poniedziałek, 11 stycznia 2016

"Pięć godzin"

Uwaga!
Opowiadanie zawiera wątek zombie. Nie lubisz nie czytaj (po co marnować czas na coś czego się nie lubi?)
Opowiadanie ukazuje współczesny świat w mroczny sposób. (Nie bierzcie tego zbyt serio. Świat nie jest aż tak okrutny)

Miłego czytania ;)

--------------------------------------------

"Pięć godzin"

Było piękne, słoneczne, piątkowe popołudnie. Młody chłopak o krótkich, prostych, czarnych włosach i błękitnych oczach szedł powoli chodnikiem. Miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu, wysportowaną sylwetkę i dość jasną skórę. Miał na sobie bojówki, glany, czarną koszulkę z logiem metaliki i czarny plecak. Przeklinał się w myślach za ten ubiór, gdyż był to dość ciepły dzień. Chłopak ten miał na imię Kacper i właśnie szedł do centrum handlowego na spotkanie ze znajomymi. Po śmierci Ojca razem z matką przeprowadził się z Polski do stanów zjednoczonych. Miał wtedy trzynaście lat. Uczył się ojczystego języka i chodził do Polskiej szkoły. Tam właśnie poznał Kasię, Anię, Jakuba i Dawida. Tworzyli naprawdę zgrana paczkę. Od małego chodził z ojcem na strzelnicę i nie przestał trenować strzelectwa po przeprowadzce. Właśnie wracał z treningu, więc miał sprzęt ze sobą. W duchu cieszył się, że w stanie, który zamieszkiwał była taka swoboda pod względem noszenia przy sobie broni palnej. Gdy wszedł do centrum handlowego, poczuł na skórze chłodny powiew powietrza z klimatyzacji. Zastanawiał się gdzie dokładnie znaleźć znajomych, gdyż nie wyznaczyli żadnego konkretnego miejsca. Jak na zawołanie jego telefon zaczął dzwonić.
-Halo? Jakub?
- No siema stary! Gdzie jesteś?
- Przy wejściu niedaleko fontanny.
- Dobra czekaj tam. Będziemy niedługo. - po tych słowach chłopak się rozłączył. Kacper schował telefon do kieszeni i usiadł na brzegu fontanny. Czekał już z dwie minuty, gdy stał się świadkiem dziwnego incydentu. Nieopodal niego podejrzany mężczyzna oparł się o ścianę. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Jakaś kobieta o blond włosach podeszła do niego pytając, czy wezwać pomoc. Zwymiotował krwią. Kobieta wystraszyła się i odskoczyła. Wtedy wszystko się zaczęło. Szaleniec zaczął gryźć ludzi. Wybuchła panika. Zdążył ugryźć trzy osoby, zanim złapała go ochrona. Kacper przyglądał się w bezruchu, jak ochroniarze gdzieś wynoszą dziwnego agresywnego mężczyznę. Był w szoku. Nie mogło do niego dotrzeć to, co właśnie zobaczył. Z takiego stanu wyrwała go Ania.
- Hej! Kacper! Żyjesz? - złapała go za ramię, zwracając tym samym na siebie jego uwagę. Była to rudowłosa dziewczyna o szarozielonkawych oczach i atletycznej budowie. Miała około metr siedemdziesiąt wzrostu. Ubrana była w niebieską sukienkę do kolan i płaskie brązowe rzymianki.
- Słyszeliśmy, że wzywali ochronę. Widziałeś coś? - spytał Jakub. Chłopak miał ciemny blond włosy, brązowe oczy i śniadą cerę. Miał metr osiemdziesiąt pięć. Był ubrany w krótkie jeansowe spodenki, białą koszulkę i sandały.
- Tak. Widziałem... - tu na chwilę urwał, zastanawiając się co powiedzieć. - Sam tak na dobrą sprawę nie wiem, co to było. Po prostu jakiś wariat zaczął gryźć ludzi.
- Co takiego? - spytała Ania śmiejąc się. Myślała, że chłopak żartuje.
- Sam nie wiem. Po prostu chodźmy stąd. - wstał i skierował się do McDonalda. Wszyscy bez dalszych pytań po prostu poszli za nim. Gdy dotarli, zajęli stolik, a Dawid i Kacper poszli zamawiać wcześniej ustalone zestawy. Kasia wyglądała na nadzwyczaj szczęśliwą dzisiejszego dnia. Była to opalona, niebieskooka blondynka o dużym biuście i krągłych biodrach. Miała na sobie krótkie jeansowe spodenki, różową bluzkę odsłaniającą pępek oraz buty na koturnie. Długie proste włosy związane były w kucyk. Gdy tylko Dawid i Kacper wrócili z jedzeniem, dziewczyna oznajmiła powód swojej radości.
- Wczoraj Byłam z Jakubem na randce i mi się oświadczył. - wyciągnęła z dumą dłoń, na której połyskiwał pierścionek zaręczynowy, na co Jakub zareagował uśmiechem. - Chciałam wam to powiedzieć, zanim zaktualizuje swój status na Facebooku. - stwierdziła. Kacper był w lekkim szoku, bo niczego wcześniej nie zauważył, Ania cieszyła się wraz z koleżanką a Dawid po krótkim "To super." zamilkł, jedząc frytki. Zawsze taki był. Niski, bo miał zaledwie metr sześćdziesiąt, szczupły blondyn o zielonych oczach. Był trochę zamknięty w sobie i wycofany. Niektórzy mówili, że to przez jego matkę, która robi na nim eksperymenty. To oczywiście wymysły, ale nie bezpodstawne. Była biologiem pracującym dla wojska i zachowywała się dość dziwnie. Dawid najlepiej dogadywał się z Kacprem i chodził z nim czasem na strzelnicę. Chłopak miał do tego talent. Tak samo, jak do gry w rzutki, w które czasem lubili razem grać. Kacper trochę rozumiał jego zachowanie. Jego rodzice też pracowali w wojsku. Pamiętał, jak nieraz było przez to ciężko, z kontaktem między nimi.
Gdy wszyscy już zjedli i pogadali, postanowili jeszcze trochę pochodzić po centrum. Dziewczyny właśnie wgapiały się w jakąś drogą sukienkę na wystawie sklepowej, gdy cała paczka usłyszała krzyki. Dochodziły one z trzech różnych miejsc. Zdezorientowani zaczęli patrzeć po sobie, nie do końca wiedząc jak zareagować.
- Co się kurwa dzieje? - spytała nieśmiało Kasia.
- To już drugi raz. - stwierdził Dawid.
- Nie podoba mi się to. - Kacper mówiąc jakby sam do siebie, skierował się powoli i ostrożnie do barierki. Najbliższe krzyki było bowiem słychać piętro niżej zaraz koło nich. Zobaczył podobną scenę co przy fontannie. Uciekający w panice ludzie, krew na podłodze i osobę gryzącą innych ludzi. Tylko że tym razem była to kobieta. Blondynka. Ta sama, która pytała, czy tamten typ potrzebuje pomocy. - Co tu się do cholery dzieje? - spytał cicho sam siebie. Znajomi postanowili podejść do barierki tak samo, jak on. Widząc, co się dzieje, Kasia zakryła usta, a Jakub zaczął panikować.
- Kurwa mać! Spierdalajmy stąd! Pozostałe krzyki były na tym piętrze!
- Nie. - powiedział stanowczo i krótko Kacper widząc, jak ludzie szarpią się z wyjściowymi drzwiami. Wszyscy spojrzeli na niego jak na wariata. - Musimy się schować. Drzwi wyjściowe są zamknięte. - ruszył szybko w stronę składzika. Znał na pamięć mapę centrum handlowego. Reszta paczki ruszyła za nim. Gdy biegli w wyznaczoną stronę mijali przerażonych ludzi biegnących w panice w różne kierunki. Niektórzy z nich krwawili z rany po ugryzieniu. Mijali również jednego z ochroniarzy. Wymiotował krwią. Jakub zagapił się na niego i nie zauważył kobiety o blond włosach. Przebiegając koło niej, poczuł ból w okolicach nadgarstka. Kobieta wgryzła się w niego. Chłopak wyszarpnął się i pobiegł dalej za grupą. Gdy byli już w składziku szybko zamknęli za sobą drzwi.
- Wejdą tu? - Spytała ze strachem w głosie Ania.
- Nie mam bladego pojęcia. Musimy czymś zastawić drzwi. - Stwierdził Kacper i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- Hej. Ludzie. Jakub chyba jest ranny. - powiedział Dawid wpatrzony w ślady po zębach na nadgarstku chłopaka. Mówił to tak dziwnie spokojnym tonem, że wszyscy oprócz Kasi spojrzeli na niego zdezorientowani. Blondynka zaczęła panikować i wypytywać, czy wszystko z nim w porządku. Jakub usiadł na podłodze i oparł się o ścianę. Było mu słabo i robiło mu się niedobrze. Kasia usiadła koło niego. - Ugryzionym odbija prawda? - zapytał znów tonem pozbawionym emocji.
