piątek, 27 czerwca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.14 Atak.



 Castiel otworzył powoli oczy. Nie miał pojęcia, co się stało. Miał przebłyski pamięci, które przypominały mu o przygotowaniach do jakiegoś rytuału. Teraz leżał na dużym łożu w niewielkim pokoju z oknem. Promienie zachodzącego słońca lekko go drażniły padając mu na oczy.  Podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał. W pomieszczeniu była komoda na ubrania, dwa fotele i stolik pomiędzy nimi. Koło łóżka był mały stolik, na którym znajdował się świecznik. Świeczki były zgaszone, ale widać było, że często go używano. Książę wstał i pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to niekompletny strój. Mianowicie miał na sobie tylko spodnie i naszyjnik, który dostał od Faelerna. Buty znajdowały się koło łóżka, lecz nie widział nigdzie płaszcza ani koszuli. Gdy się nad tym zastanawiał szybko sobie przypomniał o najcenniejszej rzeczy, jaką ze sobą miał.
- Księga! – Krzyknął sam do siebie i zaczął nerwowo rozglądać się po pokoju. Na szczęście jego torba z rzeczami znajdowała się koło stolika a w niej dalej spoczywała księga. Chłopak westchnął z ulgą. Gdy zakładał buty ktoś zapukał cicho do drzwi.
- Proszę. – Do pokoju weszła dość krępa kobieta niosąc w rękach czarny materiał. Miała ciemny blond włosy, piegi i niebieskie oczy. Ubrana była w białą koszulę z dekoltem, zieloną spódnicę do kostek i czarny gorset.
- Witaj. Cieszę się, że już nie śpisz. – Powiedziała z serdecznym uśmiechem.
- Dzień dobry. Mogłabyś mi powiedzieć gdzie jestem?
- Jesteś w skalnym pałacu. Na górze krasnoludów. A ja jestem Akre. – Powiedziała i położyła materiał na fotelu. Castiel rozpoznał go.
- Czy to moje rzeczy?
- Tak. Naprawiliśmy je. Były dość zniszczone, więc uznaliśmy ze tak będzie lepiej.
- Wy, czyli kto?
- Ja i reszta służby, która się tobą zajmuje. Król rozkazał byś był pod czujną opieką.
- Jaki król?
- Miłościwie nam panujący władca tego pałacu. Nasz wybawiciel! – Powiedziała a w jej głosie słychać było dumę.
- W porządku. A czy był ze mną ktoś jeszcze? Czy jestem tu sam?
- Och nie. Twoja towarzyszka rozmawia z królem. Chciał zostać z nią sam. Cóż… miło było ją poznać. Pewnie będziesz za nią tęsknić.
- Co takiego?! O czym ty mówisz?! – Castiel zerwał się z miejsca i chwycił kobietę za ramiona.
- Oh. Nasz król już dawno się nie żywił. Na pewno jest głodny, a ta dziewczyna jest dość młoda. Pewnie się nada.
- Gdzie ona jest?!
- Nierozważnie jest przeszkadzać królowi. – Powiedziała lekko przestraszona zachowaniem młodzieńca.
- Masz natychmiast mnie do nich zaprowadzić! – Oczy chłopaka zapłonęły czerwienią. Kobieta widząc to zaniemówiła.
- O.. oczywiście panie. – Powiedziała a w jej głosie słychać było coś dziwnego. Była przestraszona, ale nagle stała się niezwykle posłuszna. Zmierzając do celu chłopak cały czas ją popędzał. Kobieta niechętnie biegła wskazując drogę. Zaprowadziła go pod drzwi. Castiel wpadł tam bez pukania. Zobaczył jednak, że nic szczególnego się nie dzieje. Leila lekko zaskoczona patrzyła na niego w milczeniu. Na jej policzkach było widać rumieniec. Natomiast białowłosy mężczyzna odwrócił się by spojrzeć, kto wtargnął do komnaty, po czym uśmiechnął się i powiedział.
- O. Castiel. Cieszę się, że jesteś. Usiądź proszę. – Po czym widząc go niekompletnie ubranego dodał.
- Dziwne. Służba nie oddała ci twoich ubrań? – Chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie założył koszuli.
- Ehh.. ja.. – Nie wiedział, co odpowiedzieć. Spojrzał zakłopotany na Akre.
- To ja je przyniosę. - Kobieta ze stoickim spokojem ukłoniła się przed królem, po czym odwróciła się i poszła w stronę komnaty, z której przybiegli. Castiel usiadł koło Leili, która była lekko tym faktem onieśmielona. Przyglądał się królowi, który ciepło się do niego uśmiechał. Widział w nim podobieństwo do siebie. Domyślał się, więc kim może być. W głębi serca miał nadzieję, że to prawda i dowie się czegoś o sobie. Mimo to ogarniał go dziwny niepokój.
- Odzyskałeś już siły? – Spytał mężczyzna.
- Tak. Dziękuję, panie. Przepraszam za mą śmiałość, ale muszę spytać. Kim jesteś panie? Z tego, co mówiła Akrea nie jesteś człowiekiem.
- Eh.. Zawsze za dużo mówi. – Zaśmiał się, po czym dodał.
- Jestem taki jak ty.
- Jak ja? Co masz na myśli panie?
- Widzę, że nie do końca pojąłeś, kim jesteś. Pozwól, że ci to wyjaśnię. Jestem pradawną istotą. Starszą od wszystkich znanych ci ras. A ty jesteś moim synem. I tak samo jak ja jesteś smokiem.
- Chwila. Smokiem? Jak to? Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek ział ogniem.
- Po prostu jeszcze nad tym nie panujesz. Nasza prawdziwa forma jest potężna i niebezpieczna. W tej łatwiej jest odnaleźć spokój. Lecz smok to smok i w obu jest niebezpieczny.
- Skoro jesteś potężnym smokiem to, czemu jej nie pomogłeś?
- Masz na myśli twoją matkę? Niestety nie mogłem tego zrobić. Nie teraz, gdy jestem osłabiony. Sanguis dobrze wiedział, co zrobić bym nie mógł wam pomóc. Najpierw zaatakował pałac by mnie osłabić a dopiero później północne królestwo. – Mężczyzna posmutniał. Dmuchnął i ogniem ze swojego oddechu rozpalił w kominku. W tym momencie wróciła Akre z ubraniem dla Castiela. Zostawiła rzeczy koło chłopaka, pokłoniła się i wyszła. Castiel ubrał się i zwrócił się do ojca.
- Dlaczego nigdy wcześniej cię nie widziałem? Dlaczego nie mogłem cię poznać?
- Twoja matka była królową. To bardzo skomplikowałoby sprawę. Musiałbym zostać przy niej a to niemożliwe. Ta góra utrzymuje mnie przy życiu. Muszę tu zostać tak długo aż odzyskam to, co mi skradziono. – Castiel chciał zadać kolejne pytania, lecz nagle rozległ się alarm. Ktoś dął w róg.
- Orkowie. Wybaczcie, ale muszę was zostawić. Zostaliśmy zaatakowani.
- Zaatakowani? Jak to? – Spytała z niepokojem dziewczyna.
- Spokojnie. Zajmę się wszystkim.
Król wstał i skierował się do sali tronowej. Leila niepewnie spojrzała na Castiela.
- Mimo wszystko powinniśmy mu pomóc. Wyglądał na spokojnego, ale nie jestem pewna jak wygląda sytuacja.
- Leila. Jesteśmy bez broni. Pamiętasz o tym jeszcze?
- Tak, ale jestem pewna, że i bez tego da się im pomóc.
