sobota, 31 maja 2014

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.10 Cel Armina.




  Castiel nie mógł zasnąć. Z niewiadomego powodu cały czas odczuwał niepokój. Kręcił się z boku na bok już od jakiś trzech godzin aż zrezygnował. Podszedł do trzymającej wartę Leili i usiadł koło niej na pniu powalonego niegdyś drzewa. 
- Odpocznij. Potrzymam wartę za ciebie.
- Nie możesz spać? Czyżby dla księcia to zbyt srogie warunki? – Zakpiła.
- Nie. Wręcz przeciwnie. Uwielbiam otwarte przestrzenie. – Odpowiedział spokojnie.
- Więc czemu nie śpisz?
- Cały czas czuję, że coś jest nie tak. Sam nie wiem, czemu. – Patrzył przed siebie w mrok lasu. Dziewczyna patrzyła na niego przez chwilę z lekkim niepokojem.
- Może jednak zostanę. – Powiedziała niepewnie.
- Nie wiedziałem że kobiety też mogą zostać najemnikiem. – Castiel zaczął rozmowę po chwili milczenia.
- Bo chyba jestem jedyna.
- Skąd taki pomysł? Na zostanie akurat najemnikiem? To dość trudna profesja.
- Musiałam. Jedynym sposobem by nikt mnie nie skrzywdził było stanie się silną. Tak silną by niezależnie od sytuacji pokonać przeciwnika. – Mówiła poważnym tonem. Castiel zlustrował ją wzrokiem z góry na dół. Trzeba przyznać że była dość wysportowana. Jednak delikatnie zarysowane mięśnie dodawały jej uroku. Była naprawdę piękna dlatego książę domyślał się o jakich przeciwników jej chodziło.
- A twoja rodzina? Pewnie za nimi tęsknisz.
- Tak. Ale odwiedzam ich dość często. Po śmierci ojca razem z braćmi utrzymuję rodzinę.
- Masz dużą rodzinę?
- Aleś ty ciekawski. – Powiedziała z lekkim uśmiechem patrząc na niego.
- Lubię dużo wiedzieć. Odpowiedz.
- Cóż kiedyś mieszkałam w mieście w którym mieści się twój zamek. Aż do wybuchu wojny. Mój dom spłoną a mój ojciec uratował mnie z niego. Niestety przypłacił to życiem. Matka szybko zabrała mnie i moje rodzeństwo z miasta. Uciekliśmy. Nigdy tam nie wróciłam. Mam trzech starszych braci i dwie siostry. Mimo że bracia pracowali ciężko nie było wystarczających środków na nasze utrzymanie. Zatrudniłam się z siostrami w gospodzie. Było lepiej ale… nie mogłam znieść tamtego miejsca.. i ludzi. Ćwiczyłam potajemnie walkę mieczem wraz z synem kowala. Było mu mnie szkoda gdy widział jak pijani mężczyźni mnie zaczepiają. Sam zaproponował trening. Zgodziłam się a gdy byłam już gotowa oznajmiłam matce że wyruszam w świat. Chciała mnie zatrzymać ale pewne zdarzenie sprawiło że pozwoliła mi odejść.
- Jakie zdarzenie? – Dopytywał książę nie spuszczając z niej wzroku. Widać było że chwile się wahała ale odpowiedziała mu.
- Pewnego razu pięciu mężczyzn zaatakowało mnie gdy wracałam z pracy. Byłam już niedaleko domu. Chcieli mnie zgwałcić. Moje umiejętności mnie wtedy wybawiły. Matka była światkiem jak sobie z nimi poradziłam i zgodziła się bym odeszła.
- Musiało być ci ciężko.
- Niektórzy mają gorzej. – Powiedziała z nikłym uśmiechem.
- No a ty? Jak przeżyłeś ten atak na zamek? – Spytała.
- Cóż ja.. – przerwał gdyż usłyszał jakiś szelest w mroku drzew i natychmiast spojrzał w tamtą stronę. Wytężył wzrok i słuch.
- Chyba nam się zdawało. – Powiedziała dziewczyna.
- Nie. – Odpowiedział szeptem nie spuszczając wzroku z sylwetki w mroku. Najwyraźniej tylko on ją dostrzegał. Wstał i wyjął swój miecz powoli idąc w stronę mroku. Najemniczka widząc że nie żartuje postąpiła tak samo. Niestety w przeciwieństwie do niego nie wiedziała na czym ma się skupić. Postać zaczęła się cofać. Niestety dla tajemniczej postaci Castiel oddalając się od ogniska i światła księżyca szybko przyzwyczaił oczy do mroku. W lesie czaiło się około czterdziestu rabusiów. To musiała być jakaś bardziej zorganizowana grupa. Pewnie liczyli na łatwy łup. Castiel kiwną do Leili by poszła po wsparcie. Dziewczyna niechętnie wycofała się bojąc się o księcia. Lecz przeciwnik widocznie nie zdawał sobie sprawę że Castiel widzi ich wszystkich. Postać najbliżej zaatakowała. Książę z łatwością sparował atak wytrącając przeciwnikowi broń z ręki. Mężczyzna widocznie nie spodziewał się że Castiel potrafi dobrze władać mieczem. Czubek miecza został wycelowane w gardło przeciwnika który zaczął się trząść i gorączkowo patrzeć w kierunku towarzyszy. Mężczyźni ruszyli mu na pomoc. W tym momencie do księcia dołączyli Zander, Armin, Anna i Leila. W piątkę z dziecinną łatwością rozprawili się z przeciwnikami. Książę zauważył że Zander walczy mieczem i domyślił się że nie chce zdradzić swoich umiejętności reszcie. Jego uwaga przeszła na kogoś innego. Castiel zaczął przyglądać się walczącej Leili podczas gdy sam rozprawiając się z przeciwnikami. Nie stanowili dla niego wyzwania. Za to musiał przyznać że dziewczyna świetnie walczy. Widać że często musi znajdować się w tego typu sytuacjach. Jej ruchy były płynne i pewne. Walczyła dwoma mieczami na raz tnąc swoich przeciwników. Była bardzo skupiona na tym co robi w przeciwieństwie do niego. Lecz książę nie musiał zwracać na nich pełnej uwagi. Wystarczyło mu to że ich słyszy by zadawać ciosy nawet tym którzy próbowali zajść go od tyłu. Jeden który tego spróbował szybko padł na ziemię z raną w czole. Nie trwało to zbyt długo gdy znów nastała cisza. Wrócili do ogniska lecz Zander kiwną do księcia że zostanie lekko z tyłu. Elf nie lubił zostawiać za sobą śladów. Castiel musiał szybko coś wymyślić. Idąc przed nimi udał że się potkną o wystający korzeń i upadł. Ich uwaga natychmiast się na nim skupiła. W końcu to książę. W ten sposób odwrócił uwagę reszty gdy na chwilę w lesie rozbłysło światło ognia.
- No masz. Tak sprawnie macha mieczem a pokonała go mała roślinka. – Zakpił Armin. Castiel nie zdawał sobie sprawy że ktokolwiek mu się przyglądał podczas walki. Był zbyt zajęty obserwowaniem Leili.
- He he. Ups? – Uśmiechną się szeroko udając zakłopotanie. Leila pomogła mu wstać.
- Właśnie dla tego wolałam cię tam nie zostawiać samego.
- Jakoś przeżyłem. – Zaczął się otrzepywać. Zander podszedł do niego i szepną.
- Serio? Tylko tyle wymyśliłeś?
- Nie marudź. Zadziałało. – Naburmuszył się.
Przy ognisku siedziała Charlott. Widać było że na nich czeka. Niecierpliwie kręciła się na posłaniu.
- Nareszcie! Gdzie byliście? Myślałam że mnie zostawiliście.
- Wybacz nie chciałam cię budzić. Nie rzucałaś się w oczy a wolałam cię nie martwić. – Leila zaczęła się tłumaczyć.
- Czemu jesteście wymazani krwią?
- Kilku bandytów czaiło się w lesie. Musieliśmy się ich pozbyć.
- To stąd te krzyki? Och. Książę nic ci nie jest? – Zwróciła uwagę na Castiela który był wymazany nie tylko krwią lecz też brudny z ziemi.
- A. Nie, nic. Spokojnie.
- Pomóc ci się z tego oczyścić? – Spytała zalotnie.
- Nie trzeba. – Odpowiedział lecz dziewczyna pociągnęła go w stronę strumyka. Obrócił głowę by popatrzeć na Annę z niemym błaganiem w oczach. Niestety kobieta tylko zachichotała i powstrzymała Zandera który już chciał go wybawić z tej sytuacji.
  Książę usiadł niechętnie przy strumyku który był trochę oddalony od obozowiska. Słońce zaczęło powoli wyłaniać się z za horyzontu. Niebo pokryło się czerwienią. Charlott widocznie pasowało to co robiła bo miała na twarzy wielki uśmiech. Zbliżyła rękę z zwilżoną ściereczką do jego policzka by zmyć krew. Castiel chwycił ją i spojrzał na małe zadrapanie wewnątrz dłoni dziewczyny. Było świeże lecz nie było głębokie.
- Och to przed chwilą. Ze strachu źle chwyciłam sztylet. – Uśmiechnęła się zakłopotana.
- Boli? – Spytał gdy dostrzegł grymas na jej twarzy.
- Troszeczkę. – Słysząc to książę opatrzył jej rękę.
- Och. To ja miałam zająć się tobą a wyszło na odwrót. – Uśmiechnęła się delikatnie i chwile patrzyła mu w oczy. Już chciała się zbliżyć by złożyć na jego ustach pocałunek lecz on wstał.
- Jeśli to nie problem to wolałbym zostać sam. Chciałbym się umyć. – Dziewczyna posmutniała lecz usłuchała. Castiel mył się w rzece gdy podszedł do niego Armin. Zaskoczony chłopak szybko odwrócił się w jego kierunku.
- Spokojnie to tylko ja. Charlott mówiła że zostałeś nad rzeką więc postanowiłem do ciebie dołączyć. – Powiedział wojownik rozbierając się. Castiel tylko skiną głową i przemył włosy wodą.
- Nie słyszałem jak tu szedłeś. – Powiedział z lekkim uśmiechem Castiel.
- Lata ćwiczeń w skradaniu się wchodzą w krew. – Stwierdził Armin i wszedł do strumienia.
- Obserwowałeś mnie?
- Kiedy?
- Podczas walki.
- Tak. Byłem ciekaw czy ktoś z twoją pozycją potrafi walczyć.
- Dlaczego nie?
- W moich stronach od takich rzeczy jest wojsko. Władza tylko wydaje rozkazy.
- Kiepsko. Gdyby tak było u nas, pewnie już dawno władzę przejęłyby inne rody.
- Aż tak?
- Odkąd pamiętam ktoś usiłował mnie zabić. A po powrocie do królestwa praktycznie nie było dnia bez zamachu. Udaremnionego. Na szczęście.
- Musisz mieć kiepską ochronę.
- Ochrona jest dobra. Tylko że ja nie lubię przebywać w towarzystwie stada strażników. Cenię sobie swobodę.
- Heh. To tak jak ja. W moim kraju wojownicy mają ściśle określone zadania. Gdy dostałem tą misję byłem wniebowzięty.
- Na czym polega twoja misja?
- Jedynie na zbadaniu terenu i ewentualne odnalezienie przejścia na Wschód.
- Po co?
- Nie moja sprawa. Rozkaz to rozkaz. Dla mnie liczy się to że mam swobodę. – Armin widocznie nie przejmował się celem zadania lecz Castiel miał obawy. Ludzie od wieków próbowali wytępić istoty zagrażające im intelektem. Wiedział że celem misji może być wojna. Zastanawiał się czy powinien na to jakoś zareagować. Ryzykowałby w ten sposób kolejną wojną swojego państwa. Tylko że tym razem z dużo silniejszym przeciwnikiem. Postanowił nie myśleć o tym teraz. Gdy już zmyli z siebie ślady krwi ubrali się i wrócili do obozu. Charlott spała. Leili i Anny nie było. Zander natychmiast wyjaśnił.
- Dziewczyny poszły się umyć. Zaraz wrócą. - Armin zmierzył go wzrokiem. Najwidoczniej zastanawiał się czemu elf jest czysty skoro nie poszedł z nimi. Już chciał coś powiedzieć lecz Castiel zauważył to i się wtrącił.
- Ruszamy natychmiast po ich powrocie. W okolicy mogą się jeszcze kręcić jakieś podejrzane typy.
- Co tak stoisz? Pakuj się Armin. – Dodał zwracając się bezpośrednio do wojownika. Ten niechętnie skierował się ku swojemu posłaniu jeszcze raz zerkając podejrzliwie na elfa. Zander najwidoczniej się tym nie przejął. Delikatnie obudził Charlott i zaczął się pakować. Leila i Anna wróciły chwilę później i zadbały by nie było zbyt wielu śladów po obozowisku.
Kilka godzin później gdy dotarli do granicy małego królestwa krajobraz zaczął się zmieniać. Drzewa były znacznie mniejsze a z czasem widać było tylko krzewy. Było sporo skalnych zboczy i kilka mniejszych wąwozów.
- Ruberland. – Powiedziała Charlott.

piątek, 23 maja 2014

Kilka informacji.

1. Posty staram się dodawać regularnie co piątek. (Czasem może się nie udać.Postaram się w takiej sytuacji dodać w sobotę lub niedzielę.)
2. Jeśli miałaby wystąpić jakaś przerwa w pisaniu oczywiście powiadomię o tym na blogu.
3. Pracuję nad drugim opowiadaniem więc w najbliższym czasie mogą wystąpić opóźnienia.

"Tenebris: Powrót Smoków" cz.9 Prezent.




  Faelern osiodłał trzy konie i podprowadził do wciąż rozmawiającej o wyprawie grupki osób. Castiel spojrzał na leśnego elfa i zobaczył, że jest czymś zmartwiony.
- Coś się stało? – Spytał. Po chwili milczenia młody elf spojrzał mu w oczy i spytał.
- Wrócisz.. Prawda?
- Martwisz się o mnie? – Spytał z rozbawieniem książę.
- Oczywiście, że się martwię. Dobrze wiem, co zamierzasz. To bardzo niebezpieczne zapuszczać się na te tereny. – Ostatnie stanie wypowiedział niemal szeptem.
- Skąd o tym wiesz? – Spytał lekko zdziwiony Castiel. Elf uśmiechną się do niego cwanie i odrzekł.
- Chyba mnie nie doceniasz. Niektóre drzewa sięgają dość wysoko. – Faelern puścił do niego oko. Książę dopiero teraz zrozumiał jak dobrze leśne elfy wykorzystują swoje umiejętności. Zaśmiał się pod nosem i wsiadł na konia. Faelern podszedł bliżej i wręczył mu coś.
- Proszę weź to. – Powiedział uśmiechając się życzliwie. Castiel uniósł wręczony mu naszyjnik. Był on dość nietypowy. Wyglądał jak kawałek białego kamienia z wyrytym mistycznym znakiem.
- Co to?
- To prezent ode mnie. Mam nadzieję, że cię ochroni. – Książę skiną głową w podziękowaniu i założył go.
- Wrócę. Już to komuś obiecałem. – Powiedział do przyjaciela.
- Oh... i jeśli możesz… miej oko na Laurę. – Dodał.
- Na Panią Laurę? Dlaczego?
- Choćby nie wiem, co się wydarzyło. Dopilnuj by nic jej nie było. – Odpowiedział poważnym tonem. Elf przytakną. Anna podeszła do księcia i uniosła rękę podając mu miecz. Castiel wziął go i obejrzał. Był dość niezwykły. Jego ostrze było czarne a rękojeść ciemno czerwona z dziwnym przeźroczystym kamieniem. Chłopak spojrzał na nią pytająco.
- Weź. Może ci się przydać. Poleganie wyłącznie na czarach może być zgubne. – Wyjaśniła kobieta. Castiel przypiął miecz do pasa. Nie miał żadnej zbroi, jedynie płaszcz z kapturem. Jego czarny ubiór umożliwiał mu dużą swobodę ruchów oraz możliwość łatwego skrycia się w cieniu. Chłopak często korzystał z tej umiejętności i opanował ją do perfekcji tak samo jak skradanie. Nie raz już Anna krzyczała na niego za to, że ją straszy pojawiając się obok znienacka. Sama wojowniczka była ubrana podobnie jak podczas wojny z przed dziesięciu lat. Lekka zbroja. Włosy związane w kucyk. Dwa miecze u pasa. Łuk i strzały zawieszone na plecach. Zander nie wyglądał jakoś specjalnie inaczej. Posługiwał się magią i na niej tylko polegał, więc nie potrzebował żadnej broni. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać, lecz książę zauważył, że elf ma coś przypiętego do pasa. Wyglądało to na poręczną torbę, lecz nie mógł określić jej zawartości.
Ruszyli w stronę Śródziemia. Nie było innego sposobu by się dostać na Wschód. Tylko od tej strony góry były niższe i dawało to nadzieję na możliwość przeprawy. Gdy jeszcze przygotowywali się do podróży Castiel pytał Zandera czy zna jakąś drogę, którą można by było się przedostać. Niestety elf poinformował go, że droga, którą się wydostał została zasypana przez lawinę skalną. To zmuszało ich do szukania drogi po omacku. Podróżowali przez dwadzieścia dni nim dodarli do granicy z Śródziemiem. Zatrzymali się przy pierwszej napotkanej oberży. Była niewielka zrobiona z drewna. Weszli do środka. Za ladą stał oberżysta ze spokojem wycierając kufel kawałkiem szmatki. Przy kilku z drewnianych stołów siedziało parę podejrzanych typów. Książę podszedł do lady i spytał o wolne miejsce noclegowe i posiłek. Przy barze siedział wysoki typ. Miał twarz zakrytą przez cień kaptura, lecz po dłoniach można było poznać, że to leśny elf. Chłopak zapłacił odpowiednią kwotę i wraz z kompanami usiadł przy jednym z wolnych stołów. Skończył swój posiłek, jako pierwszy, więc by zabić czas zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Oparł się o jedną z sporych bel służących to podtrzymania dachu. Zobaczył jak jakiś nachalny typ zaczepia młodą dziewczynę. Widać było, że jest tu przejazdem. Mężczyzna stawał się coraz bardziej nachalny a jego dwóm kompanom najwidoczniej podobała się zaistniała sytuacja. Książę westchną i podszedł do nich.
- Na twoim miejscu bym tego nie robił.
- Nie wtrącaj się! No chyba ze chcesz mieć kłopoty! – Krzyczał na niego mężczyzna. Najwyraźniej czuł się pewnie przy kompanach. Dziewczyna wystraszona chciała uciec, lecz złapał ją za rękę.
- Słuchaj. Ja ci to mówię dla twojego dobra. Widzisz gościa przy barze?
- Taaa.. I co? – Spytał niezbyt zainteresowany tym, co chłopak ma do powiedzenia.
- Prawdopodobnie to jej towarzysz.
- No i?! Co z tego?! On jest jeden a nas jest trzech! – Wykrzyczał i już całkiem tracąc zainteresowanie rozmówcą zaczął dobierać się do dziewczyny.
- Ostrzegałem. – Powiedział Castiel i w tym samym momencie jakby na potwierdzenie jego słów strzała przebiła na wylot głowę mężczyzny. Pozostali dwaj w szoku patrzyli na elfa, który już zdążył napiąć łuk i celować w następnego. Był niezwykle szybki. Strzały przebiły pozostałych dwóch mężczyzn tak szybko, że wyglądało to jakby były wypuszczone niemal w tym samym czasie. Castiel podniósł ręce w geście świadczącym o braku złych zamiarów. Elf mimo wycelowania w niego nie wypuścił strzały. Przyjrzał mu się uważnie. Opuścił łuk i uśmiechną się. Odłożył broń i skinieniem ręki przyzwał dziewczynę bliżej. Ta od razu pobiegła i wtuliła się w jego ramiona. Castiel spojrzał na to, czemu tak przyglądał się elf. Był to naszyjnik od jego przyjaciela. Książę uśmiechną się jakby sam do siebie patrząc na prezent. Nagle nieopodal niego ktoś wykrzyczał.
- Jak to! Nie pomożesz mi! Zapłacę o wiele więcej niż ta smarkula!
- Tylko nie smarkula! Mam już piętnaście wiosen!
- Oh zamknij się jak dorośli rozmawiają o interesach!
- To też moja sprawa! – Jakiś wojownik kłócił się z małą pięknie ubraną dziewczyną. Mężczyzna był dobrze zbudowany. Miał lekką zbroję typową dla poszukiwaczy przygód. Jeden sporych rozmiarów miecz na plecach oraz sztylet u pasa. Był krótkowłosym blondynem o błękitnych oczach. Był dość urodziwy. Miał ręce założone na piersi widocznie czymś wkurzony. Dziewczyna natomiast była dość zgrabna. Widać było, że jest bardzo młoda i ze musi pochodzić z jakiegoś bogatego rodu. Miała dość szykowny, lecz już lekko zabrudzony struj. Miała ciemny blond włosy i zielone oczy. Jej blade usteczka wydęły się właśnie w wyrazie oburzenia. Pomiędzy nimi stała młoda kobieta. Nie wyglądała na poszukiwacza przygód raczej na najemnika. Miała dwa miecze u pasa. Sztylet schowany w jednym z wysokich kozaków oraz łuk i strzały na plecach. Czarne włosy miała wysoko upięte w kucyk. Miała jasną karnację prawie tak jasną jak Castiel. Spoglądała swoimi złotymi tęczówkami raz na Mężczyznę a raz na dziewczynę. Czerwone usta miała zaciśnięte w wyrazie niepewności i zakłopotania. Westchnęła, po czym powiedziała.
- Nie rozdwoję się! Mam zamiar pomóc Charlotte. Ta dziewczynka nie da sobie rady sama. Nie ważne ile mi zapłacisz. Nie zostawię dziecka w potrzebie.
- Tylko ty wiesz jak przedostać się przez góry na Wschód. Jak mam kontynuować wyprawę bez przewodnika? – Mężczyzna był podenerwowany. Widocznie kobieta była jego ostatnią deską ratunku. Castiel słysząc to natychmiast do nich podszedł?
- Wiesz jak przedostać się przez góry? – Spytał szybko.
- Tak. Lecz jak widzisz jestem już zajęta. – Powiedziała nawet na niego nie patrząc.
- Zapłacę ile będzie trzeba tylko pozwól mi iść z tobą. Gdy już zaprowadzisz tom dziewczynę tam gdzie chce będziesz wolna prawda? Wtedy będziemy mogli wyruszyć na Wschód. – Kobieta namyśliła się chwilę, po czym odwracając się do niego podała mu rękę mówiąc.
- Stoi. – Wtedy też na niego spojrzała i wyglądała na lekko zaskoczoną. Książę zawarł z nią układ patrząc jej w oczy.
- Jestem Castiel. Miło mi.
- Książę Castiel.. – Wyszeptała patrząc na niego z niedowierzaniem, po czym jakby się ocknęła.
- A! Tak. Ja jestem Leila. Miło mi cię poznać panie.
- Nie musisz się tak do mnie zwracać. Poza tym. Wolę żeby nie wszyscy wiedzieli o moim pochodzeniu. Tak będzie bezpiecznie. – Powiedział, po czym spojrzał na Charlotte. Ta była najwyraźniej pod wrażeniem widząc go. Castiel lekko zakłopotany sposobem, w jaki na niego patrzy ukłonił się lekko i powiedział.
- Witaj. Wygląda na to ze będę ci towarzyszył w podróży. Jeśli ci to przeszkadza to proszę o wybaczenie.
- Oh nie! Jestem szczęśliwa mogąc poznać kogoś takiego. – Dziewczyna najwyraźniej zafascynowana wpatrywała się w niego maślanym wzrokiem.
- Jeśli on idzie to ja też. – Powiedział wojownik.
- Jestem Armin. – Zwrócił się do księcia i podła mu dłoń. Castiel uścisną ją. Wojownik wyglądał na pozytywnie do niego nastawionego, lecz Castiel czół przy nim dziwny niepokój. Zignorował swoje niezrozumiałe odczucie.
- Muszę też ostrzec, że nie jestem sam. Mam dwoje kompanów. Wojowniczkę imieniem Anna oraz maga Zandera.
- Nic nie szkodzi. Im więcej osób zdolnych do walki tym lepiej. – Stwierdziła Leila. Castiel wrócił do swoich kompanów i opowiedział im, co zaszło. Następnego ranka wyruszyli w drogę. Mała dziewczyna nie miała konia. Castiel zgodził się wziąć ją na swojego gdyż na to nalegała.
- Dokąd właściwie się wybierasz Charlott? – Spytał książę.
- Chcę wrócić do domu. Na zamek w Marelandzie. To za królestwem Ruberland.
- Nie za wiele mówią mi te nazwy.
- Mareland wziął nazwę od morza gdyż część miasta jest budowana na licznych rzekach wpadających do niego. A Ruberland wziął nazwę od czerwonego piasku leżącego na wybrzeżach nieopodal tamtejszego miasta. Oba królestwa są prawie po drodze na Wschód, więc nie tracisz zbyt wiele.
- Teraz jak o tym mówisz nazwy zaczynają być znajome. – Castiel wyjął jedną z map. Zobaczył, że przez Ruberland musiał by przejechać tak czy inaczej by dostać się do gór. Dziewczyna zachichotała i wtuliła się w niego. Chłopak zignorował to. Nie był nią za bardzo zainteresowany. Podróżowali tak wiele godzin. Zrobili tylko krótki postój by coś zjeść. Dopiero wieczorem robili obóz i rozpalili ognisko nieopodal lasu.


