd wiesz kim jesteśmy? – spytał elf.
- Raven mi o was dużo opowiadała. Poza tym widziałem was kilka razy gdy jej towarzyszyliście. Była bardzo niesforną młodą królewną. Zapuszczać się aż tak daleko… doprawdy cud że żyje.
- Żyła. – chciała go poprawić Anna.
- Nie. Żyje. – ponowił król. – Cały czas pilnuję by jej ogień nie zgasł. – powiedział lecz posmutniał.
- Kim ty do cholery jesteś? – spytała w końcu Anna. Wyglądała na naprawdę zmęczoną.
- Jestem Aeternus. Miło mi was poznać osobiście.
- Gdzie Castiel? – rudowłosa kobieta prawie krzyknęła.
- Musiałaś bardzo za nim tęsknić co? Nie martw się. Posłałem po niego. Zaraz tu będzie. – jak na potwierdzenie słów do Sali wbiegł Castiel i od razu rzucił się kobiecie i elfowi na szyję.
- Anna! Zander! Tak się cieszę, że nic wam nie jest. – powiedział z radością. Kobieta tuliła go z widoczną ulgą. Po chwili jednak chłopak musiał ją złapać gdyż zaczęła osuwać się na posadzkę. – Anna? – kobieta zasnęła.
- Gdy już zobaczyła, że wszystko jest w porządku emocje przestały trzymać ją w przytomności. – Stwierdził Armin. – Nie wyobrażasz sobie jak się o ciebie martwiła. Gdy dowiedziała się, że tu jesteś szła tu całą noc nie pozwalając nam na choćby moment odpoczynku. – mówił z uśmiechem blondyn.
- Anna… - wyszeptał cicho książę. - Powinniście wszyscy odpocząć. – powiedziała po chwili. – Gdy nabierzecie sił wszystko wam wyjaśnię.

 Gdy już zanieśli Annę do komnaty i ułożyli na wielkim łóżku Jack odezwał się po raz pierwszy odkąd weszli do pałacu.
- Chcę być w pokoju z Lisą. Wolę mieć ją na oku. – słysząc to niska krępa kobieta która wyznaczała im komnaty sypialne uśmiechnęła się i skierowała ich do odpowiedniej oraz dała im suche ubrania. Zandera wraz z Castielem zaprowadziła do kolejnej gdzie elf mógł odpocząć. Najwidoczniej mroczne elfy nie potrzebują zbyt dużo snu gdyż Zander nie miał zamiaru odpoczywać. Gdy weszli już do wyznaczonej dla niego komnaty od razu poprosił księcia o wyjaśnienia. Castiel starał się jak mógł wyjaśnić mu wszystko co zaszło. Gdy skończył elf wstał i skierował się w stronę wyjścia.
- Idź do Anny. Nie wiem jak się będzie czuła gdy się obudzi. – rzucił przez ramię.
- A ty?
- Ja idę coś załatwić. Nie martw się przyjdę do was gdy skończę. – powiedział po czym wyszedł. Castiel udał się w stronę komnaty Anny.


- Teraz jesteś szczęśliwa? – spytał Jack.
- Na pewno bardziej niż w wiosce. – odpowiedziała. Zaczęła ściągać z siebie ubrania jednak chłopak się nie odwracał. Wręcz przeciwnie. Przyglądał się jej uważnie. Wyglądała uroczo pomimo, że była przemoczona. Z jej długich jasnych blond włosów wciąż kapały krople wody. Chłopak spojrzał na jej różane drżące usta. Gdy to zauważyła spojrzała na niego zawstydzona rumieniąc się. Podszedł do niej bliżej a ona zagryzła dolną wargę. Zbliżył się jeszcze bardziej. Ich usta prawie się stykały. Dziewczyna chciała już zaprotestować ale pocałował ją i nagle jej cały opór gdzieś zniknął. Zaczął delikatnie zdejmować z niej ciuchy. Gdy już była naga pchnął ja na łóżko i rozebrał się. Dziewczyna była bardzo zawstydzona. Opierając się na łokciach patrzyła na jego poczynania. Zaczął powoli sunąć dłońmi w górę po jej nogach. Zadrżała. Rozchylił je i uklęknął między nimi. Podpierając się rękoma o łóżko po jej obu stronach zaczął ją delikatnie całować. Zamknęła oczy i delikatnie rozchyliła usta. Pocałunki zaczęły być coraz głębsze i namiętniejsze. Zszedł z nimi na jej szyję. Rumieniąca się dziewczyna jęknęła cicho, czując jak język chłopaka sunie po jej szyi, a usta zostawiają małe czerwone ślady. Delikatnie położył ją całkiem i oparł się na łokciach. Zszedł pocałunkami jeszcze niżej i zaczął pieścić jej piersi. Dziewczyna zaczęła cicho pojękiwać. Chłopak uśmiechnął się delikatnie przesuwając rękę po jej brzuchu zsunął ją w kierunku krocza dziewczyny. Złapała za nią. Spojrzał w jej oczy.
- Boisz się?
- Ja… jeszcze nigdy.. – jąkała się nie mogąc ułożyć spójnego zdania.
- Wiem. – powiedział z delikatnym uśmiechem i pocałował ją czule. – Rozluźnij się. – powiedział. Jednak dziewczyna nie puściła. – Chcesz być moja? – wypowiedział to pytanie szeptem do jej ucha. Dziewczyna jeszcze chwilę się wahała lecz puściła jego rękę i powiedziała.
- Tak.


 Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy Anna obudziła się na łóżku z wielkim baldachimem. Zauważyła, że na fotelu w kącie pokoju ktoś siedzi. Uniosła się wyżej i zobaczyła, że to Castiel.
- Wszystko w porządku? – spytał.
- Tak. – powiedziała, lecz w tym momencie poczuła silny ból brzucha. Krzyknęła i zwinęła się z bólu na łóżku. Castiel poderwał się na równe nogi i podbiegł do niej.
- Anna. Co się dzieje? – spytał bezradnie. Kobieta zacisnęła zęby.
- Zaraz przejdzie. – wycedziła. Castiel patrzył z niepokojem. Zander wszedł do komnaty. W ręce miał kielich z jakąś czerwoną cieczą. Podszedł do Anny.
- Wypij to. – powiedział spokojnym tonem.
- Co to? – zapytała dalej trzymając się za brzuch.
- Pomoże ci. – widząc jej wzrok dodał. - Zaufaj mi. – kobieta zawahała się. Wzięła łyk i prawie upuściła naczynie krztusząc się.
- To krew! – krzyknęła ze strachem.
- Owszem. Pragną jej. A ich matka nie chce ugasić ich pragnienia. – powiedział z lekkim uśmiechem. Castiel wyglądał na zdezorientowanego a Anna patrzyła na Zandera z lekkim strachem. – No dalej. Nie bądź samolubna. Wypij. – dodał patrząc jak kobieta zerka na ciecz. Z widocznym obrzydzeniem wypiła zawartość.
- Żeby było jasne... – powiedziała odstawiając pusty kielich. - … zrobiłam to tylko dlatego że po pierwszym łyku przestało boleć. – spojrzała na Zandera. – Nie dlatego że ci ufam. – po mimo słów w jej głosie dało się usłyszeć nutkę niepewności. Elf tylko delikatnie się uśmiechną w odpowiedzi.
- Czy ktoś wyjaśni mi co tu zaszło? – spytał wciąż zdezorientowany Castiel.
- Widzisz… tak jakoś wyszło że jestem z tym elfim dupkiem w ciąży. – powiedziała Anna wskazując kciukiem na Zandera. Ten tylko lekko się zarumienił i odwrócił wzrok.
- Ale.. ty.. przecież…
- Nie mogłam mieć dzieci? Heh. O ironio.. teraz urodzę… tylko nie wiadomo co. – spojrzała na kielich.
- Niech zgadnę. Mroczne elfy potrzebują krwi? – zwrócił się tym razem do Zandera.
- Tak. Ma najwięcej składników potrzebnych naszemu potomstwu do rozwoju. – oświadczył i zabrał kielich. – Niedługo znów będziesz musiała ją wypić. – tym razem zwrócił się do Anny, po czym wyszedł z komnaty. Castiel spojrzał na brzuch rudowłosej kobiety. Dopiero teraz zauważył że jest lekko zaokrąglony.
- Od jak dawna? – spytał.
- W noc w którą was porwali. – oświadczyła. Castiel zamrugał kilkukrotnie. Coś mu nie pasowało. Skoro było to tak niedawno to jeszcze nie powinno być widać. Kobieta przyłożyła dłoń do czoła. Widać było że jest słaba.
- Anno. Wiesz ile trwa ciąża u mrocznych elfów?
- Nie. Nigdy mnie to nie obchodziło. Dlaczego pytasz?
- Niecałe pięć miesięcy. – powiedział. Po chwili wyszeptał. - Ty wyglądasz jakbyś była już co najmniej w trzecim. – zapadła chwila ciszy. Kobieta patrzyła na niego nie do końca rozumiejąc co ma na myśli. – Nie wiem co jest w tobie. Ale to się rozwija wyjątkowo szybko. – wyjaśnił. Kobieta położyła dłoń na brzuchu. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. – To cię niszczy. – zauważył patrząc na jej podkrążone oczy i niezwykle bladą twarz. Kobieta położyła się na poduszce. Patrzyła w sufit. Po chwili zaczęła powoli kręcić głową i powiedziała.
- Nie chcę umierać.
- Więc rób co ci każe Zander. Cokolwiek się urodzi. Na pewno w części będzie człowiekiem i elfem. A skoro tak… to będzie chciało krwi. – kobieta milczała. Wiedziała że książę ma rację. Ból minął gdy tylko poczuła smak krwi w ustach. Zamknęła oczy. Zacisnęła wargi. Castiel zaczął głaskać ją uspokajająco po głowie.
- Ten cały król… jak mu tam… - zaczęła.
- Aeternus.
- Aeternus… - potwierdziła. – Powiedział że Raven żyje.
- Tak. Widziałem ją. Jest jeszcze słabsza niż ty teraz.
- Jakim cudem żyje?
- To żaden cud. To przekleństwo. – powiedział patrząc w stronę okna. – Żyje dzięki krwi mojego ojca. Utrzymuje ją przy życiu ale nie potrafi całkiem jej uzdrowić.
- Twojego ojca?
- Tak. Aeternus. Król którego widziałaś. To właśnie mój ojciec.
- Tak. Teraz to jasne. Dlatego mówił, że nas widział. To on ją obserwował. Przez ten cały czas. Ale… czym on jest?
- Smokiem. Nie pamiętasz legendy o nim?
- Ale… to niemożliwe. Dawno zniknął.
- Nie zniknął. – pokręcił lekko głową. – Osłabł. I czeka.
- Na co?
- Aż będę w stanie odzyskać dla niego jego utraconą moc.
- Niby czemu miałbyś to zrobić?
- Bo tylko wtedy będzie wstanie pomóc mojej mamie. – ostatnie słowa wypowiedział z nutą bezradności w głosie. Anna zamilkła. Rozumiała w jakiej są sytuacji. Nie wiedziała tylko jak z niej wybrnąć. Jeśli Aeternus odzyska władzę znów zacznie zabijać. Lecz jeśli nie. Raven będzie cierpiała. Z głową pełną pytań bez odpowiedzi na powrót zasnęła.