Castiel poczuł chłodny powiew wiatru na twarzy,
gdy stał pod jednym z drzew na dziedzińcu. Widocznie krasnoludy nie miały w
zwyczaju wcześnie się kłaść, bo w oknach ich domów widać było światło świec.
- Jeszcze nie
śpisz? – Powoli zza drzewa wyłonił się białowłosy mężczyzna. Chłopak nie wyczuł
go, więc trochę go to zaskoczyło.
- Nie. Znów nie
mogę zasnąć.
- Byłeś w
skarbcu?
- Nie.
- Więc to nic dziwnego,
że nie możesz spać. To złoto nas usypia.
- Skoro złoto
nas usypia to, co rozwściecza?
- Na szczęście
nie ma takiej rzeczy. Czemu pytasz?
- Na wszelki
wypadek. Po prostu jestem ciekawy swojej natury.
- W porządku. Możesz
pytać, o co chcesz.
- „Głód krwi”.
Co to takiego?
- Widzę, że
Leila opowiedziała ci o wszystkim, co mówiłem.- powiedział z poważną miną król.
- Owszem. Dzięki
temu dowiedziałem się bardzo dużo. Lecz chcę więcej. – Castiel mówiąc to
patrzył ojcu w oczy. Miał równie poważną minę, co on. Król złapał go delikatnie,
lecz stanowczo za ramię i poprowadził w stronę zamku. Puścił go dopiero, gdy
znaleźli się w korytarzu pod zamkiem. Płomienie pochodni oświetlały każde z
wielu drzwi. Stanieli przed tymi na samym końcu. Aeternus wszedł do środka a
Castiel ostrożnie i powoli wszedł za nim. Zaraz za drzwiami poczuł woń krwi i
lekko zakręciło mu się w głowie. Pomieszczenie nagle samo się oświetliło za
pomocą pochodni. Było dość spore a na wprost nich znajdowało się pięć cel. Castiel
zdziwił się widokiem, jaki tam zastał, pomimo że w głębi serca się tego
spodziewał. Od dawna domyślał się, o co w tym wszystkim chodzi mimo to oparł
się o zamknięte drzwi za sobą i patrzył na zakrwawione szczątki. Jak na dość
spore pomieszczenie było ich tam dużo. Na ścianie były łańcuchy do przykuwania
ofiar a na środku stał stół. Na jego rogach były sznury prawdopodobnie by kogoś
przywiązać. Zdziwiło go zachowanie jego własnego ciała, gdy na widok krwi
odczuł głód. Zaczął potrząsać głową próbując odtrącić od siebie chęć
skosztowania ludzkiego mięsa. Aeternus obserwował bacznie jego reakcję. Castiel
upadł na kolana i zaczął szybciej oddychać. Poczuł jak jego paznokcie zmieniają
się w pazury a zęby w kły.
- Nie możesz nad
sobą panować? Musisz być bardziej wygłodniały niż przypuszczałem. – powiedział
ojciec i podszedł do jednej z cel. – Ta powinna być odpowiednia. – stwierdził i
wyprowadził z celi młodą dziewczynę. Zapiął ją w kajdany, które były przykute
do ściany łańcuchem. Dziewczyna wydawała się z początku nieobecna, ale po
chwili zaczęła się śmiać jak opętana.
- Kim ona jest?
– spytał a raczej wysyczał książę.
- Czy to ważne?
- Dla mnie tak.
- Mieszkała w
wiosce u podnóża tej góry. Psychopatka. Nie wiedzą, czemu jej odbiło, ale
zabiła swojego narzeczonego odprawiając przy tym jakiś mroczny rytuał. Tyle
informacji ci wystarczy? – spojrzał na syna. – Musi. Już więcej nie wytrzymasz.
– stwierdził i zaczął kierować się w stronę drzwi. Castiel wstał i nie do końca
wiedząc, co robi zaczął kierować się w stronę wariatki. – Smacznego. –
Powiedział ojciec wychodząc i nawet na niego nie spoglądając. Zaraz po tym
usłyszał z za drzwi krzyk kobiety. To była tylko krótka chwila. Król wyszedł na
dziedziniec i spojrzał na rozgwieżdżone niebo.
- Chłodno. –
Stwierdziła Leila. Aeternus w pierwszej chwili nie zwrócił na nią uwagi, lecz
gdy się odezwała spojrzał na nią i przytaknął. – Widziałeś może Castiela? To nie w jego typie kłaść się spać o tej
porze. Właściwie to zazwyczaj wcale nie śpi. – powiedziała rozglądając się.
- Widocznie tym
razem zrobił wyjątek i położył się wcześniej. – dziewczyna spojrzała na niego
ze zdziwieniem. Wzruszyła ramionami i skierowała się do zamku. W tym samym
czasie w lochu Castiel siedział na ziemi oparty o ścianę. Patrzył na swoją rękę,
która była teraz cała we krwi. Nie czuł już głodu. Nie czuł też winy za to, co
zrobił. Właściwie to nic już nie czół, lecz pomimo takiego stanu cały czas
zadawał sobie mnóstwo pytań, na które nie znał odpowiedzi. Odchylił głowę do
tyłu i zamknął oczy. Poczuł jednak, że coś jest nie tak. Coś się zmieniło.
Spojrzał szybko na swoją rękę a konkretniej na pazury. Zmieniały się one na
przemian w ludzkie paznokcie i znów w pazury. Zrozumiał, że teraz potrafi to
kontrolować. Wstał i zdjął zakrwawione ciuchy. Skupił się przez chwilę i
zaowocowało to wyrośnięciem ogona i skrzydeł. Poruszał nimi chwilę by sprawdzić
czy ma nad nimi pełną kontrolę. Tak jak podejrzewał mógł już kontrolować swoją
przemianę. Zmienił się w człowieka i postanowił przemknąć do skarbca. Założył płaszcz
i buty, po czym wyszedł z pomieszczenia. Wczesnym rankiem obudził go Aeternus.
- Wstawaj. Już
się wyspałeś. – mówiąc to rzucił mu ciuchy. Castiel przetarł oczy i spojrzał na
ubranie. Biała koszula i czarne spodnie.
- Dzięki. –
powiedział zakładając czyste ubranie. Tamto zakrwawione zostało w lochach. – Chyba
tym razem nie spałem tak długo jak wcześniej.
- Nie. Tym razem
przespałeś tylko jedną noc. Rusz się. Dzisiaj nie będziesz mógł się tak obijać.
– powiedział mężczyzna i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Chłopak nie do
końca wiedział, o co może mu chodzić, lecz posłusznie podążył za nim. Król
kierował się drogą, której Castiel jeszcze nie znał. Wyszli na tyły pałacu. Tam
znajdowało się sporych rozmiarów pole, na którym trenowały młode krasnoludy.
Castiel przyglądał się im przez chwilę. Jedni rzucali toporami w tarczę i jak
na sporą odległość, jaka dzieliła ich od niej mieli bardzo dobrego cela. Inni
toczyli potyczki i ćwiczyli ciosy.
- Dlaczego mnie
tu przyprowadziłeś? – spytał książę. Nie zwracał się już tak oficjalnie do
swojego ojca. Właściwie nie czuł się już do tego zobowiązany. Po tym, co się
stało uznał, że Aeternus to po prostu bestia w ludzkim ciele… tak samo jak on.
- Pamiętasz jak mówiłem,
że odziedziczyłeś talent do magii po swojej matce? Chcę zobaczyć, co umiesz. –
gdy skończył mówić udał się do jednego z krasnoludów. Był on starszy od innych
i przez cały ten czas ich obserwował. Gdy zobaczył króla natychmiast się
ukłonił. Aeternus powiedział mu coś a ten natychmiast zawiadomił resztę
krasnoludów o końcu treningu. Po chwili na polu treningowym nie było już nikogo
oprócz króla i księcia. Białowłosy mężczyzna podszedł do syna i spytał.
- Potrafisz
panować nad ogniem?
- Wychodzi mi to
lepiej niż w przypadku pozostałych żywiołów.
- To naturalne.
– wskazał na pięć tarcz przed nimi stojących w odległości około dwudziestu
metrów. – Czy trafienie w nie sprawiłoby ci kłopot? – spojrzał na chłopaka,
który w odpowiedzi po prostu je podpalił. Aeternus przyglądał się temu z lekkim
zdziwieniem.
- Po co w nie
trafiać skoro można po prostu spalić. – nim Castiel skończył to zdanie z
drewnianych tarcz został tylko popiół. Król uśmiechnął się pod nosem.
- Widzę, że jest
lepiej niż myślałem.
- Nim zniszczę
więcej sprzętu treningowego by udowodnić ci swoje umiejętności wolę uprzedzić,
że od małego byłem szkolony pod wieloma względami. Najpierw uczyłem się o
świecie jak to dziecko. Później zaczął się trening fizyczny. Gilbert zadbał o
to bym był szybki, zwinny i silny. Nauczył mnie także władania mieczem. A kilka
lat temu mroczny elf imieniem Zander uczył mnie magii. Tak się złożyło, że
magia ognia była jego specjalnością, więc nauczył mnie naprawdę wiele. Poza tym
Anna pokazała mi jak strzelać z łuku i pod jej okiem ćwiczyłem celność. A od
małego lubiłem się wymykać z zamku, więc skradanie też i nieźle wychodzi. Jeśli
chcesz możesz dalej mnie sprawdzać lub uwierzyć mi na słowo. – mówił to
wszystko beznamiętnym tonem. Mężczyzna wysłuchał go uważnie, po czym
powiedział.
- Rozbieraj się.
- Co? – zdziwił
się chłopak. Mężczyzna popatrzył się na niego nie rozumiejąc jego reakcji.
- Chyba mi nie powiesz,
że się wstydzisz.
- Nie. Tylko… Po
co? – chłopak zaczął zdejmować ciuchy. Białowłosy uniósł jedną brew i
pochylając się lekko w stronę syna odpowiedział.
- By ich nie
zniszczyć. – Castiel słysząc to pojął, o co chodzi ojcu. Gdy był już nagi zamyślił
się na chwilę.
- Czy.. ty się
denerwujesz? – spytał mężczyzna. Niepewna mina Castiela wskazywała na to, że
chłopak nie jest do końca przekonany o tym czy to, co robi jest bezpieczne.
- Nie… no może
mam lekką tremę. – stwierdził odwracając wzrok.
- Skup się.
Jeśli nie będziesz pewny siebie i nie będziesz naprawdę tego chciał to ci się
nigdy nie uda. – Chłopak przypomniał sobie wydarzenia, które miały miejsce w
lochu. Spojrzał na swoją dłoń i po chwili przemienił się w połowie.
- No dalej.
Chyba nie myślisz, że to już wszystko. Skup się na swojej smoczej formie.
- Nigdy nie
byłem w smoczej formie. – król słysząc to westchnął.
- Ale widziałeś
mnie. Wiesz już jak ma to wyglądać. – spojrzał na niego czerwonymi oczami. Castiel
skupił się. Nie minęła sekunda a obok króla stanął wielki czarny smok. Smocza
postać chłopaka była niewiele mniejsza od tej, którą widział u Aeternusa.
Castiel zrobił kilka kroków w przód i rozpostarł skrzydła. Były one o wiele
większe niż przed chwilą i bez problemu mogły unieść smoka. Książę nieświadomie
machnął ogonem i przypadkowo skosił nim pobliskie drzewo. Obrócił szybko łbem
by zobaczyć, co się stało. Po czym wysłał w kierunku króla przepraszające
spojrzenie. Ten tylko zaśmiał się i sam również się rozebrał. Przybrał postać
smoka i wzbił się w powietrze. Kiwnął głową by chłopak również spróbował
wzlecieć. Czarny smok niepewnie spojrzał na swoje skrzydła i machnął nimi kilka
razy jakby chciał sprawdzić czy to w ogóle możliwe. Westchnął i dołączył do
ojca. Nie spodziewał się nawet, że przyjdzie mu to tak łatwo.
- Leć za mną.
Może i jako człowiek jesteś zwinny, ale jako smok musisz się jeszcze wiele
nauczyć. – Aeternus zaczął lecieć między skalnymi szczytami.
- Chwila.. Ja
cię słyszę w swojej głowie? – zdziwił się młody smok.
- Tak. To
telepatia.
- Ah tak. Leila
coś o tym wspominała.
- Nigdy nie
zdarzyło ci się jej użyć?
- Kilka razy
usłyszałem czyjeś myśli. Ale jeszcze nigdy nie rozmawiałem z nikim w taki
sposób. – Castiel dobrze radził sobie z
omijaniem skał niestety, gdy wlecieli do jaskini i zrobiło się ciemniej poczuł,
że w coś uderzył i runął na skalne podłoże. Nic mu się nie stało, choć leżąc na
plecach w ciemności nie mógł zorientować się gdzie właściwie jest. Ojciec
zawrócił i wylądował obok niego bez najmniejszego problemu.
- Tak jak
myślałem. Masz talent i nawet posiadasz podstawowe umiejętności, lecz z
instynktem u ciebie kiepsko.
- Ty cokolwiek
tu widzisz?
- Nie muszę.
Instynkt podpowiada mi którędy mam lecieć i czy przede mną znajduje się
przeszkoda. Ty swojego kompletnie nie słuchasz. Zdajesz się jedynie na
podstawowe zmysły.
- Łatwo ci
mówić. – Castiel uniósł się i rozprostował skrzydła.
- W porządku
wrócimy tą samą drogą. Dasz radę?
- Myślę, że tak.
– wznieśli się w powietrze i po krótkiej chwili wyłonili się z mroku panującego
w jaskini.
- Sprawdzimy
jeszcze twoją zwinność i wracamy do pałacu. – stwierdził mężczyzna i zaczął
latać slalomem pomiędzy skałami. Z początku czarnemu smokowi nieźle wychodziło
podążanie za białym, lecz po pewnym czasie został lekko z tyłu. Słońce zaczęło
chować się za horyzontem, gdy wylądowali. Zmienili się na powrót w ludzi i
ubrali. Castiel zmęczony trochę tym wszystkim zaczął kierować się w stronę drzwi
do pałacu, lecz Ojciec zatrzymał go łapiąc za ramię.
- A ty, dokąd?
To było tylko sprawdzenie, co potrafisz. Prawdziwy trening jeszcze się nie
zaczął. Lekko zdziwiony chłopak spojrzał na ojca, który wyjął z kieszeni
kawałek podłużnego materiału.
- Na czym będzie
polegać mój trening?
- Musisz w końcu
wsłuchać się w swój instynkt. – powiedział zawiązując mu materiał na oczach.