sobota, 17 maja 2014

"Tenebris: Powrót smoków" cz.8 Sekret rodu.



  Mijały dni. Castiel dobrze przygotował się do podróży. Lecz nie mógł zrobić zbyt wiele w sprawie przygotowania trasy podróży. Mapy ludzi nie ukazywały niczego, co miało miejsce na wschodzie. Obszar ten był białą plamą na mapie. Zostało zapisane jedynie parę nazw. Były to orientacyjne punkty największych z mieszczących się tam królestw przeróżnych stworów. Nie było tam nawet wyznaczonych granic nie wspominając o topografii. Książę wybrał tylko kilka map, które przedstawiały szczątkowe informacje oraz dokładne informacje o Śródziemiu. Znane były, bowiem tylko 3 wielkie królestwa.
Północy – pełnej stepów, lasów, rzek i niskich gór. Zima była tam pogodna i długa, wiosna ciepła, lecz krótka, lato nie przynosiło upałów, lecz deszcze były częste a jesień nie wiele różniła się od zimy. Mieszkańcy tej krainy byli niezwykle odporni na mróz i nie zwracali zbyt dużej uwagi na klimat.
Południa – pustynny, lecz z licznymi oazami. Przez cały rok były tam niezwykle wysokie temperatury a zamiast pór roku mieli porę deszczową, w której szalały burze i ulewy oraz porę suchą, podczas której czasem dochodziło do wyschnięcia i tak niezbyt licznych rzek. Mieszkańcy tamtejszych ziem przyzwyczaili się do życia w trudnych warunkach i podporządkowali sobie tamtejszą naturę jak i zwierzęta. Byli dobrze wyszkoleni w walce gdyż często najeżdżani byli przez Śródziemie.
Zachodu – Nie wiele było tam odkrytych terenów. Często wioski i miasta mieściły się w lasach nad rzekami. Drzewa były tam ogromne, lecz ludzie wykorzystywali to na swoją korzyść. Często można było znaleźć osady a czasem nawet większe wioski, których budynki mieściły się w koronach tych drzew. Było tam mnóstwo jezior, lecz żadnych gór. Pory roku przemijały łagodnie, więc ludzie tam mieszkający niechętnie odwiedzali pozostałe dwa wielkie królestwa.
Oprócz królestw znane było, Śródziemie – Mieściło się tam kilka mórz teren przybrzeżny często bywał skalisty, lecz klimat był tak ciepły i wilgotny a zarazem łagodny, że ludzie chętnie się tam osadzali. Niestety był on również pożądany i znajdowało się tam mnóstwo pomniejszych królestw wrogo nastawionych do świata i siebie nawzajem.
O Wschodzie wiedziano tylko tyle, że jako jedyny teren nie został odebrany przez ludzi rdzennym mieszkańcom. A rasy stworów zamieszkujący te niebezpieczne dla ludzi tereny wciąż były mało znane.
Oprócz tych królestw i ziem ludziom nie było nic znane. Wszystko inne mogło mieścić się za bezkresnym, zdaniem ludzi, oceanem. Castiel przyglądał się temu wszystkiemu uważnie. Nie mógł pojąć jak tak wielkie królestwo mogło zostać napadnięte przez mniejsze i prawie całkiem pokonane. I w dodatku ocalone przez swych dawnych wrogów. Pamiętał, że Zander ucząc go historii wspominał o ostatniej wielkiej wojnie przed nastaniem stulecia pokoju. Była to wojna między 2 wielkimi królestwami - Północą i Południem. Wojna ta trwała tak długo, że nikt nie pamiętał jej przyczyn. Lecz wiadome było, że najbardziej na tej wojnie nie ucierpiała żadna ze stron, lecz Śródziemie, które nie miało z tym nawet nic wspólnego. Wojska obu królestw przechodziły przez ziemie Śródziemia często niszcząc przy tym wiele wiosek. Książę uczył się o tym i o wielu innych rzeczach, ale nie potrafił zrozumieć motywów działania ludzi prowadzących wojnę. W swoim życiu zrozumiał tylko, że wojna oznacza cierpienie, strach i śmierć. Zaczął przypominać sobie to, co się stało z jego matką. Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi. Zezwolił na wejście. Sługa poinformował go, że Laura chce się z nim widzieć. Chłopak podziękował służącemu za informację. Mężczyzna uśmiechną się lekko zakłopotany. Widocznie był nowy. Służba zamkowa przyzwyczaiła się, że książę okazuje im w ten sposób wdzięczność za posłuszną służenie. Każdy z radością pracował na zamku czując się docenianym. Castiel bezzwłocznie poszedł się zobaczyć z kuzynką. Gdy dotarł do jej komnaty zapukał do drzwi. Za pozwoleniem wszedł i przywitał się.
- Witaj Lauro. Chciałaś mnie widzieć? – Dziewczyna widząc go wstała natychmiast i odpowiedziała.
- Witaj mój książę. – Ukłoniła się.
- Muszę omówić z tobą kilka spraw przed twoją tajemniczą podróżą. – Wyjaśniła.
- O co chodzi?
- Rozumiem, że nie chcesz zdradzić mi celu swojej wędrówki. Nie wiem tylko… czy to z braku zaufania? – Zasmuciła się.
- Ależ skąd. Ufam ci. Inaczej nie powierzyłbym ci losów królestwa. – Uśmiechnął się do niej pogodnie.
- Więc dlaczego nie chcesz niczego powiedzieć? Dokąd jedziesz? Kiedy wrócisz? Owszem poradzę sobie z kierowaniem państwem pod twoją nieobecność, lecz…
- Im mniej osób wie tym lepiej. Lecz nie obawiaj się o mnie. Powinnaś myśleć jedynie o naszym królestwie. – Przerwał jej.
- Jeśli nie wrócę.. obejmiesz tron na stałe. – Dodał a kobieta przestraszyła się i podeszła do niego bliżej.
- Jak to nie wrócisz? Nie możesz odejść na zawsze! Jesteś przyszłością naszego rodu! – Krzyczała przestraszona przykładając złączone niczym w pacierzu dłonie do piersi.
- Laura.. Ty też należysz do tego rodu. Przyszłość może spocząć w twoich rękach.
- Moich? – Wypowiedziała te pytanie szeptem, po czym dodała głośniej.
- Moich rękach?! Ja nie jestem godna! Nie należę do głównej linii rodu. Sama nie uniosę piętna.. – Zamilkła szybko przykładając sobie rękę do ust. Popatrzyła na księcia przerażonym wzrokiem. Widać było, że powiedziała coś, czego nie powinna.
- Jakiego piętna? – Castiel spojrzał na nią zdziwiony. Kobieta widocznie bała się tego pytania, bo zamknęła oczy i przez chwilę milczała.
- Laura. Odpowiedz mi. – Ponaglił ją.
- Piętna naszego rodu. Wszystkiego, co jest z nim związane. Odpowiedzialności za czyny przodków i za niedawno zmarłych. Czasem nie daję sobie rady nawet z własnym poczuciem winy. A przecież oni ciągle pamiętają.
- Jacy oni. O czym ty mówisz?
- Castiel. Ja wiem, że ty jesteś czysty. Matka chroniła cię przed samym sobą, przed prawdą i przed nimi. Ale tak się nie da wiecznie. Tylko ty będziesz w stanie to znieść. Jesteś inny niż my.
- Wciąż niczego nie rozumiem. I jak to „inny niż my”?
- Mimo że nie należysz w pełni do naszego rodu to ty jesteś jego głową. Raven nie miała innych dzieci a jej bracia nie dożyli czasu, w którym mogliby objąć tron.
- Miała braci? Wydawało mi się, że wszyscy moi krewni to dalsza rodzina.
- Bo tak jest. Raven często uciekała gdyż próbowali ją zabić. Siebie nawzajem również. Przez czysty przypadek pozabijali się nawzajem. Jeden z nich miał czternaście wiosen drugi zaś dwanaście. Nie mieli, więc potomków.
- To, dlatego uciekała? Jak można próbować zabić własne rodzeństwo?
- Taki czysty.. – Powiedziała patrząc mu w oczy z uśmiechem, po czym kontynuowała.
- Jesteś tylko w połowie Tenebris. To pewnie przez to nie ogarnęło cię to szaleństwo. Mimo to jesteś z głównej linii. Odziedziczyłeś pełny znak. Ten znak to piętno. Klątwa szaleństwa, którą oni rzucili na nas w czasie początków narodów. Ale oni wciąż żyją i pamiętają. Tylko ty jesteś na tyle silny by się nie zatracić. To cecha głowy rodu. Tylko główna linia potrafi pozostać człowiekiem.
- Zaczynam rozumieć. Na czym polega klątwa?
- Prowadzi do szaleństwa. Nasz ród ma w swej historii wiele wielkich zbrodni. Są one wynikiem klątwy. Nigdy nie wiadomo, kiedy dopadnie nas szaleństwo. Dzieje się to w różnym wieku, w różny sposób i to bez powodu. Mnie też to czeka, więc musisz wrócić! Obiecaj mi to! Błagam! – Kobieta była roztrzęsiona. Castiel rozumiał już, czemu matka trzymała go z daleka od członków rodziny. Czemu nakazała służbie zajmować się nim i zabawiać. Wszystko tylko po to by był jak najdalej od nich. Chłopak objął ją i przytulił uspokajając.
- W porządku. Wrócę. Obiecuję. Ale teraz powiedz mi jeszcze jedną ważną rzecz.
- Tak? – Łzy spływały jej po policzku.
- Kim są ci którzy rzucili na nas klątwę i za co to zrobili.
- To jedna z pradawnych ras. Żyje ich już niewielu. Właściwie są to ostatni żyjący przedstawiciele pradawnych. Są podobni do elfów, lecz ich skóra jest ciemno szara, mają ostre zęby, czarne włosy i są ślepe, ale ich pozostałe zmysły są niezwykle wyostrzone. Ich ciała wyglądają też na znacznie silniejsze niż u elfów. To wojownicy.. a raczej wojownikami stali się przez nas. Kiedyś była to rasa wiodąca spokojny żywot. Mimo to ich nacja była niezwykle silna. Stanowili dla nas wyzwanie. Nasz ród był jednym z pierwszych rodów ludzkiej rasy. Niestety byliśmy też niezwykle chciwi i okrutni. Zagarnialiśmy liczne tereny mordując przy tym inne rasy. Nie zrozum mnie źle nie tylko my tak robiliśmy. Lecz tylko nam udało się pokonać i wybić prawie wszystkich starożytnych. Robiliśmy to z niezwykłym okrucieństwem, dlatego nas tak znienawidzili. Nie byliśmy tak dzicy jak niektóre z rodów, które gwałciły kobiety i paliły wioski. Ale byliśmy postrzegani za o wiele gorszych. Za największe zło. Byliśmy pierwszą rasą, która zapoczątkowała stosowanie tortur wiesz? To nasz ród to zaczął. Lecz nigdy nie krzywdziliśmy swojej rasy. Nasz ród był niezwykle wierny naszej rasie. Wręcz ją kochał i stawiał ponad wszystko. Dlatego właśnie ich zemsta polegała na doprowadzeniu nas do szaleństwa. Gdy któryś z nas popadał w obłęd zaczął mordować i torturować ludzi. Tylko osoby z naszej rasy cierpiały. Osoba, która oszalała nie torturowała nikogo z obcych ras. Zachowywaliśmy jednak w pewnym stopniu naszą świadomość. Zrobili tak byśmy dobrze wiedzieli, co robimy i żebyśmy cierpieli z tego powodu. To nasza kara.
- Moja matka.. Czy ona.. też..
- Nie. Raven była niezwykle silną osobą. Potrafiła oprzeć się szaleństwu. Osoby z głównej linii rodu zawsze zostają dotknięte szaleństwem po ukończeniu dziesięciu wiosen. Jeśli ktoś nie jest na tyle silny by się temu oprzeć… - Przerwała na moment. Zawahała się, lecz kontynuowała.
- Takie osoby zostają zabite. Nie można tego powstrzymać w inny sposób niż siłą woli. Głowa rodu nie może być ogarnięta szaleństwem. Nie ma innego wyjścia. Jej bracia po części nie kontrolowali się, więc król i królowa zezwalali im na walki między sobą. Mieli nadzieję, że nie będą zmuszeni osobiście przelewać krwi obu synów. W pewnym sensie można stwierdzić, że im się poszczęściło. Nie musieli w ogóle sami tego robić.
- Jak rodzic w ogóle mógłby być w stanie zabić własne dziecko?
- Tylko oni mogliby tego dokonać. Ogarnięte szaleństwem osoby z głównej linii rodu są niezwykle silne. A kierowane chęcią zabijania byłyby w stanie zabić wiele osób nim same by padły.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego lud tak kocha nasz ród skoro na pewno wyrządziliśmy im wiele krzywdy będąc ich panami.
- Nie zupełnie. Tylko osoby pracujące na zamku były zagrożone. Ich zniknięcie zawsze jakoś zostało tłumaczone. A śmierć pozorowana na wypadek. – Słysząc to Castiel pomyślał o Lilian. O jej ofierze. Zastanawiał się nad tym, dlaczego Anna podeszła do tej sytuacji w taki sposób. Zdawać by się mogło, że dobrze wiedziała, co zrobić by nikt się o niczym nie dowiedział. I jej opanowanie było nietypowe. Po chwili przypomniał sobie, że na zamku często zmieniała się służba. To zaczynało układać mu się w całość i pomimo zapewnień Laury miał wrażenie, że jego matka nie jest bez winy. Szybko odtrącił te myśli. Pamiętał, że matka była dobra dla swoich poddanych i robiła wszystko by dobrze ją postrzegano. Za to jego myśli zaczęły biec ku tym, do których nie wolno mu było się zbliżać. Nie pomyślał o nich w pierwszej chwili, bo ich nie znał, lecz teraz zaczęło to mieć według niego sens. Gdy Kobieta trochę się uspokoiła i poinformowała go, o jeszcze kilku ważnych sprawach związanych z królestwem, opuścił jej komnatę. Skierował się w stronę komnaty nauczyciela. Wszedł nawet nie pukając i spojrzał na elfa z wyrzutem. Zander nie wiedział, co zaszło. Wstał z fotela i odłożył książkę, którą przed momentem czytał.
- Castiel? Coś się stało? – Zapytał zdziwiony niecodziennym zachowaniem ucznia.
- Wiedziałeś? Od początku wiedziałeś o wszystkim prawda? Żyłeś tam. Dobrze wiedziałeś, co się dzieje. Mam rację?
- O czym ty mówisz?
- Anna zawsze miała jakieś tajemnice, więc rozumiem, że nic mi nie mówiła. Ale dlaczego ty? Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Castiel. O czym?
- O historii mojej rodziny. Mojego rodu. Uczyłeś mnie tylu rzeczy a nie powiedziałeś mi najważniejszego!
- Nie interesowało cię to. – Powiedział elf z dziwnym wrednym uśmiechem.
- Że co?!
- Interesuje cię tylko to, kto jest twoim ojcem. Desperacko szukasz jakichkolwiek skrawków informacji. To, dlatego czytasz tyle książek czyż nie? Desperacko szukasz informacji by poznać samego siebie. – Mówił a uśmieszek nie schodził mu z ust.
- Ironia losu. O tym, kto był twoim ojcem możesz nigdy się nie dowiedzieć. Za to prawdę o sobie miałeś pod nosem i nie zainteresowało cię to wcale. – Dokończył wzruszając ramionami. Castiel poczuł ból w piersi. Nie mógł uwierzyć, że bliska mu osoba robi mu coś takiego pomimo tego, że wie jak ważna jest dla niego każda informacja.
- Dlaczego? – Spytał.
- Dlaczego co?
- Dlaczego mi to robisz? – Elf słysząc to pytanie spoważniał i westchnął.
- Z nienawiści.
- Nienawidzisz mnie?
- Nie. Nie ciebie. Ludzi. Nie mogłem się oprzeć. Widzisz mroczne elfy są z natury dość… złe. Jak widzę niewiele jednak wiesz. Gdybyś dobrze znał historię swojego rodu wiedziałbyś, że wybili wiele ras.
- Wiem o tym, ale co to ma wspólnego…
- Jak to, co? – Przerwał mu.
- Pomyśl przez chwilę. – Dodał patrząc na niego uważnie. Castiel zrozumiał.
- Twoją rasę też próbowali zgładzić.
- Próbowali? To za mało powiedziane. Wyrżnęli wszystkie elfie królestwa, do których mieli dostęp. Zostały tylko te na Wschodzie. – Castiel nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Teraz rozumiał, czemu mapy są w tym miejscu puste. Dlaczego nie ma żadnych królestw innych stworzeń na znanych ziemiach. Oni zostali zabici. Wschód był nie do zdobycia przez niezwykle wysokie góry oddzielające je od reszty świata. Królestwa, które się tam znajdują są ostatnimi. Każdy człowiek, który się tam znajdzie zostaje zgładzony ze strachu przed najazdem. Książę ukrył twarz w dłoniach.
- Wybacz. Nie powinienem być tak okrutny. Ale to… geny. W końcu mroczne elfy powstały przez was.
- Przez nas? – Spytał na powrót patrząc na Zandera.
- Pierwsze z mrocznych elfów pojawiły się, gdy poznaliśmy, co to zadawanie cierpienia. To wy wymyśliliście tortury a my się ich nauczyliśmy obserwując was. Nauczyliśmy się czerpać radość z czyjegoś cierpienia i czyjejś śmierci. Naszej rasie obce były tego typu pojęcia. Kiedyś byliśmy czyści. Skupieni na doskonaleniu duchowym i umysłowym. Nigdy wcześniej żaden elf nie skrzywdził żywej istoty. Elfy wysokiego rodu poznały sztukę wojenną, leśne elfy nauczyły się polować, a my.. zabijać dla zabawy, eksperymentować, torturować. Cóż mroczne elfy upadły najniżej. Nigdy by się to nie zaczęło gdyby nie wy. – Elf mówił spokojnym głosem. Widocznie było to dla niego czymś normalnym. Castiel spojrzał na niego smutnym wzrokiem. Po części czuł się za to winny. Chciał coś powiedzieć, ale brakowało mu słów. Opuścił wzrok na podłogę i po dłuższej chwili powiedział krótko.
- Wyruszamy. Już. – Elf skiną głową na znak, że się zgadza.

piątek, 9 maja 2014

"Tenebris: Powrót smoków" cz.7 Tajemnicza księga.



Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie. Ulicą między straganami szedł zamyślony chłopak. Był wysoki, szczupły, dobrze zbudowany, miał krótkie czarne włosy i niezwykle jasną skórę. Był zamyślony, wzrok miał wbity w ziemię a ręce schowane w kieszeniach. Ludzie mijający go kłaniali mu się z uśmiechem i szeptali między sobą „Nasz książę tak wyrósł.”, „Odziedziczył mądrość i dobroć po swojej matce.”, „Będzie wspaniałym królem.”. Młode dziewczyny przyglądały się księciu zauroczone jego osobą. Ludzie dziwili się, że pomimo ukończenia osiemnastu wiosen przyszły król wciąż nie wybrał sobie narzeczonej. Przez ostatnie trzy lata jego panowania północne królestwo rozkwitło jak nigdy dotąd. Ludzie byli szczęśliwi już za panowania królowej Raven, lecz teraz, gdy królestwo stało się również potęgą militarną są spokojni o swoją przyszłość. Niepokoiły ich tylko zbyt częste zamachy na ich księcia. Co prawda wszystkie incydenty zawsze zostawały szybko udaremnione, lecz przypominało im to o wciąż trwającym konflikcie.
Mała dziewczynka podbiegła do chłopaka i wręczyła mu bukiecik z polnych kwiatków. Chłopak uśmiechną się wziął go i poczochrał ją po głowie mówiąc.
- Dziękuję. – Dziewczynka uśmiechnęła się.
- Dlaczego chodzisz sam książę? Wszyscy z zamku zawsze mają ochroniarzy.
- Nie potrzebuję ich.
- Jesteś taki silny, że sam sobie poradzisz książę?
- Nie zupełnie. Ale nie musisz się o mnie martwić. – Zaśmiał się.
- No już. Wracaj do mamy. – Dodał i pomachał dziewczynce na do widzenia. Mama dziecka ukłoniła się widząc, że książę patrzy w jej stronę, po czym nakazała córce wracać. Chłopak poczuł na swoich plecach czyjś wzrok. Ostrożnie się odwrócił i zauważył, że w oknie jednego z pobliskich jeszcze pustych nowych domów ktoś stoi. Osoba o kobiecej sylwetce była okryta płaszczem a twarz miała zasłoniętą przez cień kaptura. Gdy tylko zorientowała się, że książę na nią spojrzał natychmiast ukryła się wewnątrz budynku. Castiel nie wiedział, co o tym myśleć. Często zdarzało mu się być obserwowanym zwłaszcza przed zamacham. Teraz jednak poczuł coś dziwnego. W jego sercu smutek mieszał się ze szczęściem i nadzieją. Nie rozumiał tych uczuć, lecz wiedział, że zna tą osobę. Nie do końca pewien, co robi wszedł do pustego domu. Ostrożnie sprawdzał każde pomieszczenie, lecz budynek był całkowicie pusty. Lekko zawiedziony wyszedł. Wracając na zamek zastanawiał się, kto to mógł być. Gdy był już na zamkowym dziedzińcu usłyszał wołanie.
- Psst.. Castiel.. – Odwrócił się w stronę stajni, z której dochodziły dźwięki.
- Psst.. no podejdź bliżej.. – Rozpoznał głos przyjaciela i podszedł do stajni z lekkim uśmiechem.
- Coś się stało Faelern? – Spytał młodego elfa opierając się o ścianę. Faelern był leśnym elfem. Pomimo że był jeszcze bardzo młody był prawie tak wysoki jak Castiel. Miał długie blond włosy związane luźno w kucyk i zielone oczy. Pracował na zamku zajmując się zwierzętami.
- Ciszej.. Bo ktoś usłyszy. – Elf rozejrzał się na zewnątrz czy nikogo nie ma, po czym ciągnąc chłopaka za ciemną koszulę wciągną go głębiej i zmusiłby przykucnęli.
- Skąd taka ostrożność? – Zapytał szeptając książę.
- Mam dla ciebie zadanie. Musisz wkraść się niezauważenie do kuchni i zdobyć dla Lucy kilka marchewek. – Elf miał na myśli swoją ulubioną klacz. Lucy była niezwykle pięknym i szybkim koniem, dlatego została podarowana, Castielowi. Książę kazał się nią opiekować a elf przyjął to zadanie z radością.
- Dlaczego sam tego nie zrobisz?
- Nie mogę. Stajenny, co chwilę się tu kręci a kazał mi się zająć końmi póki nie wydobrzeje. A wiesz, jaki on jest. – Elf przewrócił oczami. Stary stajenny Gerwazy niedawno złamał sobie nogę i nakazał elfowi zająć się wszystkim. Pomimo to ciągle kręci się w pobliżu by mieć elfa na oku.
- Ehh.. no dobra. Jak to dla Lucy to się poświęcę. – Stwierdził Castiel.
- Wiedziałem, że można na ciebie liczyć. – Powiedział elf szczerząc się.
- Tylko wróć szybko i pamiętaj żeby nikt cię nie widział. Jeśli kucharka cię przyłapie będę mieć kłopoty. Od razu domyśli się, że to ja cię do tego namówiłem. – Dodał ze zrezygnowaniem. Pamiętał jak ostatnio musiał przed nią uciekać. Udało mu się tylko, dlatego że na zamkowym dziedzińcu jest kilka drzew. Faelern z niezwykłą zwinnością potrafi się poruszać po ich gałęziach. Nikt nie ma szans go wtedy złapać. Czasem porusza się tak szybko, że nie można go nawet zauważyć.
- Za kogo ty mnie masz? Nie ma szans żeby ktokolwiek mnie zauważył. Zaraz wracam. – Powiedział książę i cicho wymkną się ze stajni. Elf najwyraźniej zadowolony z tego, co usłyszał uśmiechną się szeroko i poszedł do koni by Gerwazy niczego nie podejrzewał. Castiel uważnie rozglądał się, ale na szczęście na dziedzińcu nikogo nie było i przejście do zamku było niezwykle proste. Gdy znalazł się wewnątrz już nic nie było w stanie mu przeszkodzić. Cieni i mrocznych kątów, którymi można było przemknąć było pod dostatkiem. Chłopak niepostrzeżenie prześlizgną się obok strażników i ruszył w stronę tajnego przejścia prowadzącego do kuchni. „ I za co ja im płacę?” przeszło mu przez myśl widząc, że strażnicy go nie dostrzegli. Zamkowe mury wpuszczały mało światła, ale w przeciwieństwie do strażników Castiel świetnie widział w ciemnościach. Gdy tylko znalazł się w kuchni cicho przemkną tusz za plecami kucharki. Schował się za dużym stołem stojącym na środku kuchni. Ostrożnie zabrał z niego kilka marchewek. W drodze powrotnej idąc tajnym przejściem usłyszał jak kucharka wykrzykuje „ Czemu w tym zamku ciągle giną marchewki!?”. Zaśmiał się pod nosem i pomyślał „Faelern za bardzo rozpieszcza Lucy.”. Droga z powrotem do stajni również nie sprawiła księciu kłopotów. Gdy był już w stajni schował się w koncie za sianem i obserwował jak Elf próbuje zbyć upartego Gerwazego, który znów na coś narzekał. Gdy dziadek poszedł książę cicho zaczął wołać przyjaciela.
- pssst.. tutaj. – Elf lekko zdziwiony podszedł do niego.
- Od kiedy tu jesteś? Z tego, co wiem do tej stajni nie ma innego wejścia a Gerwazy był tam cały czas.
- W zakradaniu się jestem lepszy niż ci się wydaje. – Powiedział z lekkim uśmiechem chłopak. Podał elfowi marchewki i spokojnie wyszedł ze stajni po drodze witając się z klaczą. Elf patrzył za nim z podziwem. Wiedział, że Castiel jest dobry, ale nie wiedział ze aż tak.
Castiel wrócił do swojej komnaty, lecz nie miał zbyt wiele czasu na czytanie książki, ponieważ do drzwi komnaty ktoś zastukał.
- Proszę.
- Witaj panie.
- Och witaj Zander. Mówiłem żebyś nie zwracał się do mnie per pan. To takie dziwne słyszeć to od ciebie.
- Wybacz, lecz nie mogę. Niedługo staniesz się królem.
- To, chociaż gdy jesteśmy sami mów mi po imieniu. – Elf uśmiechną się prawie niedostrzegalnie i skinięciem ręki dał znać chłopakowi, że to już czas. Castiel z uśmiechem poszedł za nim. Zeszli do tajemnej komnaty. Odkąd książę wrócił elf uczy go sztuki magicznej. Chłopak był niezwykle szczęśliwy słysząc od nauczyciela, że jest już gotowy by opanować magię tak jak jego matka. Zander wiedział, że chłopak odziedziczy po matce talent, lecz nie spodziewał się, że uda mu się opanować magię ognia na poziomie prawie dorównującym jego umiejętnością. W ciągu trzech lat chłopak nauczył się tysięcy różnych zaklęć a połowę z nich opanował tak dobrze, że nie musiał ich wypowiadać. Było już późno, gdy skończyli lekcje.
- Jestem pod wrażeniem. Masz niezwykły dar. Nigdy nie widziałem by ktoś tak szybko opanował magię ognia a w dodatku widzę, że coraz lepiej idzie ci władanie wodą i błyskawicami. Muszę poważnie zastanowić się czy nie wysłać cię do Akademii Magów.
- Akademia Magów? Nigdy o tym nie słyszałem.
- Nic dziwnego. Mieści się ona w mym rodzinnym mieście. Ludzka stopa chyba nigdy nie przekroczyła progu krainy mrocznych elfów. To jak proszenie się o śmierć.
- Och.. więc chyba nigdy nie będzie mi to dane.
- Kto wie. Jeśli będziesz tam ze mną nic złego cię nie spotka.
- Właściwie zastanawiałem się często, czemu opuściłeś swój dom. Powiesz mi?
- Cóż.. byłem ciekawy, co jest dalej. Czytałem książki opisujące różne stworzenia i zapragnąłem je zobaczyć.
- Więc po prostu jesteś tu w celach turystycznych? – Zaśmiał się chłopak.
- Nie zupełnie. – Powiedział elf z tajemniczym uśmiechem.
- Jak to? – Castiel przyjrzał mu się uważnie.
- Mam zamiar zmierzyć się z najpotężniejszymi z tych stworzeń.
- Chcesz.. po prostu je zabić? – Chłopak nie widział sensu w takim działaniu.
- Owszem. Chce sprawdzić jak silna jest ma magia i ile jeszcze muszę osiągnąć. – Chłopak zastanowił się. Potrafił zrozumieć polowanie dla pozyskania jedzenia, lecz nie rozumiał, czemu atakować kogoś lub coś bez istotnego powodu.
Następnego dnia Castiel wyruszył na przejażdżkę. Chciałby Lucy miała trochę ruchu. Biegł galopem dość daleko od miasta. Zatrzymał się przy małym strumyku nieopodal lasu by klacz mogła się napić. Czarny koń pił spokojnie machając ogonem.  Castiel rozejrzał się dookoła. Było bardzo cicho. Zdecydowanie za cicho jak na miejsce Gdzie powinno być mnóstwo zwierząt. Przyjrzał się drzewom nieopodal. Czuł niepokój, lecz nie wiedział, czemu. Klacz podniosła głowę i również spojrzała w stronę drzew. Widać było, że była podenerwowana. Castiel spojrzał na nią i pogłaskał ją uspokajająco. Już chciał wracać, lecz nagle strzała przeszyła mu ramię na wylot. Z lasu wyszło pięciu najemników. Byli dobrze uzbrojeni. Ruszyli na niego z zamiarem pochwycenia go. Castiel spojrzał na nich bez emocji i nagle mężczyźni stanęli w płomieniach. Ogień był niezwykle silny. To trwało moment. Gdy upadli martwi na ziemię płomienie natychmiast zgasły. Castiel spojrzał na swoje ramię i wyciągną strzałę sycząc przy tym z bólu. Wsiadł na klacz i ruszył do zamku. Klacz widocznie przeczuwając, że jej właściciel jest w złym stanie pędziła niezwykle szybko. Gdy dotarł na dziedziniec Faelern natychmiast zauważył, że coś się stało i pobiegł mu pomóc.
- Castiel! Jesteś cały? Co się stało? – Chciał pomóc mu zejść, lecz książę poradził sobie sam i oddał mu lejce.
- Nic mi nie jest. Zajmij się Lucy.
-Ale.. Ty krwawisz! – Powiedział przestraszony elf.
- Wiem. Spokojnie nic mi nie będzie. Zaraz się mną zajmą. – Powiedział i poszedł w stronę zamku. Zander prawie na niego wpadł.
- Castiel! Co się stało? Poczułem, że jest coś nie tak.
- Zander chodźmy gdzieś Gdzie nas nie zobaczą. – Nauczyciel przytakną i szybko zabrał chłopaka do tajemnej komnaty. Gdy byli na miejscu nakazał mu usiąść na kanapie. Delikatnie zsuną z niego ubrania rozbierając go do pasa. Obejrzał jego ranę i już chciał przyłożyć do niej rękę, lecz rana zasklepiła się.
- Nie wiedziałem, że twoje umiejętności leczenia są aż tak dobre.
- Bo nie są. – Powiedział elf przyglądając się krwawemu śladowi na ciele chłopaka.
- Jak to?
- Twoja rana... sama się zagoiła. – Powiedział patrząc uważnie na chłopaka.
- Przecież to niemożliwe. – Zaśmiał się.
- Prawda? – Dodał niepewnie. Elf nie odpowiedział wstał i wyszedł na chwilę. Wrócił z miską z wodą, ręcznikiem i czymś do ubrania dla chłopaka. Pomógł mu się obmyć z krwi. Milczeli przez ten cały czas. Książę nie wiedział, co o tym myśleć. Cały czas domyślał się, że nie jest człowiekiem, ale teraz był już o tym całkiem przekonany. Wrócił do swojej komnaty. Myślał o tym patrząc na widok z balkonu w swojej komnacie. Nagle spostrzegł, że jedna z wież, na które patrzy nie ma wejścia. Była trochę inna od pozostałych. Miała o wiele mniej okien a te, które posiadała były znacznie mniejsze od innych. Postanowiła to zbadać. Szukanie wejścia na nic się nie zdało, więc zaczął szukać tajemnego przejścia. Zajęło mu to chwilę, ale znalazł obluzowany kamień za portretem swojej matki. Gdy go wcisną głębiej kawałek ściany za schodami nieopodal odsunęło się a kamień wrócił na swoje miejsce. Castiel szedł po schodach w górę wierzy. Na szczycie wieży znalazł komnatę. Była dość przestronna, ale bardzo zakurzona. Wiedział, że nikt nie zaglądał tam od bardzo dawna. Było tam mnóstwo zakazanych ksiąg. Na piedestale pod ścianą leżała jedna. Castiel zastanawiał się, co w niej może być takiego wyjątkowego. Otworzył ją, lecz była w języku, jakiego jeszcze nie widział. Zabrał ją ze sobą i postanowił nie mówić nikomu o tym miejscu dopóki nie sprawdzi tych wszystkich ksiąg. Tak jak postanowił tak zrobił. Trzy miesiące później, gdy przeczytał je wszystkie postanowił powiedzieć nauczycielowi o znalezisku. Gdy skończyli lekcje zaczął nieśmiało.
- Wiesz.. chciałbym ci o czymś powiedzieć.
- Coś się stało Castiel?
- Ja.. znalazłem coś dziwnego w zamku.
- To znaczy?
- Chyba znalazłem komnatę, w której moja matka praktykowała magię. Jest tam pełno ksiąg z zaklęciami. Niektóre były dość proste inne już trudniejsze. Jedne były dobre, ale inne cóż… nie wiem, do czego mogły służyć jej zaklęcia torturujące, ale chyba nawet nie chcę wiedzieć. W każdym razie znalazłem też księgi z różnymi informacjami. Wszystkie zawierały szczątkowe informacje o jakiejś starożytnej rasie. Zwróciłem na to uwagę, bo były podkreślone. Podejrzewam, że to w języku tej rasy jest spisana ta księga. – Chłopak pokazał elfowi tajemniczą księgę. Zander przejrzał ją i zmarszczył brwi.
- Coś cię stało? – Spytał książę.
- Niestety nie jestem wyspecjalizowany w tłumaczeniu takich starych tekstów, lecz prawdopodobnie mój ród oraz elfy wysokiego rodu mogłyby to odczytać.
- Więc jednak zobaczę twoją krainę. – Powiedział z uśmiecham chłopak.
- Bezpieczniej byłoby spytać moich kuzynów z diamentowego pałacu niż moich krajan. Nie są skorzy do pomocy obcym.
- Diamentowy pałac.. czytałem o tym. Podobno Elfy wysokiego rodu cenią sobie piękno.
- Owszem. Cenią piękno i gardzą wszystkim, co nie jest związane z nimi samymi. – Powiedział lekko podenerwowany.
- Mimo to są bardziej przyjazne niż mój ród.
- Wychodzi na to, że chyba tylko leśne elfy przyjęłyby kogoś z otwartymi ramionami.
- O ile najpierw nie dostałbyś strzałą w głowę to pewnie tak. – Powiedział Zander ze stoickim spokojem.
- Wszystkie elfy są takie agresywne?
- Agresywne? Nie. W sumie tylko mroczne elfy mogą zabić cię bez konkretnej przyczyny. Elfy wysokiego rodu są tylko zarozumiałe i gardzą każdą inną rasą oprócz swojej. Muszą mieć konkretny powód by cię zaatakować, lecz łatwo je znieważyć a to im wystarczy, jako pretekst. Leśne elfy są wręcz przyjazne, lecz są podejrzliwe i bardzo cenią sobie to, co do nich należy. Mam tu namyśli nie tylko rzeczy i ich ziemię, ale również inne osoby. Lepiej nigdy nie podchodź do partnerki leśnego elfa, bo jej wybranek może potraktować cię jak wroga i zabić na miejscu nie ważne gdzie się aktualnie znajdziesz.
- Są aż tak zazdrosne?
- Wyjątkowo bardzo. – Powiedział elf uśmiechając się.
- Tak na wszelki wypadek spytam. Czy leśne elfy wiążą się tylko z przedstawicielami swojej rasy?
- Nie. Ale nie musisz się tym martwić. Nie zostawiają oni swoich partnerek. Zawsze są w pobliżu, więc łatwo zauważyć, z kim są. W sumie tylko elfy wysokiego rodu tak bardzo przywiązują wagę do czystości krwi. Uważają się za najlepszych przez to ze są pierwsi z naszej rasy. To trochę jak u ludzi w rodach królewskich. Książę nie ożeni się z prostą dziewczyną ze wsi.
- Rozumiem. – Chłopak zamyślił się chwilę. Elf przyglądał mu się.
- Skoro już o tym mowa.
- Tak?
- Czy zwróciłeś uwagę na którąś z dam? Masz już za sobą osiemnaście wiosen i wciąż nie szukasz żadnej partnerki. To nietypowe u chłopaka w twoim wieku.
- Nie. Jeszcze o tym nie myślałem. Nie chcę spędzić życia u boku kogoś, kto się dla mnie nie liczy. Jeśli miałbym ochotę tylko podziwiać piękno kobiety zgodziłbym się na ślub z Lilian. Jeśli jakaś kobieta ma zostać królową tego kraju i matką moich dzieci wolę żeby była tego warta.
- Heh. Więc czego oczekujesz?
- Siły… Siły woli. Stanowczości. Rozsądku. Odpowiedzialności. Przyszła królowa musi liczyć się z tym, że będzie odpowiedzialna za swój kraj i za swój lud.
- Kogoś takiego jak twoja matka?
- Heh. – Zaśmiał się książę.
- Owszem. Kogoś takiego. – Odpowiedział. Wyszli z komnaty. Zander postanowił odprowadzić podopiecznego do komnaty. Po drodze rozmawiali.
-Jeśli chcesz dowiedzieć się, co jest w księdze nie masz wyjścia. Musisz wyruszyć w podróż. Lecz masz też obowiązki. Kraj nie może zostać bez władcy.
- Myślałem o tym. Laura może zająć się wszystkim pod moją nieobecność. Wraz z radą na pewno sobie poradzą.
- Zrzucanie na kobietę takiego obowiązku..
- Moja matka też była kobietą i jakoś sobie radziła. – Przerwał mu książę.
- Tak, lecz Laura nią nie jest. Gdy kraj był w chaosie to ja pomagałem jej z tym wszystkim. Teraz nie mogę tego uczynić. Nie puszczę cię samego w taką podróż.
- Jaką podróż? – Do rozmowy wtrąciła się Anna, która usłyszała ich rozmowę przechodząc nieopodal.
- O! Anno dobrze, że cię spotykam. Pamiętasz jak mówiłaś, że moja matka często uciekała z zamku i wyruszała w podróż? Cóż.. teraz ja też muszę to uczynić. W przeciwieństwie do niej ja dobrze znam cel podróży. Muszę dostać się do diamentowego pałacu. Czy będziesz towarzyszyć mi w tej podróży?  - Chłopak był wyraźnie podekscytowany. Swe pytanie zadał z uśmiechem i proszącym spojrzeniem.
- Do diamentowego pałacu?! Oszalałeś? Elfy cię zabiją. To ich święte miejsce. – Wystraszyła się kobieta.
- Ależ Anno, zdaję sobie z tego sprawę. Wiem podróż jest niebezpieczna i owszem elfy wysokiego rodu nie są przyjazne, ale zapewniam cię, że się z nimi dogadam. – Przekonywał książę i widocznie nie miał zamiaru odpuścić gdyż złapał kobietę za ramię i mocno ścisną dodając. – Proszę Anno towarzysz mi w mej podróży. – Uśmiechną się przyjaźnie. Kobieta wciąż czując silny uścisk dłoni na ramieniu zrozumiała, że książę nie życzy sobie odmowy. Westchnęła i skinęła głową zgadzając się a chłopak puścił jej ramię i ruszył w stronę swej komnaty. Elf zaśmiał się cicho pod nosem patrząc na zrezygnowaną minę kobiety. Ta spojrzała na niego morderczym wzrokiem i powiedziała.
- Zgaduję, że to ty go do tego namówiłeś. – Elf słysząc to natychmiast spoważniał.
- Później się policzymy. – Dodała kobieta a elf przygryzł wargi. Widocznie wiedział, co miała na myśli.

sobota, 3 maja 2014

"Tenebris: Powrót smoków" cz.6 Powrót.


 Castiel siedział przy ognisku. Wpatrywał się w płomienie, które było jedynym źródłem światła. Mrok nocy otaczał ze wszystkich stron jego i jego towarzysza. Spojrzał na niego. Był to Zander. Ogień oświetlał jego błękitną skórę zaznaczając delikatne rysy twarzy. Płomyki tańcząc odbijały się w jego czerwonych oczach.  Elf przeczesał palcami czarne krótkie włosy i dorzucił kawałek drewna do paleniska. Chłopiec powiedział do niego.
- Czy wszystkie elfy mają czerwony kolor oczu?
- Nie, nie wszystkie. A co szukasz podobieństwa? – Uśmiechną się do niego elf.
- Zastanawiam się czy to możliwe.. – Chłopiec urwał zdanie i patrzył na nauczyciela.
- Bym był twoim ojcem? Chciałbyś tego? Wiesz elfy nieczęsto łączą się z ludźmi i to nie bez powodu. Jesteśmy dwoma odmiennymi rasami. Takie igranie z naturą bywa niebezpieczne.
- Wiem, ale.. chciałbym. – Elf spojrzał na chłopca smutnym wzrokiem. Martwił się o niego.
- Jesteś dla mnie jak ojciec. – Powiedział chłopiec po chwili i wtulił się w jego ramiona. Elf przytulił go do siebie a chłopiec usną. W tym momencie Castiel obudził się w swoim łóżku w zamku. To był tylko sen. Chłopak przetarł oczy.
- Dlaczego akurat teraz nawiedza mnie to wspomnienie? – Wyszeptał pytając sam siebie. To nie pierwszy raz, gdy wspomnienia o nauczycielu nawiedzają go we śnie. Działo się to od kilku dni a chłopak nie wiedział, dlaczego. Dzień mijał mu jak każdy inny z wyjątkiem tego, że od zajścia w wieży częściej rozmawia z Lilian. Anna znalazła go w bibliotece.
- Hej! Molu książkowy. Może pójdziesz zemną do miasta? Mam parę rzeczy do kupienia na targu a tobie dobrze zrobi jak się przejdziesz.
- He he. W porządku już idę. – Powiedział i dołączył do kobiety. Gdy byli na targu Castiel z delikatnym uśmiechem obserwował bawiące się dzieci. Po chwili zobaczył jak mały chłopczyk z uśmiechem podbiegł do swojego ojca a ten podniósł go i posadził na swoich ramionach. Książę posmutniał. Anna widząc to szturchnęła go w ramię i poszła dalej. Chłopak już chciał pójść za nią, lecz jego wzrok przykuła postać w ciemnym płaszczu stojąca w mroku zaułka. Przez jego posturę widać było ze to mężczyzna, lecz twarz zasłoniętą miał przez cień kaptura. Mimo że Castiel nie widział jego twarzy czół, że mężczyzna go obserwuje. Wpatrywał się chwilę w nieznajomego, lecz Anna widząc, że za nią nie idzie zawołała do niego.
- No chodź już! – Castiel spojrzał na nią przez chwilę, po czym znów skierował wzrok w kierunku zaułka. Mężczyzny już tam nie było, tak jakby zapadł się pod ziemię. Chłopak dołączył do kobiety, lecz nie mógł przestać o tym myśleć. Miał dziwne wrażenie, że skądś zna tego mężczyznę, ale nie mógł sobie uświadomić, kto to był. Po południu, gdy Castiel siedział w klasie zobaczył, że coś przeleciało za oknem wysoko na niebie. Było bardzo wysoko, ale było na tyle duże, że chłopak był przekonany, że to nie ptak. W wiosce przez chwilę rozległy się krzyki przestraszonych kobiet. Książę poderwał się z miejsca, ale Gilbert patrząc na niego surowym wzrokiem powiedział.
- To na pewno nic takiego. Siadaj i kontynuujmy. – Castiel niechętnie posłuchał nauczyciela. Gdy już skończyli zaczął kierować się w stronę biblioteki. Biblioteka wieczorem wydawała mu się jakaś straszna, dlatego postanowił zabrać jedną z książek i usiąść na balkonie w swojej komnacie. Słońce wolno zachodziło za horyzont. Gdy już prawie całkiem zaszło chłopak odłożył książkę i zaczął wpatrywać się w widok. Po krótkiej chwili usłyszał stukot karety, która zajechała na dwór. Zaciekawiony książę przyglądał się by zobaczyć, kto z niej wysiądzie. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczył ów osobę.
- Zander. – Wyszeptał i szybko ruszył w stronę wyjścia z zamku. W biegu prawie wpadł na Annę. Przeprosił ją pośpiesznie i biegł dalej.
- Gdzie ci tak śpieszno?! – Zawołała, ale chłopak nie usłyszał, bo był już za daleko. Gdy był już prawie przy wyjściu zobaczył elfa. Nie zastanawiając się ani chwili wpadł mu w ramiona i mocno się przytulił. Zander był widocznie zaskoczony, lecz objął chłopaka.
- Castiel. Aleś ty urósł. – Powiedział elf.
- Zander gdzieś ty był przez ten cały czas?! Myślałem, że nie żyjesz! – Krzyczał chłopak a po policzkach spływały mu łzy.
- To długa historia. Gdy tylko porozmawiam z królową wszystko ci wyjaśnię. – Odpowiedział dawny nauczyciel. Chłopak nie zatrzymywał go dłużej. Otarł łzy i uśmiechną się do elfa. Ten odwzajemnił uśmiech i poszedł w stronę sali tronowej. Chłopak czekał przed drzwiami chodząc nerwowo w tą i z powrotem. Anna, która przechodziła nieopodal zauważyła to i podeszła do niego.
- Castiel co się właściwie dzieje? Trochę dziwnie się zachowujesz.
- Zander przed chwilą przyjechał do zamku. – Powiedział uradowany chłopak.
- Ale..
- Myślałaś, że nie żyje? Ja też! Ale dosłownie przed chwilą z nim rozmawiałem. Powiedział, że gdy tylko porozmawia z królową powie mi, co się stało i jakim cudem przeżył.
- Och to wspaniale! – Kobieta ucieszyła się i postanowiła zaczekać wraz z chłopakiem. Nie trwało to zbyt długo. Elf wyszedł z sali tronowej i patrząc na chłopca z delikatnym uśmiechem powiedział.
- Pakuj się. Wracasz do domu. – Po czym zwrócił się do Anny. Wszystko wam wyjaśnię w drodze. Chłopak najwyraźniej uradowany takim obrotem sprawy natychmiast pobiegł szykować się do drogi. W biegu wpadł na Eryka.
- Wybacz wasza wysokość!
- Gdzie ci tak śpieszno? – Spytał blondyn z serdecznym uśmiechem.
- Wyjeżdżam. A właściwie wracam. – Odparł.
- Wracasz? Dokąd?
- Do domu. – Powiedział i pobiegł dalej. Eryk najwyraźniej nie miał bladego pojęcia, o czym mówił chłopak. Widząc Annę spytał.
- Co się dzieje?
- Przybył dawny nauczyciel Castiela. Sama do końca wszystkiego nie wiem, ale opuszczamy wasz zamek panie.
- Tak po prostu wyjeżdżacie? A co ze ślubem? Królowa postanowiła, że Lilian..
- Królowa już nie ma nic do powiedzenia. – Przerwała mu Anna.
- Castiel wraca do północnego królestwa. A jako że jest jedynym potomkiem królowej i jedynym z głównej linii rodu Tenebris jest władcą tamtejszych ziem. Teraz, jako król ma prawo sam za siebie decydować. – Dokończyła.
- Czyli że… ślubu nie będzie? – Spytał z lekkim uśmiechem Eryk.
- Tak. Lilian jest wolna. – Powiedziała kobieta i mrugnęła do księcia. Ten najwyraźniej uradowany pobiegł do sali tronowej. Gdy wsiedli do karocy Zander zaczął.
- Po tym jak się wycofałaś do zamku wraz z Castielem rozegrała się istna rzeź. W sumie można powiedzieć, że zdążyliście w samą porę. Bardzo długo trwała walka a siły wroga miały ogromną przewagę. Sanguis wyrzynał wszystkich w pień. Walczyłem z nim ze wszystkich sił jednocześnie starając się pomóc naszym żołnierzom. Pomoc sił południowego królestwa przybyły nam na ratunek, lecz niewielu z nas ocalało. Sanguis wycofał się ze swoimi wojskami, lecz nie byliśmy pewni czy nie wrócą. Dowódca oddziałów z południa obiecał nam pomoc w odbudowie i obronie zamku. Przez te kilka lat wiele się zmieniło a ja zająłem się wszystkim. Sprawowałem władzę wraz z radą i twoją kuzynką Laurą tak długo aż odbudowa została ukończona a nasze siły zbrojne uzupełnione. Gdy oddziały z południa opuściły nasz kraj przyjechałem po ciebie. – Elf patrzył spokojnie na chłopaka.
- A więc Laura przeżyła?
- Tak, jako jedyna z twojego rodu. Oczywiście oprócz ciebie.
- Co jeśli nie będzie chciała oddać władzy? – Spytał chłopak patrząc na Zandera z poważną miną.
- Nie obawiaj się. Laura jest posłuszna nie sprawi kłopotów. Obserwowałem ją. Cały czas zwracała uwagę radzie, gdy zapominali uwzględnić twój powrót. Jest oddana głównej linii waszego rodu. – Castiel rozluźnił się trochę słysząc to. Podczas podróży dowiadywał się od elfa o tym, co się zmieniło. Gdy już dotarli na miejsce Castiel wysiadł i spojrzał na zamek błyszczący w promieniach zachodzącego słońca.
- Nareszcie w domu. – Wyszeptał.
- Tęskniłeś, co? – Spytał elf z uśmiechem. Chłopak zdziwiony, że ten go usłyszał spojrzał na niego i na chwilę zamilkł przypatrując się mu. Elf miał dłuższe włosy. Teraz sięgały mu do łopatek i były wiązane w warkocz. Poza fryzurą nic się nie zmieniło.
- Zander.. Czy elfy się nie starzeją? – Elf zdziwiony pytaniem spojrzał na chłopca.
- Starzeją się. Lecz elfy żyją dłużej niż ludzie. – Odpowiedział.
- Wyglądasz tak odkąd pamiętam.
- Wyglądałam tak jeszcze długo przed narodzinami twojego pradziadka. – Powiedział elf beznamiętnym tonem. Castiel w lekkim szoku patrzył na nauczyciela. Zaczęli zmierzać w kierunku zamku.
- To jak długo wy żyjecie?
- To w dużej mierze zależy od urodzenia. Elfy wysokiego rodu są długowieczne a leśne elfy żyją około cztery razy dłużej od ludzi.
- No a mroczne elfy?
- Tego nie wiadomo. Nikt z nas nie dożył późnej starości.
- Jak to?! – Zdziwił się jeszcze bardziej młody książę.
- Cóż jesteśmy dość nietypową odmianą elfów. Co prawda większość istot nie przeżywa spotkania z mymi pobratymcami, lecz ciągle szukając silniejszych przeciwników lub eksperymentując z czarną magią sami kusimy śmierć. – Chłopak słysząc to zastanowił się chwilę, po czym spytał.
- To jak poznałeś moją matkę? – Weszli do zamku. Było tak jak zapamiętał. Elf kierując się do sali obrad zaczął.
- To było w górach na dzikich ziemiach wschodu. Twoja matka była jeszcze bardzo młoda. Mogła mieć z dziesięć wiosen. Nie wiedziałem, co dziecko może robić w takim miejscu całkiem samo. Uratowałem ją przed lodowym golemem. Gdy dowiedziałem się, kim jest i że uciekła z zamku postanowiłem ją chronić.
- Czy moja matka już wtedy używała magii?
- Nie. To ja ją nauczyłem podstaw. Była uparta. Wiedziałem, że znów ucieknie i nie chciałem by zginęła. Była bardzo pojętną uczennicą. Nie wiem jak rozwinęła umiejętności, ale tego, czym byłeś światkiem ja jej nie nauczyłem.
- Domyślam się. Ty władasz tylko ogniem. – Elf zaśmiał się słysząc to.
- Co cię tak śmieszy? – Spytał książę.
- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. – Odparł elf i otworzył drzwi sali przed chłopakiem. Ten wszedł do środka i ujrzał radnych. Byli tacy jak zapamiętał pomijając kilka dodatkowych zmarszczek.
- Witaj książę. Podczas twej nieobecności wiele się zmieniło w naszym kraju. Racz mnie wysłuchać panie. – Powiedziała Laura siedząca z nimi przy stole. Kobieta była starsza od Castiela miała około dwadzieścia pięć wiosen. Jej długie czarne loki sięgały jej do pasa. Miała błękitne oczy i jasną skórę.  Jej czerwone usta były zakrzywione w delikatny uśmiech. Widać, że cieszyła się z przybycia księcia.
- Oczywiście. – Odparł chłopak.