poniedziałek, 8 czerwca 2015

"Tenebris: Powrót smoków" cz.22 Obserwowani.

Przepiękny pałac zbudowany z marmuru i złota połyskiwał w promieniach zachodzącego słońca. Do komnaty wpadały kolorowe światła przez różnokolorowe klejnoty, które były umieszczone w oknach zamiast szyb. Przepiękna elfka o blado fioletowej skórze, jasny blond włosach i szafirowych oczach wyszła na balkon. Oparła się o poręcz o finezyjnych ozdobach i spojrzała w dal. Diadem na jej czole połyskiwał w świetle słońca, a piękna, zwiewna, biała sukienka targana była delikatnymi powiewami wiatru. Dziewczyna była pierworodną władcy elfów wysokiego rodu. Przepiękny strzelisty pałac był prawie na samym szczycie góry Aikna. Dziewczyna widziała jak w pobliżu przelatuje stado niezwykle barwnych ptaków z długimi piórami i ostrymi dziobami. Patrzyła na tęczę, która pojawiła się po niedawno zakończonej burzy. Widziała jak w jeziorze znajdującym się w niewielkiej górskiej dolinie pływają łabędzie. Zaraz koło niej przeleciał tęczowy motyl. Lecz mimo piękna, jakie otaczało dziewczynę była ona smutna. Mimo pięknych widoków i cudownych stworzeń, jakie widziała, na co dzień czuła się niesamowicie samotna. Jej długie do pasa proste włosy potargane zostały silnym powiewem wiatru z południa. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła coś, czego się nie spodziewała. Coś, czego nie widziała odkąd była małą dziewczynką. Użyła zaklęcia by mogła przyjrzeć się bliżej. Teraz była pewna. To był smok. Wielki biały smok. Lecz po chwili zobaczyła drugiego, czarnego i trochę mniejszego. Czarny smok zaczął gonić białego. Ta gonitwa trwała dość długo. W jej trakcie przez chwilę straciła je z oczu. Całkiem zniknęły dopiero, gdy już było prawie całkiem ciemno. Elfka nie wiedziała, co o tym myśleć. Biały smok pokazywał się bardzo dawno temu. Kilku krotnie, lecz nigdy nie oddalał się od góry. Czarnego smoka widziała po raz pierwszy. Nawet w legendach nie słyszała o takim. Wiedziała o istnieniu zielonych, które można było napotkać w lesie, żółtych, które często czaiły się w górskich pieczarach oraz niebieskich zamieszkujących podwodne głębie. One wszystkie od dawna są w letargu. Nikt nie jest oczywiście tak głupi by próbować je tknąć gdyż mogą się ocknąć i sprawić dużo kłopotu. Wiedziała, że biały smok to Aeternus. Jest pierwszym smokiem i sprawuje on władzę nad innymi. Gdy Aeternus osłabł - smoki zasnęły. Tylko on jest w stanie je wyrwać z tego stanu. Lecz o czarnym nigdy nie słyszano a księgi elfów mówią nawet o początkach istnienia świata. Jej serce zadrżało. „Czyżby stwórczyni wydała na świat kolejną bestię?” pytała sama siebie. Ruszyła w stronę Sali tronowej by poinformować o tym, co zobaczyła swojego ojca. Nie było to jej jednak dane.
Gdy wróciła do swojej komnaty zobaczyła, że na fotelu koło kominka siedzi jej młodszy brat.
- Wyglądasz na zaniepokojoną. Co się stało Miriel?
- Och to ty Elandiel. Cóż… Nie jestem pewna. – dziewczyna przeczesała włosy i zastanowiła się chwilę. – Widziałam smoki.
- Co widziałaś?
- A… no tak… nie było cię na świecie, gdy to się stało. Widzisz. Kiedyś smoki normalnie żyły i latały. Był to normalny widok. Ale od już dość dawna ich nie ma i myśleliśmy, że wyginęły. Nie wiedzieliśmy jednak, co stało się z Aeternusem. To ktoś w rodzaju władcy smoków. Jest nieśmiertelnym, potężnym, wielkim, białym smokiem. Nie wiem, dlaczego ale widziałam go przed momentem. – usiadła na skraju łóżka. – Widziałam jego i jeszcze jednego. Czarnego smoka. Nie ma o nim żadnej wzmianki w księgach. Albo przebudził się pierwszy raz odkąd zaczęto spisywać księgi albo…. – jej głos był roztrzęsiony. Tak jakby się czegoś bała.
- Albo, co?... – dopytywał chłopiec.
- Albo urodził się niedawno i jest to całkiem nowy rodzaj smoka.
- Po twoim głosie wnioskuję, że to źle.
- Dzięki księgą wiemy jak zabijać smoki. Jak się obronić przed nimi. Ale nie wiemy nic o nowym. Nie wiemy, co potrafi. To może być poważne zagrożenie. – wstała i wyszła mówiąc.
- Muszę o wszystkim powiedzieć ojcu.

Mroczny korytarz ciągnął się nieubłaganie. Zakapturzone postacie w długich czerwonych płaszczach szły zwartym szykiem przed siebie. Tylko jeden z pośród nich, młody chłopak, co chwilę zerkał na rówieśnika idącego obok. Rozkojarzony chłopak miał na imię Alex. Był dość niski. Miał opalone ciało i krótkie blond włosy z przydługą grzywką, którą notorycznie odgarniał z twarzy. Jego zielone oczy wpatrywały się w bladą twarz kolegi. Fioletowe oczy wyższego chłopaka spotkały się z przestraszonymi teraz oczami blondyna. Niższy chłopak szybko odwrócił wzrok. Dotarli do wielkiej okrągłej podziemnej Sali. Utworzyli krąg i każdy zaczął wypowiadać szeptem zaklęcie. Na środku Sali była przykuta do kamiennego ołtarza młoda dziewczyna. Miała skrępowane usta, ale to nie miało za dużego znaczenia gdyż była nieprzytomna. Z pieczary naprzeciwko wejścia Sali wyłonił się smok z krwawoczerwonymi łuskami i czarnymi jak noc oczami. Zadzwonił łańcuchami, którymi był przykuty, gdy pełzł w stronę ofiary. Rytuał był krótki a smok nie sprawiał kłopotów. Gdy wyszli z Sali Alex odetchnął z ulgą. Wysoki chłopak o białej skórze czarnych długich włosach związanych w kucyk miał na imię Ventus. Nie spojrzał on na swojego kolegę dopóki wszyscy nie rozeszli się do swych komnat.
- Chodź. – powiedział krótko nawet nie spoglądając na młodszego.
- Zobaczysz. W końcu nas przyłapią. – ostrzegał go Alex, lecz pomimo tego na jego twarzy zagościł wielki uśmiech. Tajnym przejściem w ścianie wymknęli się z podziemnego zamczyska.
- Uwielbiam, gdy mnie tu zabierasz. – stwierdził zielonooki i przeciągnął się. Ventus w końcu spojrzał na kompana.
- Ściągaj te okropne łachy. Idziemy do miasta. – uśmiechnął się delikatnie.
- Łachy? Co by powiedziała twoja matka gdyby usłyszała, że tak nazywasz szaty Doloris.
- Pewnie nic. Jak zawsze. Tylko wpatrywałaby się we mnie tym dziwnym wzrokiem.
- O czym ty mówisz?
- Nie. Nic.. nie ważne. Ściągaj to i chodź. – powiedział sam się przebierając. Alex wykonał polecenie i szybko się przebrał. Dołączył do kolegi i po paru godzinach byli w małym miasteczku u podnóża gór granicznych. Weszli do tawerny i przywitali grzecznie ze starym zielarzem.
- Witaj panie. Jak się czujesz? – powiedział Alex a Ventus tylko skinął głową.
- Och w porządku. Dziękuję.
- Gdzie Jack? – spytał wyższy chłopak rozglądając się.
- Jakiś czas temu wyruszył z przybyszami w stronę góry krasnoludów. Raczej nieprędko wróci.
- Oh. Więc robi za przewodnika. Cóż. Przyjdziemy innym razem.
- Wątpię by była okazja. – powiedział starzec z tajemniczym uśmiechem.
- To znaczy? – odezwał się Alex.
- Ta jego młódka. Jak jej tam… Lisa. Pobiegła za nim. Wiecie, co ludzie o niej myślą. Pewnie będzie chciała z nim uciec. Znam go. Zrobi dla niej wszystko.
- W takim razie wyruszamy na górę krasnoludów. – stwierdził Ventus. Alexy tylko spojrzał na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Coś się stało?
- TY?! Chcesz iść bez pozwolenia ojca. Sam. Za jakimś kolesiem, który może cię zabić. Aż na górę krasnoludów. Które też notabene mogą cię pozbawić żywota?
- Po pierwsze. Dużo się zmieniło. Nie potrzebuję jego zgody… - Alex już chciał mu przerwać, więc ten szybko dodał – Nawet fakt, że jest przywódcą Doloris tego nie zmienia. – Alex zamknął usta a Ventus kontynuował. – Po drugie nie będę sam. Idziesz ze mną. Po trzecie i najważniejsze… Tylko smok jest w stanie mnie zabić. Pamiętasz jeszcze?
