Przepiękny pałac zbudowany z marmuru
i złota połyskiwał w promieniach zachodzącego słońca. Do
komnaty wpadały kolorowe światła przez różnokolorowe klejnoty,
które były umieszczone w oknach zamiast szyb. Przepiękna elfka o
blado fioletowej skórze, jasny blond włosach i szafirowych oczach
wyszła na balkon. Oparła się o poręcz o finezyjnych ozdobach i
spojrzała w dal. Diadem na jej czole połyskiwał w świetle słońca,
a piękna, zwiewna, biała sukienka targana była delikatnymi
powiewami wiatru. Dziewczyna była pierworodną władcy elfów
wysokiego rodu. Przepiękny strzelisty pałac był prawie na samym
szczycie góry Aikna. Dziewczyna widziała jak w pobliżu przelatuje
stado niezwykle barwnych ptaków z długimi piórami i ostrymi
dziobami. Patrzyła na tęczę, która pojawiła się po niedawno
zakończonej burzy. Widziała jak w jeziorze znajdującym się w
niewielkiej górskiej dolinie pływają łabędzie. Zaraz koło niej
przeleciał tęczowy motyl. Lecz mimo piękna, jakie otaczało
dziewczynę była ona smutna. Mimo pięknych widoków i cudownych
stworzeń, jakie widziała, na co dzień czuła się niesamowicie
samotna. Jej długie do pasa proste włosy potargane zostały silnym
powiewem wiatru z południa. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła
coś, czego się nie spodziewała. Coś, czego nie widziała odkąd
była małą dziewczynką. Użyła zaklęcia by mogła przyjrzeć się
bliżej. Teraz była pewna. To był smok. Wielki biały smok. Lecz po
chwili zobaczyła drugiego, czarnego i trochę mniejszego. Czarny
smok zaczął gonić białego. Ta gonitwa trwała dość długo. W
jej trakcie przez chwilę straciła je z oczu. Całkiem zniknęły
dopiero, gdy już było prawie całkiem ciemno. Elfka nie wiedziała,
co o tym myśleć. Biały smok pokazywał się bardzo dawno temu.
Kilku krotnie, lecz nigdy nie oddalał się od góry. Czarnego smoka
widziała po raz pierwszy. Nawet w legendach nie słyszała o takim.
Wiedziała o istnieniu zielonych, które można było napotkać w
lesie, żółtych, które często czaiły się w górskich pieczarach
oraz niebieskich zamieszkujących podwodne głębie. One wszystkie od
dawna są w letargu. Nikt nie jest oczywiście tak głupi by próbować
je tknąć gdyż mogą się ocknąć i sprawić dużo kłopotu.
Wiedziała, że biały smok to Aeternus. Jest pierwszym smokiem i
sprawuje on władzę nad innymi. Gdy Aeternus osłabł - smoki
zasnęły. Tylko on jest w stanie je wyrwać z tego stanu. Lecz o
czarnym nigdy nie słyszano a księgi elfów mówią nawet o
początkach istnienia świata. Jej serce zadrżało. „Czyżby
stwórczyni wydała na świat kolejną bestię?” pytała sama
siebie. Ruszyła w stronę Sali tronowej by poinformować o tym, co
zobaczyła swojego ojca. Nie było to jej jednak dane.
Gdy wróciła do swojej komnaty
zobaczyła, że na fotelu koło kominka siedzi jej młodszy brat.
- Wyglądasz na zaniepokojoną. Co się
stało Miriel?
- Och to ty Elandiel. Cóż… Nie
jestem pewna. – dziewczyna przeczesała włosy i zastanowiła się
chwilę. – Widziałam smoki.
- Co widziałaś?
- A… no tak… nie było cię na
świecie, gdy to się stało. Widzisz. Kiedyś smoki normalnie żyły
i latały. Był to normalny widok. Ale od już dość dawna ich nie
ma i myśleliśmy, że wyginęły. Nie wiedzieliśmy jednak, co stało
się z Aeternusem. To ktoś w rodzaju władcy smoków. Jest
nieśmiertelnym, potężnym, wielkim, białym smokiem. Nie wiem,
dlaczego ale widziałam go przed momentem. – usiadła na skraju
łóżka. – Widziałam jego i jeszcze jednego. Czarnego smoka. Nie
ma o nim żadnej wzmianki w księgach. Albo przebudził się pierwszy
raz odkąd zaczęto spisywać księgi albo…. – jej głos był
roztrzęsiony. Tak jakby się czegoś bała.
- Albo, co?... – dopytywał chłopiec.
- Albo urodził się niedawno i jest to
całkiem nowy rodzaj smoka.
- Po twoim głosie wnioskuję, że to
źle.