- Dobrze, ale zachowaj ostrożność.
- Lepiej martw się o siebie. – Powiedziała wstając i ruszyła w stronę sali tronowej.
- Nie mam powodu. – Wypowiedział niemal szeptem i poszedł za nią z tajemniczym uśmiechem. Gdy tylko dotarli do sali ich oczom ukazał się niezwykły widok. Nagi król w jednej chwili zmienił się w ogromnego białego smoka. Miał szesnaście metrów wysokości, pięćdziesiąt sześć metrów długości z ogonem, który wił się niebezpiecznie. Para oczu płonęła czerwienią a pazury u łap były tak ostre i silne, że wbiły się w posadzkę. Ryknął ukazując szereg wielkich ostrych kłów. Dźwięk był tak głośny, że Leila musiała zatkać uszy. Zdziwiło ją trochę, że Castiel nie zareagował w żaden sposób. Chłopak był tylko lekko podenerwowany lub podekscytowany. Dziewczyna nie potrafiła do końca określić jego uczuć. Wielkie wrota otworzyły się jak na komendę. Teraz już wiedziała, czemu sala tronowa oraz wejście są tak ogromne. Smok wyszedł na dziedziniec i rozpostarł parę gigantycznych skrzydeł. Wzbił się w powietrze i skierował za mury. Dopiero teraz Leila widziała, co się dzieje. Katapulty wrogów rzucały ognistymi pociskami, płonęły domy i drzewa. Orków było około dwa tysiące. Mimo sytuacji mieszkańcy wyglądali na opanowanych i dobrze zorganizowanych. Szybko gasili nowo powstające pożary a łucznicy na murach nie pozwalali wrogom podejść bliżej. Dziewczyna widząc to wszystko pobiegła pomóc w gaszeniu pożarów. Castiel wyszedł, rozejrzał się i wypowiadając zaklęcie skierował wzrok ku niebu. Natychmiast zebrały się chmury i zaczął padać ulewny deszcz. Woda z nieba ugasiła ogień. Leila widząc to spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem. Ten tylko uśmiechnął się do niej i przeniósł wzrok na smoka. Wielka jaszczuropodobna bestia ziała ogniem, który nie gasł tak łatwo jak ten wzniecony pociskami orków. Wróg był wręcz bezradny wobec smoka. Nie działały strzały, miecze ani żadna inna broń. Pancerz z łusek był zbyt silny. Leila przeraziła się, gdy zobaczyła, że bestia oprócz ziania piekielnym ogniem w orków również pożera ich żywcem. Smok opadł na ziemię i ogonem zniszczył ich katapulty oraz zepchną wielu z nich w przepaść. Resztki oddziału uciekła w popłochu. Z niemal dwutysięcznej armii został niespełna tuzin. Smok rozejrzał się by upewnić się, że to już koniec, wzleciał, po czym opadł na dziedzińcu i wszedł do pałacu. Wrota zamknęły się za nim. Król przybrał ludzką postać i ubrał się. Castiel i Leila weszli chwilę później.
- To była najszybsza bitwa, jaką widziałam.
- Cóż.. Smoka pewnie też widziałaś po raz pierwszy, więc nic dziwnego. My takie sprawy załatwiamy szybko. – Odpowiedział król zszokowanej dziewczynie.
- Zastanawia mnie tylko ten deszcz. – Tu spojrzał na syna z lekkim uśmiechem. Castiel nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Zander kazał mu nikomu nie wspominać o magicznych umiejętnościach, lecz teraz pytał go o to ojciec.
- Cóż.. To tylko taka niewinna sztuczka.
- Odziedziczyłeś talent po matce. – Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie do księcia. Ten lekko posmutniał.
- Czego on chciał? Czego Sanguis mógł chcieć od mojej matki?
- Od Raven nic. Zależało mu na tym, czego strzegła. Nie wiedział gdzie to jest. I na szczęście nie wiedział też, kim jesteś. Inaczej najpewniej zabrałby cię ze sobą i już byś nie żył.
- Chwila.. Co właściwie ci skradziono? Czego strzegła moja matka? I czego mógłby chcieć ode mnie? – Castiel miał bardzo złe przeczucia. Chwycił ręką swoją torbę.
- Skradziono mi moje serce. Skrywa ono potężną moc, którą obdarza właściciela. To samo chciałby pewnie odebrać tobie. Niestety młode smoki nie mają szans na przeżycie czegoś takiego. Zginąłbyś i to na darmo. By serce smoka zadziałało smok musi żyć. Poza tym by w pełni wykorzystać jego moc potrzebna jest księga. Tejże księgi strzegła Raven. Jest w niej zawarta cała wiedza o smokach. Jest ona w pradawnym języku, którego nie odczyta zwykła osoba w zwykłych warunkach. Sanguis tego nie wie, więc i tak uparcie jej szuka. – Król mówił spokojnym tonem. Castiel z każdym słowem coraz bardziej ściskał materiał. Teraz już wiedział, w jakiej sytuacji się znalazł.

piątek, 20 czerwca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.13 Aeternus.





Podczas gdy Armin, Zander i Anna ratowali Charlott, Leila miała inne zmartwienia.
- Dokąd mnie zabierasz?! – Próbowała się wyrwać z uścisku, ale po chwili byli już tak wysoko, że uznała to za zły pomysł.
- Castiel! – Daremnie próbowała wywołać jakąś reakcję u chłopaka. Ten patrzył się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Nie zwracał na nią uwagi tylko trzymał dziewczynę mocno by nie spadła ani co gorsze nie wyszarpnęła się na takiej wysokości. Leila widziała całą okolicę oświetlaną przez księżyc. Nieliczne rosnące drzewa z tej perspektywy wydawały jej się śmiesznie małe. Zobaczyła, że zmierzają w kierunku wielkich gór uniemożliwiających przejście na Wschód. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z jak dużą szybkością się przemieszczają.
- Takim istotom świat musi wydawać się mały. – Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że powiedziała te słowa na głos. Spojrzała na Castiela by sprawdzić czy go to w jakiś sposób nie uraziło. Bądź, co bądź jej życie już wisiało na włosku, więc nie chciała jeszcze pogarszać swojej sytuacji. Chłopak nie słuchał jej. Wciąż patrzył przed siebie. Wyglądał jak w transie. Dziewczyna spojrzała na to, co obrał za cel. Ku jej zdumieniu na skalnym zboczu dostrzegła pałac. Był imponujących rozmiarów, lecz budową zlewał się z górą. Był wykonany z takiego samego kamienia jak góra, więc i pod tym względem nie można było go dostrzec. Pewnie właśnie przez jego nietypowy wygląd nie został odkryty. Zza szczytu gór widać już było łunę wschodzącego słońca, gdy wylądowali przed owym pałacem. Książę pozwolił stanąć jej o własnych siłach i wypuścił ją z rąk. Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić. Odsunęła się stawiając ostrożnie kilka kroków do tyłu. Drżała ze strachu. Wygląd chłopaka nie był dla niej specjalnie przerażający. To sposób, w jaki na nią patrzył wprowadził ją w taki stan. Jego oczy zawsze były czerwone, ale teraz wręcz płonęły krwawym kolorem. Był spokojny, lecz cały czas ją bacznie obserwował. Chciała rozejrzeć się, ale bała się odwrócić od niego wzrok, choć na chwilę. Wiedziała, że to irracjonalne, bo i tak nie miałaby szans się obronić. Członkowie sekty zabrali jej broń. Castiel podszedł do niej powoli. Chciała się cofnąć, lecz za sobą miała już tylko mury pałacu. Spięła się i zacisnęła powieki, gdy podszedł jeszcze bliżej. Oparł rękę na murze koło jej głowy. Czuła na sobie jego wzrok, lecz bała się otworzyć oczy. Jej oddech znacznie przyśpieszył. Po chwili poczuła jak książę wolną ręką gładzi uspokajająco jej ramię. Otworzyła oczy i zobaczyła, że chłopak delikatnie się do niej uśmiecha.