- Tak. I zaczynają gryźć innych. - potwierdził Kacper. Miał podobny głos do Dawida. Rozumiał, do czego ten zmierza. Oboje spojrzeli na Anię. Ta zacisnęła wargi w wąską linię i pokiwała potakująco głową.
- Kasia. On nie może tu zostać. - powiedział Dawid. Tym razem głos mu się załamał.
- Co? Nie! Nie możecie go stąd wyrzucić! - krzyczała i zasłaniała chłopaka własnym ciałem.
- Ania. Przytrzymam ją. Wynieście go z Kacprem, puki jeszcze mu nie odbiło. - powiedział Dawid i trzymając Kasię za nadgarstki, odciągną ją na bok. Ania i Kacper podnieśli zaćmionego chłopaka. Otworzyli drzwi i wynieśli go. Na szczęście na korytarzu prowadzącym do schowka nikogo nie było. Położyli go na podłodze i szybko wrócili, zastawiając za sobą drzwi metalową szafką. Kasia płakała, krzyczała i wyzywała ich jakiś czas. Znosili to w ciszy. Dziewczyna w końcu zamilkła i skuliła się w koncie, chowając twarz w ramionach. Zza drzwi słychać było jeszcze krzyki. Po chwili usłyszeli też strzały. Ogólny dostęp do broni palnej robi swoje. W tym momencie Kacper przypomniał sobie, że ma przy sobie pistolet. Przez chwilę jego zachwiana moralność wzięła górę. Wyjął broń z plecaka i włożył do kieszeni w spodniach, tak by mieć lepszy dostęp. Dawid i Ania przyglądali się temu. Kasia nagle wstała i zaczęła kierować się w stronę drzwi. Ania w ostatniej chwili przeszkodziła jej w przesunięciu szafki.
- Co ty do cholery wyprawiasz?
- Zamknij się suko! Chce umrzeć! Nie chcę żyć bez niego!
- Super! Zapamiętam to gdy będziemy musieli stąd wyjść! A teraz siadaj na dupie!
- Bo co mi zrobisz?! - w odpowiedzi Ania uderzyła ją w twarz otwartą dłonią.
- Nie mam zamiaru się z tobą cackać. - stwierdziła twardym tonem. Kasia znów skuliła się w koncie i zaczęła płakać.
- Będziemy musieli wyjść. Nie wiadomo jak długo to potrwa. Zamknęli wyjścia, czyli dobrze wiedzą co się tu dzieje. Cholera wie co się stanie z tym miejscem. Pewnie mają też dostęp do kamer, żeby kontrolować sytuację. Coś takiego nie może być przypadkiem. Ma ktoś pomysł jak się wydostać? - Kacper mówił zmęczonym głosem i przetarł oczy.
- Mam pomysł, ale nie wiem, czy się uda. - Zaczął Dawid. - No bo możemy wyjść wentylacją. Jest taki duży szyb wentylacyjny, tylko że musimy wejść na najwyższe piętro, bo jeśli wejdziemy gdzieś niżej, to po drodze są wiatraki i czasem szyb leci pionowo kilka naście metrów. Jak wejdziemy na najwyższe piętro, to jest tam wejście, które to omija. Wyjdziemy dachem, ale nie wiem co dalej.
- Są schody pożarowe. Damy radę. - Stwierdził Kacper.
- Czemu po prostu nie wybijemy okna na oszklonej części budynku? - spytała Ania.
- To szkło jest wytrzymalsze, niż wygląda. Nie mamy jak. - stwierdził Dawid.
- Mogę wiedzieć, skąd o tym wiesz?
- Mój tata jest architektem. Tworzył projekt tego centrum. To było jego pierwsze takie zlecenie, więc się starał.
- Po drodze na górę jest sklep z akcesoriami kuchennymi. Są tam noże. Jak mamy zasuwać na górę to lepiej je zabrać. Wiem, że to może wydawać się chore, bo to przecież ludzie, ale... - Kacprowi przerwała Ania.
- Nie jest. To obrona własna. Nie mamy wyjścia.
- Dobra. Ustalone. Najpierw biegiem do sklepu i staramy się nie zostać ugryzionym. Bierzemy noże i co tam się nada i w nogi. Jak będziemy na samej górze, to skręcamy w lewo i w pierwszy zaułek na prawo. Tam jest przejście do toalet. W damskiej powinno być wejście do szybu. - podsumował Dawid. Kacper podszedł do szafki, ale zawahał się.
- Idziesz czy zostajesz tutaj. - zapytał Kasi. Ta wstała i przetarła oczy.
- Idę.
- Super, ale ruszmy już dupy. Mam złe przeczucia. - po słowach Ani Kacper odsunął szafkę i wyjrzał przez szparę w drzwiach. Na korytarzu panowała cisza. Widać było krew i martwe ciała.
- Wygląda na to, że droga czysta. Idziemy. - wybiegli z pomieszczenia i skierowali się do sklepu z akcesoriami kuchennymi. Po drodze Kacper strzelał w każdą kamerę, którą widział. W duchu cieszył się, że ma kilka magazynków przy sobie. Biegnąc, widzieli jeszcze kilka wolno poruszających się osób. Byli jednak daleko od nich. Gdy wpadli do sklepu szybko chwycili za długie noże. Po tym szybko wybiegli i skierowali się w stronę schodów. Te z jakiegoś powodu nie poruszały się. Na pierwszym piętrze stało im na drodze aż pięć osób. Zdecydowanie za dużo. Skręcili z zamiarem schowania się w kolejnym schowku, jednak na ich drodze stanęła kolejna zarażona osoba. Kacper niewiele myśląc, wyciągnął pistolet, przeładował i strzelił mu w łeb. Gdy przeszkoda została usunięta, szybko schowali się w ciasnym pomieszczeniu.
- Co teraz? - Dawid spojrzał na Kacpra.
- Czekamy. - odparł.
- Niech ten koszmar się już skończy! - Kasia wtuliła się w Kacpra i zaczęła płakać. Chłopak stał dalej nieruchomo z bronią w ręce. Ania przyglądała się im z dziwną miną. Była zdenerwowana. Gdy blondynka oznajmiła zaręczyny, rudowłosa dziewczyna cieszyła się, że Kaśka wreszcie na dobre odczepi się od Kacpra. Przecież już kiedyś dał jej kosza. Rudowłosa od pewnego czasu próbuje zwrócić na siebie uwagę chłopaka. Wkurza ją, że blondynka tego nie rozumie. Z rozmyśleń wyrwał ją głos Kacpra.
- Gotowa?
- Na co?
- Mamy broń. Innej drogi brak. Musimy przedrzeć się wyżej.
- Dobra idziemy. - pokiwała ze zrezygnowaniem głową. Ręce jej drżały. Wyszli i ruszyli w stronę schodów. Teraz były tam już tylko cztery osoby. "Mamy szansę" pomyślała. Kacper szybko podciął gardło mężczyźnie, który się na niego rzucił. Na szczęście ich przeciwnicy mieli kiepską koordynację. Dawid w biegu mocno rzucił swoim nożem, który wbił się w czaszkę kobiety przed nim. "Prawie jak rzutki" przeszło mu przez myśl. "Boże, o czym ja myślę". Ania chwilę siłowała się z napastniczką, lecz udało jej się wbić jej nóż w oko. Nie zauważyła, jednak że od tyłu podchodzi do niej mężczyzna. Kacper w ostatniej chwili podbiegł i kopnął go w podbródek. Odrzut był dość duży, gdyż chłopak miał dużo siły. Mężczyzna przeleciał ponad barierką i spadł piętro niżej.
- Dzięki. - powiedziała Ania, Dawid w międzyczasie do nich podszedł. Jako jedyny zauważył, że Kasia sobie nieradzi. Zabrał Kacprowi pistolet i w ostatniej chwili strzelił napastnikowi w głowę. Kasia podbiegła do nich ze łzami w oczach.
- Idziemy! - krzyknął Kacper, widząc zbliżające się osoby. Na jednym z pięter prawie wpadli na jednego z ugryzionych ludzi. Grupie udało się go wyminąć, jednak okazało się, że nieopodal jest drugi. Kasia biegła jako ostatnia. Złapał ją za kostkę, przez co wywróciła się na schodach.
- Anka! Pomóż! - Ania biegła przedostatnia. Zatrzymała się i odwróciła. Jednak tylko spojrzała na blondynkę i wgryzionego w jej łydkę człowieka, po czym powiedziała.
- Przecież chciałaś umrzeć. - odwróciła się i znów zaczął biec. Chłopcy usłyszeli krzyki blondynki. Odwrócili się, ale Ania pogoniła ich, wymijając i krzycząc.
- Już jej nie pomożemy! - tylko trójka z piątki osób dotarła aż tu. Wpadli do damskiej ubikacji. Po drodze Kacper zestrzelił jeszcze kilka kamer, więc nie miał już pocisków. Podsadzili Dawida, by szedł jako pierwszy, gdyż znał drogę. Później pomógł wejść Ani. Sam wszedł jako ostatni. Nie potrzebował pomocy. Udało im się dotrzeć na dach. Szybko zeszli schodami przeciwpożarowymi. Weszli szybko do kanałów, by nikt ich nie widział. Najbliżej był dom Dawida więc tam się udali. Był już wieczór, ale jego rodziców nie było w domu. W wieczornych wiadomościach mówiono o zamachu w centrum handlowym. Podobno wybuchła tam bomba. Oglądali to z pustką w głowie. Wiedzieli, że jak ktoś się dowie, to ich zabiją. Dawid usłyszał, jak jego mama wchodzi do domu.
- Dobry wieczór. Nie wiedziałam, że się dzisiaj spotykacie.
- Mieliśmy spotkać się w centrum handlowym. Chyba dobrze, że zmieniliśmy plany. - powiedział jak zwykle obojętnym tonem wpatrzony w ekran.
- Na prawdę? Dzięki Bogu. - odetchnęła z ulgą. - Słyszałam, że był tam jakiś zamach.
- Tak. Nasi znajomi nie żyją. Kasia i Jakub mieli tam dzisiaj iść. Nie odpowiadają na sms-y. Ani na jak do nich dzwonimy. Nie chcieliśmy dzwonić do ich rodziców. Nie wiemy, czy to pewne. - mówił, głos mu nie zadrżał, lecz z oczu płynęły mu łzy. Ania miała zaciśnięte usta. Starała powstrzymać się od łez. Dopiero teraz docierało do niej co dokładnie się tam działo.
- Oby okazało się, że są cali i zdrowi. Mogli przecież zmienić plany. Tak jak wy. - powiedziała kobieta dziwnie spokojna. - Dobra. Ja mam jeszcze trochę roboty. Jak coś jestem w gabinecie na piętrze.
- Dobrze. - odpowiedział krótko. Siedzieli tak jeszcze chwilę w milczeniu, po czym chłopak wstał i powiedział. - Muszę iść ją o coś zapytać. - wszedł na piętro po schodach. By wejść do gabinetu kobiety, musiał przejść jeszcze przez jej sypialnię. Nie było go już jakiś czas. Ania zaczęła się niecierpliwić.
- Nie wiem, o czym gadają, ale powinnam wracać już do domu. Idę się pożegnać. - stwierdziła. Po krótkiej chwili Kacper doszedł do podobnego wniosku. Poszedł w ślad za nią. Zatrzymał się przy drzwiach od sypialni, widząc przez szparę, że dziewczyna zamiast wejść do gabinetu stoi przed drzwiami do nich jak wryta. Były lekko uchylone. Słyszał to samo co ona.
- Nie obchodzi mnie, że nie wiedziałaś, że tam jestem. Zabiłaś setki ludzi, rozumiesz?
- Nie ja. To nie ja zarządzam testy na ludziach. Ja tylko pracuje nad tym, nad czym mi karzą. Nie moja wina, że zechcieli mieć do dyspozycji broń biologiczną. Jeśli odmówię, to mnie zabiją. Rozumiesz.
- Prawie mnie zabiłaś.
- Nie wiedziałam, że tam będziesz. A o teście dowiedziałam się zaraz po wybuchu bomby. Myślisz, że mówią mi takie rzeczy? Gdzie tam. Muszę domyślać się za każdym razem po informacjach z wiadomości.
- Zabiłem dwóch ludzi, żeby się stamtąd wydostać. A jak ktoś się dowie, że tam byłem, to mnie zabiją.
- Twoi koledzy nie mogą dowiedzieć się, że to ja. Wiesz o tym?
- Tak. Wiem, co by się stało, gdyby... - w tym momencie matka Dawida widocznie coś zauważyła, bo otworzyła drzwi i zobaczyła Anię. Dziewczyna stała jak sparaliżowana. Szok nie pozwalał jej się ruszyć. Kacper zobaczył, jak Dawid wyciąga dłoń i mierzy do niej z pistoletu. Nie miał szans nawet zareagować. Usłyszał strzał. Wycofał się tak cicho, jak potrafił. Zszedł na dół, włożył buty i wyszedł. Skierował się do domu. Z domu usłyszał jeszcze krzyk Dawida. Widocznie to przepełniło czarę. To był krzyk kogoś, kto ma już dość. Kogoś, kto nie chce już żyć. Po tym słyszał jak jego matka krzyczy coś w rodzaju "Przestań! Odłóż to!" Następnie kolejny strzał i jeszcze jeden. Nie zatrzymując się, zamknął oczy i zacisnął szczękę. Po powrocie do domu powiedział swojej matce o wszystkim, co się stało. Ta na początku nie mogła uwierzyć. Po dwóch dniach jednak gdy Kacper wrócił ze szkoły do domu, zobaczył stertę kartonów. Jego matka oznajmiła mu, że wracają do Polski. Lecąc samolotem, patrzył w okno. Jego matka siedziała obok niego.
- Wiesz. Jeśli się zorientują, że tam byłeś będą cię szukać. Poza tym nie wiemy na kim chcieli rzeczywiście użyć taką broń.
- Wiem. Już nigdy nic nie będzie takie samo. - stwierdził i oparł się głową o fotel. " I pomyśleć, że to wszystko stało się w ciągu pięciu godzin".

Dalszych postów z "Tenebris" nie będzie.

Tak zdecydowałam jakiś czas temu. Poprawię istniejące posty pod względem interpunkcji i po części ortografii. Posty, które dodałam to jedynie demo książki, którą piszę. Napisanie całej zajmie mi sporo czasu.

Do momentu, gdy będzie gotowa, co jakiś czas wrzucę tu inne krótsze, lecz w pełni zakończone opowiadania. Będą one z kategorii sci - fi oraz fantasy. Pierwszy z nich dodam dzisiaj.

Jeśli opowiadania się spodobają, łatwiej będzie mi znaleźć wydawnictwo, więc komentując i oceniając pomagacie w procesie powstawania książki ""Tenebris" oraz dwóch innych, których zarys już mam i zajmę się nimi po napisaniu "Tenebris".

Oczywiście nie kończę tego tak po prostu, nie dając wam nic na pocieszenie.

Oto oficjalny wstęp! Miłego czytania. ;D

-----------------------------------------------------

Wstęp

"Nie wiemy, jak tu trafiliśmy. Nie wiemy, kim jesteśmy. Jedyne co pamiętam to sztorm, który rozbił statki, na których płynęliśmy.
Dokąd? Po co? Dlaczego? Nie wiem.
Za to wiem, że jest nas zaledwie pięciuset. Trzystu mężczyzn. Dwieście kobiet. W tym prawie połowa z nas to jeszcze dzieci. Wiem też, że to miejsce nie było celem naszej podróży.
Mglista kamienista plaża. Nie wygląda na zachęcające miejsce, by spędzić tu zbliżającą się noc. Niestety nie mamy wyboru. Musimy się jak najszybciej zorganizować."

"Mimo że nic nie pamiętam i że pośród nas są przedstawiciele różnych kultur, znam tych wszystkich ludzi. A oni znają mnie. Mój mąż z dwunastoma mężczyznami poszedł na zwiady do pobliskiego lasu. Wraz z innymi kobietami zajęłyśmy się budową szałasów. Musimy jakoś przetrwać tę noc. Las z oddali wygląda wyjątkowo mrocznie. Mam nadzieję, że mężczyźni szybko wrócą. Tym którzy zostali, udało się złowić kilka ryb. Pomogłam kobietom je usmażyć. Myślę, że dobrze zrobię, jeśli wyjdę mężowi na spotkanie. Pewnie będą głodni."

"Nie powinno nas tu być. To miejsce już do kogoś należy. Widziałam dziwne istoty w pobliskim lesie. Niestety nie mamy żadnej możliwości opuszczenia tego miejsca.
Mam naprawdę złe przeczucia."

