Gdy udało im się dotrzeć do wrót było już
widno. Anna nie zatrzymywała się przez całą noc więc Lisa zasnęła jej w
ramionach podczas podróży. Gdy się zatrzymali dziewczyna przetarła błękitne oczy i spojrzała po wszystkich. Przez chwilę nie pamiętała co tu robi, ale gdy
dotarło do niej gdzie jest natychmiast przybrała poważną minę i skupiła się. Anna
zaśmiała się cicho pod nosem widząc to. Zsiedli z dość zmęczonych już koni.
Kobieta podeszła do wrót i zastukała. Otworzył je sędziwy krasnolud.
- Nie, nie, nie,
nie. Za dużo kłopotów. – już chciał zamknąć wrota lecz Anna mu na to nie
pozwoliła. Przytrzymała drzwi ręką. Szare dotąd oczy starca zrobiły się
zielonkawe a za nim pojawiły się dwa golemy stworzone z lodu. Były wysokie na
trzy metry, nie posiadały głowy a zamiast rąk miały lodowe szpikulce. –
Powiedziałem. Za dużo kłopotów. Wynoście się stąd. Kimkolwiek jesteście. – Anna
wyglądała na zmęczoną tą sytuacją.
- Słuchaj.
Szliśmy tu od paru dni. Nie spałam całą noc. Jestem w ciąży i czuję jakby coś
co jakiś czas rozrywało mi wnętrzności. Szukam chłopaka który prawdopodobnie
znajduje się gdzieś w tej okolicy. Powiesz nam czy coś widziałeś to nie rozwalę
ci łba. – powiedziała to prawie szeptem lecz w taki sposób że Lisę, Armina i
starca przeszedł zimny dreszcz. Zander był już przyzwyczajony do takiego tonu
kobiety a Jack tylko przyglądał się golemom jak zahipnotyzowany.
- Chłopaka? –
wyszeptał starzec. – Jakiego chłopaka?
- Lub bestię z
czarnymi skrzydłami. – dodała Anna. Starzec zamarł a jego oczy tak się
rozszerzyły, że przypominały dwie wielkie monety.
- Jak ów chłopak
ma na imię? – spytał z lekkim niepokojem.
- Castiel. A ja
jestem Anna. Jego opiekunka. – starzec zmierzył ją wzrokiem. Kobieta w żadnym
calu na opiekunkę nie wyglądała. Raczej na wojowniczkę. Aktualnie wkurzoną
wojowniczkę.
- Wchodźcie. Ale
macie się mnie trzymać. – wymamrotał a golemy zniknęły.
- Nie wyglądają
na krwiożercze. – wymamrotał Armin patrząc na mijane krasnoludy.
- Bo nie są. –
powiedział Zander. – krasnoludy nie jedzą ludzi. Dlatego zastanawiam się czym
jest to co zastaniemy na tronie. – powiedział widząc gigantyczne wrota przed
sobą. Łatwo było domyślić się gdzie zmierzają. Sala tronowa. Gdy już znaleźli
się przed tronem władcy, starzec pokłonił się. Na tronie siedział Aeternus.
- Witajcie. –
powiedział z delikatnym uśmiechem. – Wyrosłaś na piękną kobietę Anno. –
rudowłosa wyglądała na zdezorientowaną. – Za to ty, Zander, nic się nie
zmieniłeś. – dokończył król. Elf delikatnie przekrzywił głowę.
- Zapamiętałbym
takiego stwora jak ty… Skąd wiesz kim jesteśmy? – spytał elf.
- Raven mi o was
dużo opowiadała. Poza tym widziałem was kilka razy gdy jej towarzyszyliście.
Była bardzo niesforną młodą królewną. Zapuszczać się aż tak daleko… doprawdy
cud że żyje.
- Żyła. –
chciała go poprawić Anna.
- Nie. Żyje. –
ponowił król. – Cały czas pilnuję by jej ogień nie zgasł. – powiedział lecz
posmutniał.
- Kim ty do
cholery jesteś? – spytała w końcu Anna. Wyglądała na naprawdę zmęczoną.
- Jestem
Aeternus. Miło mi was poznać osobiście.
- Gdzie Castiel?
– rudowłosa kobieta prawie krzyknęła.
- Musiałaś
bardzo za nim tęsknić co? Nie martw się. Posłałem po niego. Zaraz tu będzie. –
jak na potwierdzenie słów do Sali wbiegł Castiel i od razu rzucił się kobiecie
i elfowi na szyję.
- Anna! Zander!
Tak się cieszę, że nic wam nie jest. – powiedział z radością. Kobieta tuliła go
z widoczną ulgą. Po chwili jednak chłopak musiał ją złapać gdyż zaczęła osuwać
się na posadzkę. – Anna? – kobieta zasnęła.
- Gdy już
zobaczyła, że wszystko jest w porządku emocje przestały trzymać ją w
przytomności. – Stwierdził Armin. – Nie wyobrażasz sobie jak się o ciebie
martwiła. Gdy dowiedziała się, że tu jesteś szła tu całą noc nie pozwalając nam
na choćby moment odpoczynku. – mówił z uśmiechem blondyn.
- Anna… -
wyszeptał cicho książę. - Powinniście wszyscy odpocząć. – powiedziała po
chwili. – Gdy nabierzecie sił wszystko wam wyjaśnię.
Gdy już zanieśli Annę do komnaty i ułożyli na
wielkim łóżku Jack odezwał się po raz pierwszy odkąd weszli do pałacu.
- Chcę być w
pokoju z Lisą. Wolę mieć ją na oku. – słysząc to niska krępa kobieta która
wyznaczała im komnaty sypialne uśmiechnęła się i skierowała ich do odpowiedniej
oraz dała im suche ubrania. Zandera wraz z Castielem zaprowadziła do kolejnej gdzie
elf mógł odpocząć. Najwidoczniej mroczne elfy nie potrzebują zbyt dużo snu gdyż
Zander nie miał zamiaru odpoczywać. Gdy weszli już do wyznaczonej dla niego
komnaty od razu poprosił księcia o wyjaśnienia. Castiel starał się jak mógł
wyjaśnić mu wszystko co zaszło. Gdy skończył elf wstał i skierował się w stronę
wyjścia.
- Idź do Anny.
Nie wiem jak się będzie czuła gdy się obudzi. – rzucił przez ramię.
- A ty?
- Ja idę coś
załatwić. Nie martw się przyjdę do was gdy skończę. – powiedział po czym wyszedł.
Castiel udał się w stronę komnaty Anny.
- Teraz jesteś
szczęśliwa? – spytał Jack.
- Na pewno
bardziej niż w wiosce. – odpowiedziała. Zaczęła ściągać z siebie ubrania jednak
chłopak się nie odwracał. Wręcz przeciwnie. Przyglądał się jej uważnie. Wyglądała
uroczo pomimo, że była przemoczona. Z jej długich jasnych blond włosów wciąż
kapały krople wody. Chłopak spojrzał na jej różane drżące usta. Gdy to zauważyła
spojrzała na niego zawstydzona rumieniąc się. Podszedł do niej bliżej a ona
zagryzła dolną wargę. Zbliżył się jeszcze bardziej. Ich usta prawie się
stykały. Dziewczyna chciała już zaprotestować ale pocałował ją i nagle jej cały
opór gdzieś zniknął. Zaczął delikatnie zdejmować z niej ciuchy. Gdy już była
naga pchnął ja na łóżko i rozebrał się. Dziewczyna była bardzo zawstydzona.
Opierając się na łokciach patrzyła na jego poczynania. Zaczął powoli sunąć
dłońmi w górę po jej nogach. Zadrżała. Rozchylił je i uklęknął między nimi.
Podpierając się rękoma o łóżko po jej obu stronach zaczął ją delikatnie
całować. Zamknęła oczy i delikatnie rozchyliła usta. Pocałunki zaczęły być
coraz głębsze i namiętniejsze. Zszedł z nimi na jej szyję. Rumieniąca się
dziewczyna jęknęła cicho, czując jak język chłopaka sunie po jej szyi, a usta
zostawiają małe czerwone ślady. Delikatnie położył ją całkiem i oparł się na
łokciach. Zszedł pocałunkami jeszcze niżej i zaczął pieścić jej piersi. Dziewczyna
zaczęła cicho pojękiwać. Chłopak uśmiechnął się delikatnie przesuwając rękę po
jej brzuchu zsunął ją w kierunku krocza dziewczyny. Złapała za nią. Spojrzał w
jej oczy.
- Boisz się?
- Ja… jeszcze
nigdy.. – jąkała się nie mogąc ułożyć spójnego zdania.
- Wiem. –
powiedział z delikatnym uśmiechem i pocałował ją czule. – Rozluźnij się. –
powiedział. Jednak dziewczyna nie puściła. – Chcesz być moja? – wypowiedział to
pytanie szeptem do jej ucha. Dziewczyna jeszcze chwilę się wahała lecz puściła
jego rękę i powiedziała.
- Tak.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy Anna
obudziła się na łóżku z wielkim baldachimem. Zauważyła, że na fotelu w kącie
pokoju ktoś siedzi. Uniosła się wyżej i zobaczyła, że to Castiel.
- Wszystko w
porządku? – spytał.
- Tak. – powiedziała,
lecz w tym momencie poczuła silny ból brzucha. Krzyknęła i zwinęła się z bólu
na łóżku. Castiel poderwał się na równe nogi i podbiegł do niej.
- Anna. Co się
dzieje? – spytał bezradnie. Kobieta zacisnęła zęby.
- Zaraz
przejdzie. – wycedziła. Castiel patrzył z niepokojem. Zander wszedł do komnaty.
W ręce miał kielich z jakąś czerwoną cieczą. Podszedł do Anny.
- Wypij to. –
powiedział spokojnym tonem.
- Co to? –
zapytała dalej trzymając się za brzuch.
- Pomoże ci. –
widząc jej wzrok dodał. - Zaufaj mi. – kobieta zawahała się. Wzięła łyk i
prawie upuściła naczynie krztusząc się.
- To krew! –
krzyknęła ze strachem.