- Castiel? – Chciała sprawdzić czy książę, choć w połowie jest sobą. Niestety nie odpowiedział jej za to spoważniał. Przybliżył swoją głowę do jej szyi i zaczął wdychać jej zapach. Dziewczyna zareagowała na ten gest odwracając głowę i ponownie zaciskając powieki. Odsunął się od niej, więc niepewnie na niego spojrzała. Chłopak mierzył ją wzrokiem. Wyglądał jakby nie mógł się na coś zdecydować. Wtedy zza sporych rozmiarów skały wyłonił się troll. Zamachną się na Castiela, który widocznie nie zwrócił na niego uwagi skupiając się na Leili.
- Uważaj! - Dziewczyna szybko zareagowała rzucając się na księcia i tym samym ratując go przed ciosem. Chłopak lekko zdziwiony spojrzał na dziewczynę nad nim i uśmiechną się lekko. Delikatnie, lecz stanowczo zsuną ją z siebie. Leila patrzyła na jego poczynania siedząc na ziemi. Ciągle była bezbronna. Bestia zaryczała i znów zamachnęła się na chłopaka. Ten tylko machną skrzydłami. Wywołany nimi podmuch wiatru był tak silny, że zmiótł stwora w przepaść. Książę odwrócił się i spojrzał na najemniczkę. Była trochę zdezorientowana. Uśmiechną się do niej, po czym przybierając ludzką postać zemdlał. Dziewczyna westchnęła i spojrzała w stronę pałacu. Nie miała większego wyboru jak tylko zajrzeć do środka. Przysunęła chłopaka pod wrota i zapukała. Pałac nie wyglądał na opustoszały. Był zadbany i było słychać z niego dźwięki rozmów ludzi. Zapukała do wrót. Nastała dziwna cisza. Wrota otworzył mały stary mężczyzna. Miał na sobie białą koszulę, brązowe spodnie i czarne trzewiki. Wyglądał na bardzo zaskoczonego i zmartwionego wizytą obcych ludzi. Jego szare oczy wpatrywały się w Leilę z niepokojem. Twarz miał mocno pomarszczoną. Siwe proste włosy opadały mu na ramiona. Miał też długą do pasa siwą brodę. Był lekko przygarbiony, lecz prawdopodobnie było to wynikiem obawy przed zamiarami nieznajomych.
- Cz.. czego chcecie? Kim jesteście? – Pytał drżącym głosem.
- Nie obawiaj się nas. Potrzebuję tylko pomocy dla mojego towarzysza. Jak widzisz jesteśmy bez broni. Nie skrzywdzimy cię...- Leila zamilkła, gdy zobaczyła, że starzec zaczął patrzeć na nią podejrzliwie.
- Nie. Nie. Nie. Obcy to kłopoty. – Już chciał zamknąć wrota, gdy Leila zareagowała.
- Proszę! Jesteśmy bezbronni a tu jest niebezpiecznie. – Starzec słysząc to zatrzymał się. Spojrzał na chłopaka i zrobił dziwną minę. Wyglądał na trochę zaskoczonego.
 Zaczął gładzić swoją brodę i mierzić Leilę wzrokiem. Po chwili namysłu powiedział.
- Wchodźcie. Ale masz się mnie trzymać. Strażnicy pomogą ci go nieść. – Jak na zawołanie zjawiło się dwóch uzbrojonych niskich krępych mężczyzn. Oboje mieli przydługie włosy i gęste brody. Zabrali Castiela i powlekli za starszym mężczyzną. Leila zaczęła rozglądać się, gdy wyszli z krótkiego korytarza. Przed nią był ogromy dziedziniec. Wręcz nie mogła uwierzyć, że to ciągle skalny pałac, który widziała z zewnątrz. W skalnych zboczach wykute były domy. Zobaczyła kuźnię i kowala, który w niej pracował. Jakaś kobieta obok wystawiła w oknie świeżo upieczone babeczki. Była tu nawet oberża. Życie tętniło tu jakby nie znało świata poza murami pałacu. Zielona trawa kilka drzew, które dawały przyjemny cień. Leili rzucał się w oczy jeden szczegół. Mianowicie wszyscy ludzie byli tu niezwykle niscy i krępi. Brodaci mężczyźni chodzili z kilofami u pasa, co również zdziwiło dziewczynę.
- Macie tu jakąś kopalnię tak? – Spytała.
- Owszem i to wielką. Prawie każdy w niej pracuje. Chodź przyznaję, że sporo osób pracuje, jako służba króla.
- Wyglądacie na szczęśliwych.
- Bo jesteśmy. Nie lubimy tu obcych. Oni oznaczają nieszczęście. Ale jak już zdarzą się kłopoty to król nas uratuje. On zawsze nas ratuje. – Kiwał głową staruszek.
- Musicie bardzo cenić swojego króla.
- Och tak. To bardzo dobry i mądry król. Nie będzie zadowolony z waszego przybycia. Oj nie. On nie lubi obcych. Obcy to kłopoty. Król nie lubi kłopotów. My nie lubimy kłopotów. – Mówił starzec a Leila miała coraz większe wątpliwości czy dobrze postąpiła. Dotarli do gigantycznych wrót. Dziewczyna była zdziwiona, że są takich rozmiarów. Weszli do środka i jej oczom ukazała się przepiękna sala tronowa. Białe marmurowe kolumny ozdabiane złotem podtrzymywały łukowe sklepienie. Było ono niezwykle wysoko. Ściany były jasne jak śnieg a sięgające prawie do sklepienia okna strzeliste. Szli po czerwonym dywanie rozłożonym na czarnej posadzce z obsydianu. Prowadził ku złotemu tronowi. On również miał strzelistą budowę i finezyjne wzory. Całość przypominała elfią architekturę. Na tronie siedział dość młody mężczyzna. Po jego sylwetce było widać, że jest silny. Ubrany był w czarną szatę, szare spodnie i czarne kozaki. Był szczupły i wysoki. Miał białe krótkie włosy, jasną cerę, delikatne rysy twarzy i.. czerwone oczy. Były tak czerwone jak oczy Castiela. Głowę miał podpartą na ręce. Wyglądał na zamyślonego. Gdy zobaczył sługę skupił na nim swoją uwagę.
- Wybacz o panie. Lecz ci ludzie potrzebują pomocy. Prosili o zgodę na wejście. – Starzec klęczał przed nim i pokornie się kłaniał. Leila zrobiła to samo by go nie obrazić. Król poderwał się z miejsca i podszedł w stronę Castiela. Jego wzrok wyrażał zaskoczenie i zaniepokojenie.
- Co mu jest?
- Tylko zemdlał panie. – Odpowiedziała dziewczyna. Mężczyzna spojrzał na nią. Leila odczuła podobny strach jak wtedy, gdy patrzył na nią książę. Nie mogła uwierzyć jak bardzo oczy króla przypominały te Castiela. Pomyślała, że to on może być jego ojcem. Tylko nie zgadzał jej się wiek. Ojciec księcia powinien być dużo starszy.
- Połóżcie go w komnacie dla gości. Musi odpoczywać. – Rozkazał sługą król. Ci natychmiast wykonali polecenie. Kazał odejść również starcowi. Leila została całkiem sama.
- Chodź za mną. – Pokierowali się do komnaty, w której pozwolił jej usiąść. Komnata była dość spora i wygodna. Pomiędzy dwiema dużymi kanapami stojącymi naprzeciw siebie znajdował się niski stolik. Dwa spore okna dawały dużo światła. Naprzeciwko okien prostopadle do kanap znajdował się kominek. Król usiadł naprzeciwko dziewczyny.  Czerwone oczy przeszywały ją na wskroś.
- Co tu robicie? Jesteście bez broni tak daleko od ludzkich osad. – Spytał ją po chwili mężczyzna.
- Nie wiem jak to wyjaśnić panie. Jesteśmy tu przypadkiem.
- Jak się nazywasz?
- Leila. A ten chłopak to Castiel.
- Wiem.
- Znasz go panie?
- W pewnym sensie.
- A ciebie panie jak zwą? – Król uśmiechną się na to pytanie zadziornie i odpowiedział po chwili.
- Aeternus. – Dziewczyna słysząc to oniemiała. Teraz wszystko układało jej się w całość.
- Ale… To imię pradawnej bestii. Wieczny, nieśmiertelny. Tak nazywał się smok, który przed wiekami grasował na wszystkich znanych nam ziemiach. Czemu cię tak nazwano panie? – Spytała by potwierdzić swoje domysły.
- Jestem nim. Myślałaś, że smok może tak po prostu zginąć? Imię chyba mówi samo za siebie. – Dziewczyna słysząc to potwierdziła swoje przypuszczenia. Postanowiła odważyć się zadać królowi nurtujące ją pytanie.
- Jesteś ojcem Castiela panie? – Głos jej zadrżał. Ledwo mogła to wszystko pojąć.
- Tak. Jak się tego domyśliłaś?
- On.. nie wiem jak to ująć. Prawie się przemienił. Myślałam, że jest jakimś demonem, ale teraz.. wszystko stało się jasne. – Mężczyzna nie zareagował szczególnie na jej słowa. Mimo to spytał.
- Jak wyglądał?
- Jego oczy były przerażająco czerwone. Źrenice miał jak u kota. Ostre pazury zamiast paznokci, kły i para tych wielkich czarnych skrzydeł. Wyglądał jak demon z piekła rodem.
- Boisz się go?
- Kto o zdrowych zmysłach by się nie bał? – Król zaśmiał się. Widocznie strach kobiety wydawał mu się czymś błahym, wręcz zabawnym.
- Rozumiem, że dla ciebie panie jest to naturalne, lecz ludzie nie przywykli do takich widoków.
- Ludzie boją się wszystkiego, co nie jest nimi. I wszystko to chcą unicestwić. Gdy nie ma już, czego zabijać zaczynają mordować się nawzajem. – Powiedział jakby było to czymś zupełnie oczywistym. Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Musiała przyznać, że ma rację. Gdy elfy, smoki, krasnoludy i inne stworzenia zniknęły rozpoczęły się wojny między ludzkimi rodami.
- Dlaczego zniknąłeś panie? – Spytała po chwili ciszy.
- Nie zniknąłem. Zostałem uwięziony.
- Przez kogo? Kto mógłby uwięzić smoka?
- Ktoś, kogo miało się za przyjaciela. – Mężczyzna posmutniał. Leila zaczęła mu współczuć.
- W jaki sposób panie?
- Zabierając mi najcenniejszą rzecz, jaką miałem. Moje serce.
- Serce?! Przecież to niemożliwe. – Dziewczyna była w szoku. Nie rozumiała jak to możliwe.
- Nie jestem zwykłą istotą. Mogę żyć bez niego. Lecz jest ono źródłem mojej potęgi. Bez niego nie zdziałam zbyt wiele.
- Więc to cię osłabiło.. lecz nie zabiło.
- Taki był jego cel. By serce dawało moc smok musi żyć. Ten, kto ma serce staje się potężny… i nieśmiertelny.
- Jak się nazywa ten, który ci je odebrał panie?
- Sanguis. – Dziewczyna zamarła. Dobrze pamiętała, że to właśnie on najechał północne królestwo. Teraz już wiedziała, dlaczego był w stanie to zrobić.
- Musisz go szczerze nienawidzić panie. Nie dość, że zabrał ci serce to zabił ukochaną. – Dziewczyna słyszała o śmierci królowej. Mężczyzna zmarszczył brwi słysząc jej słowa.
- Owszem. Nienawidzę go najbardziej z wszystkich istot, jakie skrzywdził. – Leila opuściła wzrok na podłogę.  
- Ale to nie koniec. Sanguis nie może w całości wykorzystać mocy, jaką skrywa serce. Bez pradawnej księgi nic nie wskóra. Na szczęście tylko Raven wie gdzie ona jest. – Dodał po chwili król. Dziewczyna na powrót na niego spojrzała i uśmiechnęła się delikatnie.
- Więc jest nadzieja. – Stwierdziła.

piątek, 13 czerwca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.12 Doloris.



  Leila usiadła przy ognisku i spojrzała na leżącego obok chłopaka. Castiel dalej był nieprzytomny. Charlott zaczęło się nudzić. Rozglądała się dookoła ze znudzoną miną widocznie próbując znaleźć sobie zajęcie. Po dłuższej chwili zaczęła wpatrywać się w morze i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Poszła w stronę plaży ciągnąc za sobą Armina i krzycząc.
- Chodź pozbieramy muszelki!
- Charlott, zapadła już noc. Nic nie znajdziesz po ciemku.
- Nie widzisz jak ten wielki księżyc jasno świeci? Wszystko widać. - Nie słuchając dalszych sprzeciwów zaczęła przyśpieszać kroku. Leila została sama z księciem. Była lekko podenerwowana tym faktem, lecz uspokajała ją myśl, że on wciąż jest nieprzytomny. Kiedy powtarzała sobie w duchu, że nic się nie może stać, jak na złość Castiel otworzył oczy. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić i znieruchomiała z lekko uchylonymi ustami jakby już chciała coś powiedzieć.
- Jak się tu znalazłem?.. Jakim cudem żyjemy? – Zadawał pytania książę i ustawił się w pozycji siedzącej. Był zdezorientowany i trochę zaspany.
- Emm.. Ja.. Nie wiem. – Spanikowała Leila i słysząc własną odpowiedź uderzyła się w czoło otwartą dłonią. Chłopak spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- No dobra… To.. Gdzie jest reszta?
- Anna i Zander poszli gdzieś wzdłuż plaży. A Charlott wyciągnęła Armina na zbieranie muszelek. – Dziewczyna patrzyła wszędzie tylko nie na księcia. Siedziała po turecku a ręce kurczowo zaciskała na swoich kolanach.
- Dlaczego jesteś taka zdenerwowana? Coś się stało?
- Nie! – Krzyknęła i spojrzała na niego. Po chwili uświadomiła sobie jak dziwnie to wyglądało i dodała spokojnie znów odwracając wzrok.
- Nie. Nic się nie stało. Tylko ci się wydaje.
- Taaa.. wydaje. – Chłopak popatrzył na nią z politowaniem.
- Po prostu powiedz mi, co się stało. Nikogo tu nie ma. – Dodał po chwili ciszy. Leila zastanowiła się chwilę. Objęła ramionami kolana, które przysunęła do klatki piersiowej, po czym zaczęła.
- Masz rację. Powinnam ci powiedzieć. W końcu to dotyczy również ciebie… Widzę, że nic nie pamiętasz… Gdy spadaliśmy w przepaść stało się coś dziwnego. Obiłeś mnie tak mocno a po chwili poczułam, że się wznosimy. Gdy otworzyłam oczy byliśmy powrotem na górze… Tylko, że zobaczyłam też, dlaczego. Nie byłeś człowiekiem. Przypominałeś bardziej jakiegoś demona. Nie wiem, czym jesteś Castiel. Ale wiem, że to uratowało nam życie. – Dziewczyna spojrzała na niego. Był zamyślony. Po dłuższej chwili spojrzał na nią i powiedział.
- Nie mów o tym nikomu. Dobrze?
- Wiesz tylko ty i Zander.
- Zander? Czemu mu powiedziałaś?
- On coś wie. Tym mnie przekonał. I domyślił się, że coś widziałam.
- To akurat nie jest zbyt trudne. – Zakpił chłopak.
- Ej! To nie jest takie proste wiesz?
- Spokojnie. Przypilnuję cię. – Castiel uśmiechną się do niej delikatnie. Dziewczyna dalej czuła się niepewnie w jego towarzystwie, ale widziała, że już jest sobą.

- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co masz na myśli?
- Czemu za mną skoczyłeś?
-Ja.. Nie wiem. To był odruch. – Zarumienił się lekko chłopak. Leila spojrzała w ogień i zamyśliła się. Chłopak przypatrywał się jej. Po pewnym czasie zobaczył, że dziewczyna lekko drży. Okrył ją swoim kocem i przysuną się bliżej. Była spięta, ale nie zareagowała w żaden sposób. Już chciał coś powiedzieć, gdy nagle stanęła przed nimi postać w czerwonym płaszczu. Oddzielało ich tylko ognisko. Castiel i Leila zaskoczeni nagłym pojawieniem się tajemniczej osoby zaniemówili, lecz po chwili zaskoczenia zerwali się z miejsca. Niestety nie zdążyli nic zrobić, bo dwie postacie podobne do stojącej przed nimi pochwyciły ich i ogłuszyły.

- Popatrzcie ile znalazłam muszelek! – Zawołała wracająca do ogniska Charlott. Nieświadoma sytuacji dziewczyna biegła w ich stronę a Armina zostawiła daleko w tyle. Za późno zauważyła, co się dzieje. Natychmiast została schwytana.
- Hej! Zostawcie ich! - Armin widząc zamieszanie biegł w ich stronę, lecz postacie tak nagle jak się pojawiły tak też zniknęły zabierając ze sobą jego towarzyszy. Gdy dobiegł do ogniska zaczął rozglądać się nerwowo. Nie było po nich ani śladu. Wojownik upadł na kolana bezradny wobec sytuacji. Nie mógł zrozumieć, co dokładnie zaszło i jak się to stało. Po dłuższej chwili pojawili się Zander i Anna. Zaniepokojeni widokiem pobladłego Armina klęczącego przed ogniskiem i brakiem pozostałych towarzyszy od razu zaczęli wypytywać wojownika.
- Armin! Co się stało? – Zander podbiegł do niego i upadłszy na kolana chwycił go za ramiona.
- Gdzie jest reszta? – Zapytała zaniepokojona Anna. Armin zaczął machać głową na boki i powtarzać.
- Nie wiem. Nie wiem… - Zander próbował go uspokoić. Nie wiele to jednak dawało, więc Anna już dość zdenerwowana uderzyła wojownika w twarz.
- Spójrz na mnie! – Krzyknęła na niego. Armin patrzył na nią zdziwiony i wciąż zdezorientowany.
- Gdzie oni do jasnej cholery są?! – Zapytała już wściekła wojowniczka.
- Porwali ich. – Odpowiedział załamującym się głosem.
- Kto? Jak?
- Nie mam pojęcia jak. Przepraszam. – Złapał się za głowę. Dalej nie potrafił zrozumieć jak to się stało.
- Armin. Proszę. Powiedz nam, co widziałeś. – Powiedział spokojnym tonem Zander. On, jako jedyny był opanowany.
- Jacyś ludzie w czerwonych płaszczach. Mieli kaptury zasłaniające twarze. Nie wiem, kto to. Porwali ich. Nie zdołałem nic zrobić. Po prostu zniknęli. – Armin pierwszy raz był w sytuacji, na którą nie mógł nic zaradzić i najwyraźniej źle to znosił. Zander zamyślił się chwilę, po czym szybko popatrzył na pełnię księżyca z przerażeniem.
- Nie. To niemożliwe. – Powiedział i zakrył usta dłonią.
- Zander? Co jest niemożliwe? – Spytała Anna z widocznym niepokojem.
- Wiesz, kto to był? – Spytał Armin.
- To przecież niemożliwe. Ona nie mogła zrobić czegoś takiego. – Mówił jakby do siebie elf.
- Kto? – Dopytywał na nowo zdezorientowany wojownik.
- Jaka ona? – Spytała już przerażona kobieta. Domyślała się już, o kogo chodzi i nie podobało jej się to.
- Ludzie w czerwonych płaszczach to członkowie pradawnej sekty zwanej Doloris. Próbowali opanować smoki by im służyły w imię ich bóstwa. Składali ofiary z ludzi, gdy księżyc w pełni oblewał się szkarłatem. Do rytuału potrzebowali krwi nieskalanej. Krwi dziewicy.


- Chcą złożyć w ofierze Charlott lub Leilę? – Spytał zszokowany chłopak.
- Ale w takim razie po co im Castiel? – Dodał po chwili. Anna spojrzała Zanderowi w oczy z powagą. Wszystko układało jej się w całość. Elf, który chwilę wcześniej zrozumiał, co ma się zaraz wydarzyć widział, że kobieta się domyśla.
- Zander. Potrafisz wyczuć aurę Castiela. Znajdź go. Musimy ich ocalić. Nie dopuścimy by TO się stało.
- Jakie TO? – Spytał wojownik, który kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Elf  wstał, zamkną oczy i skupił się. Po dłuższej chwili oczekiwania spojrzał na Annę i powiedział.
- Na wschód od nas jest nieaktywny wulkan. Tam go zabrali.
- Ruszamy. – Rozkazała zdenerwowana, lecz pewna siebie kobieta. Jechali szybko na koniach ciągle popędzając zwierzęta. Samotna góra wręcz nie pasowała do równego terenu, jaki przemierzali. Niedługo później dotarli na miejsce.
- Księżyc niedługo będzie w odpowiednim położeniu. Musimy się śpieszyć. – Powiedział elf.
- Skąd tak dokładnie wszystko wiesz? – Spytał wojownik. Zander zagryzł wargi i odwrócił głowę.
- Mniej zbędnych pytań więcej działania. – Warknęła na chłopaka wojowniczka. Zeszła z konia i skierowała się w stronę otworu wulkanu. Armin lekko zdziwiony taką sytuacją zszedł z konia i poszedł za kobietą. Elf dołączył do nich i siedzieli tak zachowani za skałami obserwując poczynania wroga. Źródło światła stanowiły pochodnie porozstawiane przy skalnych ścianach. Widać też było otwór podobny do jaskini prawdopodobnie prowadzący w głąb góry. Zobaczyli Leilę przykutą łańcuchami do dwóch wielkich bel. Naprzeciwko niej, na samym środku wygasłego wulkanu w podobny sposób był przykuty Castiel. Chłopak, w przeciwieństwie do przytomnej i przerażonej dziewczyny, zwisał bezwładnie.
- Po co im on? – Spytał Armin z zaciekawieniem. Natychmiast został uciszony przez Annę. Pięć postaci w czerwonych płaszczach utworzyło krąg wokół księcia. Twarze wciąż mieli zasłonięte kapturami. Wznieśli ręce ku górze i zaczęli wypowiadać słowa w tajemniczym języku. Brzmiało to jak zaklęcie, lecz budziło strach. W ziemi samoistnie wyrył się krąg, w którym wpisana była pięcioramienna gwiazda. Na każdym z jej ramieni stała jedna z postaci. Mroczna pieczęć rozbłysła jasną czerwienią.
- Jest ich pięciu. Damy radę. – Armin bez namysłu ani żadnego konkretnego planu rzucił się na ratunek zanim Anna zdążyła zareagować. Kobieta pobiegła za nim krzycząc, że jest idiotą. Zander natomiast patrzył na to i podsumował sytuację.
- No teraz to już na pewno wszyscy zginiemy. – Lecz dołączył do pozostałych. Niestety postacie zdążyły wypowiedzieć zaklęcie. Księżyc oblał się czerwienią i świecił prosto nad Castielem. Chłopak ockną się. A przynajmniej mogło to tak wyglądać. Jego ciało zaczęło się zmieniać. Oczy zaświeciły purpurą. Wyrosły mu skrzydła a zamiast paznokci miał ostre pazury. Bez większego wysiłku zerwał łańcuchy. Postacie chciały wypowiedzieć kolejne zaklęcie, lecz nie udało im się to. Armin Przebił jednego z nich ostrzem swego miecza na wylot. Wojowniczka w ostatniej chwili zdążyła go zepchnąć z linii ognia gdyż wielka kula ognia już zmierzała w ich stronę. Postacie zareagowały natychmiastowo i to z ich strony wyprowadzony został ognisty atak. Zander nie przejmując się już najwyraźniej konsekwencjami utworzył ognisty krąg i zaczął miotać w wrogów piorunami. Postacie nie zostawały mu dłużne, lecz elf dobrze odbijał ich ataki. Korzystając z sytuacji Anna zakradając się od tyłu odcięła kolejnej postaci głowę swymi mieczami. Armin również widział jak zajęci byli elfem i w tym samym czasie wykończył kolejnego. W tym momencie Castiel podleciał do Leili. Bez problemu zerwał jej łańcuch i objął ją przyciskając mocno do siebie. Dziewczyna krzyczała i wyrywała się, lecz nie potrafiła stawić mu skutecznego oporu. Chłopak wzleciał w powietrze porywając ją ze sobą. Pozostałe dwie postacie widząc, co się dzieje wypowiedziały zaklęcie i zniknęły. Zander uspokoił płomienie.
- Cholera! – Zaklął.
- Co teraz? – Spytał Armin.
- Ciesz się, że w ogóle żyjemy. Przez twoją lekkomyślność mogliśmy wszyscy zginąć. – Powiedział ze złością elf.
- Od kiedy boisz się śmierci? – Spytała go Anna z lekkim zdziwieniem.
- Odkąd nie jestem sam. Nie mogę cię narażać.. – Powiedział, lecz szybko się poprawił.
- Znaczy was. Was narażać. – Anna spojrzała na niego a Zander zarumienił się i odwrócił głowę tak by tego nie zauważyła.
- Castiel i Leila zniknęli. Ale Gdzie jest Charlott? – Spytał po dłuższym namyśle wojownik.
- Sprawdźmy głębiej. – Stwierdziła kobieta i ruszyła w stronę jaskini. A raczej tunelu jak okazało się chwilę później.
- Musimy być ostrożni. Wewnątrz może być ich więcej. – Stwierdził elf i oświetlał im drogę małymi lewitującymi płomykami. Armin nie przejął się za bardzo tym widokiem. Domyślał się, że elf ma zdolności magiczne. Mijali różne formy skalne aż doszli do kamiennych schodów prowadzących w dół. Były one wykute w ścianie gigantycznej jaskini. Zeszli po nich, po czym natrafili na cele. Były to otwory w skalnych ścianach. Kraty bez problemu odsłaniały zawartość każdej z nich. W większości były ludzkie szczątki. Lecz po przejściu paru kroków usłyszeli wołanie.
- Hej tutaj! Pomóżcie mi! – Był to głos Charlott.
- Nic ci nie jest?! – Armin podbiegł do jej celi. Dziewczyna była cała i zdrowa, lecz bardzo przestraszona.
- Myślałam, że tu zginę.
- Dlaczego cię tu zostawili? – Spytał wojownik zaciekawiony wyborem ofiary dla Castiela.
-Ja.. Ja nie wiem. – Widać było po niej, że kłamie. W tym momencie odezwał się inny głos z celi obok.
- Boś nie dziewicą. Ha ha. Na co im bezużyteczna dziwka? – Mężczyzna kpił sobie z niej. Charlott zacisnęła wargi a do oczu napłynęły jej łzy.
- Zamknij się albo cię nie zabierzemy. – Warknęła Anna do więźnia, który swoją złośliwą uwagą nie wkupił się w jej łaski. Mężczyzna ucichł i podszedł do krat. Był to staruszek w poszarpanych brudnych szmatach. Był garbaty i blady niczym trup.
- Siedzę już tu z dwadzieścia lat. Nie wiem ile dokładnie. Słońca tu nie ma. Czasu nie da się liczyć. Szczurami się żywię tylko to pozwoliło mi przeżyć. Nawet jak mnie stąd zabierzecie nie mam jak się odwdzięczyć.
- Znaj mą łaskę. – Powiedziała wojowniczka i otworzyła celę. Klucze od niej wisiały między celami tak by nie było sposobu ich dosięgnąć przez więźniów. Mężczyzna zaczął całować ją po stopach.
- Dzięki ci łaskawa pani! Niech Boska para nad wami czuwa! – Wykrzyczał i pobiegł w stronę wyjścia, czym prędzej. Kobieta skrzywiła się lekko na ten gest. Gdy staruszek uciekał wypuściła Charlott. Dziewczyna lekko roztrzęsiona zaczęła kierować się ku wyjściu. Nikt nie poruszał tematu, który doprowadził ją do tego stanu.

niedziela, 8 czerwca 2014

Kilka informacji 2

Po pierwsze - Bardzo przepraszam czytelników mojego bloga za problemy techniczne. Część druga mojego opowiadania z jakiegoś powodu została usunięta i zauważyłam to dopiero dzisiaj (dzięki komentarzom). Część ta została dodana ponownie dzisiaj.
Po drugie - Zmieniłam też rodzaj bloga tak by móc publikować treści dla dorosłych (da mi to możliwość opisu różnych sytuacji).

Dziękuję również za uwagi w komentarzach. To moje pierwsze opowiadanie więc krytyka pozwala mi się poprawić. Postaram się dodawać więcej opisów. Nie będą jednak one zbyt bogate gdyż nie jestem w tym zbyt dobra. Liczę na waszą wyobraźnię ;)
Posty będą aktualizowane pod względem gramatyki (może się zdarzyć też mała zmiana w tekście). Spowodowane jest to moją niewystarczającą wiedzą w tej dziedzinie. Osoby pomagające mi w kwestii pisowni już "naprawiają" moje błędy. Za trudności w tej kwestii również przepraszam.
Mam nadzieję że w przyszłości pojawi się więcej komentarzy. Dziękuję :)

piątek, 6 czerwca 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.11 Zasadzka.




  Powoli zapadał zmrok gdy dotarli do gospody. Okolica była piękna i spokojna. Ulicami co jakiś czas przechodzili patrolujący je strażnicy pilnując porządku. Castiel był sam w pokoju. Patrzył przez okno na księżyc siedząc na parapecie okna. Do jego pokoju cicho wkradła się Charlott zamykając za sobą drzwi.
- Dobry wieczór książę. Nie możesz spać? – Spytała z zalotnym uśmiechem dziewczyna i podeszła do niego. Castiel spojrzał na nią.
- Nie. Cały czas coś nie daje mi spokoju. A ty? Co tu robisz?
- Chciałam dotrzymać ci towarzystwa. – Wciąż się uśmiechając położyła mu rękę na ramieniu i zaczęła się zbliżać z zamiarem pocałunku. Niestety dla niej Castiel powstrzymał ją.
- Nie potrzebuje twojego towarzystwa Charlott. Idź spać. – Powiedział stanowczo. Dziewczyna wybiegła z jego pokoju zdenerwowana zostawiając za sobą uchylone drzwi.
- Nikt mnie nigdy tak nie potraktował! – Krzyknęła biegnąc korytarzem do swojego pokoju. Żaden mężczyzna jak dotąd nie oparł się jej wdziękom. Leila akurat szła korytarzem i usłyszała ją. Zdziwiło ją to lekko więc ostrożnie zajrzała do pokoju Castiela. Siedział na parapecie i wpatrywał się w nocne niebo. Lekko zdziwiona dziewczyna weszła do środka. Podmuch wiatru zgasił świece i pokuj oświetlał już tylko blask księżyca. Książę zwrócił na nią uwagę. Stała na środku pokoju lekko zdziwiona. Po chwili wskazała palcem za siebie i spytała.
- Co jej się stało?
- Nic wielkiego. Przeżyła zawód miłosny. – Zaśmiał się Castiel.
- A ty? Czemu nie śpisz? – spytał.
- Nie mogę. Trochę to kłopotliwe bo po ostatniej akcji w lesie jestem zmęczona.
- Boisz się?
- Niby czego?
- Że ktoś zaatakuje cię podczas snu? – Po minie dziewczyny można było stwierdzić że zgadł. Uśmiechną się lekko i machnięciem ręki zamkną za nią drzwi. Dziewczyna była tym lekko zaskoczona i szybko spojrzała za siebie.
- Spokojnie. To ja je zamknąłem.
- Ale jak? – Spytała patrząc z powrotem na księcia.
- Znam kilka sztuczek, ale cii.. – Przyłożył palec do ust dając jej do zrozumienia by nikomu o tym nie mówiła. Leila kiwnęła głową.
- Możesz spać u mnie. I tak dzisiaj nie zasnę więc cię popilnuje. Wypocznij. – Mówił spokojnie patrząc jej w oczy. Zawahała się ale skorzystała z propozycji. Sen był jej potrzebny. Niestety mimo wszystko wciąż nie mogła zasnąć. Castiel widząc to podszedł do niej i chwytając jej rękę wypowiedział kilka słów w obcym jej języku. Już chciała spytać go co robi lecz nie zdążyła. Sen przyszedł nagle. Następnego dnia poczuła że ktoś budzi ją delikatnie potrząsając za ramię. Otworzyła oczy i zobaczyła że Castiel siedzi koło niej na łóżku.
- Dzień dobry. Pora wstawać. Musimy jeszcze coś zjeść przed podróżą. – Mówił z miłym uśmiechem patrząc na nią. Dziewczyna wyglądała na zdziwioną więc spytał.
- Coś się stało?
- Nie. Nic takiego. Po prostu.. Nie pamiętam kiedy ostatnio spałam tak spokojnie.
- Mówiłem że znam kilka sztuczek. – Książę wyglądał na zadowolonego z rezultatów swojego zaklęcia. Wstał i powiedział.
- Wszyscy są już na dole. –Wyszedł. Leila wstała i zamyśliła się. Wczoraj był dość dziwny dzień. To zaklęcie. Propozycja która była dość miłym gestem z jego strony. No i Charlott. Właśnie Charlott wciąż pewnie była na niego zła. Dziewczyna szybko poszła na śniadanie. Przy wielkim drewnianym stole siedzieli już wszyscy. Charlott wyglądała na obrażoną. Armin tak jakby nie spał całą noc. Anna co chwilę z tajemniczym uśmiechem zerkała na Zandera który z kolei nie spojrzał na nią ani razu za to był dziwnie zakłopotany. Castiel jak zwykle miał obojętną minę lecz gdy zobaczył Leile uśmiechną się miło. Charlott chyba się to nie spodobało bo spojrzała na nią z chęcią mordu. Najemniczka westchnęła tylko i przyłączyła się do nich. Gdy ruszyli w dalszą drogę atmosfera niewiele się zmieniła. By dostać się do Marelandu musieli przejechać przez wąwóz. Charlott lekko wychyliła się i spojrzała w przepaść koło nich.
- Dość wysoko.- Powiedziała z lekką obawą w głosie.
- Nie martw się. Wąwóz jest niewielki. Zaraz z niego wyjedziemy. Poza tym droga jest szeroka. Nie spadniemy.- Uspokajał ją Armin. Castiel zmarszczył brwi. Coś go niepokoiło tylko że teraz o wiele mocniej. Nagle przed nimi zeszła lawina skalna torując im drogę. Ich konie się spłoszyły. Gdy je uspokoili zauważyli że nie są sami. Zaraz koło nich na stromych skalnych zboczach byli uzbrojeni po zęby wojownicy i nie wyglądali przyjacielsko. Uwagę Castiela przyciągnęła jednak trochę inna postać. Na samum szczycie skalnego zbocza stała postać okryta szkarłatnym płaszczem z kapturem którego cień zasłaniał twarz. Nic nie robiła tylko się przyglądała. Wojownicy zaatakowali. Było ich około setka.
- Leila! Anna! Chrońcie Charlott! – Krzyknął Castiel i pchnął młodą dziewczynę w ramiona rudej wojowniczki. Sam wyjął miecz i zaczął walczyć. Każdy z nich był lepiej wyszkolony w walce od ich wrogów więc szło im dobrze lecz tym razem Castiel musiał być skupiony na tym co robi. Przeciwników było o wiele więcej. Byli silniejsi i wyjątkowo odważni. Wręcz zachowywali się nieludzko atakując w szale i nie zwracając uwagi na martwych towarzyszy. Leila radziła sobie dobrze zwinnie uchylając się przed ostrzami mieczy. Niestety została zrzucona w przepaść przez jednego z wrogów który zepchnął ją tam z rozpędu jednocześnie sam spadając. Castiel widząc to skoczył za nią. Złapał ją jedną ręką w locie a drugą mocno wbił miecz w skałę. Ostrze rozłupało kawałek skały lecz po chwili utknęło w niej.  
- Trzymaj się mocno. Wyciągnę cię stąd. – Mówił uspokajająco. Dziewczyna mocno go chwyciła i pokiwała głową. Już miał się zacząć wspinać lecz pęknięcie wywołane przez miecz zaczęło się powiększać i większy blok skalny odpadł od zbocza. Castiel mocno chwycił Leile. Dziewczyna już myślała że zginą lecz nagle poczuła że zamiast spadać wznoszą się. Otworzyła oczy i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Para wielkich czarnych skrzydeł wyrastała Castielowi z pleców. To trwało kilka sekund i już czuła grunt pod nogami. Patrzyła na niego zszokowana i przerażona jednocześnie. Jego czerwone oczy żarzyły się a źrenice wyglądały jak czarne pionowe kreski. No i jeszcze te skrzydła. Odsunęła się od niego gwałtownie.
- Czym ty jesteś?! – Krzyknęła przerażona. Nie odpowiedział. Stracił przytomność. Nie wiedziała co zrobić. Ba nawet nie mogła się ruszyć. Była w zbyt dużym szoku. Inni pochłonięci walką nie widzieli ich. Za to Leila widziała aż za dobrze jak zaczynają przegrywać z wrogiem. Widziała jak Anna odpierając atak dwóch napastników została ugodzona w bok przez trzeciego. I jak Armin ledwo uszedł z życiem gdy leżąc na ziemi przeturlał się i wstał unikając miecza wycelowanego w jego czaszkę. Nagle niespodziewanie wszyscy zaczęli uciekać. Nikt nie wiedział dlaczego napastnicy którzy właśnie zaczęli wygrywać zniknęli lecz byli tak zmęczeni że w tym momencie cieszyli się z tego faktu. Anna upadła na kolana trzymając się za bok. Zander od razu do niej podszedł. Armin nie zauważył tego natomiast podbiegł do Leili.
- Nic ci nie jest?
- Nie. – Odpowiedziała jeszcze lekko zszokowana tym wszystkim.
- A co z nim? – Spytał i wskazał na nieprzytomnego Castiela. Chłopak wrócił do poprzedniej postaci choć jego szata była trochę poszarpana na plecach. Dziewczyna zdziwiła się lekko lecz odpowiedziała.
- Zemdlał po tym jak mnie stamtąd wyciągnął.
- Musimy się nim zająć. – Armin zaczął rozglądać się za końmi. Cała ich rozmowa dała Zanderowi czas na działanie. Uklękną tak by zasłonić Annę na wszelki wypadek gdyby mieli zwróci na nią uwagę. Podciągnął jej bluzkę tak by odsłonić ranę. Anna zacisnęła zęby. Rana była dość głęboka. Elf przyłożył do niej rękę i wypowiedział zaklęcie szeptem tak by reszta ich nie usłyszała. Rana zaczęła się goić i po chwili nie było śladu. Anna odetchnęła z ulgą i popatrzyła na elfa z wdzięcznością w oczach.
- Podziękujesz mi później. – Wyszeptał Zander z tajemniczym uśmiechem. Anna zarumieniła się i wstała. Oboje podeszli do Castiela.
- Co się stało? – Spytała zaniepokojona Anna.
- Spokojnie. Jest tylko nieprzytomny. – Powiedział Armin. Leila złapała się za ramiona widać było że coś ją trapi. Nie wiedziała czy powiedzieć im o tym co się stało. I co zrobić jeśli Castiel się nie obudzi. Miała mętlik w głowie. Anna widząc zachowanie dziewczyny spytała.
- Czy coś się stało?
- Nie! To znaczy nie.. nic takiego. – Szybko postanowiła nie mówić im o tym. Musi to sobie poukładać. Włożyli Castiela na konia i postanowili poszukać bezpieczniejszego miejsca. Udało im się ominąć skały i wyszli z wąwozu. W oddali było widać miasto. Tak jak mówiła Charlott znajdowało się ono w większości na wodzie. Niestety było jeszcze zbyt daleko a oni byli zbyt zmęczeni by do niego dotrzeć. Poza tym książę był nieprzytomny.  Rozbili obóz niedaleko plaży. Leila siedząc na czerwonym piasku patrzyła w księżyc odbijający się w wodzie. Przed oczami wciąż miała obraz Castiela w postaci… tego czegoś. Nie wiedziała czym jest lecz już miała pewność że nie człowiekiem. Zastanawiała się czy był jakimś demonem. Te oczy i skrzydła były rodem z piekła. Z zamyśleń wyrwał ją Zander który usiadł koło niej.
- Musimy pogadać. – Wyszeptał. Wyglądał na śmiertelnie poważnego.
- Co się stało? – Również szeptała. Rozumiała że ma zachować to co mówią w tajemnicy więc mimo tego że byli oddaleni od obozu przystosowała się do jego tonu.
- Wiem co widziałaś. A przynajmniej domyślam się.
- To znaczy? – Chciała by jej ton wskazywał na to ze nie wie o czym mówi elf. Niestety zadrżała w chwili gdy to mówiła.
- Widzę co się z tobą dzieje. Cokolwiek to było. Błagam cię uspokój się. Reszta zaczyna coś podejrzewać.
- Ty wiesz? Wiesz kim on jest?
- Nie. Niezupełnie. Ale jego matka powiedziała mi więcej niż komukolwiek innemu. Dlatego właśnie wiem że to musi pozostać tajemnicą. Sekrety rodu Tenebris zawsze były mroczne. To nie jest wyjątkiem.
- Co ci powiedziała? – Elf zawahał się ale odpowiedział.
- Że jego ojciec nie jest człowiekiem… I, że to istota ze wschodu… A tamtejsze istoty przeważnie są niebezpieczne więc zaklinam cię nie wydaj go.
- Spokojnie. Nie mam zamiaru. Po prostu… trochę mnie to przerasta.
- Co dokładnie widziałaś? Może jak uda nam się ustalić czym jest to łatwiej będzie mi go chronić.
- Widziałam parę wielkich czarnych skrzydeł. To na ich wzleciał i wyniósł nas z przepaści. No i jeszcze… Jego oczy. Były inne. Przyzwyczaiłam się że są czerwone ale nigdy wcześniej tak nie żarzyły się i .. jego źrenice.. były pionowymi kreskami.. nie wiem jak to opisać ale dreszcz mnie przeszedł jak na mnie patrzył. Miałam wrażenie że chce mnie zabić.
- Gdyby chciał cię zabić to po co miałby cię ratować? – Spytał elf. Myślał że ją to uspokoi ale Leila zadrżała. Była przerażona.
- Żeby mnie pożreć.
- Co?
- Patrzył na mnie jak na swoją zdobycz. Miałam wrażenie że zaraz mnie zaatakuje i rozszarpie. – Elf nie wiedział co na to odpowiedzieć. Leila drżała. Objął ją ramieniem. Już chciał coś powiedzieć gdy zjawiła się Anna.
- Co się tu dzieje?
- Ja tylko… - Zaczął Zander.
- Ty już się nie tłumacz. – Popatrzyła na niego gniewnie i przykucnęła przy Leili.
- Co jest mała? Co się stało? – Mówiła do niej delikatnie jak matka do dziecka. Dziewczyna przytuliła się do niej bez słowa.
- Coś ty jej zrobił?
- Ja? Nic!
- Tak. Oczywiście. Uważaj bo ci uwierzę!
- Dlaczego uważasz że to ja?
- Zawsze znęcasz się nad ludźmi.
- Niby kiedy?
- Dobrze pamiętam ile razy Castiel przybiegał do mnie gdy się bał. Za każdym razem przez ciebie!
- Wtedy to było co innego. Czasem musiałem mu pokazać coś strasznego ku przestrodze.
- Myhym.. – Anna podniosła jedną brew patrząc na niego znacząco. Leila zaczęła chichotać.
- Kłócicie się jak stare małżeństwo wiecie? – Powiedziała z uśmiechem patrząc na nich. Widać było że już się uspokoiła. Anna i Zander odwrócili od siebie wzrok i zarumienili się. Dziewczyna wstała i wróciła do obozowiska. Zostali sami. Anna spojrzała na elfa i uśmiechnęła się zalotnie. Wstała i poszła wzdłuż plaży w stronę kilku drzew i skał. Zander patrzył chwilę za nią zdziwiony ale rozumiejąc aluzję poszedł za nią. Spojrzała jeszcze raz na niego i powiedziała.
- Miałam podziękować czyż nie? – Uśmiechnęła się i przyśpieszyła kroku. Elf rozejrzał się tylko by upewnić się że nikt nie zauważy ich zniknięcia i dołączył do niej. Tym samym oddalili się jeszcze bardziej od obozu.