wtorek, 22 kwietnia 2014

"Tenebris: Powrót smoków" cz.3 Zachodnie królestwo.



 Tunel był wyjątkowo długi. Szli tak kilka kilometrów, aż tunel zaczął się rozszerzać. Końcem tunelu była mała jaskinia w pobliskim lesie. Anna rozejrzała się dookoła.

- Kojarzę to miejsce. Niedaleko jest strumyk, przy którym często przebywałyśmy z twoją matką.

- Bawiłyście się tu, jako dzieci? – Spytał chłopiec.

- Nie... nie znałam twojej matki, gdy była dzieckiem. Poznałam ją, gdy miałam 15 lat. Uratowałam ją przed trollem, gdy zabłądziła w pobliżu mojej wioski. – mówiła kobieta, idąc w stronę strumyka.

- Co tam robiła?

- Szukała przygód. Nie zawsze była wielką damą. Jako młoda dziewczyna często uciekała z zamku. Cóż... nie sama. – powiedziała wojowniczka, z lekkim uśmiechem patrząc na chłopca.

- Powiedz mi więcej. Mama nigdy nie mówiła mi o swojej przeszłości. Przynajmniej nie o takiej… - Powiedział z lekkim smutkiem chłopiec.

- W porządku. Może to i lepiej. Właściwie nikt oprócz mnie już ci za wiele o niej nie powie.

- Czekaj... – Przerwał chłopiec. – Dlaczego? – Spytał.

- Tylko ja i Zander coś o niej wiemy. Co prawda nie mam pojęcia, co on z nią przeżył, ale wiem, że to niezły wyczyn przekonać mrocznego elfa do zamieszkania w ludzkiej wiosce... nawet, jeśli ma żyć na dworze królewskim.

- Myślisz, że on to przeżył?

- Nie jestem pewna. Jest potężny. Podczas tej walki byłam tego światkiem. Niestety nie wiem, czy mógłby przeżyć coś takiego... – Kobieta zaczęła opatrywać swoją ranę.

- Jak znalazłaś się na zamku? Zander mówił, że jesteś z klanu kobiet wojowniczek... Czytałem kiedyś o tym. Pamiętam, że one nie znoszą obcych.

- Jak mówiłam ocaliłam twoją matkę przed trolem. Niestety była ranna w ramię. Zabrałam ją do swojej wioski. Przywódczyni pozwoliła mi się nią zająć, ale tylko, dlatego że była kobietą i była sama. Czas, który z nią spędziłam, bardzo nas zbliżył. Gdy wyzdrowiała przywódczyni kazała jej odejść, z resztą twoja matka sama chciała kontynuować podróż. Bałam się o nią, dlatego wyruszyłam wraz z nią. – Anna uśmiechnęła się i kiwnęła do chłopca, by ruszali w drogę.

- Dokąd idziemy? – Spytał książę.

- Widzisz. Podczas wojny atakowany jest cały kraj. Musimy udać się do innego królestwa, byś mógł być bezpieczny. Zamieszkamy wraz z twoją ciotką w zachodnim królestwie.

- Czy cała moja rodzina nie znajdowała się na zamku?

- Tak. Ciotka, o której mówię, w rzeczywistości jest kuzynką twojej matki i nie należy bezpośrednio do twojego rodu. Wyszła za księcia zachodniego królestwa i stała się królową. Przyjmie cię z otwartymi ramionami, bo nie zagrażasz jej w żaden sposób.

- Jak mały chłopiec mógłby w ogóle zagrażać jakiejś królowej? – Spytał zdziwiony chłopiec.

- Cóż, gdybyś miał jakieś prawa do jej tronu to pewnie by się ciebie pozbyła... Nie jest taka jak twoja matka. Boi się o swoją pozycję… – Anna zamilkła nagle i szybko położyła dłoń na ustach chłopca, jednocześnie chowając się z nim w krzakach. Kilku wrogich wojowników przeszło nieopodal. Anna przyglądała im się z ukrycia z uwagą. Czekali tak chwilę, póki wszyscy nie odeszli. Gdy już całkiem opustoszało, ruszyli dalej.

- Anno... Jak daleko jest zachodnie królestwo?

- Około 10 dni marszu bez postoju. Nie martw się. Będziemy tam szybciej.

- W jaki sposób?

- Konno. – Wojowniczka uśmiechnęła się do chłopca. Po krótkiej chwili wyszli z lasu i ich oczom ukazały się ruiny wieży. Z oddali było widać łunę światła. Anna spojrzała na chłopca z poważną miną.

- Zakradniemy się pod mur. Gdy już tam będziemy, wejdę do środka. Cokolwiek byś usłyszał, nie wchodź tam. – Castiel pokiwał głową na znak, że się zgadza. Zakradli się po cichu. Kobieta dała mu znak, żeby został. Chłopiec posłusznie przykucną pod murem. Wojowniczka wyciągnęła miecz i weszła do środka. Książę wyraźnie słyszał odgłosy walki. Czekał aż ustaną i patrzył w gwiazdy nad sobą. Dobrze wiedział, co się dzieje. Tej nocy już widział śmierć i słyszał takie same odgłosy. Krzyki wojowników, szczęk broni, groźby. Spojrzał w stronę zamku. Wciąż było widać stamtąd łunę. Przypomniał sobie twarz matki nad nim. Łzy spływały mu po policzku. Otarł je i zobaczył na swojej ręce krew. Zrozumiał, że krople, które wtedy poczuł na policzku to krew jego matki. Zacisną zęby i wysyczał.

- Sanguis. – Castiel pierwszy raz w życiu poczuł, że kogoś nienawidzi. Nie rozumiał, dlaczego to się stało, ale chciał się zemścić. W tamtej chwili obiecał sobie, że go dorwie.