- No dobra. Może i masz rację. Ale na kiego ja ci tam potrzebny? – powiedział z miną jakby miał się zaraz rozpłakać. Nie było mu prędko do opuszczania tego świata.
- Dla towarzystwa. – powiedział z uśmiechem, lecz jednocześnie była to mina, dzięki której Alex wiedział, że nie może się sprzeciwiać. Wyruszyli w ślad za wędrowcami.
- Mówię ci. Jak wrócimy to nas zabiją. Dosłownie. W co ty mnie pakujesz? Znaczy ja wiem, że jesteś synem przywódcy to ci nic nie zrobią. Ale ja? Czemu mnie w to mieszasz? – dalej biadolił nad swym losem blondyn.
- Eh. Nie jestem jego synem. Nawet nie jestem synem Kiry.
- CO?!
- Dowiedziałem się niedawno, że nie są moimi rodzicami. Znaczy w pewnym sensie są ale mam świadomość innej istoty. Tak wynika z ich rozmowy. Wiem tylko, że jestem im z jakiegoś powodu potrzebny.
- Ale moja matka odbierała twój poród. To niemożliwe…
- Kira mnie urodziła, ale nie jestem jej dzieckiem. Była tylko narzędziem.
- …. W co ty mnie pakujesz… - powiedział prawie szeptem zielonooki, który zaczął pojmować powagę sytuacji.
- Teraz to mnie na bank zabiją. – po chwili dodał. - Może i lepiej. Dołączę do rodziców.
- Bzdury gadasz. Ze mną nic ci nie grozi. A teraz nie marudź tylko pośpiesz się. Muszę odnaleźć brata. – przyśpieszył kroku.
- BRATA?! Czego ja jeszcze nie wiem?!
- Eh. No dobra. Jack to mój brat. Nie urodziła go Kira. Kobieta, która wydała go na świat zmarła przy porodzie. Jej organizm nie wytrzymał. Jack jest za silny. Ja też, ale Kira miała magię do dyspozycji. Oboje jesteśmy dziećmi tego samego bóstwa.
- To znaczy, kogo? Bo jakieś mam wrażenie, że raczej nie stwórczyni.
- Nie. Pochodzimy od stwórcy.
- Świetnie. Czyli jesteś częścią apokalipsy?!
- Tak. Ja, Jack, Aeternus, Sanguis. Jest jeszcze kilka innych osób, ale nie wiem jak na razie, kim oni są.
- Oh. Jak fajnie jest się dowiedzieć od kumpla, że świat się kończy i to z jego pomocą. – parsknął Alex.
- Źle to interpretujecie. Koniec świata nie oznacza totalnej zagłady. To po prostu koniec jednego i początek następnego. – w trakcie rozmowy przyśpieszali coraz bardziej do tego stopnia, że aż zaczęli biec. Zauważyli przed sobą kilka osób. Schowali się za drzewo i obserwowali. Widzieli dziwną scenę, w której wilki zaczęły uciekać przed chłopakiem, który robił za przewodnika wędrowców. Gdy nieznajomi ruszyli dalej, Ventus i Alex ruszyli w ślad za nimi. Tamci mieli konie, co bardzo utrudniło pościg. Jednak chłopcy od małego byli szkoleni w zamczysku Doloris. Byli niezwykle szybcy i udało im się śledzić nieznajomych całą noc aż do momentu, gdy zatrzymali się przed wejściem do pałacu na górze krasnoludów.
- Nie ma szans. To jakaś twierdza. Nie dostaniemy się tam. – powiedział zmęczonym głosem Alex.
- Przez frontowe wrota na pewno. Ale my wejdziemy od góry.
- Widzisz te mury? To gigantyczna skalna ściana. Jak chcesz się na nią wdrapać?
- Nie będziemy się wdrapywać. – powiedział, po czym złapał swojego towarzysza w pasie i po chwili pojawili się na szczycie skalnej ściany służącej krasnoludom za mur obronny.
- Jak ty to…
- Czar teleportacji. – odpowiedział Ventus z uśmiechem. – jest wyczerpujący i działa na niewielkich odległościach, ale przydaje się. – dodał, lecz musiał na chwilę klęknąć by nie stracić równowagi. Był już bardzo zmęczony. Alex spojrzał w dół. Z muru widać było wędrowców. Skierowali się do pałacu.
- W porządku. Mam tu znajomego. Dowiemy się, czego oni tu szukają i odpoczniemy trochę. – powiedział wyższy chłopak.
- Znajomego? Tutaj? Czym ty jeszcze mnie zaskoczysz? – zaśmiał się Alex. Cieszył się z wizji odpoczynku.