- Owszem. Nie jesteśmy sami.
Mężczyzna zamknął cienki notatnik w dłoni. Zapiski wyglądały na wyjątkowo stare. Człowiek ten był duży i wyglądał na silnego. Czarne włosy do łopatek, krzaczaste brwi i długa, gęsta, czarna broda do pasa, nadawały mu srogiego wyglądu. Jego zielone tęczówki lśniły od blasku świec. W kominku, przed którym leżała niedźwiedzia skóra, nie palił się ogień, mimo to nie odczuwał on chłodu panującego w pokaźnych rozmiarów izbie dzięki grubym, czarnym, niedźwiedzim futrom, które służyły mu za okrycie. Ów mężczyzna był przywódcą grodu o nazwie Spes, a imię jego brzmiało Vis z rodu Tenebris. Spes to gród uważany za kolebkę ludzkości, lecz nie jedyny, albowiem ludzie niczym plaga opanowywali co rusz nowe tereny. Gród ten był największym siedliskiem ludzi. Był on stale rozwijany i wzmacniany. Ludzie dopiero niedawno opanowali sztukę wznoszenia kamiennych budowli, więc zamek nie był jeszcze skończony. Do czasu ukończenia jego budowy, przywódca grodu wraz z rodziną mieszkał w jednopiętrowym domu. Dom ten oprócz głównej izby posiadał pokój z balkonem na piętrze. Była to najbardziej luksusowa budowla w grodzie jak dotychczas. Właśnie do izby tego domu wpadł młody mężczyzna.
- Panie! Smok atakuje! - przerażenie było słychać zarówno w głosie młodzieńca, jak i było widać w jego oczach.
- No to zaczynamy zabawę. - westchnął rosły mężczyzna. Wziął swój miecz, łuk oraz zapas strzał i wyszedł z izby.
W grodzie panował chaos. Ludzie krzyczeli i uciekali w różne strony, płonęły budynki, wszędzie było widać palące się zwłoki i czuć ich odór. Nad taką sceną, ponad gród, na czarnym zachmurzonym niebie wzbiła się jaszczurza sylwetka. Skrzydła stwora przy każdym machnięciu tylko potęgowały siłę płomieni szalejących w grodzie. Vis usłyszał ryk i ledwo zdążył uniknąć strumienia ognia wydobywającego się z pyska smoka, chowając się na powrót za ścianą izby.
- Jest jeszcze młody! Damy radę! - krzyknął do swych wojów, zachęcając ich do walki z bestią. Smok zrobił jeszcze jedno okrążenie, rycząc i zionąc przy tym ogniem, po czym opadł lekko na wielki plac. Wojownicy próbowali dosięgnąć go swymi mieczami i włóczniami, jednak smok sprytnie chronił podbrzusze, a oręż łamał się na grzbietowych łuskach bestii pod wpływem uderzeń. Stwór machając podczas walki ogonem, zamieniał pobliskie budynki w sterty gruzu. Jeden z wojów wiedząc, czym ryzykuje, pobiegł w stronę bestii i ślizgiem wsunął się pod nią, by zadać cios prosto w serce. Stwór przeraźliwie zaryczał i wzbił się w powietrze, wpierw odgryzając głowę bohaterskiego woja. To była ich szansa. Łucznicy tylko na to czekali, napięli łuki z przygotowanymi już zatrutymi strzałami i wystrzelili salwę w stronę smoka. Zaledwie kilka strzał dosięgło stwora. Jedną z nich była strzała samego przywódcy grodu, który widząc, co się dzieje, również chwycił za łuk. Jak na potwierdzenie jego słów to wystarczyło. Bestia runęła na ziemię. Dla pewności Vis skoczył szybko na powalonego smoka i odciął mu mieczem głowę. Mógł się teraz lepiej przyjrzeć stworowi.
- No! Co tak stoicie! Gasić mi ten burdel, ale już! - wrzasnął do swych podwładnych, którzy wpatrywali się w jego poczynania, zamiast pomóc miejscowym. Po kilku godzinach chaos panujący w grodzie został opanowany. Wielki stos płonących ciał oświetlał plac przed grodem.
W tym czasie Vis dokładnie przyjrzał się zdobyczy.
- Odkryłeś coś nowego? - spytała go smukła, zgrabna kobieta. Była to jego żona, Sechmet.
- Tak. Ten nie ma symbolu elfów na łbie.
- Może to tylko przypadek.
- Mam złe przeczucia, że to coś więcej niż zabłąkany młody smok.