Anna stanęła koło niego.

- Idziemy. – Powiedziała. Castiel spojrzał na nią. Widział na niej świeże ślady krwi. Wiedział, że nie należy do niej.

- Kim oni byli?

- Bandytami. Spokojnie porządni ludzie nie zaszywają się w takich miejscach uzbrojeni po zęby. – Wojowniczka odwiązała konie. Wzięła jednego, a resztę puściła wolno. Pomogła chłopcu wsiąść na zwierzę. Wsiadła i trzymając chłopca w ramionach, ruszyła w drogę. Castiel zasną po krótkiej chwili.

Młody książę obudził się dopiero następnego dnia w południe. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą korony drzew. Liście delikatnie poruszały się na wietrze, a słońce przebijały się przez nie, rażąc chłopca po oczach. Nie spodobało mu się to. Uniósł się lekko, podpierając na łokciach i rozejrzał. Zobaczył, jak Anna zmywa z siebie krew, kąpiąc się w jeziorze. Była odwrócona do niego tyłem. Przyglądał się jej chwilę.

- Dzień dobry. – Powiedział. Kobieta zdając sobie sprawę z tego, że chłopiec na nią patrzy, szybko zanurzyła się w jeziorze po szyję.

- Oh! Castiel. Nie strasz mnie. – Anna podpłynęła do brzegu i wyszła z wody, chowając się za krzewy, tak by jej nie widział.

- Dlaczego się chowasz? – spytał chłopiec, nie rozumiejąc sytuacji.

- Bo jestem kobietą. Zrozumiesz, jak będziesz starszy. – Anna zarumieniła się lekko. Nie miała ochoty tłumaczyć chłopcu, o co chodzi. Poza tym nie zbyt wiedziała jak mu to powiedzieć. Castiel widząc, że jego opiekunka jest zawstydzona odwrócił się. Nie chciał, żeby kobieta czuła się niekomfortowo. Podszedł do jeziora i przemył twarz. Wojowniczka ubrała się i podeszła do chłopca.

- Za dziesięć kilometrów jest mała osada. Z tego, co pamiętam, mają tam gospodę, gdzie można dobrze zjeść. – Powiedziała. Wsiedli na konia i ruszyli dalej.

Gdy dotarli do gospody, Anna przywiązała konia i weszła z chłopcem do gospody. Było tam dość spokojnie jak na tę porę. Zjedli, jednocześnie starając się nie zwracać na siebie uwagi. Przy barze siedział mężczyzna z blizną na twarzy. Widać było, że jest wojownikiem. Przyglądał się im od kilku chwil. Anna zauważyła to i kiwnęła do chłopca, by się pośpieszył. Mężczyzna zaczął się z wolna kierować w ich stronę. Kobieta położyła dłoń na rękojeści miecza, wpatrując się w stół. Wojownik oparł się obiema rękami o stół, przy którym siedzieli.

- Witaj ruda. Pamiętasz mnie? – Uśmiechną się wrednie.

- Zazwyczaj pamiętam frajerów, którym zostawiam pamiątki na twarzach. Chcesz drugą do kolekcji czy zostawisz mnie w spokoju? – wysyczała, patrząc mu w oczy. Jej wzrok jasno mówił, że się nie zawaha. Mężczyzna wzdrygną się, lecz nie odpuścił.

- Zobaczymy! Dobrze wiem, jakie są twoje prawa! Szybko cię pokonam i zaraz będziesz moja! – Mężczyzna widocznie był przekonany o wygranej. Niestety dla niego kobieta szybko dobyła miecza i wbiła mu go prosto w serce. Nie zawahała się nawet, że Castiel siedział zaraz obok. Krew trysła na stół i lekko ochlapała chłopca. Książę zdążył osłonić twarz ręką. Wojownik zbluzgał kobietę, po czym runą martwy na podłogę.

- Czy ktoś jeszcze ma ochotę dziś zginąć, czy dacie nam spokój?! – Wykrzyczała kobieta na całą gospodę. Ludzie poopuszczali głowy. Nikt nie odważył się choćby na nią spojrzeć. Dwóch mężczyzn wyniosło ciało, nawet na nią nie spoglądając. Chłopiec patrzył na to beznamiętnym wzrokiem. Anna patrzyła na niego z powagą. Dała mu znać, żeby wyszli.

Na zewnątrz odwiązała konia, popatrzyła na chłopca i powiedziała.

- Przeraża mnie to w tobie. Ten wzrok. Jakbyś nic nie odczuwał, patrząc na śmierć ludzi. Odkąd wyszliśmy z tamtej jaskini, jesteś inny.

- Czemu miałbym się nimi przejmować? Oprócz ciebie wszyscy, którzy coś dla mnie znaczyli, pewnie już nie żyją. – Chłopiec mówił, lecz w jego głosie nie było żadnych emocji.

- To nieludzkie. – Powiedziała wojowniczka lekko przestraszonym głosem.

- Jak kolor moich oczu? – Spytał. Chwila ciszy. Castiel patrzył jej głęboko w oczy. – Też cię przerażają tak jak wszystkich w zamku? Też uważasz, że jestem potworem tak jak oni? – pytał chłopiec, a głos zaczął mu drżeć. Anna nie miała pojęcia, co powiedzieć. Nie wiedziała, że chłopiec wie o domysłach ludzi.

- Kto ci tak powiedział?

- Nikt. Przynajmniej nie w twarz. Służki często szeptały między sobą, że jestem potworem w ciele chłopca. Widziałem ich przerażony wzrok, gdy na mnie patrzyły. Twierdziły, że moja matka urodziła syna diabła. Czy to prawda? – Kobieta nie wiedziała, jak mógł czuć się chłopiec.

- Castiel to nie jest prawda… - zaczęła, ale chłopiec jej przerwał.

- Więc kto jest moim ojcem?! Dlaczego nie chciała mi tego powiedzieć?! Dlaczego?! – Książę zaczął płakać. Anna przytuliła go do siebie.

- Nie wiem... – Powiedziała. – Wybacz. – Jej też Raven nigdy nie powiedziała, kim jest ojciec jej dziecka. Namawiała ją wielokrotnie, by wyjawiła jej ten sekret, lecz kobieta nie odpuszczała.

Podróż trwała kilka dni. Wojowniczka spała tylko, gdy już nie miała siły, a nawet wtedy miała bardzo czujny sen. Gdy zobaczyła mury zamku zachodniego królestwa była naprawdę szczęśliwa. Na dworze służba szybko zajęła się nią i księciem. Posłaniec natychmiast poszedł zawiadomić władcę o przybyciu gości z innego królestwa. Sala tronowa była wielka, przystrojona w złote obrazy i drogie rzeźby. Król znudzony uwagami doradców podpierał się jednym łokciem na oparciu swego tronu. Miał na imię Rodgar. Był to starszy mężczyzna. Miał siwe włosy, długą brodę, sokoli nos i brązowe oczy. Towarzysząca mu królowa wyglądała na zamyśloną. Nazywała się Sara. Była jeszcze dość młoda w porównaniu do króla, mogła mieć najwyżej 30 wiosen. Miała długie blond włosy niebieskie oczy różowe usta i delikatną jasną cerę. Po jej minie widać było, że przeczuwa coś złego. Jak się szybko okazało słusznie, ponieważ nagle do komnaty wpadł posłaniec.

- Wasza wysokość przybył książę, Castiel z północnego królestwa wraz z opiekunką Anną. – Królowa natychmiast zerwała się z miejsca zaniepokojona i podeszła szybkim krokiem do posłańca.

- Przybyli sami? Czy mieli przy sobie jakąś wiadomość? – Zadawała pospiesznie pytania stanowczym tonem.

- Nie wasza królewska mość. Przybyli sami bez żadnej wiadomości. Nie udało nam się zbyt wiele dowiedzieć byli wykończeni podróżą. Dodam jeszcze, że przybyli konno. – Królowa natychmiast skierowała się do komnaty dla gości, w której pozwolono odpocząć Annie.

Anna umyła się i założyła suknię przygotowaną przez służki. Nie wiedziała, co myśleć o tej sytuacji. Miała nadzieję, że tutaj książę będzie bezpieczny a nic innego się dla niej nie liczyło. Podeszła do okna. To królestwo nie było tak piękne i czyste jak północne. Widać było nędzników na ulicach i spasionych leniwych strażników na murach. Gdy tak przyglądała się miastu zza okna zamku, do komnaty weszła w pośpiechu królowa.

- Anno! Co się stało?! Dlaczego jesteś tu sama?! – Sara była bardzo przejęta i zmartwiona tą sytuacją.

- Przykro mi wasza wysokość, ale twoja kuzynka królowa Raven nie żyje. Nasze królestwo zostało zaatakowane przez Sanguisa. Nie wiem, czy przeżył ktokolwiek oprócz mnie i księcia Castiel. Proszę, pozwól nam tu zostać. – Wojowniczka znów zachowywała się, jak na damę przystało.

- Ależ oczywiście, że możecie tu zostać. Jutro znajdę Castielowi odpowiedniego nauczyciela. Z chęcią wezmę go pod opiekę. A teraz opowiedz mi wszystko. Muszę znać sytuację. – Mówiła stanowczo, po czym usiadła na łóżku, wskazując miejsce obok siebie.

Słońce wkradało się przez zasłony, delikatnie muskając twarz Anny promieniami. Kobieta otworzyła oczy i zobaczyła koło siebie chłopca.

- Castiel? Co ty tu robisz?

- Wybacz, nie chciałem cię budzić. Spałaś tak spokojnie. Nie tak jak wtedy...

- Która godzina?

- Już dziesiąta. Poznałem swojego nowego nauczyciela. Jest człowiekiem. Nazywa się Gilbert.

- Więc czemu nie jesteś na zajęciach?

- Gilbert jest jeszcze mniej przekonujący niż Zander. – Stwierdził chłopiec. Anna wstała i zaczęła się ubierać.

- Niech zgadnę. Bibliotekę już znalazłeś? – mówiąc to, uśmiechnęła się lekko do księcia.

- Owszem, ale książki, których jeszcze nie czytałem, są zbyt wysoko.

- Gdybyś ty tak chętnie za podręczniki się brał. – Westchnęła kobieta.

- Ależ je też czytam. Tylko że nie te, dla ludzi... – Powiedział chłopiec z delikatnym uśmiechem.

- Eh... co z ciebie wyrośnie... – Zaśmiała się Anna – Choć pomogę ci z tymi książkami.

"Tenebris: Powrót smoków" cz.2 Ucieczka.


   Był ciepły letni dzień. Na pięknym błękitnym niebie nie było żadnej chmury. Wiatr delikatnie poruszał liśćmi na dębie, rosnącym samotnie w zamkowym ogrodzie. Na trawie leżał chłopiec. Miał przymknięte oczy, lecz nie spał. Wiatr delikatnie poruszał jego czarnymi włosami, a słońce grzało jego bladą skórę.

- Castiel! – Zawołał chłopca elf ubrany na czarno. Nazywał się Zander i był mrocznym elfem oraz… nauczycielem chłopca. Niestety Castiel nie garną się do nauki. – Castiel! Nie możesz całymi dniami, tylko leżeć w ogrodzie. – Powiedział lekko poirytowanym głosem elf. Chłopiec wstał, podszedł do nauczyciela i powiedział.

- A jak grzecznie się pouczę tych wszystkich nudnych rzeczy to... Pokarzesz mi jakąś magiczną sztuczkę? – Ostatnie słowa chłopiec wypowiedział szeptem. Mimo że miał dopiero 8 lat wiedział, że magia to temat dość delikatny i trzeba zachować dyskrecję. Zander patrzył przez chwilę na chłopca z powagą, po czym westchną i skiną głową zgadzając się.

Mijały godziny i widać było, że chłopiec był znudzony. Elf popatrzył na niego i uśmiechną się delikatnie.

- Skoro tak grzecznie pracowałeś, dotrzymam umowy. – Powiedział i wyszedł z komnaty, w której odbywały się lekcje. Chłopiec z radością poszedł za nim. Zeszli do piwnicy i podeszli do jednego z obrazów wiszących w zaniedbanym pomieszczeniu. Zander poruszył nim, co spowodowało otworzenie się tajnego przejścia. Elf zabrał pochodnię i poszli wzdłuż ciemnego korytarza. Weszli do tajemnej komnaty. Chłopiec był tu już nie raz. Tylko tutaj można było bez obaw rozmawiać o magii i... używać jej. Miejsce było dobrze ukryte przed wścibskimi służkami. Zander staną na środku komnaty. Było w niej dość ciemno. Światło padało wyłącznie z pochodni, którą trzymał. Chłopiec przyglądał mu się. Elf zamkną oczy i nagle w całej komnacie zapłonęły pochodnie znajdujące się na ścianach.

- Lubię, jak tak robisz – stwierdził z uśmiechem na ustach Castiel. Komnata była dość duża i okrągła jej środek był pusty. Znajdowały się tam dwie kanapy po przeciwległych stronach komnaty oraz wypełniona księgami biblioteczka naprzeciwko drzwi.

– Twoją specjalnością jest ogień... Prawda? – Spytał nieśmiało książę. Zander spojrzał na niego i skiną głową w odpowiedzi.

- Wiem, że nigdy o to nie pytałem, ale... Czy mógłbyś nauczyć mnie władać ogniem? – Zadał nieśmiało kolejne pytanie. Elf uśmiechną się delikatnie i odpowiedział.

-Mógłbym.

- Naprawdę? – Ucieszył się chłopiec.

- Tak… Ale tego nie zrobię. – Dodał elf z wrednym uśmieszkiem. Chłopiec naburmuszył się.

- Dlaczego? Skoro możesz to zrobić to…

- Masz umiejętności magiczne i to całkiem spore, ale uczyć kogoś tak młodego byłoby niezbyt rozsądne z mojej strony. – przerwał chłopcu elf. – Dzieci są dość... porywcze. A magia ognia wymaga opanowania i skupienia. Aktualnie władając taką magią, mógłbyś stać się zagrożeniem dla otaczających cię istot. – Wytłumaczył mu. Castiel patrzył uważnie na swojego nauczyciela i przechylił głowę lekko w bok, słuchając tych wyjaśnień.

- Czyli jak będę starszy i jeśli stanę się opanowany, to jest szansa, że nauczysz mnie władać magią ognia? – Spytał z zaciekawieniem młody książę. Elf odparł z lekkim uśmiechem.

- Właśnie... JEŚLI. – Podkreślił znacząco. Chłopiec popatrzył na niego błagalnie.

- Wszystko zależy od ciebie. – Powiedział Zander i kończąc na tym temat, odłożył pochodnię. Castiel usiadł na kanapie i wpatrywał się w niego. Elf staną z powrotem na środku i spojrzał w górę. Sufit komnaty był bardzo wysoko i nie dochodziło do niego światło pochodni. Nauczyciel wyciągną rękę w górę i nagle cały mrok został rozproszony przez światło małych unoszących się w powietrzu płomyków.

- Ale piękne. – Wyszeptał chłopiec, wpatrując się w unoszące się wysoko nad nim małe płomyki. – Możesz nadawać im dowolny kształt? – Spytał.

- Ogień jest żywiołem trudnym do kształtowania z niego dowolnych form. Tylko mistrzowie magii ognia potrafią to robić. – Odparł elf.

- A ty nim nie jesteś?

- Cóż... jestem. – Odparł nieskromnie Zander i jak na zawołanie z małych płomyczków zaczęły powstawać różne ogniste miniatury zwierząt. – Może być? – Spytał. Chłopiec z wielkim uśmiechem pokiwał głową i wpatrywał się w magiczny widok.

- Zander...

- Tak?

- W magicznych księgach jest pełno różnych zaklęć. Po co one są? Nigdy nie słyszałem, byś wypowiadał jakieś zaklęcie. – Chłopiec mówił, nie przestając patrzeć w górę.

- Zaklęcia są ci konieczne na początku. Pomagają w ukierunkowaniu pragnień. Bo widzisz, żeby coś stworzyć, najpierw musisz tego chcieć.

- Czyli dopóki tego nie zapragnę nic się nie stanie?

- Tak. To podstawa magii. Lecz uważaj. To, że nie chcesz kogoś skrzywdzić, nie znaczy, że magia nie zadziała. Twoje emocje mają ogromny wpływ na magię, którą w sobie obudzisz. Możesz kogoś zranić w gniewie, mimo że nie było to twoim celem.

- … Zraniłeś kogoś kiedyś? – Spytał nieśmiało chłopiec. Nagle płomyki zniknęły, a elf zaczął kierować się w stronę wyjścia.

- Na dzisiaj wystarczy. Wracamy. – Powiedział chłodnym stanowczym głosem. Chłopiec bez najmniejszego sprzeciwu poszedł za nim.

Był już wieczór, gdy Castiel szedł do swojej komnaty. Po drodze mijał dwie służki, które jak zwykle o czymś plotkowały.

- Dobry wieczór. – powiedział, patrząc na jedną z nich. Kobieta spojrzała na niego ze strachem. Kobiety ukłoniły się przed nim. Gdy je już ominął, usłyszał ich szeptanie.

- Widziałaś jego oczy? – wyszeptała jedna.

- Ta czerwień mnie przeraża. – odpowiedziała druga. W korytarzu chłopiec napotkał Annę.

- Dobry wieczór Anno. – powiedział, przechodząc obok niej, lecz ona zatrzymała go ręką.

- Dobry wieczór. Twoja matka zaraz skończy naradę z doradcami. Mówiła, że chce się z tobą zobaczyć. – Mówiła z uśmiechem kobieta.

- Naradę? Coś się stało? – Spytał.

- Nic takiego... nie martw się o to – Kobiecie zadrżał głos, gdy to mówiła. Mimo że się uśmiechała Castiel domyślił się, że dzieje się coś złego.

- Anno... proszę. Powiedz mi, co się dzieje. – powiedział chłopiec, wpatrując się w nią. Kobieta zawahała się, lecz powiedziała.

- Grozi nam wojna… Ale nie martw się nic złego się nie stanie. – Zapewniała.

- Wojna? Co to takiego? Nie uczyłem się o tym. – Powiedział zdziwiony chłopiec.

- Ach... no tak. Jesteś jeszcze mały... Widzisz wojna to coś bardzo złego. Nie byliśmy w stanie wojny od 1000 lat, dlatego uczyłbyś się o niej, dopiero poznając historię królestwa... dopiero za 2 lata. – Kobieta znów zawahała się, czy mówić dalej, lecz kontynuowała. – W stanie wojny mogą być na przykład dwa królestwa. Wtedy jedno z nich atakuje swoimi wojownikami, a to drugie musi się bronić. Niestety to my jesteśmy tymi, którzy muszą się bronić. Jeśli wojownicy wroga przedostaną się przez mury... zabiją nas. – Mówiła ze smutkiem kobieta.

- … Mogą się tu dostać? – Spytał zaniepokojony chłopiec. Anna skinęła głową. Nie widziała sensu, by ukrywać przed nim prawdę. Pokój trwał tak długo, że już nikt nie pamiętał jak walczyć i zabijać wrogów. Strażnicy nie wystarczą, by obronić całe miasto, a i w całym kraju jest nie wiele wojska. Nie było potrzebne.

- Muszę zobaczyć się z matką. – Chłopiec pobiegł w stronę komnaty obrad. Gdy do niej dotarł, wychodzili z niej doradcy. Wszedł do komnaty i zobaczył, jak matka pochyla się nad mapami. Miała poważną minę i widać było, że jest zaniepokojona.

- Mamo? – Castiel podszedł bliżej. Kobieta widząc go podeszła do niego szybkim krokiem i przytuliła go mocno. Głaszcząc go po głowie uspokajająco, powiedziała.

- Skarbie. Jest źle, ale nie martw się. Nic ci się nie stanie.

- Wiem, co się dzieje. Anna powiedziała mi wszystko.

- Nie bój się. Obronię cię nie ważne, co się stanie. – Powiedziała drżącym głosem.

- A kto obroni ciebie? – Spytał smutnym głosem chłopiec. Kobieta nie wiedziała jak mu odpowiedzieć. Po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Pocałowała chłopca czule w czoło i znów mocno do siebie przytuliła.

- Mamo ja wiem jak… - Castiel nie zdążył dokończyć. Do Sali wpadł posłaniec i krzykną „Wrogowie u bram!”. Tak szybko, jak mężczyzna się pojawił, tak szybko znikną. Królowa pobiegła w stronę dworu. W biegu krzyknęła do chłopca.

- Znajdź Annę i zostań z nią!

- Czekaj! Ja naprawdę wiem, co... – Kobieta przerwała mu.

- Biegnij już! – Castiel wahał się chwilę, ale posłusznie wykonał polecenie. Pobiegł do komnaty jej komnaty. W drodze do niej wpadł na elfa.

- Zander! Mama kazała mi znaleźć Annę! Atakują nas! Ja znam drogę... – Krzyczał przestraszony chłopiec, nie mogąc się opanować, lecz nie dokończył. Szloch zacisną mu gardło. Elf patrzył na niego z poważną miną. Był opanowany jak zawsze. Kucną i zakrył chłopcu ręką usta.

- Wiem wszystko. Szukałem cię. Spokojnie... Oddychaj… - powiedział i zabrał rękę z jego ust. Chłopiec był już cicho, lecz oddychał szybko i głęboko. Wciąż był przestraszony.

- Anny nie ma w jej komnacie... jest na dziedzińcu. – Powiedział spokojnym lekko przyciszonym głosem.

- Skąd wiesz? – Spytał zachrypniętym głosem książę.

- Czuję. To taki talent. Wyczuwam niektóre osoby a ona... jest dość specyficzna. – Ostatnie słowa powiedział z dziwnym uśmiechem.

- Chodź, zaprowadzę cię do niej. – dodał i wyprostował się. Chwycił chłopca za rękę i pobiegli razem w stronę dziedzińca. Po drodze Castiel z trudem spytał.

- Czemu Anna wyszła z zamku? Przecież nie umie walczyć.

- Mylisz się. – Odpowiedział elf.

- Jak to?

- Cóż widocznie ani królowa, ani sama Anna nie widziały powodu, by mówić ci o jej pochodzeniu. – Elf na chwilę zamilkł, jakby zastanawiał się, czy kontynuować. – Widzisz, Anna pochodzi z rodu amazonek. Są to kobiety świetnie wyszkolone. Jest to ród wojowniczek, które nie potrzebują mężczyzn. Żyją w odosobnieniu, lecz Anna odłączyła się od nich, by chronić twoją matkę. – Wytłumaczył w skrócie elf. W tym właśnie momencie dotarli na dziedziniec. – A teraz będzie chronić ciebie. – Dodał i pchną chłopca w ramiona kobiety. Sam pobiegł w stronę bramy. Chłopiec był lekko zdezorientowany, widząc Annę, uzbrojoną w łuk, strzały oraz miecz. Poza tym pierwszy raz widział ją w spodniach i ze związanymi w kucyk włosami. Kobieta kucnęła przy nim i powiedziała.

- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Obronię cię.

- Gdzie jest mama? – Spytał chłopiec.

- Twoja matka walczy wraz z innymi... – Odpowiedziała rudowłosa.

- Ale przecież... Ona jest kobietą. – Powiedział przestraszony o los swojej matki książę.

- … Pamiętasz, jak kiedyś ludzie oskarżali twoją matkę, o bycie wiedźmą? – spytała Anna, patrząc uważnie na chłopca.

- Tak, ale już dawno przestali... Co to ma... – Nie dokończył wypowiedzi. Zrozumiał, co kobieta chce mu powiedzieć. – Moja matka jest wiedźmą. Prawda? – Chciał się upewnić.

- Tak. Ludzie się nie mylili. – W chwili, gdy to powiedziała, ziemia się zatrzęsła. Oboje spojrzeli w kierunku bramy. Nad murami w oddali unosiła się łuna światła.

- Ogień? – Zdziwiła się lekko kobieta.

- Zander. – Wyszeptał chłopiec. Kobieta usłyszała to, mimo że Castiel wypowiedział jego imię bardzo cicho.

- A to cwaniak. – Uśmiechnęła się lekko. – Przez tyle lat nawet nie domyślałam się, że jest magiem. – Dodała. Chłopiec spojrzał na nią i powiedział.

- Zabawne. Bo ja wiedziałem od początku. – Po tych słowach uśmiechną się do niej, co sprawiło, że kobieta była w lekkim szoku.

- Ale jak? Skąd? – Zapytała.

- Przecież jest mrocznym elfem.

- Nie wszystkie mroczne elfy są magami. – Powiedziała z powagą kobieta.

- Nie? – Zdziwił się chłopiec. – Oh... – Kobieta popatrzyła na niego zdezorientowana.

- Anno. Ja znam drogę, którą… - nie zdążył dokończyć, gdyż nagle ze strony bramy błysło światło. To był ogień. Było go widać lepiej, ponieważ brama została sforsowana. Krzyki ginących ludzi było słychać coraz bliżej dworu. Jeden z wrogów zbliżał się do nich konno.

- Cofnij się! – Powiedziała do księcia Anna i napięła łuk. Strzała trafiła idealnie w otwór na oczy w zbroi najeźdźcy i wbiła się głęboko. Przestraszony tym widokiem chłopiec cofną się tak bardzo, że plecami dotkną wrót zamku. Po krótkiej chwili nadjechało kolejnych pięciu jeźdźców. Anna robiła, co mogła. Była bardzo szybka. Zabiła strzelając z łuku, trzech z nich, nim wrogowie zdążyli do nich dotrzeć. Wyjęła miecz i obroniła się przed jednym z dwóch napastników, zręcznie go zabijając. Niestety drugi z nich był tuż za nim. Nie zdążyłaby się obronić przed jego ostrzem, na szczęście pojawił się ogromny wilk, który go zagryzł. Stworzenie to było chowańcem przywołanym przez królową, która odpierając atak wroga, wycofała się aż pod bramę zamku. Dookoła pojawiło się pełno ognia, lecz zagrażał on tylko wrogom, paląc ich żywcem. Zwykłych ludzi ogień ten nie dosięgał, a pod stopami strażników gasł. Castiel obserwując to wszystko, domyślił się, że to sprawka Zandera. Jak na potwierdzenie jego słów wielki ognisty pocisk trafił dowódcę wrogich sił zbliżającego się do chłopca, a elf pojawił się nieopodal. Młody książę patrzył, jak jego matka walczy, używając magii, jaką dotąd nie widział. Przyzywała niezwykłe wielkie i potężne stwory. Kobieta wycofywała się w stronę bramy. Niestety wielki wrogi wojownik w czarnej zbroi niebezpiecznie zbliżył się w tym samym momencie do chłopca. Matka widząc to, pobiegła w jego stronę. Chowańce były za daleko. Chłopiec widząc miecz nad sobą, zacisną powieki. Czół, że zaraz zginie. Zamiast stali poczuł na policzku krople. Otworzył oczy i zobaczył swoją matkę. Osłoniła go własnym ciałem.

- Musisz przeżyć... Kocham cię. – Tylko tyle zdążyła powiedzieć przed śmiercią. Strażnicy odparli atak wielkiego wojownika w czarnej zbroi, lecz wielu przy tym zginęło. Wszyscy natychmiast zauważyli zniknięcie chowańców.

- Anna! Zabierz go do pałacu! Tu już nic nie zdziałasz! – Krzykną Zander i cisną ognistym pociskiem, który zgładził dwunastu wrogich wojowników. – Castiel musi żyć! – Dodał. Anna wyjmując swój miecz z dopiero, co zabitego kolejnego wroga odpowiedziała ze wściekłością. – Zabij tylu, ilu zdołasz! – Po czym chwyciła zszokowanego chłopca i zaciągnęła go do zamku. Chłopiec opierał się. Płakał i krzyczał. Nie mógł zaakceptować myśli, że jego matka już nie żyje.

Anna siłą ciągnęła go w głąb pałacu. Chłopiec przestał się opierać. Wojowniczka przytuliła go mocno do siebie.

- Wejdą tu. – Powiedział Castiel drżącym głosem. Po policzkach płynęły mu łzy. Trząsł się. Kobieta milczała. Wiedziała o tym, lecz nie wiedziała, co może jeszcze zrobić w pojedynkę.

- Chodź za mną. - Powiedział chłopiec, po czym wstał i zaczął kierować się w stronę piwnicy. Kobieta lekko zdziwiona wstała i poszła za nim.

- Castiel. Dokąd ty idziesz?

- Do wyjścia... Znam drogę przez tajne przejście. Można tamtędy uciec z zamku. Chciałem powiedzieć o tym mamie, ale nie udało mi się. – powiedział drżącym głosem, wciąż płacząc. – Gdybym ten jeden raz jej nie posłuchał. Gdybym do niej wtedy pobiegł i ją zatrzymał. Gdybym… - Nie mógł dalej mówić. Kobieta nie wiedziała w pierwszej chwili, co powiedzieć. Kucnęła przy księciu i przytuliła go do siebie.

- To nie jest twoja wina. To niczyja wina. Niczyja oprócz Sanguisa. – Powiedziała drżącym głosem.

- Kim jest Sanguis? – Spytał, Castiel.

- To główny dowódca wrogich sił. To on nas najechał… i to on zabił twoją matkę. – Dokończyła ciszej kobieta. Chłopiec poczuł coś mokrego na ręce, którą obejmował Annę i odsuną się od niej. Spojrzał na swoją dłoń i zobaczył krew.

- Anno! Jesteś ranna?! – Krzykną przestraszony chłopiec. Anna dotknęła swoich pleców.

- To nic wielkiego. Bywało gorzej. – Powiedziała. Nagle ktoś zaczął mocno dobijać się do wrót. -Pośpieszmy się. – Powiedziała kobieta. Wstała i zaczęła biec za chłopcem, który pokazywał jej drogę. Zeszli do piwnicy. Chłopiec przycisną jeden z dużych kamieni, z których składały się ściany. Kamień wsuną się głębiej, a głaz obok niego zapadł się, odsłaniając przejście. Chłopiec zabrał pochodnię i wszedł do tunelu wraz z Anną. Pociągną za wajchę wewnątrz, a kamień zasuną się za nimi. Szli tunelem, oświecając sobie drogę pochodnią.

"Tenebris: Powrót smoków" cz.1 Narodziny.


Była ciemna noc. Gęste chmury zasłaniały całe niebo. Burza rozszalała się na dobre. Pioruny, co chwilę przeszywały niebo, a gromy płoszyły zwierzęta w stajni. Stary stajenny Gerwazy próbował uspokajać konie.

- Taka noc nie wróży nic dobrego – Wymamrotał. A piorun uderzył nieopodal jakby na potwierdzenie jego słów.

W komnacie był półmrok. Jedyne światło zapewniały świece rozmieszczone w różnych jej miejscach. Na wielkim łożu z baldachimem leżała kobieta. Była to Pani tego zamku oraz władczyni północnego królestwa. Na imię miała Raven. Była to kobieta o niezwykle bladej wręcz białej skórze, czarnych długich falowanych włosach, złotych oczach i intensywnie czerwonych ustach. Była bardzo piękną, lecz samotną kobietą. Pomimo że ukończyła 21 wiosen, nie miała męża, dlatego też jej ciąża była dla wszystkich wielkim zaskoczeniem. Nietypową porę na przyjście na świat wybrał sobie jej syn. Służki krzątały się dookoła, usługując i pomagając przy porodzie, jak tylko mogły. Niestety ojca dziecka przy niej nie było… Nikt nie wiedział, kim on jest oprócz jej samej.

Kolejny krzyk. Wiele godzin trwał poród, któremu nieprzerwanie towarzyszyła burza. I w końcu płacz nowo narodzonego dziecka.

- To chłopiec. – Powiedziała z radością jedna ze służek.

- Jak dasz mu na imię Pani? – Zapytała kolejna.

- Castiel - odpowiedziała zmęczona kobieta i zemdlała. Służki natychmiast się nią zajęły. Na szczęście to nie było nic poważnego. Pani zamku była silną kobietą, a jej syn, ku radości służek, odziedziczył to po niej. Chłopiec miał niezwykle jasną cerę. Nie zdziwiło to nikogo, gdyż jego matka również była dość blada, lecz jeden szczegół przykuł uwagę kobiet. Dziecko miało niezwykły kolor oczu. Czerwień jego tęczówek była wręcz przerażająca, szczególnie że nie był on albinosem, których często się spotykało w tych okolicach. Zmartwione trochę tym faktem kobiety zaczęły szeptać między sobą. Próbowały wyobrazić sobie ojca tego chłopca. Niestety większość cech przejął po matce. Gdyby tylko nie te oczy…

Następnego dnia nie było już śladu po mroku zeszłej nocy. Wypoczęta matka mogła nacieszyć się swym maleństwem, które tuliła i nie dopuszczała do niego nikogo oprócz swej przyjaciółki Anny. Dziewczyna ta była młoda, dość szczupła, miała niezwykle intensywnie zielone oczy, różowe usta, jasną cerę, piegi i rude kręcone włosy.

- Jaki on śliczny – Powiedziała młoda kobieta. – Lecz nie rozumiem, po co mu ta czerwona wstążka na ręce. – Dokończyła.

- To odpędza zły urok. – Powiedziała matka chłopca.

- Zły urok? Któż by chciał skrzywdzić takie maleństwo?... – Zdziwiła się Anna.

- Na przykład ty... – Spojrzała na nią Raven. – Nie wiesz, jaką moc mają słowa. Nawet gdy są one zwykłym komplementem, mogą wyrządzić krzywdę.

Anna popatrzyła na nią zdziwionym wzrokiem. Była przyzwyczajona, że jej przyjaciółka interesuje się magią, ale nie przypuszczała, że będzie tak podejrzliwa.

- Ehh... Ty i te twoje przesądy – westchnęła ruda kobieta. Na co matka chłopca uśmiechnęła się do niej pogodnie.

- Mogłabyś mi wyjaśnić, czemu nadałaś mu tak niespotykane imię? – Spytała z powagą Anna.

- Jego ojciec tego chciał. – Odpowiedziała królowa.

- Pewnie dalej mi nie powiesz, kim jest jego ojciec? – Zapytała dziewczyna.

Annie odpowiedziała cisza. Kobieta westchnęła i dalej przyglądała się śpiącemu dziecku. Chłopiec najwyraźniej nie należał do energicznych dzieci. Od początku był niezwykle spokojny. Anna patrzyła na niego dłuższą chwilę, po czym powiedziała.

- Odziedziczył po tobie dużo cech... Też ma znamię? – Kobieta pytając spojrzała na Raven.

- Oczywiście, że tak. Gdy go kąpałam, widziałam na jego karku piękny półksiężyc. – Odparła z uśmiechem.

- Wyjątkowo nietypowe to wasze znamię. Wszyscy z twojej rodziny mają identyczne, ale każdy ma je w innym miejscu. Twój ród ma je od zawsze?

- Owszem. Ród Tenebris ma je od początku swego istnienia. Dlatego właśnie półksiężyc widnieje w naszym herbie.

Anna już chciała zadać kolejne pytanie, lecz do komnaty wpadł posłaniec.

- Wybacz o pani, lecz twój lud pilnie domaga się wyjaśnień w sprawie twego potomka. Ludzie zaczynają podejrzewać, że jesteś wiedźmą o pani. Krążą pogłoski, że twój syn to demon. – Mówił w pośpiechu zaniepokojony mężczyzna. Raven odesłała go skinieniem ręki. Podała chłopca Annie, wstała i zaczęła się ubierać w pośpiechu. Anna zaniepokojona rzekła.

- Zaopiekuję się nim dopóki nie wrócisz... Tylko proszę bądź ostrożna. – Dokończyła, patrząc na nią uważnie.

- Liczę na ciebie. – mówiąc to, królowej zadrżał głos. Widać było, że obawiała się tego, co może się wydarzyć. Oskarżenia pod jej adresem były dość poważne a w takiej sytuacji ciężko jej będzie się wytłumaczyć.

Kobieta wyszła do swego ludu pewnym krokiem i z powagą zaczęła.

- Słyszałam, że zaczęliście we mnie wątpić. – przerwała na chwilę i popatrzyła na ludzi dookoła siebie. Kilka osób opuściło głowę. Prawdą było, że kobieta była dobrą królową. – Więc... Powiedzcie mi prosto w twarz to, co o mnie sądzicie. – Powiedziała stanowczo. Ktoś z tłumu krzyknął „Wiedźma!”, ktoś inny dodał „Na stos z nią!”, lecz nikt nawet nie drgnął. Większość ludzi czuło przed nią respekt. Kobieta ze stoickim spokojem zaczęła mówić dalej. – Czy brakuje wam czegoś?... Czy popadacie w biedę? Czy zawiodłam was, jako władca? A może któreś z was doznało przeze mnie krzywdy? … Powiedzcie! – Kobieta patrzyła na twarze ludzi. Nikt nie pisnął nawet słowem. Prawdą było, że królestwo to opływało w dostatek a o tym, jak wygląda wojna, zaraza lub czym jest głód, już dawno zapomniano. Ludzie zaczęli patrzeć po sobie. Rozumieli, do czego zmierza królowa. – Cisza?... Więc mam rozumieć, że nie jestem niczemu winna? – Ludzie zaczęli opuszczać głowy z pokorą. – Więc, za co mnie oskarżacie o czary? Za jakie winy oczerniacie mój ród i mnie? – W tym momencie jakiś człowiek krzykną, „Więc skąd to dziecko?” ktoś inny dodał „Skoro jest człowiekiem, jak wyjaśnisz kolor jego oczu? Wszyscy już o tym wiedzą!”. Ludzie zaczęli szeptać między sobą. – Zapewniam was, że nic wam nie grozi. A dopóki nie ma zagrożenia, nie powinniście się martwić. Wygląd księcia to nie wasza sprawa. Mój syn zostanie waszym królem i radzę wam o tym pamiętać. Tak samo, jak i o tym, że nieposłuszeństwo wobec rodziny królewskiej jest karane śmiercią. – Odpowiedziała stanowczym głosem. Ludzie widocznie przestraszeni zamilkli. Królowa nie mając nic więcej do powiedzenia, wróciła na zamek.

Raven zamknęła za sobą wrota komnaty i ukryła twarz w dłoniach.

- Wszystko w porządku? – Zapytała Anna z niepokojem. Królowa wzięła głęboki oddech, spojrzała na nią i odpowiedziała.

- Oczywiście. – Widać było, że kłamie. Ruda kobieta podeszła do niej z dzieckiem.

- Co teraz będzie? – Spytała Anna patrząc Raven w oczy.

- Wszystko zależy od ludzi. Cokolwiek się stanie Castiel musi żyć. – Głos królowej drżał. Bała się, że ludzie mimo groźby spróbują skrzywdzić jej dziecko. Wzięła je na ręce i patrzyła w jego niezwykłe oczy. Uśmiechając się przez łzy, które zaczęły spływać jej po policzkach, powiedziała do chłopca.

- Mama cię obroni skarbie. Cokolwiek miałoby się stać. Obiecuję.

Cześć :)

 Jest to blog na którym będę umieszczać swoje opowiadania. Będą najczęściej wieloczęściowe. Głównie z gatunku fantasy. Miłego czytania.



Oczywiście zastrzegam sobie do nich prawa autorskie. ;)