- Owszem. Pragną
jej. A ich matka nie chce ugasić ich pragnienia. – powiedział z lekkim
uśmiechem. Castiel wyglądał na zdezorientowanego a Anna patrzyła na Zandera z
lekkim strachem. – No dalej. Nie bądź samolubna. Wypij. – dodał patrząc jak
kobieta zerka na ciecz. Z widocznym obrzydzeniem wypiła zawartość.
- Żeby było
jasne... – powiedziała odstawiając pusty kielich. - … zrobiłam to tylko dlatego
że po pierwszym łyku przestało boleć. – spojrzała na Zandera. – Nie dlatego że
ci ufam. – po mimo słów w jej głosie dało się usłyszeć nutkę niepewności. Elf
tylko delikatnie się uśmiechną w odpowiedzi.
- Czy ktoś
wyjaśni mi co tu zaszło? – spytał wciąż zdezorientowany Castiel.
- Widzisz… tak
jakoś wyszło że jestem z tym elfim dupkiem w ciąży. – powiedziała Anna wskazując
kciukiem na Zandera. Ten tylko lekko się zarumienił i odwrócił wzrok.
- Ale.. ty..
przecież…
- Nie mogłam
mieć dzieci? Heh. O ironio.. teraz urodzę… tylko nie wiadomo co. – spojrzała na
kielich.
- Niech zgadnę.
Mroczne elfy potrzebują krwi? – zwrócił się tym razem do Zandera.
- Tak. Ma
najwięcej składników potrzebnych naszemu potomstwu do rozwoju. – oświadczył i
zabrał kielich. – Niedługo znów będziesz musiała ją wypić. – tym razem zwrócił
się do Anny, po czym wyszedł z komnaty. Castiel spojrzał na brzuch rudowłosej
kobiety. Dopiero teraz zauważył że jest lekko zaokrąglony.
- Od jak dawna?
– spytał.
- W noc w którą
was porwali. – oświadczyła. Castiel zamrugał kilkukrotnie. Coś mu nie pasowało.
Skoro było to tak niedawno to jeszcze nie powinno być widać. Kobieta przyłożyła
dłoń do czoła. Widać było że jest słaba.
- Anno. Wiesz
ile trwa ciąża u mrocznych elfów?
- Nie. Nigdy
mnie to nie obchodziło. Dlaczego pytasz?
- Niecałe pięć
miesięcy. – powiedział. Po chwili wyszeptał. - Ty wyglądasz jakbyś była już co
najmniej w trzecim. – zapadła chwila ciszy. Kobieta patrzyła na niego nie do
końca rozumiejąc co ma na myśli. – Nie wiem co jest w tobie. Ale to się rozwija
wyjątkowo szybko. – wyjaśnił. Kobieta położyła dłoń na brzuchu. Nie wiedziała
co ma o tym myśleć. – To cię niszczy. – zauważył patrząc na jej podkrążone oczy
i niezwykle bladą twarz. Kobieta położyła się na poduszce. Patrzyła w sufit. Po
chwili zaczęła powoli kręcić głową i powiedziała.
- Nie chcę
umierać.
- Więc rób co ci
każe Zander. Cokolwiek się urodzi. Na pewno w części będzie człowiekiem i
elfem. A skoro tak… to będzie chciało krwi. – kobieta milczała. Wiedziała że
książę ma rację. Ból minął gdy tylko poczuła smak krwi w ustach. Zamknęła oczy.
Zacisnęła wargi. Castiel zaczął głaskać ją uspokajająco po głowie.
- Ten cały król…
jak mu tam… - zaczęła.
- Aeternus.
- Aeternus… -
potwierdziła. – Powiedział że Raven żyje.
- Tak. Widziałem
ją. Jest jeszcze słabsza niż ty teraz.
- Jakim cudem
żyje?
- To żaden cud.
To przekleństwo. – powiedział patrząc w stronę okna. – Żyje dzięki krwi mojego
ojca. Utrzymuje ją przy życiu ale nie potrafi całkiem jej uzdrowić.
- Twojego ojca?
- Tak. Aeternus.
Król którego widziałaś. To właśnie mój ojciec.
- Tak. Teraz to
jasne. Dlatego mówił, że nas widział. To on ją obserwował. Przez ten cały czas.
Ale… czym on jest?
- Smokiem. Nie
pamiętasz legendy o nim?
- Ale… to
niemożliwe. Dawno zniknął.
- Nie zniknął. –
pokręcił lekko głową. – Osłabł. I czeka.
- Na co?
- Aż będę w
stanie odzyskać dla niego jego utraconą moc.
- Niby czemu
miałbyś to zrobić?
- Bo tylko wtedy
będzie wstanie pomóc mojej mamie. – ostatnie słowa wypowiedział z nutą
bezradności w głosie. Anna zamilkła. Rozumiała w jakiej są sytuacji. Nie
wiedziała tylko jak z niej wybrnąć. Jeśli Aeternus odzyska władzę znów zacznie
zabijać. Lecz jeśli nie. Raven będzie cierpiała. Z głową pełną pytań bez
odpowiedzi na powrót zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz