Zander, Anna i Armin odeskortowywali Charlotte do jej domu.
Dziewczyna była niezwykle cicha i smutna. Gdy dotarli do Marelandu ich oczom w
oddali ukazało się sporych rozmiarów miasto.
- A więc to twój dom Charlott? Całkiem tu ładnie. –
Stwierdził Armin wioząc dziewczynę na swoim koniu. Ta jednak nie odezwała się.
Wciąż była zamyślona i smutna. Gdy dotarli do miasta zapadał zmierzch.
Pochodnie przy domach dawały wystarczająco dużo światła. Kamienne uliczki sprawiały,
że stukot końskich kopyt był o wiele głośniejszy.
- To ten duży dom koło dziedzińca. – Charlott wskazała
budynek palcem. Podjechali pod niego. Dziewczyna zapukała do drzwi. Po chwili
gruby mężczyzna z łysinką otworzył im drzwi. Był już w nocnej koszuli z
świecznikiem w ręku. Widząc dziewczynę uśmiechną się uradowany.
- Charlott! Skarbie gdzieś ty była tyle czasu?
Mój powóz został zaatakowany wujku. Ci ludzie pomogli mi
wrócić do domu. Byli dla mnie bardzo mili. – Powiedziała wskazując na pozostałą
trójkę. Mężczyzna przyjrzał się im uważnie.
- Oj tak. Należy im się nagroda. Zaczekajcie chwilę. A ty
Charlott pożegnaj się i do domu. – Zniknął na chwilę za drzwiami.
- Do widzenia Charlott. – Powiedział Armin. Anna i Zander
pomachali jej tylko.
- Dziękuję wam za wszystko. Podziękujcie też Castielowi i
Leili. I koniecznie przekażcie jej pieniądze. Do widzenia. – Pożegnała się
grzecznie i wróciła do domu. Mężczyzna wręczył Annie dość ciężką sakiewkę ze
złotymi monetami.
- Dziękuję wam bardzo. – Powiedział i wrócił do domu. Armin
odwrócił się przodem do Zandera i Anny a następnie wymijając ich powiedział z
uśmiechem.
- No! To teraz idziemy po nasze zguby.
- A nie lepiej najpierw trochę odpocząć? I tak nie
znajdziemy ich tak łatwo. – Powiedział Zander.
-NIE! – Krzyknęli na niego chórkiem towarzysze. Anna
wyglądała na wręcz oburzona jego pomysłem.
- Musimy go znaleźć jak najszybciej. Nie wiem czy mu się coś
nie stało. A jak jest w niebezpieczeństwie? – Kobieta mówiła ciągiem i na
koniec spojrzała błagalnie na elfa.
- Dobrze już dobrze. Idziemy. Tylko przestań panikować.
Twojemu dziecku nic nie grozi. – Ostatnie zdanie wypowiedział wywracając
wzrokiem. Kobieta naburmuszyła się słysząc to. Zander trafił w sedno. Od
śmierci Raven Anna traktowała chłopaka jakby był jej dzieckiem. Zawsze się o
niego troszczyła, lecz gdy zabrakło jego matki ktoś musiał ją zastąpić. Przez
te lata pokochała chłopca i teraz bardzo się o niego martwi. Zander też
odczuwał niepokój o swojego podopiecznego, ale wiedział, co chłopak potrafi i
jaki ma talent. Sam nauczył go zaklęć, które pomogą mu przeżyć. Wiedział, że księciu
nic nie będzie. Mimo to wolał nie denerwować kobiety i skupił się na szukaniu
chłopaka.
- Mam dobrą i złą wiadomość. Od której mam zacząć? – Spytał
po chwili skupienia i ciszy elf.
- Od złej. – Powiedział Armin a Anna tylko zmarszczyła brwi
z niepokojem.
- Castiel jest na górze krasnoludów. I w dodatku wyczuwam w
jego pobliżu kogoś podobnego do niego.
- Czekaj.. czyli podobna bestia do tej, w jaką zmienił się
książę jest razem z nim i to na górach graniczących ze Wschodem? No świetnie..
– Powiedział zrezygnowany wojownik.
- Nie zupełnie..
- To znaczy?
- To coś jest silniejsze od niego.
- To mnie miało pocieszyć?
- A ta dobra wiadomość? – Wtrąciła się rudowłosa kobieta.
- Wyczuwam też Leilę. Oboje żyją i nic im nie jest.
- Zawsze coś. – Stwierdziła Anna, po czym wsiadła na konia i
pojechała w stronę gór. W ślad za nią wyruszyli mężczyźni.
Był już późny wieczór, gdy Castiel kręcił się na łóżku nie
mogąc spać. W końcu poddał się i wstał. Postanowił przespacerować się po
pałacu. Idąc długimi korytarzami, co chwilę mijał duże okna, przez które było
widać część dziedzińca. Książę spoglądając przez jedno z nich zapatrzył się na
wysoką wierzę pałacu stojącą nieopodal. W oknach tej wierzy tliło się jeszcze
słabe światło świec. Zastanawiał go fakt, że wieża była jakby osobną budowlą a
nie częścią pałacu. Z zamyśleń wyrwał go czyjś głos.
- Ładna noc. - Castiel nawet nie poczuł, kiedy jego ojciec
znalazł się zaraz za nim. Chłopak odwrócił się lekko zaskoczony i odparł.
- Tak. Spokojna. – Przetarł oczy ręką. Jego ojciec oprócz
zwykłego ubioru miał na sobie ciepły czarny płaszcz. Chłopak widząc to dodał.
- I trochę chłodna. – Król delikatnie się uśmiechną na te
słowa.
- Nie możesz spać?
- Tak. Często tak mam. – Castiel oparł się o ścianę i potarł
ramiona. Król zamyślił się na chwilę, po czym powiedział z lekkim uśmiechem.
- Chodź za mną. – Castiel posłuchał go i posłusznie podążył
zanim podążył. Szli wzdłuż korytarza, po czym przechodząc przez jedne z drzwi
na jego końcu zaczęli schodzić po krętych schodach. Byli już dość głęboko, gdy
dotarli do sporych rozmiarów wrót. Po przejściu przez nie oczom chłopaka
ukazała się gigantycznych rozmiarów jaskinia po brzegi wypełniona zlotem i
cennymi klejnotami. Oświetlały ją pochodnie rozmieszczone w różnych miejscach a
klejnoty rozpraszały ich blask rzucając różnokolorowe światło.
- Gdzie my jesteśmy? – Spytał i zaczął ziewać. Nagle poczuł,
że ogarnia go silne zmęczenie.
- To skarbiec krasnoludów. I moja sypialnia. Złoto usypia smoki. – Powiedział
podtrzymując ramieniem chłopaka, który trochę się zachwiał.
- Czas spać. Jesteś już bardzo zmęczony. – Powiedział i
sprowadził chłopaka po schodkach na stos złotych monet. Ten jak w jednym
momencie zasnął jak zaczarowany. Ojciec przykrył go swoim płaszczem, po czym
sam przemienił się w smoka, ułożył koło niego i zasną.
Castiel ockną się dopiero trzy dni później. Nad sobą
zobaczył trochę zaskoczoną Leilę.
- O! Jednak obudziłeś się wcześniej niż przewidywał twój
ojciec. Wiedziałam! Haha. Wygrałam! – Powiedziała uradowana.
- Co wygrałaś? – Spytał z rozbawieniem chłopak.
- No zakład z twoim ojcem! – Wstała i pomogła wstać
chłopakowi.
- Hej! Akre! Jednak obudził się wcześniej! – Wołała do
kobiety stającej przy drzwiach. Ta z uśmiechem pokiwała głową potakująco i
wyszła.
- Powiedział, że jak wygram to pozwoli mi zobaczyć jak to jest,
gdy się lata. Niby już dzięki tobie trochę wiem. Ale zobaczyć świat ze grzbietu
smoka to dopiero coś! – Mówiła jak najęta.
- Chwila. Jak to dzięki mnie już trochę wiesz?
- A no tak. Ty nic jak zwykle nie pamiętasz. Wtedy po
porwaniu przez tych dziwnych ludzi znów się przemieniłeś. Porwałeś mnie na tą
górę. W sumie to się z tego cieszę. Dzięki tobie żyjemy.
- Domyślałem się, że tak było.
- W sumie jak tak teraz o tym mówimy…
- Tak?
- Czemu nigdy nie przemieniłeś się zupełnie w smoka?
- Nie wiem. Do spotkania z ojcem nawet nie wiedziałem, czym
właściwie jestem. Nie panuję nad tym tak jak on.
- Może musisz się tego nauczyć?
- Skoro to moja natura to nie powinienem mieć takiej
potrzeby.
- Hmm.. Widocznie tego nie chcesz.
- Co masz na myśli?
- No, bo przemieniłeś się w pewnym stopniu tylko dwa razy. W
obu przypadkach miałeś konkretny powód by to zrobić.
- Możesz mieć rację. – Castiel już zaczął się nad tym zastanawiać,
lecz Leila pociągnęła go za sobą na zewnątrz. Dzienne światło trochę go raziło.
Półmrok jaskini bardziej mu odpowiadał.
Dziewczyna zaprowadziła go do sporej Sali bankietowej, w
której znajdował się wielki podłużny stół wypełniony jedzeniem.
- Smoki chyba mają wilczy apetyt. – Powiedziała kierując
wzrok na zdezorientowanego księcia.
- To wszystko dla ciebie. Akre powiedziała, że smoki muszą
dużo jeść żeby być spokojne.
- Nie przypominam sobie bym dużo jadł a mimo to nigdy nie
byłem agresywny.
- A! Tak. Twój ojciec wspominał mi, że byłeś niezwykle
zmęczony i to, dlatego zawsze byłeś tak spokojny. Ale teraz, gdy już się
wyspałeś i nabrałeś sił to się może zmienić. Powiedział też coś o głodzie krwi,
ale nie wiedziałam, o co mu może chodzić. Niestety, gdy spytałam nie
wytłumaczył mi nic tylko zmienił temat.
- Głodzie krwi.. hm? – Castielowi przypomniała się rozmowa z
Akre. I szybko dodał.
- Lepiej będzie jak nie będziesz dopytywać. Skoro ci tego
nie wytłumaczył to widocznie ma powód. – Usiedli przy stole. Castiel zaczął
jeść i musiał przyznać, że w życiu jeszcze nie czół takiego głodu.
- Wiesz zastanawiam się.. – Dziewczyna wyglądała jakby
wahała się czy mu o czymś powiedzieć.
- Tak? – Spytał.
- Podczas gdy spałeś. Drugiej nocy. Widziałam coś dziwnego.
– Dziewczyna mówiła szeptem, ale tak by ją usłyszał.
- Krasnoludy prowadziły jakąś młodą kobietę. Wyglądało to
tak jakby była ich więźniem. Tylko, że ta kobieta była człowiekiem. Zdziwiło
mnie to, bo oprócz nas nie widziałam tu innych ludzi. A skoro była więźniem to,
czemu nie stanęła przed królem? I czemu robili to w nocy? Nic z tego nie
rozumiem. – Castiel niepewnie przełknął. Nie wiedział, co ma jej odpowiedzieć.
Lepiej było by nie wiedziała o tym, co dowiedział się do Akre, ale z drugiej
strony wiedziała już za dużo i nie chciał żeby się w coś wpakowała. Po dłuższym
zastanowieniu odpowiedział jej.
- To ofiara.
- Ofiara?
- Tak.
- Dla kogo? – Dziewczyna patrzyła na niego zdziwiona i
zaniepokojona. Widać było, że już się domyśliła, o co w tym wszystkim chodzi i
nie podoba jej się to. Castiel przerwał posiłek i spojrzał na nią z uwaga.
- Dla smoka.
- Twój ojciec pożera ludzi? A ja byłam z nim tyle razy sam
na sam. O bogowie. Cud, że w ogóle żyję.– Jak widać trudno było jej to
zaakceptować.
- Nie zwykłych ludzi. Dziewicę.
- Dzięki. Poczułam się lepiej.– Powiedziała sarkastycznie
wywracając oczami.
- Spokojnie. Tobie nie zrobi krzywdy.
- Skąd ta pewność?
- Bo wtedy ja.. – Przerwał. I zamyślił się.
- Bo wtedy ty co?
- Nic. Zapomnij o tym.
- Castiel!
- Co?
- Mówisz mi coś takiego a później zostawiasz mnie w
niepewności? – Dziewczyna była trochę poirytowana jego zachowaniem. Ten
uśmiechną się lekko i powiedział.
- Tak. Dokładnie tak. – Już chciała mu coś powiedzieć, lecz
do Sali wszedł król.
- Witajcie. – Uśmiechną się do nich. Oboje od razu skupili
na nim swoją uwagę.
- Nie spodziewałem się, że obudzisz się tak szybko. –
Skierował swoje słowa do syna. Ten tylko się uśmiechnął. Chciał coś powiedzieć,
lecz Leila była szybsza.
- Wygrałam! Teraz czekam na nagrodę. – Dziewczyna wyglądała
na bardzo zadowoloną. Król uśmiechną się.
- Dajmy mu trochę spokoju. - Kiwną do dziewczyny by poszła
za nim. Ta od razu wstała i pobiegła w jego stronę z uśmiechem. Castiel
stwierdził w myślach, że dziewczyna niezwykle szybko akceptuje sytuację, w
jakiej się znajduje.