- Dzięki księgą wiemy jak zabijać
smoki. Jak się obronić przed nimi. Ale nie wiemy nic o nowym. Nie
wiemy, co potrafi. To może być poważne zagrożenie. – wstała i
wyszła mówiąc.
- Muszę o wszystkim powiedzieć ojcu.
Mroczny korytarz ciągnął się
nieubłaganie. Zakapturzone postacie w długich czerwonych płaszczach
szły zwartym szykiem przed siebie. Tylko jeden z pośród nich,
młody chłopak, co chwilę zerkał na rówieśnika idącego obok.
Rozkojarzony chłopak miał na imię Alex. Był dość niski. Miał
opalone ciało i krótkie blond włosy z przydługą grzywką, którą
notorycznie odgarniał z twarzy. Jego zielone oczy wpatrywały się w
bladą twarz kolegi. Fioletowe oczy wyższego chłopaka spotkały się
z przestraszonymi teraz oczami blondyna. Niższy chłopak szybko
odwrócił wzrok. Dotarli do wielkiej okrągłej podziemnej Sali.
Utworzyli krąg i każdy zaczął wypowiadać szeptem zaklęcie. Na
środku Sali była przykuta do kamiennego ołtarza młoda dziewczyna.
Miała skrępowane usta, ale to nie miało za dużego znaczenia gdyż
była nieprzytomna. Z pieczary naprzeciwko wejścia Sali wyłonił
się smok z krwawoczerwonymi łuskami i czarnymi jak noc oczami.
Zadzwonił łańcuchami, którymi był przykuty, gdy pełzł w stronę
ofiary. Rytuał był krótki a smok nie sprawiał kłopotów. Gdy
wyszli z Sali Alex odetchnął z ulgą. Wysoki chłopak o białej
skórze czarnych długich włosach związanych w kucyk miał na imię
Ventus. Nie spojrzał on na swojego kolegę dopóki wszyscy nie
rozeszli się do swych komnat.
- Chodź. – powiedział krótko nawet
nie spoglądając na młodszego.
- Zobaczysz. W końcu nas przyłapią.
– ostrzegał go Alex, lecz pomimo tego na jego twarzy zagościł
wielki uśmiech. Tajnym przejściem w ścianie wymknęli się z
podziemnego zamczyska.
- Uwielbiam, gdy mnie tu zabierasz. –
stwierdził zielonooki i przeciągnął się. Ventus w końcu
spojrzał na kompana.
- Ściągaj te okropne łachy. Idziemy
do miasta. – uśmiechnął się delikatnie.
- Łachy? Co by powiedziała twoja
matka gdyby usłyszała, że tak nazywasz szaty Doloris.
- Pewnie nic. Jak zawsze. Tylko
wpatrywałaby się we mnie tym dziwnym wzrokiem.
- O czym ty mówisz?
- Nie. Nic.. nie ważne. Ściągaj to i
chodź. – powiedział sam się przebierając. Alex wykonał
polecenie i szybko się przebrał. Dołączył do kolegi i po paru
godzinach byli w małym miasteczku u podnóża gór granicznych.
Weszli do tawerny i przywitali grzecznie ze starym zielarzem.
- Witaj panie. Jak się czujesz? –
powiedział Alex a Ventus tylko skinął głową.
- Och w porządku. Dziękuję.
- Gdzie Jack? – spytał wyższy
chłopak rozglądając się.
- Jakiś czas temu wyruszył z
przybyszami w stronę góry krasnoludów. Raczej nieprędko wróci.
- Oh. Więc robi za przewodnika. Cóż.
Przyjdziemy innym razem.
- Wątpię by była okazja. –
powiedział starzec z tajemniczym uśmiechem.
- To znaczy? – odezwał się Alex.
- Ta jego młódka. Jak jej tam…
Lisa. Pobiegła za nim. Wiecie, co ludzie o niej myślą. Pewnie
będzie chciała z nim uciec. Znam go. Zrobi dla niej wszystko.
- W takim razie wyruszamy na górę
krasnoludów. – stwierdził Ventus. Alexy tylko spojrzał na niego
z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Coś się stało?
- TY?! Chcesz iść bez pozwolenia
ojca. Sam. Za jakimś kolesiem, który może cię zabić. Aż na górę
krasnoludów. Które też notabene mogą cię pozbawić żywota?
- Po pierwsze. Dużo się zmieniło.
Nie potrzebuję jego zgody… - Alex już chciał mu przerwać, więc
ten szybko dodał – Nawet fakt, że jest przywódcą Doloris tego
nie zmienia. – Alex zamknął usta a Ventus kontynuował. – Po
drugie nie będę sam. Idziesz ze mną. Po trzecie i najważniejsze…
Tylko smok jest w stanie mnie zabić. Pamiętasz jeszcze?
- No dobra. Może i masz rację. Ale na
kiego ja ci tam potrzebny? – powiedział z miną jakby miał się
zaraz rozpłakać. Nie było mu prędko do opuszczania tego świata.
- Dla towarzystwa. – powiedział z
uśmiechem, lecz jednocześnie była to mina, dzięki której Alex
wiedział, że nie może się sprzeciwiać. Wyruszyli w ślad za
wędrowcami.
- Mówię ci. Jak wrócimy to nas
zabiją. Dosłownie. W co ty mnie pakujesz? Znaczy ja wiem, że
jesteś synem przywódcy to ci nic nie zrobią. Ale ja? Czemu mnie w
to mieszasz? – dalej biadolił nad swym losem blondyn.
- Eh. Nie jestem jego synem. Nawet nie
jestem synem Kiry.
- CO?!
- Dowiedziałem się niedawno, że nie
są moimi rodzicami. Znaczy w pewnym sensie są ale mam świadomość
innej istoty. Tak wynika z ich rozmowy. Wiem tylko, że jestem im z
jakiegoś powodu potrzebny.
- Ale moja matka odbierała twój
poród. To niemożliwe…
- Kira mnie urodziła, ale nie jestem
jej dzieckiem. Była tylko narzędziem.
- …. W co ty mnie pakujesz… -
powiedział prawie szeptem zielonooki, który zaczął pojmować
powagę sytuacji.
- Teraz to mnie na bank zabiją. – po
chwili dodał. - Może i lepiej. Dołączę do rodziców.
- Bzdury gadasz. Ze mną nic ci nie
grozi. A teraz nie marudź tylko pośpiesz się. Muszę odnaleźć
brata. – przyśpieszył kroku.
- BRATA?! Czego ja jeszcze nie wiem?!
- Eh. No dobra. Jack to mój brat. Nie
urodziła go Kira. Kobieta, która wydała go na świat zmarła przy
porodzie. Jej organizm nie wytrzymał. Jack jest za silny. Ja też,
ale Kira miała magię do dyspozycji. Oboje jesteśmy dziećmi tego
samego bóstwa.
- To znaczy, kogo? Bo jakieś mam
wrażenie, że raczej nie stwórczyni.
- Nie. Pochodzimy od stwórcy.
- Świetnie. Czyli jesteś częścią
apokalipsy?!
- Tak. Ja, Jack, Aeternus, Sanguis.
Jest jeszcze kilka innych osób, ale nie wiem jak na razie, kim oni
są.
- Oh. Jak fajnie jest się dowiedzieć
od kumpla, że świat się kończy i to z jego pomocą. – parsknął
Alex.
- Źle to interpretujecie. Koniec
świata nie oznacza totalnej zagłady. To po prostu koniec jednego i
początek następnego. – w trakcie rozmowy przyśpieszali coraz
bardziej do tego stopnia, że aż zaczęli biec. Zauważyli przed
sobą kilka osób. Schowali się za drzewo i obserwowali. Widzieli
dziwną scenę, w której wilki zaczęły uciekać przed chłopakiem,
który robił za przewodnika wędrowców. Gdy nieznajomi ruszyli
dalej, Ventus i Alex ruszyli w ślad za nimi. Tamci mieli konie, co
bardzo utrudniło pościg. Jednak chłopcy od małego byli szkoleni w
zamczysku Doloris. Byli niezwykle szybcy i udało im się śledzić
nieznajomych całą noc aż do momentu, gdy zatrzymali się przed
wejściem do pałacu na górze krasnoludów.
- Nie ma szans. To jakaś twierdza. Nie
dostaniemy się tam. – powiedział zmęczonym głosem Alex.
- Przez frontowe wrota na pewno. Ale my
wejdziemy od góry.
- Widzisz te mury? To gigantyczna
skalna ściana. Jak chcesz się na nią wdrapać?
- Nie będziemy się wdrapywać. –
powiedział, po czym złapał swojego towarzysza w pasie i po chwili
pojawili się na szczycie skalnej ściany służącej krasnoludom za
mur obronny.
- Jak ty to…
- Czar teleportacji. – odpowiedział
Ventus z uśmiechem. – jest wyczerpujący i działa na niewielkich
odległościach, ale przydaje się. – dodał, lecz musiał na
chwilę klęknąć by nie stracić równowagi. Był już bardzo
zmęczony. Alex spojrzał w dół. Z muru widać było wędrowców.
Skierowali się do pałacu.
- W porządku. Mam tu znajomego.
Dowiemy się, czego oni tu szukają i odpoczniemy trochę. –
powiedział wyższy chłopak.
- Znajomego? Tutaj? Czym ty jeszcze
mnie zaskoczysz? – zaśmiał się Alex. Cieszył się z wizji
odpoczynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz